Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nie zastanawiałam się szczególnie nad wyborem tej książki, wyświetliła mi się na legimi, to ją przeczytałam. Nie uważam spędzonego nad nią czasu za stracony, ale nie była to również wybitna pozycja. Pomysł jak zwykle wydawał się ciekawy, ale wykonanie znowu zawiodło. Jeszcze tak w trakcie czytanie tak tego nie odczuwałam, ale na koniec, gdy już znałam całość, pozostał mi niedosyt. Fabuła można powiedzieć, że składa się z dwóch wątków, a przy czym ten dotyczący seryjnego mordercy tak naprawdę jest tylko dodatkiem, mającym zamieszać w głowie czytelnikowi. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie poświęcono temu tak dużo czasu, czemuś, co na zakończenie zostało rozwiązane, jakby na odczep się, no bo trzeba było to skończyć i dać odpowiedź. Moje rozważania w przeważającej mierze dotyczyły tożsamości tego mordercy, by na koniec przekonać się, że tak naprawdę wszystko to było bezsensowne, bo to nie było clue tej fabuły, a ten seryjny morderca jest od początku podany na tacy.

I okej, to też nie byłoby takim okropnym zabiegiem, gdyby nie to, że ta główna oś była do bólu przewidywalna, rozwleczona, zwroty akcji były naciągane i mało zaskakujące, a motywy sprawców jakoś mało przekonujące. Na dodatek wszystko to było okraszone zbyt szczegółowymi opisami, co, jak zauważyłam, jest głównym problemem tego gatunku. Nie wiem dlaczego, ale często pojawiają się tu opisy, co bohater na siebie ubrał, co robił i jak wyglądał. Może przedstawienie takiej „codzienności” ma dodać realności, ale no litości, nie muszę po raz wtóry słyszeć, jaką kto miał sukienkę, jaką bluzę czy że załadowano zmywarkę.

Najbardziej jednak nie podobało mi się tłumaczenie sprawców. Jakby autorka chciała wzbudzić w czytelniku litość, żeby nie oceniali ich tu zbyt surowo. Jakby ich czyny były usprawiedliwione... Problem w tym, że to, co pchnęło sprawców do ich czynów, wcale nie zostało dobrze umotywowane. Jak więc mogłabym zrozumieć ich decyzje, jeśli ich przyczyny ich działań zupełnie mnie nie przekonały?

Nie jest to zła książka, raczej po prostu średnia, więc gdyby się ktoś zastanawiała czy wybrać „Kobietę, która skłamała”, czy coś innego z tego gatunku, to polecam wybrać coś innego, a po tę pozycję sięgnąć, gdy reszta tych dobrych nas zawiedzie.

Nie zastanawiałam się szczególnie nad wyborem tej książki, wyświetliła mi się na legimi, to ją przeczytałam. Nie uważam spędzonego nad nią czasu za stracony, ale nie była to również wybitna pozycja. Pomysł jak zwykle wydawał się ciekawy, ale wykonanie znowu zawiodło. Jeszcze tak w trakcie czytanie tak tego nie odczuwałam, ale na koniec, gdy już znałam całość, pozostał mi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oops…I did it again! Porzuciłam kolejną książkę... Drugą w swoim życiu! Trudno stwierdzić, dlaczego właściwie się uparłam, żeby ją dalej czytać, jeśli już na początku mnie męczyła. To niestety nie jest dobra książka, choć mogła być. Pomysł nie wydawał się najgorszy. Czy oryginalny? Pewnie nie, ale rzadko czytam takie historie, a wprawdzie to nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek cokolwiek czytała o jakichś aniołach, więc pod tym względem może być różnie. Walka o władzę już jednak nie jest czymś zaskakującym, ale zawsze za to dającym solidne podstawy, by wznieść na tym ciekawą fabułę, z intrygami, polityką, walkami. A więc z tym, co wielu w fantasy uwielbia!

Może źle to zabrzmi, ale... widać, że to self. Mam wrażenie, że ta książka ominęła etap „krytyki” albo inaczej – obiektywnej oceny osoby trzeciej. Autor, niestety, wbrew pozorom nie wie najlepiej, bo czasem widzi i rozumie swój tekst inaczej niż faktycznie się prezentuje; inaczej niż odbiera to czytelnik, który nie siedzi mu przecież w głowie. Tu mam wrażenie, że zabrakło tego etapu, w którym ktoś powiedziałby: To nie wygląda dobrze.

Kto pisze, ten wie, albo kto zaglądał czasem na wattpada, to pewnie też zauważył - początkujący autorzy szaleją z imiesłowami przysłówkowymi, bo tak najłatwiej pisać. W Krwi nowych bogów mam wrażenie, że nie ma innych zdań. Oczywiście, wyolbrzymiam, ale jest ich na tyle dużo, że zwracają uwagę i nie robią dobrego wrażenia. Podobnie jak określanie bohaterów po kolorze włosów czy oczu czy powtarzanie tych samych zwrotów i zachowań. Nie byłoby w tym nic złego, bo przecież każdy tak zaczynał, ale no właśnie, zaczynał! A to jest jednak książka wydana, nie powinna więc wyglądać, jakby ktoś niedawno dopiero zaczął uczyć się pisać.

Po drugie odniosłam wrażenie, że ta historia nie ma większego celu, znaczy, toczyła się, ale w sumie to w rytmie „zobaczymy, jak to się potoczy i gdzie nas to zaprowadzi, a do tego czasu, gdy już się to okaże, będzie coś tam się dziać”. W pobocznych wątkach trudno dostrzec jakiś sens - zupełnie nie wiem, po co był Larkin i jego żona, a przecież nawet dostali perspektywę! Cały ten wątek Laveny, a w tym jej ojca, igrzysk, Najwyższego Kapłana, ani mnie nie ciekawił, ani nie przekonywał, ale był kolejną zapchaj dziurą i jedynie poczytnym (dla wielu innych) elementem romantycznym, ale niezbyt potrzebnym. No i ta zbyteczna brutalność. Nie mam nic przeciwko krwawszym opisom, bijatykom, trupom i całej tej reszcie mało przyjemnych rzeczy, ale jednak uważam, że to powinno mieć jakiś – przede wszystkim – sens, a następnie – umiar. Takie umieranie dla samego umierania i przyśpieszenia akcji (bez pchnięcia fabuły do przodu) jest zbyteczne. Zajmuje miejsce, a nie przynosi żadnych korzyści. Tu jednak jest sporo bezsensownych scen walki, a do tego wyglądają niemal identycznie, przez co miałam wrażenie, że przez 274 strony, które przeczytałam, stałam w miejscu.

Nie ma więc tu porywającej fabuły, bohaterów też ciężko polubić – wszyscy są dość bezbarwni, może jakoś Drake czy Aidan się wyróżniają, ale na ilość wprowadzonych tu nijakich postaci wcale trudno było im się wybić. Wrażenie mógłby robić świat. Widać, że autorka miała na niego jakiś pomysł, ale znowu wykonanie zawiodło. Dużo rzeczy nie jest wytłumaczonych. O ile uważam, że czasem pewne rzeczy trzeba zostawić w domyśle, to jednak nie powinno dotyczyć to kwestii, których czytelnik nie może się domyślić. Tu więc świat sobie jest, ale zasady, na jakich wiele elementów funkcjonują, pozostają sekretem. A w konsekwencji tak książka nie oferuje nic, co mogłoby mnie przekonać do jej ukończenia.

