rozwińzwiń

Lunatycy. Historia zmiennych poglądów człowieka na wszechświat

Okładka książki Lunatycy. Historia zmiennych poglądów człowieka na wszechświat Arthur Koestler
Okładka książki Lunatycy. Historia zmiennych poglądów człowieka na wszechświat
Arthur Koestler Wydawnictwo: Zysk i S-ka publicystyka literacka, eseje
592 str. 9 godz. 52 min.
Kategoria:
publicystyka literacka, eseje
Tytuł oryginału:
The Sleepwalkers: A History of Man’s Changing Vision of the Universe
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2002-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2002-01-01
Liczba stron:
592
Czas czytania
9 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
83-7150-539-6
Tłumacz:
Tomasz Bieroń
Średnia ocen

8,8 8,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,8 / 10
18 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
78
26

Na półkach: , ,

Zainteresowanym pragnę polecić znakomitą recenzję pt. ,,Umysł wędrujący na oślep'' Pani Teresy Kubackiej, którą to recenzję znaleźć można (co najmniej) na portalu esensja.

Od siebie dodam tylko, że wielce warto książkę Koestlera skonfrontować (bo istotnie jest to wspólny front) z książeczką ,,Wokół Galileusza'' José Ortegi y Gasseta, a nawet z ,,Odrzuconym obrazem'' C.S. Lewisa (a konkretnie z jednym czy dwoma jej rozdziałami).

(I dodam, że wielką niewykorzystaną szansą jest niewznowienie tej książki w zeszłym, tj. jubileuszowym roku Kopernika, bo to on jest jednym z jej głównych (choć on akurat zdecydowanie anty-) bohaterów. Sprzedawałaby się chyba nieźle, szczególnie z jakąś prowokującą przepaską czy naklejką na okładce ;) )

PS

Sięgnąwszy po książkę (ale już w postaci swojego egzemplarza !) ponownie, poczułem, że nie oddałem sprawiedliwości Autorowi. A że nie uczyniła też tego wspomniana recenzja, to próbuję ja.

To nie jest podręcznik historii astronomii czy kosmologii! Przyznać od razu trzeba, że w tej roli książka jest bardzo dobra, nie znam pojedynczej książki adresowanej do szerokiego dość grona, która z taką łatwością nakreśla zasadnicze zmiany w ideach dotyczących kosmosu. Specjalista łatwo znajdzie jednak zbyt często pomijane czy zniekształcane (wedle nowszych źródeł i analiz) fakty. Koestler nie pisał jednak dla historyków, ani profesjonalnych, ani tych tylko amatorskich (czy raczej: aż amatorskich, bo chodzi o miłość).

Koestler nie jest specjalistą ani analitykiem. Z całym szacunkiem, ale nie jest dziobiącą kurą czy nawet kazuarem, lecz szybującym wysoko krukiem umiejącym jednym spojrzeniem ogarnąć olbrzymi obszar. Nie po to, by coś małego wyłowić, ale by obszar zrozumieć, pojąć go we władanie. Nie interesują go górki i dołki, ale szczyty, przełęcze, linie wododziałowe i granice roślinności czy ekosystemów.

Śledzi tu w szczególności meandry jednej rzeki i czyni to w sposób wielce odkrywczy i zmuszający do zadumy. Przywraca pamięć zapomnianym ludziom i ideom, a gdy widzi tego większy cel, nie szczędzi stron, by czyjąś pamięć pognębić i czegoś mit obalić. Tak jest z Kopernikiem, który przedstawiony jest w sposób szokujący. Ostatecznie jest to uzdrawiający szok, choć czytanie o ludzkich słabościach nigdy nie jest łatwe. I wreszcie: czyni to wszystko z polotem, wysokim, jak przystało na temat ;)

To byłoby jednak za mało do uczynienia z książki dzieła wielkiego. Jest nim ona za sprawą jednej nici przewodniej, jednego celu, ducha sprawczego, którego czuć tu i ówdzie, ale który w pełni ujawnia się dopiero, a jakże, w ostatnim rozdziale.

Jeśli coś warto wyjąć i poznać, to nie próby przybliżania specyfiki umysłowości dawnych astronomów, ale właśnie ostatni rozdział. Koestler stawia tam problem współżycia nauki i wiary, niby nic wielkiego, ale nie na odkłamywaniu przeszłości (i nie na erudycyjnych czy językowych popisach, choć te też są) mu zależy — zależy na przyszłości, wyłącznie. Dwie gałęzie, kiedyś czerpiące z jednego pnia, śledzone są w swym rosnącym oddaleniu i zwichrowaniu. Skutki rozłamu prześwietlone i brutalnie ukazane, to jest człowiek XX wieku i jego zagubienie, idź i patrz! I wybieraj swą (i dla swych dzieci) drogę rozważnie.

Każdy uznający siebie za humanistę powinien to przeczytać, i to najlepiej nie raz.

Zainteresowanym pragnę polecić znakomitą recenzję pt. ,,Umysł wędrujący na oślep'' Pani Teresy Kubackiej, którą to recenzję znaleźć można (co najmniej) na portalu esensja.

Od siebie dodam tylko, że wielce warto książkę Koestlera skonfrontować (bo istotnie jest to wspólny front) z książeczką ,,Wokół Galileusza'' José Ortegi y Gasseta, a nawet z ,,Odrzuconym obrazem'' C.S....

więcej Pokaż mimo to

avatar
580
249

Na półkach: ,

Koestler piszę tę książkę jako literat z pasją do historii filozofii przyrody. W kwestii Platona za bardzo ufa Popperowi. Co to geocentrycznych modeli astronomicznych jest często niesprawiedliwy. Popełnia też błędy.

Ze wstępu (jako motto książki):

"Tymczasem we wszystkich systemach kosmologicznych, od pitagorejczyków po Kopernika i Eddingtona, znajdują odzwierciedlenie nieświadome uprzedzenia, filozoficzne, a nawet polityczne poglądy ich autorów. Żadna dziedzina nauki, od fizyki pod fizjologię, nie może twierdzić, że jest wolna od takich czy innych nachyleń metafizycznych. Postęp nauki zazwyczaj postrzega się jako regularny, racjonalny marsz wzdłuż prostej wznoszącej się lini. Zwłaszcza historię teorii kosmologicznych można bez przesady nazwać historią zbiorowych obsesji i kontrolowanych zchizosfernii, sposób zaś, w jaki dokonały się jedne z najwazniejszych odkryć, kojarzy się raczej z zachowaniem lunatyka, niż elektronicznego mózgu" (11).

###

"Szóste stulecie przedchrześcijańskie - niezwykłe stulecie Buddy, Konfucjusza, Lao-Cy, filozofów jońskich i Pitagorasa - było punktem zwrotnym w dziejach gatunku ludzkiego. Wiosenny wiatr zdawał się ciągnąć przez naszą planetę od Chin do Samos, rozbudzając świadomość człowieka, niczym tchnienie w nozdrzach Adama" (22).

Napisać o kosmologii przedsokratyków!

Pitagoras z Samos, "którego wpływ na idee, a przeto na losy rodzaju ludzkiego, był prawdopodobnie większy niż jakiegokolwiek innego człowieka w dziejach. [...] W swym długim życiu zmieścił, mówiąc słowami Empedoklesa, 'wszystkie rzeczy, które są zawarte w dziesiędziu, a nawet dwudziestu pokoleniach ludzi'" (25-26).

"Pitagoras tak się ma do Talesa, jak filozofia Gestalt do dziewiętnastowiecznego materializmu. Wahadło zostało puszczone w ruch. Jego tykanie będzie słyszane przez całą historię, gdy tarcza przeskakuje między skrajnymi pozycjami 'wszystko jest ciałem' i 'wszystko jest umysłem'; gdy akcent przenosi się z 'substancji' na 'formę', ze 'struktury' na 'funckję', z 'atomów' na 'schematy', z 'cząstek' na 'fale' i z powrotem" (29).

"Herodot wspomina pogłoskę, że na północy żyją ludzie, którzy śpią przez sześć miesięcy w roku, co dowodzi, że niektóre implikacje kulistości Ziemi, takie jak noc polarna, były już rozumiane" (43).

Palenisko wszechświata.

