arcy

Profil użytkownika: arcy

Blachownia Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 10 tygodni temu
8
Przeczytanych
książek
23
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
19
Polubień
opinii
Blachownia Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Strony www:
niezrozumiały, niepokorny, uparty, dumny introwertyk; amator żeglarstwa, fotografii, komputerów, sieci, nowych technologii i dobrego jedzenia; fan języka polskiego, snu, lenistwa, logicznego myślenia i używania mózgu; słuchacz ludzi i hip-hopu; czytacz wszystkiego co szeleści i pachnie farbą drukarską;

Opinie


Na półkach: ,

Cóż to uczyniłem porywając się na tę książkę!
Ja, czytelnik wszakże doświadczony w świecie papieru i druku, a przy tym będący niemal fanatycznym wyznawcą nauk wszelakich. Stanąłem przed lekturą potężną, liczącą ponad 1 100 stron i ważącą tyle co worek ziemniaków sprzedawanych obwoźnie przez miejscowego rolnika. Do tego napisaną przez Sir Rogera Perose, człowieka niewątpliwie wybitnego, laureata nagrody Nobla z fizyki, z umysłem wielkim, przy którym jawię się jako kupka mięsa, grzebiąca zaostrzonym patykiem w ziemi szukająca dżdżownic i zjadająca własne gile ;)
Pisaną przez 8 lat i będącą pozycją kompleksową, całkowitą i będącą podręcznikiem do zmiany myślenia i nauki o rzeczywistości nas otaczającej, o zjawiskach, których doświadczamy w każdej sekundzie, a przy tym kompletnie o nich nie myślimy.

Jakby tego było mało zabrałem się za książkę poruszającą takie kategorie nauki jak fizykę, kosmologię, fizykę teoretyczną, mechanikę kwantową, astrofizykę i pewnie jeszcze kilka innych dziedzin, których nawet nazw nigdy nie słyszałem i o których pojęcia nie mam żadnego.
Na dodatek opisaną często językiem niepodważalnej Królowej wszystkich nauk - Matematyką. Tą samą, z którą od zawsze, od lat dziecięcych szczerze się nienawidzimy. Matematyka bowiem ma mnie, słusznie zresztą, za kompletnego debila, który przez wiele lat nauki nie zdołał przyswoić często jej podstawowych zasad. Moja nienawiść do niej wynika zapewne z kompletnego jej niezrozumienia i ze strachu przed jej obliczem, podszytego wszakże wielkim szacunkiem na jaki niewątpliwie zasługuje nawet ze strony ignoranta i nieuka.

Zatem jakże to, zapytacie, oceniasz książkę i piszesz jej recenzję, a nawet polecasz bliźniemu mimo, że nie przeczytałeś jej całej, a co gorsza na pewno jej nie zrozumiałeś?! Otóż głównym powodem mojej śmiałości, jest fakt niepodważalny dla każdego kto będzie miał tę książkę w ręku i podejmie się próby jej przeczytania.

Ta książka to Wiedza.

Są wszakże takie pozycje, które na stałe wpisują się w historię literatury. Czasem tą globalną odciskając swe piętno w przekonaniach milionów, czasem tą intymną będącą dla nas osobiście pozycją wyjątkową z powodów różnych. Są także książki, które stanowią przełom i wpływają bezpośrednio na różne dziedziny życia zmieniając je, modyfikując ich paradygmaty, które do tej pory jawiły się nam jako logiczne i niepodważalne.
I to właśnie jedna z takich książek - podręcznik do zrozumienia rzeczywistości zarówno tej bliskiej, której możemy dotknąć, jak i tej odległej której skala jest niewyobrażalna i nieskończona. Jest to wyprawa, wielka ekspedycja aby pojąć to co się dzieje, dlaczego się dzieje i jak się dzieje. Podszyta historią liczącą tysiące lat, umysłami mającymi tak wielki wpływ na dzisiejszy świat, książkami, które zmieniły bieg historii ludzkiej cywilizacji.
I choć zawiera ogrom Wiedzy to od pierwszych stron mówi, że jednym z zadań nauki jest podważanie wszystkiego, każdej teorii, każdego naukowego faktu, że obalanie pewnych dogmatów i wynajdowanie błędów w nauce jest za każdym razem tej nauki wielkim sukcesem. I że być może także to opasłe tomisko będzie w przyszłości niczym więcej jak zlepkiem pomyłek nie wartym więcej niż papier, na którym je zapisano.