Oops…I did it again! Porzuciłam kolejną książkę... Drugą w swoim życiu! Trudno stwierdzić, dlaczego właściwie się uparłam, żeby ją dalej czytać, jeśli już na początku mnie męczyła. To niestety nie jest dobra książka, choć mogła być. Pomysł nie wydawał się najgorszy. Czy oryginalny? Pewnie nie, ale rzadko czytam takie historie, a wprawdzie to nie przypominam sobie, bym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki z serii o Herkulesie Pairot są dobre na każdą okazję – w tym na wyciągnięcie kogoś z dołka czytelniczego. Miałam okropny zastój, ale ta pozycja przerwała moją złą passę. Przeczytałam ją w sumie jeden dzień, początek trochę mnie zmęczył, fabuła się rozkręciła od pojawienia się trupa, ale po zakończeniu wiem, że taki wstęp był potrzebny. Jak już przeczytało się tyle części z tej serii, to można zauważyć pewien schemat budowania fabuły, przez co też całość traci na koniec efekt takiego wow. Niemniej historia jak zwykle nie zawodzi. Zagadka trzyma poziom, jest zagmatwana, podejrzany jest każdy, a zarazem trudno uwierzyć, by ktokolwiek z nich mógł być mordercą. Niezmiennie trzeba tu zwracać uwagę na szczegóły i z pozoru błahe informacje, które później ładnie składają się na rozwiązanie. Sprawcy znów nie zgadłam, ale był moim silnym faworytem – wprawdzie od samego początku, ale postawiłam na „bezpieczniejszą” opcję. No cóż, niesłusznie...

Książki z serii o Herkulesie Pairot są dobre na każdą okazję – w tym na wyciągnięcie kogoś z dołka czytelniczego. Miałam okropny zastój, ale ta pozycja przerwała moją złą passę. Przeczytałam ją w sumie jeden dzień, początek trochę mnie zmęczył, fabuła się rozkręciła od pojawienia się trupa, ale po zakończeniu wiem, że taki wstęp był potrzebny. Jak już przeczytało się tyle...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie będę ukrywać, że zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę przez tytuł – kojarzył mi się z kryminałem w stylu Agathy Christie. Nie słyszałam o tej pozycji wcześniej, ale chyba podświadomie miałam co do niej jakieś oczekiwania, bo trudno było mi się w nią wgryźć.

Pomysł okazał się naprawdę ciekawy i wykonanie, na szczęście, całkiem sprostało wymaganiom. Zagadka zaczyna się już od pierwszych stron, ale mam wrażenie, że snucie teorii można zacząć znacznie później. Jak zauważyłam, jestem zwolenniczką treściwych kryminałów. Moim zdaniem gatunek zobowiązuje, żeby skupić się przede wszystkim na sprawie, a różnych „ozdobników” powinno być jak najmniej, tzn. w treści powinno się umieszczać tylko to, co jest istotne do rozwikłania tajemnicy. Tutaj jednak tak nie było – sporo jest takich obyczajowych kwestii, fragmentów, które wcale mnie interesowały, a ilość postaci sprawiła, że niemal do końca myliłam nazwiska. Najbardziej jednak nie podobało mi się to, że czytelnik nie wiedział wszystkiego tego, co wiedział już detektyw, czasem rzucano jakimś hasłem, ale go nie odkrywali, co najzwyczajniej utrudniało przewidzenie zakończenia.

Nie będę ukrywać – nie zgadłam rozwiązania, chociaż brałam wcześniej taką możliwość pod uwagę, ale ostatecznie postawiłam na co innego. No cóż, niesłusznie. Ale nie przejmuję się tym zbytnio, bo zgrzyta mi logika pewnego posunięcia, które wszystko napędziło. Nie mogę za wiele powiedzieć, bo byłby to za duży spojler, więc powiem tak - nikt nie rusza kamyka, który może spowodować lawinę, gdy widzi, że już wszystko się chwieje. Ktoś mógłby się ze mną nie zgodzić, powiedzieć „Dla rodziny zrobi się wszystko”, ale mnie taki motyw nie przekonuje. Po prostu nie wybiera się kogoś, kto może Cię pogrążyć. To zupełnie bez sensu.

Ogółem jednak nie jest to zła historia. Problem jest wielowątkowy, łączy się z przeszłością. Autorka naprawdę się postarała, by zbudować tak rozbudowaną zagadkę. Czyta się szybko, bo książka jest krótka, a przy tym styl autorki przystępny, choć mi nie do końca przypadł do gustu. Ale to już indywidualna kwestia. Mimo to całość przeczytałam w dwa dni, spędziłam nad nią miło czas, choć nie jest to dzieło, które będę wybitnie długo wspominać. To dobra pozycja, ale nie na tyle, żeby gorąco ją polecać. Niemniej to „bezpieczna” lektura – raczej nikt nie powinien po niej uznać, że zmarnował czas.

Nie będę ukrywać, że zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę przez tytuł – kojarzył mi się z kryminałem w stylu Agathy Christie. Nie słyszałam o tej pozycji wcześniej, ale chyba podświadomie miałam co do niej jakieś oczekiwania, bo trudno było mi się w nią wgryźć.

Pomysł okazał się naprawdę ciekawy i wykonanie, na szczęście, całkiem sprostało wymaganiom. Zagadka zaczyna się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie podoba mi się, w jakim kierunku autorka zmierza. W kryminałach Agathy Christie podobało mi się, że jest tu krótko, zwięźle i na temat, nie było rozdziałów niepotrzebnych, każdy fragment rozwijał zagadkę i podrzucał wskazówki. Nie było zbędnych zapychaczy ani rozwodzenia się nad jakimiś pobocznymi wątkami. A tutaj niby pierwszy trup pojawił się szybko, ale za dużo było też miłostek, problemów i rozmów bohaterów, których nigdy więcej nie zobaczymy. W serii o słynnym belgilskim detektywie spodziewam się, ależ niespodzianka, detektywa. Zamiast tego prowadzenie śledztwa powierzono innym osobom, a Pairot pojawia się praktycznie na samym końcu, żeby na chwilę wysilić swoje małe, szare komórki i dać czytelnikowi odpowiedzi. Na domiar złego zakończenie niezbyt zaskakujące, może cała ta otoczka, motywy sprawcy dość zagmatwane, ale wytypowanie samego sprawcy już nie takie trudne. Jak dla mnie największe rozczarowanie z wszystkich książek Agathy Christie, które dotychczas przeczytałam.

Nie podoba mi się, w jakim kierunku autorka zmierza. W kryminałach Agathy Christie podobało mi się, że jest tu krótko, zwięźle i na temat, nie było rozdziałów niepotrzebnych, każdy fragment rozwijał zagadkę i podrzucał wskazówki. Nie było zbędnych zapychaczy ani rozwodzenia się nad jakimiś pobocznymi wątkami. A tutaj niby pierwszy trup pojawił się szybko, ale za dużo było...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie sądziłam, że to powiem przy tej serii, ale rozczarował mnie ten tom. Początek kompletnie mnie wynudził, nie mogłam zupełnie skoncentrować się na tym, co czytam, a mimo to rozwiązanie było dla mnie nazbyt przewidywalne. Znów powraca tu problem trzymania w niepewności bohaterów, a nie czytelnika, co gorsza autorka posuwa się tu o krok dalej i nie podsuwa nam subtelnie wskazówki, tylko ciska nią nam w twarz, że po prostu nie da się tego przeoczyć. Sam pomysł był oczywiście intrygujący, miał zadatki na skomplikowaną zagadkę, ale gdzieś tam po drodze coś nie pykło i wyszło coś wręcz niegodnego małych, szarych komórek Herkulesa Poirota.