"Wokół ognia centralnego krążyło zatem po koncentrycznych orbitach dziewięć ciał: po najmniejszech antichton, potem Ziemia, księżyc, Słońce i sześć planet. Dalej była sfera unosząca wszystkie gwiazdy stałe. [...] Słońce służyło jedynie za rodzaj przezroczystego okna bądź soczewki, przez którą światło było filtrowane i rozprowadzane. Obraz ten przypomina nieco dziury w wypełnionej ogniem oponie Anaksymandra" (44-45).

"Pitagorejczycy nie zarzucili idei centralnego ognia, lecz przenieśli go do wnętrza Ziemi, przeciwziemię utożsamili zaś po prostu z ksieżycem" (46).

"Jak się zdaje, pierwszą osobą, która orzekła, że Phōsphóros i Hésperos, to jedna i ta sama planeta, był Pitagoras" (49).

"Są jednak sytuacji, kiedy dostrzeżenie oczywistości wymaga wielkiej siły wyobraźni połączonej z brakiem respektu dla tradycyjnego sposobu myślenia" (49).

"Nie wiemy, czyjego autorstwa jest hipoteza o obrocie Ziemi wokół własnej osi. Wymienia się w tym kontekście dwa nazwiska: Hikatesa (niektóre źródła nazywają go Hiketasem) oraz Ekfantosa, obu mających pochodzić z Syrakuz. Nic jednak o nich nie wiemy. Nie znamy nawet daty ich narodzin i śmierci" (549).

Wg przypisywanego Plutarchowi traktatu Placita Philosophorum 3,11: Filolaos Pitagorejczyk umieszcza ogień w środkowym miejscu, i jest to ogniskiem Wszechświata; na drugim miejscu Przeciwziemię; na trzecim Ziemię, na której mieszkamy, która obraca się, przez co nie można zobaczyć tamtej strony. (tekst gr., przekład ang.).

Seleukos "opracował teorię przypływów i odpływów morza opartą na obrocie Ziemi" (549).

"Nie istnieją żadne dowody na poparcie tej hipotezy [że Heraklides głosił już pogląd taki, jak Tycho Brahe]" (549).

"Arystarch, ostatni z astronomów pitagorejskich, pochodził, podobnie jak mistrz, z Samos. Najprawdopodobniej urodził sie w 310 roku p.n.e., roku śmierci Heraklidesa [...]. Zachowała się tylko jednak jego krótka rozprawa 'O wielkości i odległości Słońca i Księżyca'. [...] Archimedesa 'O rachubie ziarn piasku'. [...] Równie ważna jest wzmianka Plutarcha [...]. W jego rozprawie 'O obliczu na tarczy księżyca' jedna z postaci wymienia Arystarcha z Samos, "który uważał, że niebiosa spoczywają, Ziemia zaś krąży po pochyłej orbicie, jednocześnie kręcąc się wokół własnej osi". A zatem Arystarch doprowadził linię myślenia zapoczątkowaną przez Pitagorasa i kontynuowaną przez Filolaosa i Heraklidesa do logicznej konkluzji: wszechświata ześrodkowanego na Słońcu" (50-51).

O systemie geocentrycznym: "monstrualnego systemu astronomicznego, który wydaje nam się dzisiaj obrazą dla ludzkiej inteligencji, a który panował przez półtora tysiąca lat" (51).

O Platonie.

"Zasowane dialogi Platona o potwierdzonej autentyczności złożyłyby się na tom grubości Biblii" (54).

"<Zmianofobia> wydanie się głównym czynnikiem odpowiedzialnym za odstręczające aspekty platonizmu. Pitagorejska synteza religii i nauki, podejścia mistycznego i empirycznego, rozsypała się. Mistycyzm pitagorejczyków został doprowadzony do jałowej skrajności, podczas gdy nauki empiryczne spotyka szyderstwo i lekceważenie. Bractwo pitagorejskie uległo przekształceniu w przewodników do totalitarnej utopii. Wędrówka dusz do Boga została zdegradowana do postaci potrzebnym do celów wychowawczych pogadanek o tym, że tchórze zostaną ukarani wcieleniem w kobietę; orficki system przeszedł w nienawiść do ciała i pogardę dla zmysłów. Badając naturę, nie można uzyskać prawdziwej wiedzy, albowiem <jeśli chcemy kiedykolwiek poznac coś w sposób czysty, to musimy od ciała się oddzielić i samą duszą oglądać rzeczy same w sobie>. [...] Kiedy rzeczywistość staje sie nieznośna, umysł musi sie z niej wycować i stworzyć świat sztucznej doskonałości, platoński świat czystych idei i form, który jako jedyny można uznać za rzeczywisty, podczas gdy postrzegany przez nas świat natury jest tylko jego tanią i kiepską imitacją, a życie w nim to ucieczka w złudzenie. Intuicyjna prawda zawarta w alegorii jaskini zostaje tu doprowadzona do absurdu przez nadmierne ukonkretnienie - jakby autor sformułowania <ten świat jest łez padołem>przystąpił do badania rzeczywistego rozkładu łez w padole. [...] Jeśli powyższe słowa sprawiają wrażenie surowego i jednostronnego osądu filozofii Platona, to dlatego, że tak właśnie, jak to przedstawiłem, była ona rozumiana przez długi szereg przyszłych pokoleń - mówię tu o jednostronnym cieniu, który rzucał ten myśliciel" (57-58).

"Można zaryzykować stwierdzenie, że to Platon spowodował upadek filozofii, który uczynił spadkobierców autora 'Państwa' głuchymi na harmonię natury. Grzechem, który doprowadził do upadku, było zerwanie pitagorejskiej jedności między filozofią przyrody a religią, zanegowanie nauki jako sposobu oddawania czci, rozszczepienie substancji wszechświata na nikczemne niziny i eteryczne wyżyny, składające się z różnej materii, rządzące się różnymi prawami. Ów 'rozpaczliwy dualizm', jak moglibyśmy to nazwać, został przez neoplatończyków przeniesiony na grunt filozofii średniowiecznej" (85).

"Platon twierdził, że wiedzę prawdziwą można uzyskać tylko intuicyjnie, za pomocą oka duszy, a nie ciała. Arystoteles podkreślał znaczenie doświaczenia - empiria - przeciwstawionego intuicyjnej aperia" (107).

Przypis na str. 550.

"W celu wyjaśnienia ruchu siedniu planet Arystoteles użył aż pięćdziesięciu czterech sfer" (66).

"Powody, dla któych [Arystoteles] dołożył dodatkowe dwadzieścia sfer, są bardzo interesujące. Eudoksos i Kallippos nie mieli ambicji stworzenia modelu, któy byłby fizycznie możliwy. [Nie byli kosmologami]. Nie obchodził ich rzeczywisty mechanizm niebios. Skonstruowali system czysto geometryczny, który, o czym wiedzieli, mógł istnieć tylko na papierze. Arystoteles zapragnął więcej, chciał przekształcic ich system w zdolny do działania model fizyczny. Trudność polegała na tym, że wszelkie sąsiednie sfery muszą być ze sobą mechanicznie połączone, lecz indywidualny ruch poszczególnych planet nie może być przekazywany innym planetom. Arystoteles próbował rozwiązać ten problem przez włożenie pewnej liczny sfer 'neutralizujących', obracających się w kierunku przeciwnym do sfer 'roboczych', pomiędzy warstwy związane z poszczególnymi planetami. Dzięki temu wpływ ruchów, na przykład Jowisza na ruchy Marsa, był eliminowany i 'cebulę' Marsa można było rozpatrywać niezależnie. Co się wszak tyczy odtworzenia rzeczywistych ruchów planet, to model Arystotelesa nie wniósł żadnego usprawnienia.
Ponadto pozostała jeszcze jedna trudność. Podczas gdy każda sfera uczestniczyła w ruchu otulającej ją większej sfery, potrzebowała jednak specjalnej siły, która nadawałaby jej niezależny ruch obrotowy wokół własnej osi. Oznaczało to, że potrzeb było aż pięćdziesięciu pięciu 'nieruchomych poruszycieli', czyli duchów, aby system funkcjonował" (66-67).