Czy zatem warto podjąć trud przeczytania tej pozycji? Nawet gdy wzory i ryciny w niej zawarte mówić nam będą niewiele? Cóż, można wówczas zastosować metodę polecaną przez samego autora i po prostu... pominąć formuły matematycznie skupić się na tekście pomiędzy nimi. Choć może się to wydać dziwne gdy mamy kontakt z podręcznikiem aby pomijać jego podręcznikową formę, to naprawdę to działa. Nawet gdy czytelnik wchłonie jedynie cząstkę zawartej tu Wiedzy, to będzie to cząstka istotna, wpływająca na postrzeganie świata, być może ułatwiająca jego zrozumienie i funkcjonowanie w nim, będącą impulsem do dalszego poszukiwania i nauki.

Przyznaję - każdy rozdział tej książki jest dla mnie kolejną bitwą. Pokazuje mi jak mało wiem, jak ograniczone jest moje rozumowanie, jak marne jest moje wykształcenie, jak ciężko zmienia się dotychczasowe pojmowanie. Każdy akapit jest wyzwaniem, z którego czasem wyciągnę wnioski, ale częściej po prostu odpuszczam uznając, że te bitwę przegrałem.
Niemniej prowadzę tę wojnę z podniesioną głową. Świadom tego, że nawet jeśli ograniczenia mojego rozumu powodują, że kolejne bitwy przegrywać będę, to jest to wojna która prowadzić warto i którą mogę wygrać.
Wojna o poszerzanie własnych horyzontów, wojna o otwieranie umysłu, wojna o przekraczanie kolejnych, własnych granic. Walka, która przynosi konkretne korzyści nie tylko w formie umysłowej, ale zmieniająca często zasady moralne czy duchowe, zmieniająca moje "ja".

Bo Wiedza jest także Piękna.

I choć książka "Droga do rzeczywistości" jest niewątpliwie trudna, ciężka, wyczerpująca, często niezrozumiała i odpychająca to jest także Piękna. I warto pojąć próbę zapoznania się z tym Pięknem :)

Cóż to uczyniłem porywając się na tę książkę!
Ja, czytelnik wszakże doświadczony w świecie papieru i druku, a przy tym będący niemal fanatycznym wyznawcą nauk wszelakich. Stanąłem przed lekturą potężną, liczącą ponad 1 100 stron i ważącą tyle co worek ziemniaków sprzedawanych obwoźnie przez miejscowego rolnika. Do tego napisaną przez Sir Rogera Perose, człowieka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To nie jest łatwa i przyjemna lektura. To nie jest książka, którą przeczytasz z przyjemnością i poczuciem, że trafiła w Twoje przekonania i zgodna jest z Twoim postrzeganiem świata. Jest to za to zbiór myśli, eksperymentów i dowodów naukowych, zmuszający przede wszystkim do głębokich przemyśleń dotyczących moralności zarówno swojej, otaczających nas ludzi jak i całych grup społecznych, politycznych czy religijnych.

Jeśli zadawaliście sobie pytanie jakim cudem w 2021 roku PiS ma nadal poparcie na poziomie 30% głosujących obywateli, jeśli ze zdumieniem patrzycie na nieustające wpływy kościoła katolickiego na stanowione prawo i wymuszane zasady moralne, jeśli z oburzeniem patrzycie na znaczenie nowych ruchów czy grup społecznych, jeśli zdziwieni jesteście wpływem absurdalnych zasad na życie ludzi w innych kulturach niż europejska i w końcu jeśli zastanawiacie się czy dyskusje i spory mogą być prowadzone w inny sposób niż obecnie, to ta książka niewątpliwie stara się wyjaśnić te wszystkie dziwy naszych moralności. Stara się także w sposób jasny pokazać drogę jaką można obrać, aby częściej rozmawiać pomimo różnic w postrzeganiu dobra i zła, różnic wydawałoby się fundamentalnych i niepodważalnych.

Myślę, iż ta publikacja niejednokrotnie wzbudzi w Tobie głębokie przekonanie, że autor pisze bzdury, że tezy w niej zawarte to przeintelektualizowane głupoty. Opór względem zawartych w niej tez niejednokrotnie każe Ci ze wzburzeniem czytać kolejne strony, niemniej z każdym następnym akapitem, z każdym kolejnym przedstawionym eksperymentem i dowodem skłania do przemyśleń czy aby na pewno Twój ugruntowany pogląd i moralność są tymi jedynymi słyszymy i dobrymi.

Na pewno z tej lektury dowiesz się skąd w ogóle bierze się moralność, etyka myślenia i postępowania. Jakie procesy kształcą naszą moralność i czy są one wspólne dla całego ludzkiego gatunku. Jak moralność wpływa na politykę i religię, jaki wpływ polityka i religia ma na nasze postrzeganie moralności. I w końcu jak wielki wpływ na nasze codzienne decyzje i zachowanie mają emocje i intuicje, a jak mały wpływ ma rozum i logiczne myślenie.

