Tratwa nas czeka

Okładka książki Tratwa nas czeka Marian Pankowski
Okładka książki Tratwa nas czeka
Marian Pankowski Wydawnictwo: Wydawnictwo Ha!art Seria: Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego literatura piękna
72 str. 1 godz. 12 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Ha!art
Data wydania:
2010-11-06
Data 1. wyd. pol.:
2010-11-06
Liczba stron:
72
Czas czytania
1 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788362574056
Średnia ocen

6,0 6,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,0 / 10
11 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
115
22

Na półkach:

Maniuś Pankowski był jednym z najlepszych polskojęzycznych stylistów językowych, jednak w tym wypadku całość była dla mnie wręcz przeestetyzowana. O ile "Rudolf" urzekał i językiem, i historią, a "Z Auszwicu do Belsen" stanowiła ważny głos w nurcie literatury obozowej, tak tutaj zabrakło mi czegokolwiek więcej. Rozumiem, że sylwy, że to kwestia gatunku, jednak feeria barw raczej mnie oślepiła, niż oświeciła. Co nie zmienia faktu, że warto czytać Pankowskiego i tę książkę również bym polecił, choć nie wszystkim.

Maniuś Pankowski był jednym z najlepszych polskojęzycznych stylistów językowych, jednak w tym wypadku całość była dla mnie wręcz przeestetyzowana. O ile "Rudolf" urzekał i językiem, i historią, a "Z Auszwicu do Belsen" stanowiła ważny głos w nurcie literatury obozowej, tak tutaj zabrakło mi czegokolwiek więcej. Rozumiem, że sylwy, że to kwestia gatunku, jednak feeria barw...

więcej Pokaż mimo to

avatar
98
24

Na półkach:

Podróż w głąb lasu
Marian Pankowski zachowuje się w swej nowej książce tak, jakby na polu literatury było mu wolno absolutnie wszystko. Trudno tylko dociec, czy czyni to jako przewrotny mentor pisarzy kilku pokoleń, czy właśnie zabawia się jako – zgodnie z pouczeniem wydawnictwa z czwartej strony okładki – najmłodszy polski autor.