"System Ptolemeusza ma w sobie coś głęboko odpychającego. Jest to dzieło pedanta obdarzonego olbrzymią cierpliwością i znikomą oryginalnością, z uporem maniaka dokładającego kolejne kręgi. [...] Była to monumentalna i przygnębiająca tapiseria, wytwór zmęczonej filozofii i dekadenckiej nauki" (71-72).

"Hipparch zastosował je [epicykle] jednak tylko do skonstruowania orbit Słońca i Księżyca" (71).

Cytaty z autorów supremujących Słońce - s.73.
Dowód na to, że nie zapomniano nauki o centralnej roli Słońca, mimo panowania teorii Ptolemeusza. (Umieścić zaraz po pitegorajczykach).

"Ta kontrolowana schizofrenia trwała przez całe średniowiecze", jak powiedziałby Koestler.

"Astronomia po Arystotelesie stała się abstrakcyjną geometrią nieba, niezwiązaną z rzeczywistością fizyczną. [...] Służyła celom praktycznym jako metoda układania tablic ruchów Słońca, Księżyca i planet, lecz na temat rzeczywistości fizycznej nie miała nic do powiedzenia. [...] ponieważ ciała niebieskie, obdarzone boską naturą, posłuszne są innym prawom niż te, które znamy na Ziemi. Nie istnieje między nimi żaden związek, wobec czego nie możemy nic wiedzieć o fizyce nieba. [...] rozwód między czterema elementami regionu podksiężycowego i piątym elementem w niebiosam wiedzie bezpośrednio do oddzielenia geometrii od fizyki, a stronomii od rzeczywistości" (76).

"W późniejszej i krótszej pracy, zatytuowanej Zasady ruchu planet, Ptolemeusz bez przekonania podjął próbę nadania swemu systemowi pozorów wiarygodności fizycznej, przedstawiajac każdy epicykl jako sferę lub dysk ślizgajacy się pomiędzy dwoma powierzchniami sferycznymi, jak w łożysku kulkowym. Próba nie powiodła się jednak" (553).

"W VI wieku p.n.e. ludzie wykształceni wiedzieli, że Ziemia jest kulą; w VI wieku n.e. sądzili, że jest krążkiem, czy też przypomina kształtem święte tabernakulum" (81).

"Makrobiusz, Chalcydiusz, Martianus Capella, trzej encyklopedyści z okresu rozpadu Cesarstwa Rzymskiego (IV - V w. n.e. [...] byli zwolennikami systemu Heraklejdesa. Został on podjęty w IX weku przez Jana Szkoda, który uczynił nie tylko planety wewnętrzne, lecz wszystkie z wyjątkiem dalekiego Saturna satelitami Słońca. [...] Posłuchajmy co ma w tej kwestii do powiedzenia największy autorytet: 'Większość ludzi, którzy między IX i XII wiekiem pisali o astronomii i tórych dzieła się zachowały, znali i uznawali za prawdziwą teorię autorstwa Heraklejdesa z Pontu" (101).

"Istnieją zaburzenia umysłowe, których ofiary odczuwają przymus, aby nie następować na krawędzie płyt chodnikowych lub policzyć zapałki w pudełku przed położeniem się slać, co odgrywa rolę rytuału chroniącego przed lękiem. [...] Średniowieczne życie w swych typowych aspketach przypimina rytualne zachowania osoby cierpiącej na nerwicę natręct, które służą ochronie przed wszechobejmującą zarazą ziemniaczaną, grzechu, winy i duchowych cierpień" (103). Czyżby Koestler czerpał tę wiedzę z własnego doświadczenia?

O tym jak bardzo upadła astronomia w śrdniowieczu może świadczyć choćby to, że niejaki Laktancjusz uważał ziemię za płaską, a modelem wszechświata, który funkcjonował przez jakiś czas był, jak przekonuje Koestler, nawet nie model wulgarnie sferyczny, ale prostokątny.

Kopernik
„Pierwszy z pionierów nowej epoki nie należał do niej, lecz do poprzedniej. Chociaż urodził się w czasach odrodzenia, był człowiekiem średniowiecza: gnębionym średniowiecznymi lękami, trawionym średniowiecznymi kompleksami, który wbrew swej woli zapoczątkował rewolucję” (114).
„Kopernik jest być może najbardziej bezbarwną postacią spośród wszystkich, które siłą swych zasług bądź okoliczności wpłynęły na bieg losów ludzkości. Na rozświetlonym niebie renesansu jawi się jako jedna z tych ciemnych gwiazd, o których istnieniu zaświadcza tylko silne promieniowanie” (124).
"W istocie Kopernik doprowadził ortodoksję kół i sfer jeszcze dalej niż Arystoteles i Ptolemeusz (192).
"Kopernik był ostatnim arystotelikiem pośród wybitnych naukowców. W swym stosunku do natury tacy ludzie jak Roger Bacon, Mikołaz z Kuzy, William Ockham i Jean Buridan, żyjący sto lub dwieście lat wcześniej w porównaniu z Kopernikiem byli 'nowożytnikami'" (195).
"Istnieje znane powiedzenie, że Marks 'postawił Hegla na głowie'. To samo uczynił Kopernik z Ptolemeuszem. W obu przypadkach tkwiący w tej niewygodnej pozycji autorytet przyniósł swemu uczniowi zgubę" (207).
"[...] upchnął ogromną liczbę epicykli i deferetów w najbardziej niestrawnej spośród książek, które wpłynęły na bieg historii" (198).
Posłuszeństwo autorytetom odbierało Kopernikowi „niezależność postępowania i niezależność myślenia, trzymało w narzuconej sobie samemu niewoli i czyniło z niego ascetyczny relikt średniowiecza pośród humanistów renesansu” (173).
„Zaiste określenie ‘stary zgred’ nie jest tu chyba przesadzone” (181).
"Kopernik wraz ze starożytnymi uważał oś ziemską za quasi-mechanicznie przytwierdzoną do obręczy orbity (znalogicznie do Księżyca, zawsze zwracającego się ku Ziemi tą samą stroną) i dlatego musiał wprowadzić specjalne ruch, któy sprawiał, że oś Ziemi była równoległa do siebie w przestrzeni" (565).
"Przyczyny, dla których Kopernik musiał zwiększyć liczbę epicykli, są następujące:
a) aby zrekompensować usunięcie ekwantów Ptolemeusza;
b) aby wyjaśnić wyimaginowane wahania prędkości precesji i nachylenia ekliptyki;
c) aby wyjaśnić stały kąt osi ziemskiej;
d) ponieważ koniecznie chciał rozłożyć oscylacje prostoliniowe na ruchy kołowe, o co nie dbał Ptolemeusz, który nie był aż takim purystą (566).
"Kopernik doszedł do błędnego wniosku, że szybkość precesji punktów równonocy nie jest jednostajna, i próbował wyjaśnić jej wyimaginowane działania, a także równie wyimaginowane fluktuacje nachylenia ekliptyki, za pomocą dwóch niezależnych od siebie ruchów oscylacyjnych osi Ziemi" (566-567).

„W dialekcie frankoński köpperneksch do dziś oznacza mało wiarygodne, niestworzone bajanie” (183).
And for many people the Sun-centred model was still too radical even to be contemplated, so much so that Copernicus’s work may have resulted in a new meaning for an old word. One etymological theory claims that the word ‘revolutionary’, referring to an idea that is completely counter to conventional wisdom, was inspired by the title of Copernicus’s book, ‘On the Revolutions of the Heavenly Spheres’. And as well as revolutionary, the Sun-centred model of the universe also seemed completely impossible. This is why the word köpperneksch, based on the German form of Copernicus, has come to be used in northern Bavaria to describe an unbelievable or illogical proposition. All in all, the Sun-centred model of the universe was an idea ahead of its time, too revolutionary, too unbelievable and still too inaccurate to win any widespread support.
„To, co mazywamy rewolucją Kopernikańską, nie dokonało się za sprawą kanonika Mikołaja. Wszczęcie rewolucji nie było jego zamiarem. Wiedział, że znaczna część jego ksiażki jest nie do obrony, sprzeczna z doświadczeniem, główne zaś jej założenia nie do udowodniena. Sam wierzył w nie tylko połowicznie […] Brakowało mu cech proroka: świadomości misji, oryginalności spojrzenia, odwagi głoszenia swych przekonań” (147).