Nie sądziłam, że to powiem przy tej serii, ale rozczarował mnie ten tom. Początek kompletnie mnie wynudził, nie mogłam zupełnie skoncentrować się na tym, co czytam, a mimo to rozwiązanie było dla mnie nazbyt przewidywalne. Znów powraca tu problem trzymania w niepewności bohaterów, a nie czytelnika, co gorsza autorka posuwa się tu o krok dalej i nie podsuwa nam subtelnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najgorsze w tej historii jest to, że faktycznie się wydarzyła. Najbardziej jednak nie przeraża mnie skala okrucieństwa, która jest naprawdę wysoka, zważywszy na to, że to matka zagotowała własnym dzieciom takie piekło, ale obojętność, odwracanie wzroku, wmawianie sobie, że tak jest lepiej. Oczywiste jest, że wszystkie trzy córki były ofiarami, maltretowanymi przez matkę, a strach przed nią powodował, że nie potrafiły przed nią uciec. Ale ta porażająca uległość jest dla mnie po prostu niepojęta. Shelly Knotek znęcała się nie tylko nad dziećmi, ale również nad dorosłymi, mimo tego nikt jej się nie sprzeciwiał. Nawet po latach najstarsza z sióstr, wiedząc co sama przeszła, że najmłodsza z rodzeństwa przechodzi dokładnie to samo, wolała zostawić siostrę z matką, która zabiła trzy osoby. Powiedziała do niej: to tylko cztery lata, wytrzymasz, a potem uciekniesz... Cztery lata! Podczas gdy przeżycie w tym domu tygodnia było męczarnią. Dopiero ta najmłodsza okazała najwięcej rozsądku i odwagi, by pchnąć kamyk, który spowodował pociągnięcie Shelly do odpowiedzialności. Gdyby to była fikcja, to uznałabym, że zachowanie bohaterów jest nielogiczne, ale to się wydarzyło i to chyba mnie tak w tej książce zszokowało - porażająca niemoc zmuszająca do akceptowania cierpienia innych, w tym najbliższych, dla własnego spokoju.

Jest to moje drugie spotkanie z tym gatunkiem. I będę je, jakkolwiek źle to zabrzmi, znacznie lepiej wspominać. Całość została napisana w przystępny sposób. Autor nie przedstawił suchych faktów, ale historię, wstrząsającą, wywołującą emocje, sprawiającą, że chce czytać się dalej. A po jej zakończeniu wiem, że zostanie ze mną na dłużej, bo nadal mi w to wszystko ciężko uwierzyć.

Najgorsze w tej historii jest to, że faktycznie się wydarzyła. Najbardziej jednak nie przeraża mnie skala okrucieństwa, która jest naprawdę wysoka, zważywszy na to, że to matka zagotowała własnym dzieciom takie piekło, ale obojętność, odwracanie wzroku, wmawianie sobie, że tak jest lepiej. Oczywiste jest, że wszystkie trzy córki były ofiarami, maltretowanymi przez matkę, a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trochę żałuję, że w pierwszej kolejności trafiłam film, a nie na książkę. Oglądałam wszystkie ekranizacje powieści Agathy Christie i niestety wszystkie były dla mnie nazbyt oczywiste i w każdym przypadku dobrze wytypowałam sprawców. Przy książce raczej miałabym o wiele większe trudności. Zagadka jest na tyle skomplikowana, że nawet znając rozwiązanie, miałam trudności, żeby w tym wszystkim się połapać. Podobało mi się, że tym razem całość śledziliśmy oczami Poirota i czytelnik miał możliwości widzieć i słyszeć to co on. W poprzednich tomach detektywowi zdarzało się wybywać gdzieś samotnie, więc miał więcej informacji, tutaj akcja działa się na zamkniętym terenie, w odcięciu od świata zewnętrznego, dlatego zarówno bohater, jak i czytelnik mieli dostęp do praktycznie tych samych wiadomości. Nie sprawiło to jednak, że rozwiązanie stało się bardziej przewidywalne, ale za to podkreśliło kunszt autorki.

Jedyne, co mnie zawiodło, to zakończenie. Nie rozwiązanie tajemnicy śmierci pasażera, ale już to, co wydarzyło się po objaśnieniu całej zagadki. Przeczytałam na tyle tomów z tej serii, by zauważyć, że sprawiedliwości zawsze stawała się zadość, niezależnie od okoliczności. Nawet poczciwy doktorek Sheppard musiał odpowiednio zapłacić – nie było zmiłuj. Dlaczego więc tutaj było inaczej? Rozumiem motyw – sprawca okropnej zbrodni dostał to, na co zasłużył. Ale zabicie potwora czyni z człowieka takiego samego potwora, a tutaj jeszcze morderstwo było wyrachowane, zaplanowane, a więc bezwzględne. Dlatego też w zupełności nie przekonuje mnie ta nagła wyrozumiałość. Ale to jedyna moja uwaga, tak poza tym książka trzyma wysoki poziom, podobnie jak poprzednie tomy, i warto poświęcić dla niej z dwa wieczory.

Trochę żałuję, że w pierwszej kolejności trafiłam film, a nie na książkę. Oglądałam wszystkie ekranizacje powieści Agathy Christie i niestety wszystkie były dla mnie nazbyt oczywiste i w każdym przypadku dobrze wytypowałam sprawców. Przy książce raczej miałabym o wiele większe trudności. Zagadka jest na tyle skomplikowana, że nawet znając rozwiązanie, miałam trudności, żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gdyby ktoś się mnie spytał, skąd taka wysoka ocena, to niezbyt mądrze odpowiedziałabym „nie wiem”. Wciąż jestem przy tym nieco zdumiona, bo to pierwsza seria, która – pomimo kiepskiego dla mnie początku, lekkim rozczarowaniu pierwszym tonem i niezbyt wygórowanych oczekiwaniach – z każdą częścią podoba mi się coraz bardziej. Co zabawniejsze, dostrzegam w „Klątwie dla demona” te same wady co w poprzednich tomach – historia jest zbudowana na podobnym schemacie z nadal powierzchniowo poprowadzonym zakończeniem – ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza. Może przywykłam, co po prostu pozwoliło mi na chwilę uciszyć mojego wewnętrznego krytyka? Trudno powiedzieć, ale w każdym razie wciągnęłam się, tak bardzo, że w pracy co jakiś czas musiałam otworzyć sobie legimi i przeczytać parę akapitów. Akcja już od pierwszych stron pędzi, prawie do samego końca z krótkimi przerwami na zaczerpnięcie tchu. Klimat jest tu trochę bardziej mroczny, choć nie brutalny. Intryga jest już lepiej skonstruowana, jest bardziej skomplikowana, wymagająca, choć wciąż da się pewnych rzeczy domyślić. I mimo że łatwo można domyślić, jak wszystko się skończy, to i tak chciałam jak najszybciej dotrzeć do kulminacyjnego momentu, by się przekonać, co się stanie. Niezmiennie utrzymuję jednak, że rozwiązanie (może nie zakończenie, bo po finałowej walce jest jeszcze kilkanaście stron) odstaje od reszty książki. Wszystkie wydarzenia są, nazwijmy to, wielkie – wielkie zbrodnie, tajemnice, niebezpieczeństwo, ryzyko, a to ostateczne starcie jest po prostu nijakie i rozczarowujące w swojej przeciętności. I przez to moja ocena tej pozycji jest niższa. Niemniej i tak moim zdaniem dotąd to była najlepsza część z tej serii i liczę, że ostatnia przynajmniej utrzyma jej poziom.

