rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Trudne związki Wojciech Eichelberger, Małgorzata Szcześniak
Ocena 7,0
Trudne związki Wojciech Eichelberg...

Na półkach: ,

Dzisiejsze związki. Jakie są, z kim je tworzyć, a kogo unikać jak ognia. Mniej więcej o tym jest książka Małgorzaty Szcześniak, w której rozmawia z psychologiem i psychoterapeutą, Wojciechem Eichelbergerem, i choć poszczególne rozdziały dotyczą mężczyzn, wiele z tych cech, o których mowa, można odnieść także do kobiet, ponieważ osobowość borderline czy zachowania psychopatyczne nie są domeną jednej płci. Jeśli jesteś kobietą i wciąż wpadasz na nieodpowiednich facetów, to ta książka jest dla Ciebie.

Niemal każdy z nas ma w sobie nieprzepracowane, emocjonalne deficyty, które przykrywamy partnerskimi relacjami, ślepo wierząc, że zamiecenie sprawy pod dywan uwolni nas od schematów, które zostały nam wdrukowane przez naszych rodziców. Braki wewnętrznego dziecka wypełniamy kimś obcym. Na domiar złego postępujący rozwój cywilizacyjny kusi szybką konsumpcją, mnożą się związki oparte na zaangażowaniu genitaliów, które siłą rzeczy nie będą ani mocne, ani prawdziwe, ani długotrwałe. Fatalnym posunięciem, nagminnie stosowanym, jest wpadanie z relacji w relację, nie z potrzeby prawdziwej miłości a profitów, jakie niesie ze sobą ta druga osoba. Niestety większość dzisiejszych związków działa na zasadzie korzyści i transakcji.

W „Trudnych związkach” Wojciech Eichelberger swobodnie, jasno i klarownie uświadamia kobietom, że nikt z nas nie jest wolny od emocjonalnego bagażu, ale z większością da się pracować nad budowaniem czegoś trwałego, choć wymaga to czasu i pracy. Nie da się zbudować prawdziwej miłości ze wszystkimi, ale o tym przeczytacie już w książce, którą bardzo serdecznie polecam.

IG @angelkubrick

Dzisiejsze związki. Jakie są, z kim je tworzyć, a kogo unikać jak ognia. Mniej więcej o tym jest książka Małgorzaty Szcześniak, w której rozmawia z psychologiem i psychoterapeutą, Wojciechem Eichelbergerem, i choć poszczególne rozdziały dotyczą mężczyzn, wiele z tych cech, o których mowa, można odnieść także do kobiet, ponieważ osobowość borderline czy zachowania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Definicji kultury nie da się zawrzeć w kilku krótkich zdaniach, czego dowodem niech będzie książka dr hab. Krzysztofa Wieleckiego, profesora uczelni UKSW, który badał ten termin/zjawisko kilkadziesiąt lat, zaś owocem tych dociekań jest wspaniale wydana „Kultura versus Kultura masowa”. Pozycja ta umożliwia szerokie spojrzenie na kształtowanie się kultury na przestrzeni dziejów z uwzględnieniem człowieka jako twórcy i niejako konsumenta tworu, który ułatwia definiowanie swojego miejsca w świecie. Wewnętrzna różnorodność kultur na całym globie zmusza uruchomienie procesów poznawczych, które pozwolą na pełniejszy odbiór dóbr kulturalnych, i choć może wydawać się to skomplikowanym procesem, zapewniam, że wysiłek wynagradza włożony trud. Przykładem niech jest powieść Marlona Jamesa „Czarny Lampart, Czerwony Wilk”. Tytuł zbierający skrajne opinie a przecież wybitny w swojej klasie. Przed lekturą wystarczyło tylko zapoznać się z mitologią Afryki, spisaną choćby przez panią Zofię Sokolewicz, by zrozumieć, słowo klucz otwierający wiele bram, co też James ukrył nie tyle na kartach powieści, ile między wierszami, bo im głębiej poznajemy jakąś kulturę, tym pełniej ją odbieramy. Profesor Wielecki w swojej pracy stosuje metodę mapowania, znajdziemy tu analizy i cytaty, ale to czytelnik musi dojść do swoich wniosków. „Kultura versus Kultura masowa” to intelektualna podróż przez kulturowe wzorce, które wraz z postępem cywilizacyjnym zmieniają się w coraz szybszym tempie. Wiele kultur ulega naturalnemu rozkładowi, a na ich miejsce pojawiają się nowe, czy lepsze, czas pokaże. W dobie transhumanizmu kuszącego lenistwem, cyfrowym hedonizmem, emocjonalną i intelektualną regresją, to kultura ma szansę na uchronienie ludzkiej godności i człowieczeństwa. Bądźmy na nią otwarci.