„Fascynacja Kopernika pitagorejskim kultem tajemnicy [który Koestler nazywa aroganckim i antyhumanistycznym (!)] pojawiła się u niego wcześnie, wyrasta z samych korzeni jego osobowości. Szczególną rolę odgrywa tu […] list Lizysa”, który Kopernik przetłumaczył z greki na łacinę (jest to falsyfikat powstały podobno w II w. n.e.) (148). „Istnieje dziwna konsekwencja między charakterem Kopernika a skromnym, wręcz ukradkowym sposobem, w jaki rewolucja Kopernikańska weszła tylnymi drzwiami historii poprzedzona przepraszającą uwagą [Osiandra]: ‘Proszę nie traktować tego poważnie – to tylko zabawa, wyłacznie dla matematyków, rzecz wysoce nieprawdopodobna” (169).
Astronom niemiecki Ernst Zinner jest pewien, że Kopernik zdążył zobaczyć przedmowę Osiandra – o czym zapewnia w liście do Koestlera (s. 168).

„Kopernik wierzył, że Ziemia się porusza. Niemożliwe jest jedna, aby wierzył, że Ziemia lub planety poruszają się tak, jak to opisał w swym systemie epicykli [mniejszych] i deferentów, które były geometrycznymi fikcjami” (169).
„Tajemnica przedmowy [Osiandra] która przetrwałą trzy stulecia, współgra oczywiście ze skrytością obyczajów kanonika Mikołaja, z jego pitagorejskim kultem tajemniczności i ezoterycznym mottemjego dzieła: ‘tylko dla matematyków’. […] [Jej autor, Osiander] powtarzał tylko klasyczną doktrynę, w myśl której fizyka[czy kosmologia] i geometria nieba [astronomia] to osobne dziedziny” (166).
Na całej Warmii nie było nikogo, z kim Kopernik mógłby porozmawiać o astronomii.

Zdradził swego młodego ucznia Retyka (poniżej trzydziestki),nie wspominając o nimw przedmowie, co prawdopodobnie spowodowało, że Retyk po wydanie dzieła Kopernika przestał o nim myśleć i zajął się innymi sprawami. Dopiero po przyjeździe do Krakowa…

O 'De Revolutionibus'

Tak więc razem wystarczy zbiorowisko trzydziestu czterech kół - 'Komentarzyk'.

"W rzeczywistości Kopernik posługuje się czterdziestoma ośmioma epicyklami - jeśli dobrze policzyłem. Co więcej, Kopernik zawyżył liczbę epicykli w systemie Ptomelejskim [względem systemu Ptolemejskiego]. W zaktualizowanej piętnastowiecznej wersji Peurbacha system Ptolemejski wymagał nie osiemdziesięciu epicykli, jak twierdził Kopernik, lecz czterdziestu. Innymi słowy, wbrew panującemu przekonaniu [...] Kopernik nie zmniejszył, lecz zwiększył liczbę epicykli (z czterdziestu do czterdziestu ośmiu) (188).

"Ziemie nie krąży [...] wokół Słońca, lecz wokół punktu oddalonego od słońca mniej więcej o trzy jego średnice. Również planety nie krążą u Kopernika wokół Słońca, choć tak nas wszystkich uczono w szkole. [...] System Kopernikański nie był prawdziwie heliocentryczny, lecz, jeśli można tak powiedzieć, vacuocentryczny. [...] Co więcej, środek orbity Saturna leży poza sferą Wenus, a środek orbity Jowisza blisko sfery Merkurego. Jak to możliwe, aby sfery te funkcjonowały, nie zderzając się i nie przeszkadzając sobie nawzajem? Ponadto Merkuremu [...] trzeba było przypisać ruch oscylacyjny po linii prostej. A przecież zarówno Arystoteles, jak i sam Kopernik uważali, że ciału niebieskiemu nie może przysługiwać ruch prostoliniowy. Należało to zatem rozwiązać za pomocą złożonego ruchu dwóch dodatkowych sfer - jednej obracającej się wewnątrz drugiej. [...] Ruch Ziemi składał się teraz z aż dziewięciu niezależnych ruchów kołowych (190-191).

Tutaj Koestler chyba nie ma racji: "Z kolei przeniesienie centrum wszechświata do punktu w okolicy Słońca sprawia, że w system znacznie truniej było uwierzyć. Do tej pory wszechświat miał materialne łożysko, a teraz zawieszony był na punkcie w pustej przestrzeci" (190).

Regiomontanus, właśc. Johannes Müller

"Wiemy [...] że szczególnie interesował się systemem heliocentrycznym Arystarcha, na co wskazuje notka na jednym z jego rękopisów. Znacznie wcześniej [od Kopernika] także on twierdził, że ruchami planet rządzi Słońce. Pod koniec życia na kartce papieru napisał słowa: 'Trzeba nieco zmienić ruch gwiaz z powodu RUCHU ZIEMI'. [...] Innymi słowy Regiomontanus przypuszczalnie doszedł do tych samych wniosków co Arystarch i Kopernik, lecz przedwczesna śmierć uniemożliwiła mu dalsza pracę na tą koncepcją. Zmarł w wieku czterdziestu lat, trzy lata po przyjściu na świat Kopernika" (205). Można przypuszczać, że gdyby żył dłużej to on, a nie Kopernik zapisałby się na kartach historii jako człowie, któy "poruszył Ziemię". Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia, by dożyć choćby sześćdziesiątki.

"NIe twierdził, że wszechświat jest przestrzennie nieskończony. [...] Niechcący jednak zmienił podświadomy schemat myślowy, zamiast niebu, każąc obracać się Ziemi. [...] Niebo zostało pozbawione granic, nieskończoność rozwarła swą ziejącą paszczę i Pascalowski 'libertyn', w przypływie kosmicznej agrofobii, miał sto lat później wykrzyknąć: Le silence eternel des ces espaces infinis m'effraie! Nieskońcona przestrzeń nie należy do systemu Kopernikańskiego, lecz z niego wynika; nieodparcie popychał on myśl w tym kierunku" (212-213).

„Kopernik przystąpił do reformowania systemu ptolemejskiego, ponieważ był niezadowolony z faktu, że u Ptolemeusza planeta poruszała się z jednostajną prędkością nie wokół środka swej orbity, lecz wokół punktu położonego w pewnej odlełości od środka. […] Rzeczywiste ruchy planet nie stały się przez to ani kołowe, ani jednostajne, lecz każde z kół wyimaginowanego mechanizmu, któ®y rzeokomo zdawał sprawę z tych ruchów, obracało się ze stałą prędkością – nawet jeśli tylko w umyśle atronoma” (315).

Kepler / Koestler uważa Keplera za wybitniejszego od Galileusza, Kopernika i zapewne od wielu innych. Warto to przemyśleć.

"Ustalenie praw Keplera jest kamieniem milowym dziejów".

W kontekście Tejemnic kosmosu Keplera „Gdy pacjent oddziału psychaitrycznego stwierdza, że jest tubą Ducha Świętego, nie przechwala się, lecz po prostu zmienia temat.
To właśnie Kerpler odkrył, że przedmowę do O obrotach, napisał nie Kopernika, lecz Osiander.

Kepler nie wierzy w fizyczne istnienie sfer planetarnych.
„[…] nie uważał sfer za fizycznie istniejące byty, lecz za granice przestrzeni przyznanej każdej orbicie. Grubość każdej skorupy i odległości między nimi wyznaczały liczby, które podaje Kopernik” (252).

Dalsze planety mają nie tylko dłuższą drogę do przebycia, ale też poruszają się wolniej. Gdyby miały tylko dłuższą drogę do przebycia, to Jowisz, która jest mniej wiecej dwa razy daje, okrążałby środek masy Układu około dwa razy wolniej, podczas kiedy w rzeczywistości okrąża dwa i pół razy wolniej. Zależność nie jest więc po prostu liniowa. To sprawiło, że odkrył ją dopiero Kepler.