Gdyby ktoś się mnie spytał, skąd taka wysoka ocena, to niezbyt mądrze odpowiedziałabym „nie wiem”. Wciąż jestem przy tym nieco zdumiona, bo to pierwsza seria, która – pomimo kiepskiego dla mnie początku, lekkim rozczarowaniu pierwszym tonem i niezbyt wygórowanych oczekiwaniach – z każdą częścią podoba mi się coraz bardziej. Co zabawniejsze, dostrzegam w „Klątwie dla demona”...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pocieszeniem po niezbyt wybitnym pierwszym tomie jest to, że kolejne nie mogą już zawieść, tylko pozytywnie zaskoczyć. Wciąż żałuję – i ciągle to powtarzam – że nie potrafię podejść do wszystkich książek z czystą głową, bez wymagań, bo wtedy okropnie się męczę. W tym przypadku ta seria jest mi zupełnie obojętna, wiem, czego po niej spodziewać - niczego szczególnego. Dlatego całkiem mi się podobało. Na pewno ten tom jest o wiele lepszy od poprzedniego. Akcja od początku jest wartka, intrygująca, aż chce się czytać i dowiedzieć co będzie dalej. Jagoda i jej sztywność wciąż mogą nieco irytować, fabuła nadal nie jest może zbytnio zaskakująca, a scena finałowa znów wydawała mi się za łatwo, szybko i bez komplikacji przeprowadzona, ale nie oczekiwałam, że będzie inaczej, dlatego wszelkie moje uwagi po prostu przemilczę, bo wyjątkowo mi to nie przeszkadzało.

Całość na pewno ratuje Caleb - szary moralnie czarnoksiężnik, co do którego nie ma się pewności, czy jest zły, czy wręcz przeciwnie. Intryguje nie tylko bohaterkę, ale również czytelnika. I jest chyba jedynym powodem, dla którego sięgnę po trzeci tom znacznie szybciej, niż zdecydowałam się na drugi. No bo kto nie lubi w książkach bad boyów, to niech pierwszy rzuci kamieniem! Caleb jest znacznie ciekawszą postacią niż Jagoda, można się po nim wszystkiego spodziewać, a otaczające go tajemnice sprawiają, że chce po prostu się czytać. Dlatego też bardzo podobało mi się zakończenie tego tomu – nie pokonanie głównego złola, tylko to, co nastąpiło potem, bo daje to nadzieję, że kolejne części będą utrzymywać poziom, a Uczeń Czarnoksiężnika nie stanie się ciepłą kluchą.

A więc krótko mówiąc, czy polecam? Zdumiewająco, ale tak. Bo jeśli przebrnęło się przez pierwszy tom i nie uznało się go za katastrofę, to drugi tom również przypadnie Wam do gustu, a nawet można całkiem dobrze przy nim się bawić.

Pocieszeniem po niezbyt wybitnym pierwszym tomie jest to, że kolejne nie mogą już zawieść, tylko pozytywnie zaskoczyć. Wciąż żałuję – i ciągle to powtarzam – że nie potrafię podejść do wszystkich książek z czystą głową, bez wymagań, bo wtedy okropnie się męczę. W tym przypadku ta seria jest mi zupełnie obojętna, wiem, czego po niej spodziewać - niczego szczególnego. Dlatego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobrze jest po beznadziejnej książce trafić na coś dobrego, co przypomina, że czytanie nie musi być torturą. Dla mnie był to właśnie „Szkic zbrodni” – przyjemna lektura, pozwalająca na parę godzin zapomnieć o całym świecie. Gdy sięgnęłam po tę pozycję, nie spodziewałam się, że aż tak się wciągnę i przeczytam całość w – według legimi – w jakieś cztery godziny. Nie ma może tu rwącej akcji, wielu wątków czy szczególnie skomplikowanej zagadki, ale fabuła potrafiła mnie na tyle zaciekawić i zaangażować, że chciałam czytać dalej, by dowiedzieć się, jak to się skończy. Zakończenie przewidziałam. Od początku miałam wytypowanych trzech podejrzanych, w tym jednego z ostrożności procesowej, ale ostatecznie postawiłam na tego, który okazał się właściwy. Ale jakoś wcale nie zaniża to mojej oceny, mimo że zazwyczaj od kryminałów oczekuję, że mnie zaskoczą. Podobało mi się jednak, że czytelnik mógł sam dojść, kto jest mordercą, wszystkie wskazówki, na których podstawie Klemens Grabiński wytypował sprawcę, znajdowały się w tekście, przy czym trzeba było nieco pomyśleć, by wyciągnąć dobre wnioski. Wątek zabójstwa jest przeplatany z wątkiem obyczajowym, ze świetnie oddanym klimatem XIX-wiecznego społeczeństwa i zarysowanym tłem historycznym. Twórczość autorki znałam już wcześniej, wiem też, że research zawsze stoi u niej na wysokim poziomie, czego mogłam tutaj uświadczyć. Pierwszy raz chyba też wątek romantyczny mnie nie raził. Był poprowadzony w bardzo wyważony sposób, z jednej strony miał wpływ na zachowanie i motywy bohaterów, ale z drugiej strony nie przyćmiewał wszystkiego innego, a więc nie był przytłaczający i męczący, przez co nawet, o dziwo, całkiem kibicowałam głównej parze i liczyłam na szczęśliwe zakończenie dla nich.

Może mogłabym się do czegoś doczepić, ale sobie to daruję, bo nie jest to po prostu istotne, a książka zasługuje na pochwałę oraz uwagę. W trakcie czytania historia przypominała mi nieco powieści Agathy Christie i myślę, że osoby, które lubią jej twórczość, również tutaj się odnajdą. Ale „Szkic zbrodni” polecam nie tylko im, lecz każdemu, kto ma ochotę spędzić przyjemny wieczór z książką, która go nie rozczaruje.

Dobrze jest po beznadziejnej książce trafić na coś dobrego, co przypomina, że czytanie nie musi być torturą. Dla mnie był to właśnie „Szkic zbrodni” – przyjemna lektura, pozwalająca na parę godzin zapomnieć o całym świecie. Gdy sięgnęłam po tę pozycję, nie spodziewałam się, że aż tak się wciągnę i przeczytam całość w – według legimi – w jakieś cztery godziny. Nie ma może tu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Istnieje wiele książek, które mi się nie podobają, ale jest naprawdę mało takich, które mam ochotę porwać na strzępy, żeby nigdy więcej ich nie oglądać. Niestety Asystentka złoczyńcy dołącza do tego drugiego, niechlubnego grona.

