Metaforycznie i dosłownie jestem teraz w bardzo dobrym miejscu – Anna Szczypczyńska o „Glass Hills”

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
10.04.2024

Podczas pracy przy „Glass Hills” poczułam powiew świeżości. Może właśnie dzięki temu, że zaufałam swojej intuicji i zachowałam się wbrew wszelkiej logice? – mówi Anna Szczypczyńska. Autorka poczytnych powieści w swej najnowszej książce zabiera czytelników do wyjątkowego miejsca, jakim jest dla niej Szklarska Poręba, do której uciekła z Warszawy. Rozmawiamy o życiu wśród gór, otwartości na drugiego człowieka oraz magii młodzieńczych zauroczeń.

Metaforycznie i dosłownie jestem teraz w bardzo dobrym miejscu – Anna Szczypczyńska o „Glass Hills”

[Opis Wydawnictwo Luna] Mila uwielbia kilka rzeczy: zapach olejnych farb, niekończące się rozmowy z przyjaciółką, pracę w księgarni, smak słodko-kwaśnych żelków oraz ciepły brzuch beagle’a Zakładki. Nie wspomnieliśmy o zamiłowaniu Mili do sudeckiej tradycji i kultury? To dlatego, że Mila ich nie uwielbia, Mila KOCHA wszystko to, co znalazła w Karkonoszach.

No prawie wszystko, bo nie znosi nowoczesnych apartamentowców, które rosną w Szklarskiej Porębie jak grzyby po deszczu.

Alex, rodowity warszawiak, lubi migdałowe croissanty, francuskie wino, treningi w domowej siłowni, ale najbardziej pracę w firmie ojca Millefiori Development. Problem w tym, że praca ta spędza mu sen z powiek. Niestety dosłownie. Kiedy przed Alexem pojawia się szansa poprowadzenia samodzielnego projektu, nie może powiedzieć nie. Rusza więc do Szklarskiej Poręby, by wybadać nastroje panujące wśród lokalnej społeczności i poznaje Milę.

Wspominaliśmy już, że Alex lubi piękne kobiety? Nie? To dlatego, że Alex je UBÓSTWIA!

A Mila jest wyjątkowa! Mówi, co myśli, robi to, na co ma ochotę i jest obojętna na jego urok osobisty. Obojętna? Nie! Mila nie znosi tego „Buca z Warszawy” i jak już ustaliliśmy, nie znosi apartamentowców, które Alex właśnie zaczyna budować…

Pełna ciepła i humoru opowieść o młodych bohaterach i skrytych między górskimi szczytami urokach Karkonoszy.

Przeczytaj wywiad z Anną Szczypczyńską

Ewa Cieślik: Jest pani mieszkanką Szklarskiej Poręby – nieprzypadkowo akcja książki dzieje się właśnie w tym wyjątkowym miejscu. Na końcu książki opisuje pani, skąd zrodziła się inspiracja do napisania „Glass Hills”. Czy mogłaby ją pani zdradzić również użytkownikom Lubimyczytać?

Anna Szczypczyńska: Zaczęło się tak, jak to zwykle bywa, czyli od przypadku. Nie szukałam pomysłu na nową powieść, bo kończyłam zupełnie inną historię, ale jak to w życiu bywa, zamiast redagować tekst, szwendałam się po mediach społecznościowych. W gąszczu postów zobaczyłam coś, co na dłużej przykuło moją uwagę: wpis na profilu Schreiberhau – Szklarska Poręba, historia domów. Od dawna czułam i słyszałam, że domy dla mieszkańców ulokowanego pod Szrenicą miasta są czymś znacznie więcej niż tylko czterema ścianami, ale dopiero dzięki Sylwii Cybulskiej, znajomej, która wspomniany profil prowadzi, powoli zaczęłam rozumieć dlaczego. Potem były filmy Małgorzaty Maszkiewicz – „Znikająca architektura sudecka” i te o lokalnych artystach. Oglądałam je wszystkie po kilka razy i czułam, jak włoski na moim karku się jeżą. Poczułam, że to jest to. Że to jest znak, którego nie mogę zignorować. Kiedy trafisz na temat, który sprawia, że twoje ciało pokrywa gęsia skórka, nie możesz powiedzieć mu nie ani kazać mu na siebie czekać, bo pójdzie do kogoś innego. Dlatego porzuciłam projekt, nad którym od wielu miesięcy pracowałam, i zanurzyłam się po szyję w zieleni Karkonoszy oraz Gór Izerskich. Odważnie wyszłam na spotkanie z duchem tego miejsca, bo poczułam, że jestem na nie gotowa.