IG @angelkubrick

Definicji kultury nie da się zawrzeć w kilku krótkich zdaniach, czego dowodem niech będzie książka dr hab. Krzysztofa Wieleckiego, profesora uczelni UKSW, który badał ten termin/zjawisko kilkadziesiąt lat, zaś owocem tych dociekań jest wspaniale wydana „Kultura versus Kultura masowa”. Pozycja ta umożliwia szerokie spojrzenie na kształtowanie się kultury na przestrzeni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Rozkosz” Caro Bukowski to książka dość osobliwa, ma plusy i minusy. Skupmy się na plusach. Opowiadania są bardzo krótkie i w zasadzie sprowadzają się do opisania miejsca spotkania kochanków i samego zdarzenia, którym jest, jak się można domyśleć po tytule, zbliżenie intymne, głównie między kobietą a mężczyzną. Raz, dwa, trzy, rękę w majtkach trzymasz Ty! Scena po scenie. Żadnych zaskoczeń.

Ogromnym plusem jest tu zwrócenie uwagi na bardzo naturalną cechę naszych narządów, choćby zapach, który tu określany jest mianem ostrygowo-słodkim, przeważnie. I nie jest to zapach, który odrzuca, wręcz przeciwnie. Innymi słowy, zapach ci p ki jest OK, podobnie jak smak, lekko kwaśny (bardzo dobrze, to gwarantuje zdrowie obojga partnerów,  naturalna ochrona działa ;) Żeby nie było, o narządach męskich też jest :)

Słowem normalizacja cech poszczególnych części naszego ciała jak najbardziej na plus. Druga sprawa to symptomy naszego ciała w poszczególnych dniach cyklu (kiedy bolą piersi, kiedy łech ta cz ka jest bardziej wrażliwa, faceci powinni o tym wiedzieć), więc walor edukacyjny jest. Różnorodność i pomysły na zbliżenia też zadowalają.

Czy pod wpływem czytania jedna ręka wędruje pod kołderkę? Niestety nie. Jak to uzasadnił kiedyś w swojej wypowiedzi świetny seksuolog, Andrzej Gryżewski, autor bestsellerowych książek „Sztuka obsługi penisa” 1 i 2, oraz „Sztuka obsługi waginy”, kobieta potrzebuje nieco dłuższą drogę rozpędu, by swobodnie poszybować w krainę rozkoszy. Nawet jeśli to jest opis w literaturze. W „Rozkoszy” dostajemy od razu scenę finalną. Czyta się to mechanicznie, bez emocji, a emocje to podstawa, jak w życiu, tak i w snutych opowieściach literackich. A co ze słowami? Zagraniczne zapożyczenia ładnie wyglądają, ale czy to dodaje klimatu? Nie. Jeśli sięgniecie po ten naprawdę ładnie wydany tom, to tylko na własną odpowiedzialność :)

IG @angelkubrick

„Rozkosz” Caro Bukowski to książka dość osobliwa, ma plusy i minusy. Skupmy się na plusach. Opowiadania są bardzo krótkie i w zasadzie sprowadzają się do opisania miejsca spotkania kochanków i samego zdarzenia, którym jest, jak się można domyśleć po tytule, zbliżenie intymne, głównie między kobietą a mężczyzną. Raz, dwa, trzy, rękę w majtkach trzymasz Ty! Scena po scenie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Potrzebowałam czegoś zajmującego głowę i Artur Żak stanął na wysokości zadania, tylko dlaczego do jasnej Anielki, są tu miasta z mojego poprzedniego życia? „Kołatanie” przenosi nas głównie do lat 90. Piotrek świeżo po maturze jedzie do babci na wieś. Takie mini wakacje przed egzaminami na studia. Nie ma bladego pojęcia, że decydując się na wyjazd, zmieni swój los. Na jego drodze staje dziewczyna, z pozoru niedostępna, ale już pierwsze, przypadkowe spotkanie wywołuje u obojga jakąś magiczną iskrę. Mogłoby się wydawać, że znamy ten scenariusz, nic nas nie zaskoczy, a jednak! Już na dzień dobry Piotr musi ogarnąć dość osobliwy obiad w towarzystwie ducha, a to ledwie początek zjawisk, które będą miały tu miejsce. Druga oś czasowa wprowadza garść zjawisk paranormalnych, gdzie prym wiedzie Dusza Bronka. Przeszłość okazuje się niebezpieczną krainą mroku, z której wyłaniają się pokoleniowe traumy, które wnikają w kolejne osoby, wżerając się w ich DNA jeszcze w życiu płodowym.