Nic absolutnie mi się w tej historii nie podobało. Gdybym otwarła słownik i wypisała wszystkie synonimy słowa beznadziejny, to wciąż nie czułabym, że właściwie podkreśliłam, jak kiepska to była książka. Przeżywałam istne tortury przy czytaniu, po samym prologu miałam dość i żałuję, że wtedy nie rzuciłam tego w cholerę. Gdy teraz się zastanawiam, skąd mój upór, żeby to czytać, to jedyne, co mi przychodzi do głowy, to nadzieja. Nadzieja, że z czasem historia się rozkręci. Pomysł był naprawdę ciekawy, a w połączeniu z humorem mogło wyjść coś naprawdę genialnego. Zamiast tego dostałam coś, przez co prawie zgubiłam oczy z tyłu głowy od ciągłego nimi przewracania.

Jaki więc jest problem? Dla mnie ta książka jest niepoważna, wręcz absurdalna, no i przede wszystkim nudna. Praktycznie nic się nie dzieje, nie licząc może końcówki. Gdyby może całość miała 200 stron, to jakoś dałoby się ją zdzierżyć, ale on ma 500 i mnóstwo niepotrzebnych rozdziałów, fragmentów nic niewnoszących, skupiających się na przekomarzankach bohaterów, niekończącym zachwycaniu się Złym lub na odwrót - Evie. W szczególności w perspektywie Evie jest to strasznie irytujące, jak często zauważą, jaki Zły jest idealny pod każdym względem. Od początku widać, że bohaterów do siebie ciągnie, oczywiście tylko oni tego nie zauważają, a wręcz Evie wciąż twierdzi, że szef to pewnie nawet jej nie lubi. I zajmuje to tak dużo miejsca, że wszystko inne przestaje mieć znaczenie np. jak po wybuchu bomby – co z tego, że prawie umarła, Evie szaleje, bo Zły ją dotknął... I to ciągłe litowanie się nad Sage, bo ona taka niewinna, zakochana, obraża się, bo szef nie spowiada się jej z każdego szczegółu swojego życia, a okropny Zły wciąż niezamierzenie ją rani, bo przecież to przezwisko zyskał dla żartu. Do tego jest mnóstwo żałosnych dram jak z rzuceniem pracy przez Evie. Jaki sens miał ten wątek? Nie było jej może cztery rozdziały, a potem wszystko wróciło do normy. Było to chyba potrzebne tylko po to, żeby podkreślić, jaka Evie jest wspaniała i idealna...

Fabuła jest przewidywalna, monotonna, nielogiczna. Gdzie Evie, tam zaraz Zły – co z tego, żeby prowadzą dwa różne życia. Wątek wojny pomiędzy Złym a królem jest zepchnięty na jakiś dziesiąty plan, czasem coś o tym wspomną, czasem coś w związku z tym się wydarzy, ale i tak wtedy na piedestale stoją idiotyczne rozmówki między bohaterami. Do połowy praktycznie nic się nie dzieje, nie licząc samego wybuchu, to fabuła skupia się na przekomarzankach bohaterów, „przypadkowym” natrafianiu na siebie, rozmyślaniu o sobie.

Uwaga cytat z książki „Możesz sobie darować ten small talk?”. To pytanie powinno zadać się samej autorce. No właśnie, nie mogła sobie darować? Dialogi między bohaterami często nic nie wnoszą, „dogryzają” sobie w jakichś 90%, przy czym ich teksty są suche, nieśmieszne, a czasem po prostu żałosne. O ile dobrze jest czasem oderwać się od ponurego klimatu, pogadać od rzeczy, to tutaj nie robią nic innego. Jest tego zdecydowanie za dużo, a im dalej, tym bardziej mnie to irytowało, aż przestałam czytać dialogi, bo nic nie wnosiły. Tylko je przeważnie przeglądałam. I wiecie co? Nic mnie nie ominęło, nie czuję, jakby coś mi uciekło i czegoś nie zrozumiałam. Nawet w sytuacji zagrożenia, np. nalot guiwura nadal pierdzielą bez sensu. A Zły tylko myśli o kształtach Sage widocznych spod mokrego ubrania. Wszystko wokół się wali, jest chaos, a oni po prostu stoją i gadają o bzdurach, jakby nic się nie działo. Bohaterzy całkowicie zapominają o świecie, powodach, dlaczego się tu znaleźli, celu ich obecności w danym miejscu, zamiast tego autorka zajmuje się tandetnym rozpływaniem się nad sobą bohaterów, niż na skupieniu się na rozwiązaniu kto i dlaczego ich tu sprowadził, na osobie zdrajcy itd. Nie no, bo po co? Przecież dobrze o tym zapomnieć i zająć się zabawą, tańcami i wspominaniem przeszłości, mimo że wszyscy są świadomi, że to PUŁAPKA. Ale to idealny moment. Wojna z królem może poczekać...

No absurd! Kompletny brak umiaru. Mnóstwo zbędnych scen. Zero rozwijania świata, posuwania akcji do przodu. Wszyscy bohaterzy są niedojrzali, infantylni, zachowują się jak dzieci. Do tego nie są konsekwentnie budowani. Bo kto mi powie, dlaczego Zły jest zły? Ja tego zupełnie nie zauważyłam. Są może z dwie sceny, w których robi coś „złego”, co wprawdzie trudno uznać za złe, bo przecież broni Sage. Tak poza tym to muszę uwierzyć na słowo narratora, że faktycznie jest przerażający, bo jedyne, co robił, to rzucał groźne spojrzenia i wszyscy się przed nim trzęśli ze strachu, ale nie robił nic, by uwierzyć, że faktycznie są ku temu jakiekolwiek powody. Wręcz przeciwnie – wszystko świadczyło odwrotnie, że to spoko gościu, troskliwy, współczujący, z wyrzutami sumienia. I to było widać szczególnie w perspektywie Złego, choć oczywiście narrator uparcie temu zaprzeczał.

Moja niechęć do tej historii urosła do tego stopnia, że cieszyłabym się, gdyby wszyscy bohaterzy na koniec wykitowali, i w sumie poprałabym stronę króla, który przecież jest głównym antagonistą, pojawiającym się może na trzy sekundy. Nie daję tej książce oceny, bo uważam, że nawet jedna gwiazdka stanowiłaby dla niej zbyt dużą pochwałę, na którą zdecydowanie nie zasługuje.

Istnieje wiele książek, które mi się nie podobają, ale jest naprawdę mało takich, które mam ochotę porwać na strzępy, żeby nigdy więcej ich nie oglądać. Niestety Asystentka złoczyńcy dołącza do tego drugiego, niechlubnego grona.

Nic absolutnie mi się w tej historii nie podobało. Gdybym otwarła słownik i wypisała wszystkie synonimy słowa beznadziejny, to wciąż nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy po raz pierwszy trafiłam na tę książkę i zobaczyłam gatunek „romans mafijny”, to się przeraziłam. Nie czytam romansów, a tym bardziej mafijnych, ale nawet ja co nieco o nich słyszałam i nie kojarzą mi się dobrze. Jednak twórczość autorki wcześniej już znałam i po jej zapewnieniach, że będzie to coś innego, uznałam, że spróbuję. I nie żałuję!