Czy pani, podobnie jak główna bohaterka, Mila, również nie może znieść widoku nowych budynków stawianych przez deweloperów? I czy w mieście faktycznie panuje „ciągła wojna mieszkańców miasteczka z deweloperami, którzy mają za nic lokalną architekturę”?

Wydarzenia, które opisałam w „Glass Hills”, są fikcyjne. Nie ma domu Zimmermanna, nie było nawet samego Hansa Zimmermanna, a jeśli był, to przypadkowa zbieżność nazwisk. To nie jest reportaż ani tym bardziej mój pamiętnik. Mila nie jest moim alter ego, nie stworzyłam jej na swoje podobieństwo. Gdybym miała się utożsamić z którymś z bohaterów „Glass Hills”, to z pewnością bliżej by mi było do Aleksa. Jest jednak zjawisko, które posłużyło mi jako tło: nowoczesne apartamentowce rzeczywiście rosną w Szklarskiej Porębie jak grzyby po deszczu. Jedne z nich są bardzo estetyczne i całkiem nieźle wkomponowują się w sudecką architekturę, inne zaś kompletnie od niej odstają, co wyraźnie drażni mieszkańców. Ale tam, gdzie coś drażni, irytuje, wywołuje silne emocje, jest też ciekawy temat dla pisarza – i to paradoksalnie dla tego, który pisze o uczuciach. 

Bo czy historia miłosna nie nabiera rumieńców wtedy, gdy mamy bohaterów, którzy chcą przeciwnych rzeczy, ale jednocześnie chcą też siebie nawzajem?

Co kryje się w starych karkonoskich domach? Jakie szepczą one pani opowieści?

Tych opowieści jest całe mnóstwo! Trzeba tylko nauczyć się słuchać, a to niezwykle trudna umiejętność w dzisiejszym świecie, w którym każdy woli mówić.

Uczę się tutaj cierpliwości i wrażliwości. Początki nie były łatwe, bo to zupełnie inny świat od tego, który do tej pory znałam. Świat, który rządzi się swoimi prawami i żadne inne się w nim nie sprawdzą. Jeśli chcemy, by nas do siebie wpuścił, trzeba nabrać pokory i samemu się na niego otworzyć. Mam wrażenie, że nasza relacja dopiero raczkuje, a „Glass Hills” to jej pierwszy nieśmiały pączek. Test, czy można mnie obdarzyć zaufaniem i wyszeptać mi do ucha znacznie więcej. Czy go zdałam? Pozwólmy to ocenić czytelnikom.

Wspomniała pani, że blisko pani do bohatera książki, Aleksa. Mieszka pani w Szklarskiej Porębie, ale podobnie jak on, pochodzi z Warszawy. Miejsce pochodzenia mocno definiuje Aleksa. A co obecnie definiuje panią jako pisarkę?

Dziękuję za to pytanie. Jeszcze nikt mi go nie zadał. Myślę, że jestem teraz w bardzo dobrym miejscu, zarówno tym metaforycznym, jak i dosłownym. Czuję, że jestem dopiero w procesie. Że z jednej strony definiuje mnie teraz wiele czynników, a z drugiej – skoro wiele, to tak naprawdę żaden. Kiedy się dowiem, jaka jest ostateczna odpowiedź, z ogromną przyjemnością dam pani znać. Póki co szukam, a raczej cierpliwie czekam, bo czuję, że to samo do mnie przyjdzie i że jest już krok ode mnie. 

Historia Aleksa i Mili opiera się na przyciąganiu się przeciwieństw, a także na przezwyciężaniu własnych uprzedzeń. Czy motyw niechęci, która ustępuje gorętszemu uczuciu, jest jednym z pani ulubionych w historiach o miłości?