Jest w tej książce zwykła rzeczywistość, jest mrok, mary, ale i światło, miłość i Anioły, którym najpiękniej śpi się w chłopskich chatach. Pod płaszczykiem realizmu magicznego mamy tu sporo wątków psychologicznych, nad którymi warto się pochylić. Z uwagi na prosty język powieść tę umieściłabym na półce z bardzo dobrej jakości literaturą młodzieżową, która niesie ze sobą coś więcej niż tylko wakacyjną przygodę. Poza tym samo wydanie robi wrażenie, ta okładka, te brzegi...

„Ból zawsze szuka ujścia, bo sam w sobie niszczy wszystko, a przede wszystkim tego, kto go nosi ”.

„Gdyby ktoś zapytał Duszy Bronka, co stanowi o życiu, odpowiedziałby bez wahania, że codzienne przeżywanie cudu poranka”.

IG @angelkubrick

Potrzebowałam czegoś zajmującego głowę i Artur Żak stanął na wysokości zadania, tylko dlaczego do jasnej Anielki, są tu miasta z mojego poprzedniego życia? „Kołatanie” przenosi nas głównie do lat 90. Piotrek świeżo po maturze jedzie do babci na wieś. Takie mini wakacje przed egzaminami na studia. Nie ma bladego pojęcia, że decydując się na wyjazd, zmieni swój los. Na jego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pomiędzy Wojtek Miłoszewski, Zygmunt Miłoszewski
Ocena 6,3
Pomiędzy Wojtek Miłoszewski,...

Na półkach: ,

Jest piątkowy wieczór. Leżysz w pachnącej wiatrem pościeli i rozkoszujesz się ciszą. Nic nie musisz. Z prędkością dojrzałego leniwca odpalasz @empikgo a tam Filip Kosior, tym swoim uwodzicielskim głosem mówi prosto do Twojego uszka: „Może S ek sik?” Naprawdę! Nie kłamię ;) Tak jest! Nie czekaj tylko odpal w końcu tę apkę ;)

Nowy serial audio, w którym czas odgrywa kluczową rolę. Dorota „Doris” i Janusz „Janek” to para około trzydziestki. Młodzi, niezależni, zakochani w sobie. Mieszkają w starym mieszkaniu po dziadkach Doris, w otoczeniu zegarów, które spełniają tu dość osobliwą rolę. Niespodziewanie zaczynają doświadczać zjawisk paranormalnych, które dręczą ich na tyle długo, aż wymuszą działanie obojga. Do tego zaczynają się pojawiać tajemnicze listy z zadaniami, na które żadne z nich nie zostało wcześniej przygotowane. Powoli odkrywają też tajemnice swoich rodzin, i to, kim są tak naprawdę. Różne miejsca, różne epoki, różne śmiercionośne przygody, z których czasem ledwie udaje się im uciec.

To wszystko czeka na Was w lekkim, momentami zabawnym, czasem strasznym, serialu Braci Miłoszewskich. To pierwszy serial audio, do którego sobie wracam po odsłuchaniu całości. Skaczę po dowolnych odcinkach, bo zwyczajnie lubię takie historyjki. I z chęcią przesłuchałabym ich więcej.