Nie jest to typowa książka z tego gatunku. Wątek romantyczny jest, no bo musi być, ale nie jest on jedynym, przysłaniającym wszystko inne, często niestety też logikę. Tutaj natomiast mamy całkiem sporo akcji, krew i trupa od pierwszej strony, zwrotną końcówkę, a także brudny, bezwzględny i brutalny świat, typowy dla mafii. Czyli jest tak, jak być powinno. Wcale nie gubi się przy tym wątek romantyczny, relacja między bohaterami jest stale, stopniowo budowana, drobne gesty tworzą rodzące się uczucie, a ze względu na wszystkie okoliczności trudno postaciom nie kibicować. Bohaterzy tyle przeszli, że po prostu należy im się odrobina szczęścia.

Historię czytałam już jakiś czas temu, a z okazji booktoura organizowanego przez autorkę miałam okazję przeczytać książkę na papierze. I choć bardzo rzadko sięgam dwa razy po tę samą powieść, zwłaszcza gdy w miarę pamiętam fabułę, bo wtedy czytanie okropnie mnie męczy, to w przypadku „Serca hartowanego lodem” nie miałam takiego problemu i z przyjemnością jeszcze raz śledziłam losy bohaterów. Książka jest raczej krótka, pisana przyjemnym stylem, z nieźle przedstawionymi emocjami. Czyta się ją szybko, a im bliżej końca, tym bardziej wciąga. Akcja z początku jest wartka, potem nieco zwalnia, by pod koniec znów przyspieszyć i zaserwować kilka zwrotów. Trudno mi teraz ocenić, czy coś tutaj mnie zaskoczyło, czy czegoś się nie spodziewałam, ale na pewno jedno wiem – wciąż najbardziej mnie ciekawi postać Madame. Złole zawsze są przecież intrygujący, bo mają często skomplikowane charaktery. Żałuję więc, że nie odegrała tutaj większej roli i nie dała się lepiej poznać.

A więc krótko mówiąc – polecam!

Gdy po raz pierwszy trafiłam na tę książkę i zobaczyłam gatunek „romans mafijny”, to się przeraziłam. Nie czytam romansów, a tym bardziej mafijnych, ale nawet ja co nieco o nich słyszałam i nie kojarzą mi się dobrze. Jednak twórczość autorki wcześniej już znałam i po jej zapewnieniach, że będzie to coś innego, uznałam, że spróbuję. I nie żałuję!

Nie jest to typowa książka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam szczerze, że nie miałam dużych wymagań do tej książki, a wręcz nastawiałam na typową, irytującą młodzieżówkę. I wiecie co? Pozytywnie się zaskoczyłam. Wciąż nie jest to jednak historia wybitna, raczej lekka, prosta powieść, przy której można przyjemnie spędzić czas.

Pomysł z cieniotkaczami jest naprawdę ciekawy, choć jego przedstawienie wypada trochę gorzej. Jest dla mnie nieco niedopracowany i nielogiczny. Autorka stworzyła sobie instytucję, nazwijmy to, najemników, głównie wynajmowanych do porwań i zabójstw. Cieniotkacze nie mają najlepszej opinii w społeczeństwie, a mimo to w przypadku wtopy odpowiedzialność ponosi sam zleceniodawca, nie zaś sam wykonawca. Co jest dla mnie co najmniej niedorzeczne, bo to jest zwykłe przyzwolenie na oficjalne mordowanie ludzi, przeciwników, niewygodnych przeszkód, cieniotkacz może kogoś sprzątnąć w biały dzień (ze zleceniem lub nawet bez) i po prostu zwali to na kogoś innego, a sam za to nie odpowie. Zupełnie nie pasuje to kreacji świata, gdzie jednak obowiązują jakieś normy i praworządność. Po drugie, jeszcze głupsze, dowodem wykonania zlecenia jest... pukiel włosów. No serio? A jak niby garść kłaków dowodzi, że ofiarą faktycznie była ta osoba, co trzeba? Równie dobrze włosy można uciąć przypadkowej osobie i twierdzić, że zadanie się wykonało. Najzabawniejsze jest to, że sam główny wątek w książce dowodzi, że ta metoda się nie sprawdza i jest idiotyczna.

Fabuła jest przewidywalna, intryga niezbyt zawiła czy zaskakująca. Na początku jest spora ekspozycja, zbyteczne opisywanie otoczenia, dość szczegółowe opisy oraz niepotrzebne powtarzanie tych samych informacji w krótkim odstępie, jak np. że cieniotkaczy zimno nie tyka, że strażnicy wchodzą do komnaty księcia co godzinę. Poza tym poboczne wątki, np. wątek z ptakiem, synem Very, są zupełnie oderwane od głównej osi, nie łączą się z całością, tworzą jakby osobne historie biegnące obok tego głównego wątku, a jednocześnie w żaden sposób na niego nie wpływając. Gdyby je usunąć, to fabuła wciąż byłaby zrozumiała, czytelnik nie miałby poczucia, że czegoś mu brakuje, bo to były zwykłe zapchaj dziury, żeby całość miała więcej stron. Osobiście mnie to nudziło i po prostu te fragmenty omijałam. Na koniec wspomnę, że mam wątpliwości też co do motywów jednego bohatera, nie do końca mnie przekonują, bo mam wrażenie, że zostało to skomplikowane na potrzeby książki, żeby było o czym pisać, a taka naprawdę miało to mało sensu. No ale nie mogę wiele powiedzieć, bo to byłby zbyt duży spoiler...

Historia jest krótka, styl autorki przyjemny, czyta się szybko i sprawnie, a zakończenie zachęca do sięgnięcia po kolejny tom. Wątek romantyczny jest, choć na szczęście bardzo subtelny, bohaterowie – tu mogłabym wprawdzie jeszcze ponudzić, ale ograniczę się do stwierdzenia, że nie są zbyt wyraziści, wręcz nieco bladzi, ale z uwagi, że jest drugi tom, można przypuszczać, że tam się bardziej rozwiną. Tutaj się zadowolę, że główna bohaterka mnie nie irytowała i mimo swoich super mocy, tak naprawdę stanowiących rozwiązanie na każdy problem, miała swoje wady i nie była idealna.

Mimo że mogłoby się wydawać inaczej, nie uważam czasu spędzonego przy tej książce za stracony. Nie nastawiałam się na nic wybitnego, dlatego się nie rozczarowałam i całość całkiem mi się podobała. Jeśli ktoś więc szuka jakiegoś niewymagającego czytadła, przy którym się zrelaksuje, a nie zmęczy, to Cesarstwo cienia się nada. Zapewne nie pozostanie w pamięci na długo, ale przynajmniej odstawi się tę książkę z poczuciem, że nie zmarnowało się na nią tylko kilku godzin z życia.

Przyznam szczerze, że nie miałam dużych wymagań do tej książki, a wręcz nastawiałam na typową, irytującą młodzieżówkę. I wiecie co? Pozytywnie się zaskoczyłam. Wciąż nie jest to jednak historia wybitna, raczej lekka, prosta powieść, przy której można przyjemnie spędzić czas.