Wiek ma znaczenie. Nobliwością swą i swego wysłużonego warsztatu może Pankowski śmiało eksperymentować z tkanką literacką, bez obawy, że wybuch w laboratorium przerwie jego dobrze zapowiadającą się karierę. Wiek ma znaczenie, bo od pewnego momentu to jakby literatura służy pisarzowi, a nie on terminuje u niej na zapiecku. W związku z tym formy i gatunki nie stają intensywności przeżyć i refleksji, genologia nie nadąża za myślą, która z czasem nabrała jakby przyspieszenia. Wiek ma znaczenie, bo z pewnych stylistycznych wyborów nie trzeba się już tłumaczyć. Oczywiście, księgujemy również wiek pisarski.
Tratwa nas czeka to utwór sylwiczny, ale nie musi się tą nazwą dzielić z całym postmodernizmem i zapożyczać w terminologii prof. Ryszarda Nycza. Pankowskiemu nie towarzyszy przekonanie o przetarciu gatunków i ich wzajemnym zazębianiu, ani tym bardziej niesforne gnębienie reguł i uzyskiwanie kształtów w wyniku genologicznych nadużyć i krzyżówek. Zbiór jego myśli więcej niż z Masłowską łączy ze staropolskimi autorami „lasów rzeczy” (Silva rerum – dosł. las rzeczy) i ich modelem łączenia na papierze spraw życia codziennego z refleksją o świecie i próbami literackimi różnej próby. Autor, jakby nie dowierzając czytelniczym intencjom swoich fanów, o strukturze gatunkowej mającej swe szlacheckie korzenie i miarę, informuje. Sylwiczność tedy nie jest tu miarą literatury a myśli, nie pisania a życia po prostu. Może tylko z tą poprawką, że jest to jednak życie osoby piszącej od zawsze.
Tematem organizującym całość jest opowieść o kondycji człowieka budowanej najpierw w łączności, a potem w opozycji do Boga. Figurą fabularną jest oczywiście historia wygnania z raju i przyczyn tej spektakularnej metamorfozy, z której skutkami mają się zmagać wszystkie kolejne pokolenia późnych wnuków. Wewnątrz opowieści o człowieku ustalającym własne stanowisko wobec stwórcy mieści się i ironia przeciw ortodoksji, i uwagi o sposobach laicyzacji współczesnego świata. W istocie bowiem Pankowski nie szuka formy odpowiadającej własnemu stanowi umysłu, ale bacznie obserwuje rzeczywistość. Idea Boga choćby dlatego zostaje poddana szczelnej izolacji, szuka się dla niej formuły pełniejszej niż dyskurs światopoglądowy, filozoficzny i (oczywiście) religijny. Można pewnie nazwać Pankowskiego wojującym ateistą w czambuł potępiającym ludzkie poczucie dobrze urządzonej drabiny bytów z ojcem założycielem na jej szczycie, tyle, że to nie wyczerpuje kwestii. Lepiej wskazać, iż jego proponowany przez niego dyskurs dotyczący boga (Boga?) łączy w sobie kwestie dyskutowane i na uniwersytetach, i w Kościołach, i w lewicowych stowarzyszeniach obywatelskich, a także w podmiejskim autobusie przy niedzieli. Sylwa bowiem nie każe dzielić tematu na czworo, by każdemu oddać jemu należną część tortu do skonsumowania.
Obok natrętnej historii Ewy i Adama, tekst Tratwy… organizuje refleksja o czasie. „Jakim słowem ogarnąć czas, który od początku rósł bez nas po swojemu” – brzmi pierwsze zdanie książki. Pierwsza refleksja traktuje zaś o heteronomicznym ujęciu czasu i człowieka, którzy potrafią żyć obok siebie, niekoniecznie razem. Tak poczyniony rozdział wydaje się znaczący. Czas, nie jest zbiorem ludzkich istnień i nie jest istnieniem w ogóle. To ostatnie może być jego przejawem, w jakiejś formie. Wydarzenia są wykwitem na osi czasu, nie stanowiąc jego treści. To oda na cześć trwania. Bezosobowego, bezkształtnego, bezsensownego. Pochwała ciągłości i linii, trzecia koncepcja czasu, w której nic się nie kończy, bo nic się nie zaczęło, ale też nic nie zdąża, żeby zrobić zwrot i odwiedzić koło już raz zatoczone.
W tej formule mieści się zgoda na śmierć znajomych i na trwanie etosu więźnia Auschwitz. Na życie pod presją śmierci i niesprawiedliwości historii, z których to wielkości żadna wszelako nie jest czasem. „Leciały lata, leciał, jak to one. Dla jednych w nerwowym pośpiechu, drugim (z autorem włącznie) zdawały się pozaczasowe, rozpoznawalne po głębokości tegorocznego dekoltu u kobiet czterdziestoletnich” – napisze pod hasłem Niecierpliwość lat Pankowski.
No a język? W cytowanym już początku książki, niemożność wyrażenie właściwości czasu przy pomocy słowa jest frustrująca. W innym miejscu słowo „ulewa” określone zostaje „wdzięcznym miłodźwiękiem”. Więc może jeszcze i to byłoby tutaj polem sylficznej eksploracji – chęć wyrażenia i nazwania. Biblijna również, skądinąd. Język byłby, być może dzieckiem tego samego pragnienia, uwolnienia się od instancji wyższej, czy tam najwyższej – to zadanie dla lubiących stopniować przymiotniki.
Jak na niespełna siedemdziesięciostronicową książeczkę, której ma format kieszonkowego notatnika, sporo wielkich tematów udało się autorowi w niej pomieścić. Poza tym – jest jak w życiu. Gdzieś się jedzie, coś się ogląda, kogoś się widzi, z kimś się spotyka, do kogoś się dzwoni… Zapiski zwykłego życia składają się przy tym na dyskurs (lewicowy?) obnażający polską zaściankowość, obłudę i kilka innych narodowych bolączek. Mamy tedy i wątek, hm, patriotyczny (a Gombrowicz przebija się przez zapiski, niczym w palimpseście). Tratwa już czeka, można się ewakuować. Choć to przecież tylko zagubiony potop w cudem odnalezionym rękopisie pewnego zaangażowanego w sprawy narodu szlachcica – jak informuje zużyta już nieco, a przez to jakby niedomykająca się, klamra kończąca książkę.