Książka jest napisana przystępnym językiem i choć opisuje wiele eksperymentów naukowych, często sięga do historii, biologii i innych dziedzin naukowych to czyta się ją sprawnie. Głównie dzięki autorowi, który potrafi przeplatać naukowe fakty z własnymi doświadczeniami i postrzeganiem świata.

To jedna z tych pozycji, po przeczytaniu której nasuwa się wiele różnych przemyśleń o fundamentalnym znaczeniu, z której wnioski wymagają głębokiego przemyślenia, a przy tym nie są jednoznaczne i oczywiste.

To książka, którą naprawdę może choć trochę zmienić postrzeganie moralności i zasad, które przyswoiliśmy w trakcie naszego dotychczasowego życia.

To nie jest łatwa i przyjemna lektura. To nie jest książka, którą przeczytasz z przyjemnością i poczuciem, że trafiła w Twoje przekonania i zgodna jest z Twoim postrzeganiem świata. Jest to za to zbiór myśli, eksperymentów i dowodów naukowych, zmuszający przede wszystkim do głębokich przemyśleń dotyczących moralności zarówno swojej, otaczających nas ludzi jak i całych grup...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jego wewnętrzny bóg podniósł swój płomienny wzrok i oblizał się lubieżnie. Stała w drzwiach, a jej jasne włosy odbijały promienie południowego słońca. Spod białej bluzki bez ramion zalotnie wystająca bielizna doprowadzała go do szału. Obcisły jeans spodni zacisnął się na kształtnych udach, a buty na obcasie dodały pikanterii. „Weź ją, tutaj, teraz” zdawał się szeptać wewnętrzny bożek z przejęciem godnym młodego byczka. Proszę – powiedziała oblewając się rumieńcem – może się czegoś nowego dowiesz. Powstrzymał ochotę wzięcia jej natychmiast w ramiona i odebrał z jej rąk książkę. Na skórzanej okładce, srebrną czcionką napisano: E. L. James – „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.

Dzięki uprzejmości uroczej koleżanki miałem okazje pochłonąć trylogię pornograficzną dla kobiet i zgodnie z obietnicą dzielę się wrażeniami. W tekście znajdują się spoilery, jeśli ktoś nie czytał to ostrzegam. Ta recenzja jest pisana przez faceta, który przeczytał kobiecą książkę – nie bijcie mnie, że czegoś nie zrozumiałem.

Rzecz pierwsza i podstawowa: to jest romans. Szum wokół tej książki i seks, który ją wypełnia sprawiły, że w różnych recenzjach określa się książkę, jako fascynującą powieść, ale to nie jest prawda. To żadna powieść, tylko zwykły dość pospolity romans tyle, że posypany pierzem. Po lekturze pierwszego tomu zacząłem się zastanawiać gdzie to już czytałem. W latach `90 można było kupić w kioskach, krótkie opowiadanka z serii Harlequin Desire – „50 twarzy” to dokładnie to samo tylko ubrane w 3 tomy z postacią przewodnią, którą, o dziwo, nie jest tu kobieta.

O co chodzi? Młoda kobieta z zerowym doświadczeniem (życiowym i seksualnym) poznaje baaaaaardzo bogatego mężczyznę, który ma nieźle nawalone od sufitem, głównie ze względu na przeżycia z dzieciństwa. Na skutek traumy Grey ma niezwykłą smykałkę do interesów oraz w warstwie prywatnego życia – skłonność do kontroli kobiet i bycia dla nich „panem”. Ot takie zamiłowanie do BDSM, pejczyków, kajdanek, zatyczek analnych i tym podobnych akcesoriów erotycznej uciechy. Rzecz w tym, że Grey nie potrzebuje uczuć, tylko poczucia kontroli i stąd podpisuje specyficzne umowy, ze swoimi Uległymi, które regulują zasady tych ostrzejszych zabaw.

Czytając pierwsze wersy możecie być pewni, że skończy się akcją w stylu „i żyli długo i szczęśliwie i mieli dużo dzieciów”. Grey przechodzi niezwykłą przemianę, a dziewicza Anastazja pomaga mu w tym chętnie, sama doświadczając co najmniej setki orgazmów i całkowitego braku bólu głowy. No i nie jest to opowieść porywająca, kolejne wątki pojawiają się i gasną dość szybko, a średnio rozgarnięty czytelnik będzie z góry wiedział co się zaraz stanie. Grey ma blizny – w głowie świta myśl, że pewnie od przypalania papierosami. Porywacz dzwoni do Anastazji – już wiesz, że będzie akcja w stylu Rambo – sama przeciw tym złym. Mama nie dzwoni z życzeniami – będzie urodzinowa niespodzianka. W zasadzie całą tę powieść trzyma w ryzach tylko postać Greya, którego historię autor na szczęście dość powoli odkrywa. Popieprzony Grey ma pięćdziesiąt odcieni szarości, ale tak naprawdę jest tylko jeden – zagubiony emocjonalnie nastolatek w ciele dorosłego mężczyzny, który dorasta wraz z rozwojem akcji i uczuć do Anastazji. I na końcu jest już księciem z bajki zmienionym przez wielką, czystą miłość.