Jest piątkowy wieczór. Leżysz w pachnącej wiatrem pościeli i rozkoszujesz się ciszą. Nic nie musisz. Z prędkością dojrzałego leniwca odpalasz @empikgo a tam Filip Kosior, tym swoim uwodzicielskim głosem mówi prosto do Twojego uszka: „Może S ek sik?” Naprawdę! Nie kłamię ;) Tak jest! Nie czekaj tylko odpal w końcu tę apkę ;)

Nowy serial audio, w którym czas odgrywa kluczową...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie ma się co czarować, że jako ludzkość mamy pamięć złotej rybki. O ile chowanie urazy wychodzi nam całkiem nieźle, tak z zapamiętaniem dobrych rad bywa różnie. Dlatego powstają książki takie jak „Tego nie kupisz za pieniądze”, której autorem jest kanadyjski prawnik Robin Sharma. Mam takie osobiste przeczucie, że to jego indyjskie korzenie sprawiły, że od 25 roku życia pisze książki, które zajmują się rozwojem osobistym, a ponieważ to bardzo oczytany osobnik, jego prace są esencjonalne  i popularne na całym świecie. Na bazie setek przyswojonych tytułów stworzył swoją własną filozofię życia, którą chętnie się dzieli. Ósemka Wspaniałych to skondensowana prawda o dobrym życiu, w którym pieniądze nie są celem samym w sobie. Rozwój, dobrostan, rodzina, rzemiosło, pieniądze, społeczność, przygoda i służba to elementy składowe drogi, która pozwoli dostrzec drobnostki o strategicznym znaczeniu, czyniąc  Twoje życie o niebo lepszym. To jakby z maluszka przesiąść się Mercedesa klasy S, oczywista oczywistość, że jakość robi różnicę. Krótkie rozdziały są stworzone do porannego czytania, czy to zaraz po przebudzeniu, czy też przy śniadaniu (rozdział zamiast scrollowania SM, serdecznie polecam ;) „Tego nie kupisz za pieniądze” to książka, która przypomina o prostych zasadach, które wprowadzone w życie, zmienią je na lepsze. Bardzo mądra, bardzo życiowa, bardzo na czasie. Jedyny minus, jaki dostrzegam to brak bibliografii, do której można potem wrócić, bez wertowania znaczników. Ogólnie mocna polecajka!

IG @angelkubrick

Nie ma się co czarować, że jako ludzkość mamy pamięć złotej rybki. O ile chowanie urazy wychodzi nam całkiem nieźle, tak z zapamiętaniem dobrych rad bywa różnie. Dlatego powstają książki takie jak „Tego nie kupisz za pieniądze”, której autorem jest kanadyjski prawnik Robin Sharma. Mam takie osobiste przeczucie, że to jego indyjskie korzenie sprawiły, że od 25 roku życia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nie pozwól im nas zabić” - z takim transparentem, w roku 1993, grupka młodych, pięknych kobiet weszła na scenę, na której wybierano Miss Sarajeva. Miasto było w samym środku wojny domowej. Niepodległość podlano gorącą krwią Bośniackich Serbów i Armii Jugosłowiańskiej. To była brutalna walka sąsiedzko-bratobójcza. Przez pół roku wszelkie działania na ulicach stolicy Bośni utrwalał na amatorskiej taśmie filmowej amerykański dziennikarz, Bill Carter. Fragmenty nagrań wykorzystał potem Bono w wydanym w 1995 roku albumie "Original Soundtracks  1", gdzie  „Miss Sarajevo” była jedynym singlem, który pełnił rolę czerwonej lampki dla całego świata.

Prymarne masowe groby, bestialskie mordy, bezsensowna przemoc, kradzieże domostw, to wszystko opisał w sposób niezwykle zwięzły i poruszający Darko Cvijetić w nowej książce @oficyna_noir_sur_blanc „Winda Schindlera”. Dwa sąsiadujące ze sobą wieżowce w Prijedorze stanowią kanwę opowieści, która w jakiś magiczny sposób zatrzymuje czytelnika na dłużej, mimo oczywistych, wojennych obrzydliwości.  

„Wojna odebrała tym śmierciom cały urok bohemy i dopisała je do prawdziwych tragedii w stylu Dostojewskiego... Rakija była podstawowym anestetykiem w przemianie robotników w bojowników, nacjonalistów, którzy tak brutalnie zostaną wykorzystani, że w końcu zamordują własny kraj. Z kartonu. Ze zlodowaciałego śniegu... Tylko Szimo, pijany, wróciwszy z pola walki, krzyczał: „Wy, sąsiedzi, wy, ludzie, przecież wy jesteście normalnymi pi$dami...rodzonych sąsiadów zabiliście...”

Czyta się to doskonale, zwłaszcza po lekturze  „Wojny” Céline, a książka, mimo niewielkich rozmiarów, zasługuje na uwagę. Nie przegapcie, proszę.