Kepler: „Geometria istniała przed Stworzeniem, jest współwieczna z umysłem Boga, jest samym Boegiem (cóż istnieje w Bogu, co nie jest samym Bogiem?); geometria wyposażyła Boga we wzorzec Stworzenia i została zaszczepiona człowiekowi, wraz z podobieństwem Bożym – a nie tylko przekazana jego umysłowi przez oczy” (Harmonice mundi,ks.IV, rozdz.I.,t. VI.).

„zaprzęgnięcie do racjonalnych dociekań olbrzymich energii psychicznych czerpanych z irracjonalnych obsesji wydaje się kolejną tajemnicą ludzi genialnych, a przynajmniej obdarzonych pewnym typem geniuszu. […] [Kepler] był zbyt normalny, aby ignorować rzeczywistość, lecz zbyt obłąkany, by ją cenić” (261).

„W kategoriach freudowskich młodość Keplera to przypadek skutecznego wyleczenia się z nerwicy prezz sublimację, w adlerowskich – skuteczne skompensowanie kompleksu niższości, w marksistowskich – reakcji historii na potrzebę powstania ulepszonych tablic nawigacyjnych, w kategoriach genetyka zaś jest to przypadek genetycznego ‘fuksa’. Jeśli jednak do tego sprowadałaby się cała sprawa, to z każdego jąkały wyrastałby Demostenes, a sadystyczni rodzice byliby w cenie. Być może koniunkcja Merkurego z Marsem, potraktowana cum grano salis cosmografhici, stanowi równie dobre wyjaśnienie (263).

Dzięki uprzejmości historii data wyjazdu Keplera na spotkanie z Tychonem de Brahe jest łątwa do zapamiętania: jest to 1 stycznia 1600 roku.

Wiele mówi się o tym, że Kepler święcie wierzył w astrologię. W rzeczywistości odróżniał on astrologię popularną, którą gardził, oraz astrologię naukową – i tylko w tę ostatnią gardził. Uważał tylko, że „niebo” musi jakoś wpływać na ziemskie sprawy, ale nie zgadzał się z powszechnymi opiniami na temat tego, jak ono to robi.
Keper w pewnym sensie wrócił do ekwantów, nie tylko do ekscentryków. Ptolemeuszowy ekwant był w pewnym sensie dziwactwem, ale z drugiej strony dowodem dobrych obserwacji – bo też faktycznie Ptolemeusza zmusiło do przyjęcia ekwantu właśnie to, że planety nie poruszają się z jednostają prędkością po doskonałych okręgach. W pewnym sensie Ptolemeusz był więc bliski odkrycia orbit eliptycznych, po których poruszają się planety z prędkością niejednostajną. To odkrycie musiało poczekać na Keplera (dwa pierwsze prawa). Ekscentryk był przeczuciem niekulistości orbity, jej eliptyczności, choć został wprowadzony właśnie po to, by zachować kulistość (środek ekscentryka jest środkiem okregu; Ziemia nie leży jednak w centrum). Okazywało się jednak, że wobec takiego abstrakcyjnego środka planeta nie poruszała się jednostajnie (zachowując kołowość),toteż konieczne było wprowadzenie ekwantu, punktu wyrównawczego – świadomość potrzeby ekwantu, a więc niejednostajności ruchu wobec środka obiegu, świadczy o bliskości, jaka dzieliła astronomów od „odkrycia” niekołowych i niejednostajnych ruchów – zamiast obmyślać wybiegi, pozwalające na zgodność z obserwacjami, wystarczyło przystać na te ruchy.

Wyznaczanie orbity Marsa zakończyło się porażką i błędem rzędu 8 minut kątowych, co skłoniło Keplera do przyjęcia orbity eliptycznej. Drugie prawo wyznaczył przyjmując w sumie trzy błędne założenia. „a) że prędkość planety zmienia się odwrotnie proporcjonalnie do jej odległości od Słońca; b) że orbita jest kołowa [co założył, mimo że wcześniej nie uzyskał poprawnego rozwiązania dla kołowej orbity]; c) że suma promieni wodzących równa się zakreślanej przez nie powierzchni” (574).

Tycho de Brahe

W 1572 Brahe zobały słynną supernowę, która pozostawałą widoczna przez osiemnaście miesięcy. Tyleż miesięcy życia Brahe miał też mieć przed sobą, gdy po raz pierwszy w cztery oczy spotkał się z Keplerem – to była następna supernowa.
Po 18 miesiącach nie mógł jej już widzieć, bo zmarł.
Mosiężny globus, mapa nieba, na którym Brahe zaznaczał położenia gwiazd kosztoław równowartość 80 rocznych dochodów Keplera.

Tychonowy model wszechświata został być może nawet wcześniej stworzony przez Reymersa Beara oraz Elizeusza Roeslina.

Obaj chcieli siebie wykorzystać: słabszy wykorzystał silniejszego i bogatszego.

„W głębi swego opalizującego, złożonego charakteru Kepler zawsze pozostał bezdomną, porzuconą trzinką” (304).

Była to pierwsza próba wyjaśnienia mechanizmu działania Układu Słonecznego w kategoriach sił fizycznych – Keplera. „Bo choć funckej grawitacji i inercji są w kosmosie Keplera odwrócone, to jego intuicja, że na planety oddziaływują dwie przeciwstawne siły, zaprowadzio go we właściwym kierunku. […] Nie zmienia to faktu, że wyobrażenia Keplera na temat siły emanowanej przez Słonce oraz „lenistwa” i „magnetyzmu” planet były przednewtonowskie” (334).
W Nowej astronomii Kepler pisze: „Jasne jest zatem, że tradycyjna doktryna na temat ciążenia jest błędna. […] Ciążenie to wzajemna skłonność ciał pokrewnych [tj. materialnych] do zespolenia lub styczności (tego rodzaju jest również siła magnetyczna),a zatem Ziemia przyciąga kamień znaczne bardziej, aniżeli kamień przyciąga Ziemie. […] Jeżeli dwa kamienie umieścić gdziekolwiek w przestrzeni w pobliżu siebie i poza zasięgiem siły trzeciego ciała pokrewnego, to zejdą się razem, na podobieństwo ciała magnetycznego, w punkcie pośrednim, każdy zbliżywszy się do drugiego w proporcji do swojej masy. Gdyby Ziemi i księżyca nie trzymała na ich orbitach duchowa lub inna równoważna siła, Ziemia wzbiłaby się w stronę ksieżyca o jedną pięćdziesiątą czwartą odległości, a księżyc opadłby ku niej o pozostałe pięćdziesiąt trzy części odcinka, skutkiem czego zetknęłyby się ze sobą. Rachunek ten zakłada jednak, że oba ciała cechuje jednakowa gęstość” (335). (Astronomia nova, wstęp).
„Mimo tego Słońce w jego kosmologii nie jest siłą przyciągającą, lecz działa jak miotła” (336).
Kepler „wydestylował problem do postaci, w której stajemy już przed obliczem ostatecznej tajemnicy” (340).
Kepler, opierając się na fałszywych przesłankach swojej teorii wyłożonej w Tajemnicach kosmosu, że wielościany forermne wyznaczają, w które wpisane są okręgi i na których są one opisane, wyznaczają orbity planetarne (ustawiając wielościany we właściwej kolejności: ośmiościan, dwudziestościan, dwunastościan, czworościan i sześcian, uzyskuje się sześć sfer o promieniach odpowiadających promieniom orbit sześciu znanych planet: Merkurego, Wenus, Ziemi, Marsa, Jowisza i Saturn) – dedukcyjnie doszedł do wniosku, że odkryte przez Galileusza nowe ciała niebieskie nie mogą być planetami, lecz muszą książyć wokół znanych planet, jak księżyc dookoła Ziemi.
„Podobne skokowe przyrosty zasięgu […] organów zmysłowych wkrótce miały przekształcić nasz gatunek w rasę gigantów mocy – czemu nie towarzyszyło jednak odpowidnie wyostrzenie zmysłu moralnego. Mutacja ta była przerażająco jednostronna – jakby krety urosły do rozmiaru wielorybów, lecz zachowały krecie instynkty. […] Osobowości tych ‘mutantów’ stanowiły zapowiedź sprzeczności, jaka miałą się zaznaczyć w następnym stadium rozwoju człowieka: intelektualni gigancji rewolucji naukowej byli moralnymi karłami” (349).
Kepler zajmował się też chronologią: uznawał teorię, że Chrystus narodził się w 4 lub piątym wieku przed Chrystusem. Dzisiaj przyjmuje się, że był to rok7/8 p.n.e.
„Tylko w niektórych chorobach psychicznych spotykamy tego typu pedanterię. Lektura niektórych rozdziałó Harmonice mundi każe myśleć o ‘wybuchowych’, lecz starannie wypracowanych obrazach schzofreników, które mogłyby uchodził za pełnoprawne dzieła sztuki, gdyby namalował je dziki lub dziecko, lecz osądza się je według kryteriów klinicznych, jeżeli wiadomo, że wyszły spod pędzla księgowego w średnim wieku. Schzofrenia Keplera staje się widoczna, dopiero gdy osądzamy go według proierza jego osiągnięć jako teoretyka optyki, pioniera rachunku różniczkowego, odkrywcy trzech praw ruchu planet. Rozszczepienie jego umysłu ujawnia się w tych chwilach, gdy jest wolny od swej obsesji i postrzega się jako trzeźwy, ‘nowoczesny’ naukowiec, pozbawiony mistycznych odchyleń” (394).
„Apolloniusz z Pergi do nieczego nieporzebne krzywe, które powstają z przecięcia się stożka i płaszczyzny. Wiele stuleci później okazało się, że krzywe te przedstawiają tory zakreślane przez planety, komety, rakiety i satelity” (395)
Kepler w liście: „Błagam was moi przyjaciele, nie skazujcie mnie wyłącznie na kierat rachunków matematycznych i zostawcie mi czas na rozważania filozoficzne, które są moją jedyną radością” (404).