Postacie drugoplanowe nie istnieją, albo są tłem dla głównych wydarzeń. Przyjaciółka Any – Kate przez pół książki wygrzewa tyłek na plaży, podczas gdy Anastazja dostaje w tyłek pejczem i nawet nie ma z kim o tym pogadać. Przyjaciel Any – Jose ma myśli nie czystsze niż Grey i sam by swoją przyjaciółkę chętnie zbałamucił – najchętniej po pijaku. Szef ochrony Taylor rumieni się o każdym uśmiechu Any i mimo, że jest byłym agentem FBI to głównym jego zadaniem jest skakanie do sklepu po bieliznę dla Any. Te wszystkie postaci przemykają chyłkiem, jakby się wstydziły, że autor je tam umieścił, jako „zapchaj dziurę” zamiast opisów kolejnych aktów seksualnych.

No właśnie i tu dochodzimy do sedna sprawy. Jest powieść pornograficzna dla Twojej mamy i babci – musi być i porno. I jest. Sporo tego: w łóżku, na fortepianie, w łazience, aucie, windzie oraz (co stanowi ważną część, że tak powiem „akcji”) w Czerwonym Pokoju z krzyżami, klatkami, wiązaniem, smaganiem szpicrutą etc. Nie jest tak, że te opisy szokują. Nie ma tam seksu grupowego, otwartych ran, czy jakiś potworeństw typu zoofilia. Są napisane językiem dość bezpośrednim i obrazowym, ale czy podniecającym – oceń sam/a. Na początku może i ekscytacja treścią pozwoli poczuć dreszczyk emocji, ale im dalej w las tym nudniejszy wilk. Jeśli nie jesteś prawiczkiem po studiach to raczej niewiele cię zaskoczy, niewiele nowego książka ci przekaże, a już na pewno nie krzykniesz z podniecenia. Głównie dlatego, że autor ma dość ubogi zasób słownictwa i w trzecim tomie to wszystko zaczęło być nudne do tego stopnia, że darowałem sobie kolejne opisy namiętnych zbliżeń. Ja rozumiem, że na słowo „łechtaczka” istnieje ograniczona ilość synonimów, ale skoro autor pokusił się o próbę porno-powieści to powinien nieco urozmaicić język. Miałem chwilami wrażenie, że go wydawca gonił i na chybcika zastosował metodę kopiuj-wklej. Naprawdę, niektóre amatorskie opowiadania erotyczne napisane są bardziej działającym na wyobraźnię językiem. Jedną z niewielu językowych rzeczy, którą zapamiętacie po lekturze, to nieśmiertelne, powtarzane niemal przy każdej okazji i dość naiwne hasło Greya – „dojdź dla mnie, mała”. To powinien być tytuł tej książki.

Reasumując – jeśli jesteś mężczyzną to daruj sobie lekturę „Pięćdziesiąt twarzy Greya” – poflirtuj lepiej ze swoją kobietą lub jeśli żadnej nie ma w pobliżu – odwiedź pornhuba tam masz takie książki w obrazkach. Jeśli zaś jesteś kobietą to… nie wiem… zapytaj innej kobiety o opinię, chociaż i tak pewnie książkę przeczytasz.

Siadaj, 2 minus i nie przychodź więcej do szkoły z kajdankami!

Jego wewnętrzny bóg podniósł swój płomienny wzrok i oblizał się lubieżnie. Stała w drzwiach, a jej jasne włosy odbijały promienie południowego słońca. Spod białej bluzki bez ramion zalotnie wystająca bielizna doprowadzała go do szału. Obcisły jeans spodni zacisnął się na kształtnych udach, a buty na obcasie dodały pikanterii. „Weź ją, tutaj, teraz” zdawał się szeptać...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika arcy

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [1]

Terry Pratchett
Ocena książek:
7,3 / 10
137 książek
8 cykli
Pisze książki z:
5291 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
8
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
19
razy
W sumie
wystawione
3
oceny ze średnią 6,7

Spędzone
na czytaniu
72
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]