Nie. Jak wspominałam wcześniej, pomysł na tę powieść zaczął się od historii pewnego domu, a konkretniej od konfliktu pomiędzy tradycyjną architekturą a tą nowoczesną. Uznałam, że historia będzie ciekawsza, jeśli ustawię bohaterów po przeciwnych stronach barykady. Ciekawsza dla czytelnika, bo komuś będzie on przecież kibicować, ale też ciekawsza dla mnie, bo nigdy wcześniej nie sięgałam po ten motyw.

Gdybym jednak miała wskazać ulubiony motyw w historiach o miłości, to zdecydowanie byłyby to młodzieńcze zauroczenia! „Byliśmy młodzi, jeszcze nie do końca dojrzali i szaleliśmy za sobą. Eksplorowaliśmy swoje ciała i dusze. Robiliśmy wszystko na sto procent. Jeśli się kochaliśmy, to do bólu, jeśli się kłóciliśmy, to trzaskaliśmy drzwiami i nie przejmowaliśmy się tym, że ktoś nas usłyszy. Taka jest pierwsza miłość: nagła i silna jak wybuch. I jak wybuch sieje wokół zniszczenie…” – mówi Mila i akurat z tymi jej słowami i ja mogę się utożsamić. 

Uważam, że dojrzewanie jest bardzo trudnym czasem. Z dnia na dzień stajemy się dorośli, a na nasze wciąż jeszcze wątłe barki spadają ciężkie zadania. Niby czekaliśmy na tę chwilę, chcieliśmy wreszcie być za siebie odpowiedzialni, ale nie znamy jeszcze zasad, jakie obowiązują w grze zwanej życiem. Błądzimy, popełniamy błędy, za które często musimy dużo zapłacić. Nie zapominajmy jednak o tym, że ten czas ma też w sobie mnóstwo uroku. Nie jesteśmy jeszcze wyrafinowani, nie potrafimy trzymać emocji na wodzy, co może i przysparza nam wielu problemów, ale i zostawia wspomnienia, których nic nie jest w stanie wymazać. To wdzięczny temat w literaturze, muzyce, kinematografii, fotografii, malarstwie, dlatego w „Glass Hills” też znalazło się dla niego miejsce. 

Dla mnie „Glass Hills” to książka o zmianach – tych wokół nas i tych w nas samych („Nie zmieniają się tylko ci, którzy zmieniać się nie chcą” – mówi Alex). A o czym dla pani jest w głównej mierze powieść „Glass Hills”?

Cieszę się, że dla pani to przede wszystkim powieść o zmianach. Coś czuję, że to między innymi dlatego, że we mnie zachodziły ogromne zmiany, gdy ją pisałam. Dla mnie ta książka jest przede wszystkim o otwartości i szacunku. Względem drugiego człowieka, jego poglądów, podejścia do życia, potrzeb, ale też względem miejsca. 

Nie wiem, czy pani też to widzi, ale mam wrażenie, że lubimy kategoryzować: to jest dobre, a to złe, tak się powinno, a tak nie. To dotyczy bardzo różnych sfer życia: wychowywania dzieci, sposobu odżywiania się, podejścia do pracy, form spędzania wolnego czasu. Te książki są wartościowe, a do tych lepiej nie zaglądać. Ten film był świetny, a tamten do bani. Keto to jedyna słuszna droga – i długo by tak wymieniać. Problem w tym, że łatwo się pogubić, bo „złote rady” i „jedyne słuszne drogi” wykluczają się nawzajem. Dzieje się tak dlatego, że niby jesteśmy do siebie bardzo podobni, a jednak bardzo różni. Coś, co jednemu służy, innemu będzie szkodzić, i nie ma sensu przekonywać ludzi do swoich racji.