Galileusz / Koestler kocha Keplera i nie znosi Galileusza – ze względu na lekceważenie, jakie ten drugi okazywał temu pierwszemu, mimo pewnych zalet tego pierwszego.

„[…] sława tego wybitnego geniusza opiera się głównie na odkryciach, których nigdy nie dokonał, i czyczynach, których nigdy nie miały miejsca. Galileusz nie wynalazł teleskopu ani mikroskopu, ani termometru, ani zegara z wahadłem. Nie odkrył zasady bezwładności ani równoległoboku sił i ruchów, ani plam słonecznych. Nie wniósł zadnego wkładu w astronomię teoretyczną, nie zrzucał ciężarów z Krzywej Wieży w Pizie i nie dowiódł prawdziwości systemu Kopernikańskiego. Bie był torturowany przez inkwizycję, nie gnił w jej lochach, nie powiedział ‘eppur si muove’ i nie był męczennikiem nauki” (350).

„Nawet Kepler przeraził się szalonej perspektywy, którą otworzyła przed czowiekiem luneta Galileusza: ‘Nieskończoność jest nie do pomyślenia’ – powtarzał wielokroć trwożnym głosem” (364).

Odkrycie księżyców Jowisza przez Galileusza mogło przemówić do tych, którym w przyjęciu teorii Kopernika przeszkadzał ruch księżyca dookoła Ziemi – teraz okazało się, że nie tylko wokół tej planety książą inne ciała.
Odkrycie Galileusza wpierw nie zostało uznane przede wszystkim w jego własnym kraju – we Włoszech. Galileusza dobrodusznie poparł Kepler, wydając nawet list otwarty, za co Galileusz nie raczył nawet listownie podziękować. Po raz pierwszy w historii pojawił się termin „satelita” właśnie w kontekście odkrć Galileusza. To Kepler użył tego terminu w jednym z listów do Galileusza. Galileusz i Kepler nigdy się nie spotkali. Kepler wysyłał do niego dużo listów. Galileusz wysłał tylko 2 listy z 13-letnią przerwą.

Księżyce Jowisza – zwane przez samego Galiluesza „gwiazdami medycejskimi”.

Odkrycie faz Wenus: „Matka miłości [Wenus] naśladuje kształty Cyntii [Księżyca]” (374). „co dowodzi, że krąży wokół Słońca” (374).

„[…] Galileusz do końca życia bronił kół i epicykli jako jedynej wyobrażalnej formy ruvhów niebieskich” (375). Wydaje się, że nigdy nie zaakceptował trzech praw Keplera, nie mówiąc o innych, które okazały się nieprawdziwe.

„[…] w słynnym Dialogu o dwu najważniejszych układach świata Galileusza […] [już po ukazaniu się głównych dzieł Keplera] koła i epicykle wciąż pozostają jedyną wyobrażalną formą ruchu ciał niebieskich” (403).

„Fazy Wenus […] stanowiły nieodparty dowód na to, że przynajmniej jedna planeta krąży wokół Słońca, że systemu ptolemejskiego nie da się utrzymać i pozostał wybór między Kopernikiem a Tychonem de Brahe” (425).

„Bezwładność ludzkiego umysłu i opór stawiany przez niego nowościom w sposób najbardziej wyraźny dają o sobie znać nie, jak można by oczekiwać, wśród ciemnych mas – które łatwo zmieniają zdanie, gdy coś rozpali ich wyobraźnię – lecz wśród akademików, którzy mają swój interes w podtrzymaniu tradycji, gdyż zachowują w ten sposób monopol na nauczanie. Nowości są dwojakim zagrożeniem dla akademickich miernot: podkopują ich autorytet wyroczni i rodzą obawę, że mozolnie skonstruowany gmach intelektualny może się zawalić. Zacofani akademicy stanowili przekleństwo geniuszy od Arystarcha po Darwina i Freuda. Zwarta i wroga falanga tych pedantycznych miernot ciągnie się przez stulecia. To właśnie zagrożenie – a nie biskup Dantyszek czy papież Paweł III – zamknęło usta fromborskiemu kanonikowi [Kopernikowi]. W przypadku Galileusza falanga bardziej przypominała ariergardę, lecz ariergargę wciąż mocno ‘okopaną’ na uniwersyteckich katedrach i kościelnych kazalnicach” (425-426).

Koestler stawia się na pozycji apologety Świętego Oficjum w sprawie Galileusza, borniąc jednocześnie przekonania, że bardziej niż Kościół myśli Galilejskiej sprzeciwiali się akademicy i profesorowie perepatetyccy. Kościół nie zakazywał głoszenia kopernikanizmu jako hipotezy naukowej, a w czasach Galileusza nie znano jeszcze jednoznacznego dowodu na ruch Ziemi. Wbrew pozorom Kościół stał więc na stanowisku nauki, bo tak jak nauka sprzeciwiał się uznawaniu za udowodnioną teorii, która udowodniona nie była. Tymczasem Galileusz próbował bronić prawdziwości kopernikanizmu i przedstawiał go tak, jakby był udowodniony, podczas kiedy nie potrafił przedstawić niepodważalnego dowodu. W pewnym sensie Kościół miał rację, bo kopernikanizm w dosłownym rozumieniu okazał się jedna błędny.

„Trzeba bowiem pamiętać, że system, którego bronił Galileusz, był kopernikanizmem ortodoksyjnym, opracowanym przez samego Kopernika, niemal sto lat przez pozbyciem się przez Keplera epicykli i przekształceniem zawiłych konstrukcji na papierze w działający model mechaniczny. Nie umiejąc przyznać, że którykolwiek z jemu współczesnych mógłby przyczynić się do postępu astronomii, Galileusz jak ślepiec, wręcz jak samobójca, do samego końca ignorował odkrycia Keplera i trwał w daremnych wysiłkach, których celem było zmuszenie świata do uznania diabelskiego koła z czterdziestoma ośmioma epicyklami za ‘dostatecznie wykazaną’ fizyczną rzeczywistość” (436).

„Galileusz robi wszystko, aby tę konfrontację [ze Świętym Oficjum] sprowokować” (543).
Galileusz twierdził, że posiada dowód prawdziwości teorii Kopernika. Tym dowodem miała być jego teoria pływów – błędna, jak się okazało. Wcześniej Kepler przedstawił poprawną teorię pływów – spowodowanych przyciąganiem księżyca. Według Galileusza pływy miały być wywoływane ruchomością Ziemi.
1616 i 1633 – dwa razy potępiono system kopernikański w kontekście Galileusza.