Pomysł z cieniotkaczami jest naprawdę ciekawy, choć jego przedstawienie wypada trochę gorzej. Jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Martwi mnie ten spadek jakości kolejnych tomów. O ile ten był lepszy od poprzedniego, co nie było szczególnie trudne z uwagi, że Wielka Czwórka była bardziej niż średnia. Tutaj wprawdzie jest lepiej, tyle że to już nie jest to samo. Zmieniła się narracja z pierwszoosobowej na trzecioosobową i zamiast jednego narratora mamy kilku. Czytelnik, w przeciwieństwie tego, jak to było przy narracji Hastingsa, nie jest bezpośrednim uczestnikiem dochodzenia, lecz jego obserwatorem i nie może tak dobrze snuć teorii, bo nie styka się ze wszystkimi szczegółami. Co gorsza, autorka zaczęła trzymać w niewiedzy bohaterów, a nie czytelnika, a w konsekwencji przewidzenie rozwiązania stało się prostsze. Nie mówię, że wszystko stało się oczywiste i banalne, bo nadal zagadka trzyma poziom, ale o ile wcześniej autorka z łatwością mydliła mi oczy, to teraz niektóre rzeczy nie były dla mnie szczególnie zaskakująca, a część rozwiązania zgadłam. A szkoda, bo serię o Herculesie Poirot czytam właśnie dla tych nierozwiązywalnych zagadek.

Martwi mnie ten spadek jakości kolejnych tomów. O ile ten był lepszy od poprzedniego, co nie było szczególnie trudne z uwagi, że Wielka Czwórka była bardziej niż średnia. Tutaj wprawdzie jest lepiej, tyle że to już nie jest to samo. Zmieniła się narracja z pierwszoosobowej na trzecioosobową i zamiast jednego narratora mamy kilku. Czytelnik, w przeciwieństwie tego, jak to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mam wrażenie, że ten tom jest trochę oderwany od reszty. Przede wszystkim otrzymujemy innego narratora – doktora Shepparda. Poczciwy Hastings jest w Argentynie i tutaj się nie pojawia. Z początku nawet nie ma Poirota, aż człowiek zaczyna się zastanawiać, czy na pewno trafił do książki Agathy Christie. Potem jednak autorka dała niezły popis swoich umiejętności. Podejrzani są wszyscy, a zarazem nikt. Każdy miał motyw, każdy coś by zyskał na śmierci tytułowego Rogera Ackroyda, każdy kłamał i coś ukrywał, a mimo to żaden z nich nie pasował mi na sprawcę, wciąż czegoś mi brakowało. Rozwiązanie całkowicie mnie zaskoczyło. Zupełnie tego się nie spodziewałam, choć miałam moment zwątpienia, czy Christie czasem nie przesadziła. Wcześniej historie pozwalały stworzyć jakąś teorię, a wyjaśnienie zagadki było nieoczekiwane, ale przekonujące. Tutaj z kolei trudno było cokolwiek zbudować, bo wznosiło się na kłamstwie. Ale i tak uważam ten tom za najlepszą powieść, którą dotąd przeczytałam od autorki.

Mam wrażenie, że ten tom jest trochę oderwany od reszty. Przede wszystkim otrzymujemy innego narratora – doktora Shepparda. Poczciwy Hastings jest w Argentynie i tutaj się nie pojawia. Z początku nawet nie ma Poirota, aż człowiek zaczyna się zastanawiać, czy na pewno trafił do książki Agathy Christie. Potem jednak autorka dała niezły popis swoich umiejętności. Podejrzani są...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niestety pokonała mnie ta książka... Nie dałam jej rady. Miałam z naście podejść, w okropnych męczarniach dobrnęłam może gdzieś do połowy, czytając po parę stron. Nie wiem, czy można w ogóle powiedzieć, że ją czytałam, czy raczej przejrzałam. Z początku się starałam, naprawdę, ale po jakichś 20 stronach miałam jej dość. Byłam jednak ciekawa, jak wypadanie postać Bestii, dlatego się zmusiłam, żeby chociaż dotrzeć do momentu, gdy się pojawi, ale brakło mi cierpliwości, żeby czytać książkę zdanie po zdaniu, dlatego ograniczyłam się do dialogów i pobieżnego przejrzenia opisów. I moje tortury potrwały do 150 strony. Potem uznałam, że to nie ma sensu i zrezygnowałam.

I jest to pierwsza w moim życiu książka, której nie przeczytałam do końca. Zazwyczaj jakoś mi się to udawało, ale tutaj uznałam, że po prostu już nie warto. Nic mi się nie podobało w tej książce. Zupełnie. Twórczość autorki znałam już z Wattpada, choć akurat tej pozycji nie czytałam. Pochodzi ona raczej z wcześniejszego okresu, co niestety widać. Zawsze historie autorki wydawały mi (przepraszam za to określenie) naiwne i dziecinne w sposobie myślenia, przedstawienia i klimatu. W Klątwie cierni jakoś szczególnie to odczuwałam – w nowszych powieściach jest już lepiej. Nie chodzi mi wcale o to, żeby pojawiała się śmierć czy krew, bo tutaj też można było się z tym spotkać, ale to wszystko jest takie... odrealnione, abstrakcyjne. Bohaterzy są okropnie mdli, pozbawieni osobowości, infantylni, zachowują się i mówią jak dzieci. Natii zupełnie brak charakteru, przesuwana jest jak pionek na planszy, jej wątpliwości ograniczają się do powiedzenia „nie powinnam tego robić”, po czym zdanie później i tak to robi. Żaden bohater dawno nie wydawał mi tak miałki i Irytujący. Z kolei dialogi są strasznie potoczne, jakby nieprzemyślane, brzmią, jakby autorka pisała, co jej przyszło do głowy, a fabuła, nie licząc, że jest zwykłą kopią baśni, jest przewidywalna i nudna. Nie ma tu nic, co mogłoby mnie przetrzymać do końca i nie poleciałabym nikomu tej książki, nawet osobom, które dopiero zaczynają przygodę z czytaniem, bo znajdzie znacznie więcej dobrych, lekkich książek odpowiednich na początek, a Klątwa cierni nadaje się tylko do tego, aby ją poprawić. Szkoda, że to niemożliwe...

Niestety pokonała mnie ta książka... Nie dałam jej rady. Miałam z naście podejść, w okropnych męczarniach dobrnęłam może gdzieś do połowy, czytając po parę stron. Nie wiem, czy można w ogóle powiedzieć, że ją czytałam, czy raczej przejrzałam. Z początku się starałam, naprawdę, ale po jakichś 20 stronach miałam jej dość. Byłam jednak ciekawa, jak wypadanie postać Bestii,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzeba wiedzieć, że dla polskich kryminałów jestem dość surowa. Uważam za każdy autor, jak bierze się za pisanie, to powinien się do tego przyłożyć i przygotować background, a akurat o prawie coś tam wiem i bezwiednie sprawdzam, jak autor przyłożył się do researchu. Tu pod kątem, powiedzmy formalnym, jest porządku - zgadza się właściwość sądu, skład sądu, przesłanki wniesienia kasacji itd. Trzeba przyznać, że autorowi chciało się otworzyć ustawy i je przekopiować, tak przekopiować, bo inaczej nie można tego nazwać. Przez co też to wszystko brzmi momentami bardzo sztucznie i przypomina podręcznik „Prawo karne dla początkujących”. Zupełnie niepotrzebnie rzuca konkretnym artykułem albo jakimś wtrąceniem, jakby chciał doedukować czytelnika z prawa. Przepraszam bardzo, ale mózgi prawnicze tak nie pracują. Ale to łatwo zauważyć, że autor, o ile z teorią jako tako sobie poradził, to praktyka zupełnie u niego kuleje.