Podróż w głąb lasu
Marian Pankowski zachowuje się w swej nowej książce tak, jakby na polu literatury było mu wolno absolutnie wszystko. Trudno tylko dociec, czy czyni to jako przewrotny mentor pisarzy kilku pokoleń, czy właśnie zabawia się jako – zgodnie z pouczeniem wydawnictwa z czwartej strony okładki – najmłodszy polski autor.

Wiek ma znaczenie. Nobliwością swą i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
903
659

Na półkach: , ,

"Przyjmij, Droga Yolande,
moje nowe sylwy.
Złotym bzem rozkwitły
dni starej przyjaźni..."
Sylwy, to staropolska forma zapisków "na gorąco", groch z kapustą, bigos, nowa jakość literacka naszych czasów, jak mówi sam autor.

Pankowski, to obserwator Życia i to nie byle jaki, widzi z perspektywy lat jego wir, zmienność, szaleńczą pogoń za formą gdzie treść nie koniecznie się liczy. Siebie osadza w stabilności, w zasadach pokolenia wychowanego w duchu poszanowania dla tradycji. Tradycji człowieka etycznego i głęboko estetycznego.

W Tratwie ze swoich strzępków myśli, czyni poemat dygresyjny. Znajdziemy tam istną Arka Noego tematów, które niczym w kociołku wrzą, i ważą swoja wartość, wszystko jest zależne i powiązane, bo wszystko należy do świata ludzkich spraw. Nie ma błahych zagadnień, wtręty, dygresje czynione przez autora są podnoszone do rangi ważnych i pilnych. Życie przemija, zmieniają się obyczaje, inne są relacje kulturowe, chociażby ojców do córek i synów do matek, czas ma strukturę cieczy niejednorodnej, i istotnym jest by umieć się w nim poruszać nie naruszając kośćca, którym jest kultura życia. Inaczej staniemy się rozbitkami w pogoni za ułudą Świata.

Autor w Tratwie opisuje, między innymi rzeczywiste zdarzenie jakie miało miejsce w Ostendzie, miejscu do którego co roku przyjeżdża. Z okna swojego hotelu obserwował wraki statków z martwymi Afrykańczykami, którzy w pogoni za lepszym życiem, za Rajem, opuszczają rodziny, swój kraj i giną pochłonięci przez morze.
Książeczka jest niewielka w swoim rozmiarze, ale szalenie wymowna, jest wspomnieniem, zadumaniem autora nad Życiem, nad jego zmiennością, przypadkowością, kruchością, nad urodą, którą On jak 90-cio letni człowiek doświadczył, a z którymi zdaje się być świadomie żegna.

"Przyjmij, Droga Yolande,
moje nowe sylwy.
Złotym bzem rozkwitły
dni starej przyjaźni..."
Sylwy, to staropolska forma zapisków "na gorąco", groch z kapustą, bigos, nowa jakość literacka naszych czasów, jak mówi sam autor.

Pankowski, to obserwator Życia i to nie byle jaki, widzi z perspektywy lat jego wir, zmienność, szaleńczą pogoń za formą gdzie treść nie koniecznie się...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    17
  • Chcę przeczytać
    13
  • Posiadam
    7
  • Moje opinie/ recenzje
    1
  • 2023
    1
  • Biblioteka domowa
    1
  • Przeczytane 2011
    1
  • Może kiedyś przeczytam...
    1
  • Chcę w prezencie/Chcę kupić
    1
  • Prezent 🎁
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Tratwa nas czeka


Podobne książki

Przeczytaj także