Po wpisaniu na ‘Indeks…’, na którym było przez 4 lata (potem pozwolono wydawać z poprawkami) przez około 300 lat nikt nie wydał dzieła Kopernika. „Kopernikanizm był sloganem, a nie nadającym się do obrony systemem astronomicznym” (456).

Dwa ruchy Ziemi: nocą dodają się do siebie, w dzień się zdejmują, wobec czego ląd „porusza się szybciej w nocy, a wolniej w dzień. W rezultacie woda nocą ‘zostaje z tyłu’, a za dnia ‘wybiega do przodu’” (463). To miało sprawiać, że wzbiera bardzo wysoko co 24 godziny.
Drugim argumentem na rzecz Kopernika miał być zaobserwowany już wówczas ruch Słońca wokół własnej osi, a konkretniej widoczny ruch plam słonecznych dookoła nachylonej względem ekliptyki płaszczyzny osiowego obrotu słonecznego – to zjawisko miało być rzekomo zrozumiałe wyłącznie z punktu widzenia teorii Kopernika. Zdaniem Galileusza jest niemożliwe, aby jedno ciało krążyło dookoła drugiego, zachowując cały czas równoległość swej osi względem siebie samej (podobnie Kopernik musiał wcześniej wprowadzić dodatkowy redukujący ruch Ziemi).
„Tragedią samego Galileusza było, że dwa swoje najważniejsze dzieła opublikował dopiero po siedemdziesiątce. […] Do samego końca nie miał fortecy w postaci potężnego i solidnego opus magnum, w której mógłby się schronić” (469).

Galileusz bronił Kopernika. W swoim Dialogu przedstawia jednak kopernikanizm w wersji wulgarnie uproszczonej, która stać się miała potem popularną wersją, jakkolwiek właśnie nie odpowiadała rzeczywistemu systemowi. „Być może drastyczne uproszczenie Kopernika wydawało mu się łatwiejszą metodą dydaktyczną. Taką przynajmniej należałoby przyjąć hipotezę, jeżeli nie chcemy wysuwać przeciwko niemu cięższych oskarżeń. Nie daje to jednak odpowiedzi na pytanie, jak Galileusz mógł popełniać kapitalny błąd, przed którym tyle razy ostrzegał innych, a mianowicie konstruowanie teorii wbrew najlepszym wynikom obserwacji” (Santillana, Dialogueof of the Great World Systems) (457).

„Jego wykład nie jest […] uproszczeniem, lecz zniekształceniem faktów, nie literaturą popularnonaukową, lecz bałamutną propagandą” (475). „[…] maskarada, którą zaprezentował Galileusz, jest w annałach nauki, czymś wyjątkowo rzadkim” (477).

„Wbrew legendzie Galileusz nie spędził ani jednego dnia w celi więziennej” (488).

„Jedyną rzeczywistą karą nałożoną na Galileusza było to, że musiał publicznie wyrzec się swoich przekonań. On jednak aż do pięćdziesiątego roku życia ukrywał się z tymi przekonaniami, a podczas procesu dwukrotnie zaproponował, że napisze dodatkowy rozdział Dialogu, w którym obali kopernikanizm” (491).

Galileusz „zmarł w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, w 1642 roku, tym samym, w którym urodził się Newton” (jedenaście miesięcy po śmierci Galileusza) „(ale tylko według obowiązującego jeszcze wówczas w Anglii kalendarza juliańskiego; według gregoriańskiego sir Isaac Newton przyszedł na świat w 1643 roku)” (492).

„[…] od końca XVII wieku nauczali oni [misjonarze jezuiccy] astronomii kopernikańskiej i szybkie rozprzestrzenianie się doktryny o ruchu Ziemi na terenie Chin i Japonii było w głównej mierze zasługą Towarzystwa Jezusowego, działającego pod nadzorem Świętej Kongregacji Propaganda Fidei w Rzymie” (492).

Newton

„Pierwsze prawo ruchu Newtona zostało […] sformułowane przez Kartezjusza” (499). Kartezjusza, który kazał ciałom, na które nie działa żadna siła, poruszać się po lini prostej, a nie po kole, jak Galileusz.

Newton nie mogł pogodzić się, że grawitacja działa na odległość. Siła działająca na odległość wydaje się czymś dziwacznym fizykom. Na odległość znaczy dla nich „przez próżnię”. Dlatego Newton rozmyślał o eterze. Ich problem bierze się stąd, że źle pojmują pojęcie próżni. To, co nazywaja próżnią, co Newton nazywał próżnią, de facto nie jest próżnią prawdziwą, bo jest tylko „nicością materialną”. Tak naprawdę siła nie działa więc „na odległość” między bytami oddzielonymi niebytem. Nieby materialny redukuje się bowiem do idealnego Bytu, w którego ramach działa siła – nie jest to działanie na odleglość. To samo dotyczny znanego paradoksu E-P-R.

„Pierwszym krokiem Newtona było dokonanie w wyobraźni tego, czego nie dokonała historia: doprowadzenie do spotkania Keplera z Galileuszem. A dokładniej: połączenie połowy Keplera z połową Galileusza i wyrzucenie pozostałych zbędnych połów. […] Newton utożsamił Keplerowską orbitę księżyca z Galileuszową orbitą pocisku, który stale spadał ku Ziemi, lecz nie mógł jej osiągnąć ze względu na szybki ruch po stycznej” (503).

„Podobnie jak Kepler Newton był teologiem-maniakiem i pasjonatem chronologii. Początek stworzenia świata datował na 4004 rok p.n.e., za biskupem Usherem, i utrzymywał, że dziesiąty róg czwartej bestii apokalipsy symbolizuje Kościół rzymskokatolicki. […] Jednym słowem, pośród pionierów rewolucji naukowej ateiści należeli to wyjątków. Byli oni wszyscy [owi pionierzy rewolucji naukowej] pobożnymi ludźmi, którzy nie mieli zamiaru wyganiać bóstwa poza granice wszechświata […]” (526-527).

Podsumowanie

„Gdyby postęp [w nauce] był ciągły i organiczny, wszystko, co wiemy na przykład z teorii liczb lub geometrii analitycznej, zostałoby odkryte kilka pokoleń po Euklidesie. Nie zależało to bowiem od postepu techniki ani ujarzmienia natury: cały korpus wiedzy matematycznej jest zawarty potencjalnie w dziesięciu miliardach neuronów wewnątrz ludzkiej czaszki, a przecież w anatomii mózgu niewiele się ponoć zmieniło od z górą stu tysięcy lat” (513). Kontrowersyjne.

„Zmysły i narzady wszystkich gatunków ewoluują […] zależnie od potrzeb przystosowawczych i nowości w strukturze anatomicznej sa w dużej mierze zdeterminowane przez te potrzeby. Natura spełnia wymagania swych klientów, dostarczajac im dłuższych szyj, aby mogli dosięgnąć pokarmu z wierzchołków drzew, twardych kopyt i zębów, aby poradzili sobie z mało soczystą trawą wysychających stepów […]” (514). Bardzo kontrowersyjne.
Koestler, nie wiem, czy jako pierwszy, ale zdaje się mówić o koncepcji memu – genu kulturowego czy też intelektualnego.

„Wydaje się, że większośc geniuszy, którym zawdzięczamy najważniejsze mutacje w hisotrii myśli, miała pewne wspólne cechy. Z jednej strony, sceptycyzm, często ocierający się o obrazoburstwo, w ich stosunku do tradycyjnych idei, aksjomatów i dogmatów, z drugiej – otwartość umysłu granicząca z naiwną łatwowiernością w stosunku do nowych koncepcji, które dają nadzieję, że instynktowne poszukiwania po omacku zakończą się powodzeniem. Z połączenia tych dwóch cech powstaje ważna umiejętność nagłego ujrzenia znajomego przedmiotu, sytuacji, zagadnienia bądź zbioru danych w nowym świetle cz nowym konteście […]. […] Ten akt wyrwania jakiegoś przedmiotu lub pojęcia z jego zwykłego kontekstu skojarzeniowego i zobaczenia go w nowym kontekście stanowi […] główny element procesu twórczego. Jest to akt zarówno destrukcji, jak i tworzenia, ponieważ wymaga przełamania pewnego nawyku myślowego […]. To być może tłumaczy skąd wzięło się u twórczych geniuszyowo dziwne połączenie sceptycyzmu i łatwowierności. Każdy akt twórczy […] wymaga cofnięcia się na bardziej prymitywny poziom rozwoju, odzyskania niewinności spojrzenia uwolnionego od katarakty obowiązujących przekonań. Jest to proces reculer pour mieux sauter, deintegracji poprzedzającej nową syntezę, porównywalny z ciemną nocą duszy, przez którą musi przejść mistyk. […] Jest to moment, w którym hybris specjalisty ustępuje filozoficznej introspekcji, bolesnemu przewartościowaniu podstawowych aksjomatów i znaczenia terminów, które uznawano za oczywiste – słowem, roztopienia się lodów dogmatu. Taka sytuacji [kulturalna] daje geniuszowi szansę na twórczy skok do wody” (519-520).