Im szybciej to zrozumiemy, tym lżej nam się będzie żyło. Aleksa dziwi fakt, że w Szklarskiej Porębie nie ma otwartej od samego rana kawiarni, w której mógłby zjeść śniadanie i popracować, ale czy to oznacza, że to miasteczko jest wybrakowane? Może jego mieszkańcy prowadzą inny tryb życia i nie ma jej dlatego, że nikt by w niej nie przesiadywał z laptopem? Albo czy fakt, że od nowoczesnych budynków Mila woli stare domy przysłupowe, oznacza, że kiedyś to się budowało solidnie i estetycznie, a współczesna architektura to kicz i tandeta? Czy fakt, że Alex lubi ciężkie, kremowe zapachy z niszowych perfumerii, czyni z niego nadętego buca, który za żadne skarby świata nie zanurzy się w lodowatym górskim strumyku? Otwartość i szacunek dla miejsca i dla drugiego człowieka. Dla mnie o tym jest ta historia. I o tym, że nie zawsze ktoś musi mieć rację.

„Glass Hills” przedstawia w pierwszoosobowej narracji punkt widzenia zarówno Mili, jak i Aleksa. Dzięki temu czytelnik dostrzega, że nic tutaj nie jest czarno-białe i oczywiste. Takie zmiany narracji skojarzyły mi się z wycieczką w góry – gdy stojąc na szczycie, możemy na wszystko spojrzeć z innej perspektywy. Jakie jeszcze analogie łączą świat pisarstwa z pasją chodzenia po górach?

Przychodzi mi na myśl hasło: „Widok ze szczytu wynagrodzi ci cały trud”. Te słowa zwykle padają wtedy, gdy ostre słońce parzy cię w kark, wypiłeś zapas wody i nie masz gdzie go uzupełnić, a do celu zostało jeszcze kilka kilometrów. Albo wtedy, gdy w deszczowy dzień wdrapujesz się na szczyt: skarpetki mokre, stopy otarte, zimny wiatr wkrada się pod przemoczone ubranie. Jedyne, co sprawia, że idziesz dalej, to myśl o tym, że w schronisku na szczycie napijesz się gorącej herbaty i osuszysz ubranie, bo na widok w tej mgle już nawet nie ma co liczyć. Z pisaniem jest bardzo podobnie: to długi proces i bywają różne dni. Są takie, gdy wszystko idzie gładko, a palce niemal same suną po klawiaturze, i takie, gdy masz chęć pozbyć się całego pliku i zacząć od nowa. „Na cholerę mi to było?” – myślisz, ale z jakiegoś powodu piszesz już szóstą powieść. Z takiego, że to uczucie, gdy stawiasz ostatnią kropkę, jest bardzo zbliżone do tego, które czujesz, gdy mimo przeciwności losu udaje ci się wdrapać na szczyt. Satysfakcja jest tak duża, że uzależnia.

Ma pani na koncie poczytne powieści, debiut zekranizowany przez Netfliksa, a teraz książkę, która, jak pisze pani na jej końcu, jest dla pani wyjątkowa. Czy może nam pani zdradzić, jakie są pani kolejne (zawodowe) marzenia?

Ta książka rzeczywiście jest dla mnie wyjątkowa, bo nie dość, że powstawała w trudnym dla mnie czasie ze względu na chorobę (cierpię na RZS), to jeszcze przyniosła mi twórczą wolność. Musiałam napisać aż sześć powieści, żeby zrozumieć, że tylko ode mnie zależy, co chcę opowiedzieć światu i w jaki sposób zamierzam to zrobić. Że nie jest mi z góry przypisany gatunek, którego mam się kurczowo trzymać. Trudno to wytłumaczyć, ale podczas pracy nad „Glass Hills” poczułam powiew świeżości. Może właśnie dzięki temu, że zaufałam swojej intuicji i zachowałam się wbrew wszelkiej logice? Sensowniej byłoby zredagować tekst, który miałam już właściwie w całości napisany, i oddać go w ręce czytelników, ale nie zrobiłam tego. Zaczęłam wszystko od początku i tak się dziś czuję. Jakbym debiutowała! Także mam jeszcze kilka literackich marzeń, które chciałabym zrealizować. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak siąść do pisania kolejnej historii. 