Nie byłoby w tym nic złego, bo przecież nie wymaga się od człowieka, żeby znał się na czymś, czego nie praktykuje, ale jeśli zdecydowało się o tym pisać, to wypadałoby się dowiedzieć, jak to w rzeczywistości wygląda. Naciągane jest przy tym twierdzenie, że postępowanie kasacyjne starał się odzwierciedlić jak najrzetelniej, bo ja miałam tam najwięcej wątpliwości. Ale okej, nie będziemy się w to zagłębiać - wystarczy, by wiedzieć, że błędy są i to całkiem sporo. Na studiach takich rzeczy nie uczą, a autor, zamiast kopiować tekst ustawy, wysiliłby się, żeby porozmawiać z kimś, kto w tym faktycznie siedzi. Może to też zrewidowałoby jego poglądy o środowisku prawniczym, ale na to już przymknę oko - to może już wyolbrzymiać i koloryzować.

Gdyby zrezygnować z przesadnego pouczania czytelnika z prawa, to ta książka byłaby lepsza, a na pewno bardziej naturalna. Pomysł na fabułę był ciekawy, sam sprawca ze swoją postawą intrygujący, ale w ostateczności historia w zupełności mnie nie przekonała, wydaje się bardzo naciągana, a ten końcowy zwrot akcji - absurdalny. Książka powinna być co najmniej o połowę krótsza, niby coś ciągle się dzieje, ale nie jest to szczególnie potrzebne i raczej książka niewiele by straciła, gdyby tych zapychaczy się pozbyło. Postacie z kolei są niezbyt ciekawe, bardzo wyszczekane, wręcz chamskie, jakoś ciężko było mi ich polubić albo bardziej z nimi się związać. Aplikant wypada całkowicie blado, a Chyłka, cóż, na pewno lepiej niż w serialu. Tam przez jej postać nie zdołałam dobrnąć do końca pierwszego odcinka. W książce jest jakoś mniej irytująca, ale wciąż niepowalająco wykreowana, bo prócz tego, że jest bezczelna, lubi jeść mięso i jeździ x5, to niewiele więcej zapamiętałam.

„Kasacja” nie jest książką zbytnio wciągającą, od której nie można się oderwać czy choćby zapamiętać ją na dłużej. Styl autora wprawdzie nie jest najgorszy, a niektóre dialogi całkiem zabawne, ale to zdecydowanie za mało, żebym z tą serią została na dłużej. Kolejnego tomu raczej nie przeczytam.

Trzeba wiedzieć, że dla polskich kryminałów jestem dość surowa. Uważam za każdy autor, jak bierze się za pisanie, to powinien się do tego przyłożyć i przygotować background, a akurat o prawie coś tam wiem i bezwiednie sprawdzam, jak autor przyłożył się do researchu. Tu pod kątem, powiedzmy formalnym, jest porządku - zgadza się właściwość sądu, skład sądu, przesłanki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Morderstwo na polu golfowym” było albo bardziej zagmatwane, albo gorzej napisane niż poprzedni tom, bo wywołało u mnie niemały chaos w głowie. Co prawda, znów przez jakieś 85% zdawało się, że słusznie wytypowałam mordercą, a nawet udało mi się odgadnąć pewne poboczne zagadki, składające się na główną tajemnicę, ale i tak bywały momenty, że z całego tego zamieszania nic nie rozumiałam. Ale mi się podobało, była rewelacyjna intryga, jeszcze więcej zwrotów akcji, a rozwiązanie naprawdę potrafi zszokować. Jedyne problem mam tylko z narratorem – Hastings przy detektywie wypada blado, bardzo naiwnie, a jego wyznawanie uczuć praktycznie nieznanym kobietom jest śmieszne i irytujące. Rozumiem, że to piękne kobiety to jego słabość, ale nie trzeba jego wad tak na każdym kroku podkreślać, bo przy geniuszu Poirota i tak są wystarczająco dobrze widoczne.

„Morderstwo na polu golfowym” było albo bardziej zagmatwane, albo gorzej napisane niż poprzedni tom, bo wywołało u mnie niemały chaos w głowie. Co prawda, znów przez jakieś 85% zdawało się, że słusznie wytypowałam mordercą, a nawet udało mi się odgadnąć pewne poboczne zagadki, składające się na główną tajemnicę, ale i tak bywały momenty, że z całego tego zamieszania nic nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To było moje drugie spotkanie z twórczością Agathy Christie. Pierwsze wspominam całkiem dobrze, mimo że tam mordercę udało mi się trafnie wytypować. Tutaj podeszłam z podobnym nastawieniem, a więc, że będzie to przyjemna lektura, ale nie jakaś zaskakująca... No to srogo się pomyliłam. Zazwyczaj, gdy ujawnią się już jakieś okoliczności i poczynię sobie pewne spostrzeżenia, to wybieram podejrzanego i staram się do końca go trzymać. Pierwsza myśl zawsze jest najlepsza, a już nie raz zmieniając wybór w trakcie czytania, potem okazywało się, że pierwszy strzał był trafiony. Więc teraz twardo się trzymam, tym razem jednak chyba zbyt mocno, bo jedno ogniwo, jak to określał Hercules Poirot, mi zgrzytało i nie mogłam znaleźć na to rozsądnego wytłumaczenia. Ale do 12 rozdziału wszystko wskazywało na to, że mam rację! Jednak potem... potem wszystko się posypało, a wyjaśnienie po prostu, w końcu, mnie zaskoczyło, podobnie jak sposób rozumowania Poirota. W życiu nie potrafiłabym wyciągnąć takich wniosków ze znalezionych poszlak, po czym zbudować na nim teorię, zwykle jak najbardziej prawdziwą. Bohater na szczęście nie jest nieomylny, czasem zbłądzi, czasem zbytnio się zapędzi, ale i tak robi wrażenie.

Książka jest krótka, czyta się ją szybko, a do tego angażuje czytelnika w zabawę w detektywa, aby trochę się wysilił, pomyślał, połączył fakty. I to najbardziej mi się podobało! Że można snuć własne domysły, samodzielnie starać się wyłuskać z informacji tylko te istotne, a potem stworzyć własny porter sprawcy i na koniec porównać go z faktycznym mordercą, aby przekonać się, jak bardzo się myliło. Nie ma w tym tekście niepotrzebnych wątków, zapychaczy, zbytecznych postaci, rozwlekłych opisów czy pustych dialogów, dzięki czemu można po prostu skupić się na czerpaniu przyjemności z samego czytania.

Zdecydowanie polecam!

To było moje drugie spotkanie z twórczością Agathy Christie. Pierwsze wspominam całkiem dobrze, mimo że tam mordercę udało mi się trafnie wytypować. Tutaj podeszłam z podobnym nastawieniem, a więc, że będzie to przyjemna lektura, ale nie jakaś zaskakująca... No to srogo się pomyliłam. Zazwyczaj, gdy ujawnią się już jakieś okoliczności i poczynię sobie pewne spostrzeżenia,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to