####

Koestler, który poświęcił znaczną część życia poświęcił badaniu związków nauki z mistycyzmem, powiada:
„[…] racjonalno-intuicyjna dwoistość cechuje poszukiwania naukowe. Dlatego też jest błędem i przewrotnością utożsamianie potrzeby religijnej wyłącznie z intuicją i emocjami, nauki zaś wyłącznie z logiką i racjonalnością. […] Tak w historii gatunkowej, jak i osobniczej obie gałęzie kosmicznych poszukiwań wyrastają z tego samego pnia. Kapłani byli pierwotnymi astronomami; szamani (medicine-men) byli zarówno prorokami, jak i lekarzami; techniki polowania, łowienia ryb, siania i zbierania były przepojone religijną magią i rytuałem. Występował podział pracy i różnorodność metod, jeśli chodzi o symbole i techniki, lecz istniała jedność motywu i celu” (521).

Jak mawia Paracelsus: ‘Bóg może stworzyć osła o trzech ogonach, lecz nie trójkąt o czterech bokach’ (525).

„Z materialistycznego świata wyparowała materia. […] Twarde atomy materii poszły z dymem; pojęcia substancji, siły, skutków determinowanych przez przyczyny oraz sama struktura przestrzeni i czasu okazały się równie złudne, jak ‘smaki, zapachy i kolory’, które tak pogardliwie traktował Galileusz. […] Powaga sytuacji stała się oczywista dopiero w drugim ćwierćwieczu [XX] stulecia, i to tylko dla bardziej filozoficznie usposobionych, którzy zachowali trochę odporności na to, co można nazwać nowym scholastycyzmem fizyki teoretycznej. W porównaniu z obrazem świata, jaki maluje przed nami współczesna fizyka, Ptolemejski system epicykli i kryształowych sfer stanowi ideał zdrowego rozsądku. […] Takie słowa jak ‘substancja’ czy ‘materia’ straciły znaczenie lub też są nachechowane sprzecznymi ze sobą znaczeniami. [Jak mówi Bertrand Russell] ‘materia’ to wygodna formułą do opisywania tego, co się dzieje tam, gdziejej nie ma” (529-531).

Addington pisze: „Susbtancja tego świata to materia umysłowa. Substancja umysłowa nie jest rozmieszczona w przestrzeni i czasie, te są bowiem częścią epicyklicznej konstrukcji, która w ostatecznym rozrachunku wywodzi się z substancji umysłowej” (352).

Jeans pisze: „Pojęcia, które okazują się dzisiaj fundamentalnymi dla naszego rozumienia natury […] wszystkie te pojęcia wydają mi się strukturami czysto myślowymi, nie mogącymi się zrealizować w żadnym sensie, który można by poprawnie określić jako materialny” (the misterious universe).

„Nauka zajmuje się częściowym tylko aspektem rzeczywistości i […] nie ma żadnego powodu zakładać, że wszystko, co nauka ignoruje, jest mniej realne niż to, co uznaje. […] Skąd się to bierze, iż nauka tworzy zamknięty system? Dlaczego elementy rzeczywistości, któ®e pomija, nigdy nie wchodzą w obszar tego systemu, aby zakłócić jej spokój? Przyczyną jest fakt, że wszystkie terminy naukowe są zdefiniowane za pomocą innych terminów naukowych. Abstrakcje, od których wychodzi fizyka, są wszystkim, z czym kiedykolwiek mam ona do czynienia” (533) (Sullivan, s. 146).

Bertrand Russell: „Fizyka jest matematyczna nie dlatego, że tak dużo wiemy o świecie fizycznym, lecz dlatego, że wiemy o nim tak mało: jego właściwości matematyczne są jedynymi, które potrafimy odkryć” (534).

„Jeżeli tak, to nauki ścisłe przestały być filozofią przyrody i raczejnie mogą już zainspirować dociekliwego umysłu ludzkiego. […] Musiałby się jednak zgodzić z tym, że jest technikiem, którego zadaniem jest dostarczanie, z jednej strony, lepszych bomb i tworzyw sztucznych, a z drugiej – bardziej eleganckich systemów epicykli do ratowania zjawisk” (534).

„Filzofia materialistyczna, w której wychowany był przeciętny współczesny naukowiec, zachowała dogmatyczną władzę nad jego umysłem, chociaż sama materia wyparowała” (535).

„Przekonanie, że pojęcie celu musi nieodłącznie wiązać się z jakimś antropomorficznym bożkiem, świadczy o wielkim ubóstwie wyobraźni” (537).

„W rezultacie ich rozwodu ani wiara, ani nauka nie potrafi zaspokoić intelektualnych potrzeb człowieka. W podzielonym domu obaj mieszkańcy prowadzą zubożałe życie” (537).

„Marionetka bogów jest postacią tragiczną, mationetka zawieszona na chromosomach jest wyłącznie groteskowa” (539). Bardzo podobny aforyzm Ciorana.

Koeastler cytuje: „Człowiek wstąpił w duchową epokę lodowcową” (540).

Koestler piszę tę książkę jako literat z pasją do historii filozofii przyrody. W kwestii Platona za bardzo ufa Popperowi. Co to geocentrycznych modeli astronomicznych jest często niesprawiedliwy. Popełnia też błędy.

Ze wstępu (jako motto książki):

"Tymczasem we wszystkich systemach kosmologicznych, od pitagorejczyków po Kopernika i Eddingtona, znajdują odzwierciedlenie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
306
63

Na półkach:

Arthur Koestler kwestionuje rzekomą logiczną nieuchronność i żelazny determinizm ewolucji myśli naukowej.
Książka ta świetnie wyjaśnia, dlaczego kosmologia heliocentryczna przyjęła się tak późno, skoro znano ją kilkanaście wieków wcześniej.
Następnie, dlaczego dzieło Kopernika "O obrotach sfer niebieskich" nie zrobiło od razu furory, prawie nikt go nie czytał i miało bardzo mało wydań? Dopiero po stu latach coś drgnęło.
Nie spotkałem się jeszcze z tak prostymi i popartym cytatami z epoki wyjaśnieniami powyższych kwestii.
Rozwój nauki był chaotyczny i irracjonalny. Odbywał się skokowo, rzadko, wieloma ślepymi drogami.

Arthur Koestler kwestionuje rzekomą logiczną nieuchronność i żelazny determinizm ewolucji myśli naukowej.
Książka ta świetnie wyjaśnia, dlaczego kosmologia heliocentryczna przyjęła się tak późno, skoro znano ją kilkanaście wieków wcześniej.
Następnie, dlaczego dzieło Kopernika "O obrotach sfer niebieskich" nie zrobiło od razu furory, prawie nikt go nie czytał i miało bardzo...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    118
  • Przeczytane
    26
  • Posiadam
    13
  • Teraz czytam
    4
  • Literatura angielska
    1
  • Historia
    1
  • Poza horyzont
    1
  • E-book niekomerc. PDF, rtf, doc. txt
    1
  • Astronomia
    1
  • (rodzaj) astrofizyka, kosmologia i fizyka cząstek elementarnych
    1

Cytaty

Więcej
Arthur Koestler Lunatycy. Historia zmiennych poglądów człowieka na wszechświat Zobacz więcej
Arthur Koestler Lunatycy. Historia zmiennych poglądów człowieka na wszechświat Zobacz więcej
Arthur Koestler Lunatycy. Historia zmiennych poglądów człowieka na wszechświat Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także