W podziękowaniach „Glass Hills” pojawia się nazwisko Sławka Gortycha, który również pisze o Karkonoszach. Ostatnio zdobył on wyróżnienie od czytelników Lubimyczytać – tytuł Książki Roku 2023 w kategorii Kryminał. Co państwu, jako autorom, daje ta znajomość? Podsuwają sobie państwo nawzajem inspiracje, rozwiązują pisarskie problemy?

I jedno, i drugie, z naciskiem na drugie. Kiedy poznałam Sławka, był dosłownie tuż po premierze swojej pierwszej powieści. Jeszcze nie spodziewał się tego, jak wielki odniesie sukces. Od razu go polubiłam. Ujął mnie swoją skromnością i manierami. Kiedy poznałam jego rodziców, pierwsze, co do nich powiedziałam, to pogratulowałam im pracy, jaką włożyli w wychowanie dzieci, bo Sławka siostra, Judyta, to też jedna z tych osób, którą ma się chęć wyściskać na dzień dobry. 

Szybko się okazało, że jak się nas ze Sławkiem posadzi obok siebie z dzbankiem kawy, to będziemy gadać do rana. Myślę, że stanowimy fajny team: dzieli nas trochę lat, więc możemy się uzupełniać. Choć tworzymy w zupełnie innych gatunkach, poruszamy się po tej samej scenie literackiej. Dzielimy się doświadczeniami, wspieramy się tam, gdzie możemy. Ponieważ przez lata mieszkałam za granicą, bardzo brakowało mi rozmów z drugą osobą, która też pisze. Tym bardziej doceniam tę znajomość. Jednak najpiękniejsze jest to, że od literatury tylko się zaczęło. Teraz, kiedy się spotykamy czy rozmawiamy przez telefon, nie dyskutujemy o zwrotach akcji, tylko o tym, co nas obchodzi w życiu prywatnym. Śmiech. Zabawa. Odskocznia od codzienności. Ale też wsparcie w trudnych chwilach. Tym jest dla mnie przyjaźń ze Sławkiem.

Dla „Glass Hills” porzuciła pani inny projekt, nad którym pracowała. Czy zatem teraz czas, by do niego powrócić? O czym będzie pani następna książka?

Nie, tamten pomysł to dawna ja. Myślę, że choć książka jest właściwie napisana w całości, ja już do niej nie wrócę. Przez lata pisania nauczyłam się tego, że trzeba umieć odpuszczać, bez żalu wyrzucać całe strony, rozdziały, by zrobić miejsce na nowe. Nie wszystko, co napiszemy, jest warte tego, by publikować, ale z pewnością jest warte tego, by zostało przez nas zapisane. Tak się dochodzi do tego, co chce się powiedzieć światu. Pisanie to proces. Pisanie to szukanie, wyrzucanie, zmienianie, poprawianie. Pisanie to niekiedy zaczynanie na nowo. Autor musi być zadowolony z tego, co puszcza w świat. Bo jeśli on sam nie jest pewien tego, co stworzył, to jak inni mają uwierzyć w jego historię? Jaki będzie mój kolejny krok?

Jeszcze nie wiem. Mam w głowie kilka pomysłów, ale jestem na przyjemnym etapie: mogę wszystko i chciałabym jeszcze przez chwilę w nim pozostać. Lubię robić sobie przerwę. Lubię mieć czas na to, by wyjść z jednej historii, nim wejdę w kolejną.

Chcesz kupić tę książkę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [5]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
wielogloska_kasia Mróz-Jaskuła - awatar
wielogloska_kasia 16.04.2024 03:25
Czytelnik

Właśnie czytam, to opowieść, dla której aż chce się przyjechać do Szklarskiej!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
twujstary8  - awatar
twujstary8 14.04.2024 19:24
Czytelnik

Look at that subtle angielski tytuł. The tasteful thickness of it. Oh my God, it even has a czcionka z książek dla karyn.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aschawi  - awatar
Aschawi 14.04.2024 14:23
Czytelniczka

Nie czytam książek osób z internetow.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
domekzkart  - awatar
domekzkart 13.04.2024 17:54
Czytelniczka

Zarówno książka jak i pisarka to dla mnie nowość, ale myślę, ze warto się zapoznać:)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik - awatar
Ewa Cieślik 10.04.2024 15:30
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post