Książka Mateusza Łakomego jest kompleksową próbą zmierzenia się z jednym z najważniejszych megatrendów globalnych, a mianowicie z (nasilonym szczgólnie w Polsce) kryzysem demograficznym, tj. utrzymującym się w większości regionów świata zjawiskiem bardzo niskiej dzietności, co będzie miało niebagatelne konsekwencje.
Na pewno zasługuje na uznanie zakres książki i naukowe podejście do zagadnienia (choćby liczba referencji i przypisów). Masa uźródłowionych informacji na pewno pozwoli dowiedzieć się czegoś nowego nawet osobom zaznajomionym z tematem. Prowadzenie wywodu przez autora jest zasadniczo logiczne i przystępne, redakcja książki jest poprawna.
Z minusów: dość mocno przebija się światopogląd autora, który (choć nigdzie niewyrażony wprost) jest niewątpliwie konserwatywno-katolicki. Każdy ma prawo mieć poglądy, zwłaszcza jeśli (jak tutaj) przez większość czasu nie są one szuflowane czytelnikowi łopatą i pewna uczciwość intelektualna jest zachowana, ale w paru miejscach autor "przegina".
Pisze na przykład (przypadkiem bez źródła), że niektóre środki antykoncepcyjne mają działanie poronne, co nie dość że nie ma znaczenia dla narracji (jest więc mini-krucjatą autora), to jest nieprawdą. O ile kiedyś podejrzewano możliwość, że takie środki zapobiegają czasem implantacji zarodka, to nowe badania temu przeczą. No ale akurat tutaj research autora był płytki.
Dość męczące jest też uparte nazywanie wolnych związków "konkubinatami", co wywołuje w czytelniku negatywne skojarzenia. Autor tłumaczy się z tego zabiegu, ale pewien niesmak pozostaje. Wolałbym, żeby perswazja w stosunku do czytelnika była przez autora ograniczona - zwłaszcza że np. pisząc o dzieciach używa słowa "pociechy", do którego można byłoby mieć zarzuty, podobne jak do synonimów konkubinatu.
No i ostatnie - autor bardzo promuje małżeństwo i religijność jako sprzyjające stabilnej dzietności, co samo w sobie jest OK o tyle, że pewne zależności statystyczne zdają się to wspierać, niemniej niektóre wyrażone tezy (również niepotrzebne z socjologicznego punktu widzenia) są mocno kontrowersyjne, jak np. zachwyt nad logicznością i spójnością katolickich dogmatów, które rzekomo dobrze korespondują z umysłem ścisłym i solidnym wykształceniem. Nie jest to miejsce na polemikę z tą tezą, ale jest mocno naciągana (polecam pod rozwagę np. wskazania religijności wśród elitarnych fizyków).
Czy warto przeczytać tę książkę? Myślę, że tak, zwłaszcza jeśli ktoś ma zapatrywania liberalne lub lewicowe. Takiego czytelnika książka miejscowo zirytuje, ale też nieco poszerzy mu horyzonty. Analogicznie polecam ją np. wyznawcom redpilla. Osoby o poglądach centroporawicowych powinny zaś pewnie przeczytać coś innego, bo o pewnych rzeczach Łakomy nie pisze, a można o nich przeczytać w innych "bańkach". Nie ma też w książce ani słowa o AI i robotyzacji, ale to do wybaczenia, bo kierunek i konsekwencje tych procesów są nieobliczalne.
PS: Na marginesie: gdzieś we wstępie albo w którejś z recenzji na okładce "mignęło mi" zestawienie kryzysu demograficznego z klimatycznym, z naciskiem na ten pierwszy. Moim zdaniem jest to niewłaściwe o tyle, że o ile obie sprawy mają gigantyczną wagę, to rozwiązanie jednego problemu nie wyklucza naprawienia drugiego. Prawdą jest, że nie da się rozwiązać kryzysu klimatycznego przez spadek dzietności (będzie to zwyczajnie za wolne), ale też zaniechanie walki z ociepleniem klimatu spowoduje wstrząsy, które demografii na pewno nie pomogą. Cel na dzietność rzędu 1.7-2.0 jest jednak w pełni uzasadniony, bo bez wywoływania kolapsu w społeczeństwach docelowo odciąży planetę. Nie tyle w kwestii samego globalnego ocieplenia, co np. wykorzystania zasobów naturalnych.
Książka Mateusza Łakomego jest kompleksową próbą zmierzenia się z jednym z najważniejszych megatrendów globalnych, a mianowicie z (nasilonym szczgólnie w Polsce) kryzysem demograficznym, tj. utrzymującym się w większości regionów świata zjawiskiem bardzo niskiej dzietności, co będzie miało...
Rozwiń
Zwiń