„Nie pozwól im nas zabić” - z takim transparentem, w roku 1993, grupka młodych, pięknych kobiet weszła na scenę, na której wybierano Miss Sarajeva. Miasto było w samym środku wojny domowej. Niepodległość podlano gorącą krwią Bośniackich Serbów i Armii Jugosłowiańskiej. To była brutalna walka sąsiedzko-bratobójcza. Przez pół roku wszelkie działania na ulicach stolicy Bośni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Małymi krokami zbliża się długi weekend majowy. Jak co roku, spora grupa ludzi zorganizuje sobie sprytny urlop i trzy dni wolnego zamieni się w tydzień. Może pojawić się tylko jeden mały problem. Pies. Z doświadczenia powiem, że nie jest łatwo. Nieraz prosiliśmy rodzinę lub znajomych o opiekę nad Dżambrem, bo trudno było zabrać się w drogę z owczarkiem belgijskim.  Przepisy są przeróżne. Najwięcej nieporozumień dotyczyło kagańca, w Polsce zwraca się na to uwagę bardzo często, natomiast na Słowacji kazali nam „to” zdjąć z kufy. Oliwia w swojej książce  „Wędrówki z psem. 87 psiolubnych miejsc w Polsce” wspomina o totalnej dezinformacji. Nie ma nic gorszego, niż sprawdzenie w Internecie, czy w dane miejsce można wejść z psem, a na miejscu okazuje się, że o wejściu można zapomnieć. Myślę, że to nie był odosobniony przypadek. Dlatego powstał jedyny w swoim rodzaju przewodnik, a w nim aż 87 miejscówek, do których z czworonogami można wejść bez żadnego przypału, na legalu.

Szlaki, zamki, trasy wzdłuż jezior i rzek, a nawet w miejsce, gdzie można zobaczyć zachowany mur berliński, od gór po morze, gdzie Was nogi i łapy poniosą. Sam konkret. Lokalizacja, dojazd, parking, orientacyjny czas zwiedzania, koszty, dodatkowe informacje, a także atrakcje w pobliżu. Często załączone są mapki z trasami. Dodatkowo psiolubne noclegi. Naprawdę solidnie wykonana robota, zarówno autorów (zdjęcia Łukasz Maksymowicz), jak i wydawcy. Bonę i Colę, oraz ich właścicieli znajdziecie na profilu @wedrowkizpsem

Jeszcze przed długim weekendem polecam zajrzeć do księgarń, bo to książka pełna inspiracji, nawet dla tych, którzy podróżują samotnie :) Polecam! 

IG @angelkubrick

Małymi krokami zbliża się długi weekend majowy. Jak co roku, spora grupa ludzi zorganizuje sobie sprytny urlop i trzy dni wolnego zamieni się w tydzień. Może pojawić się tylko jeden mały problem. Pies. Z doświadczenia powiem, że nie jest łatwo. Nieraz prosiliśmy rodzinę lub znajomych o opiekę nad Dżambrem, bo trudno było zabrać się w drogę z owczarkiem belgijskim.  Przepisy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Egzekutor” to tego typu książka, która zaraz po wydaniu zagotowała Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, czego wyrazem były publikacje w prasie i listy kierowane do wydawcy. Ośrodek Karta przy każdym wznowieniu dodawał je do książki, tworząc osobny rozdział, który doskonale pokazuje, jak bardzo podzielonym narodem jesteśmy i jak trudno przyznajemy się do historycznego skundlenia. O tym, że wojna to ból, cierpienie i chwalebne poświęcenie się ojczyźnie wiemy ze szkolnych lektur, taki obraz nam wtłoczono do głowy. Pokazywanie drugiej strony medalu było passé. Dlaczego, ja się pytam, skoro to właśnie ta druga strona medalu razi mocniej?

Stefan Dąmbski miał szesnaście lat, jak wstąpił do Armii Krajowej. Było mu to na rękę, nie musiał chodzić do szkoły ani pracować fizycznie. Szkolił się w głębi rzeszowskich lasów i szybko awansował. Dywersyjne życie było dla niego stworzone. Na pierwsze likwidacje zgłosił się na ochotnika. Lubił patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy. Otwarcie przyznawał, że po „akcjach” wracało się „na gazie”, a samogon pity był bez zakąsek. Wolne chwile spędzał w ramionach młodych dziewczyn, które były w tym samym wieku, co Dąmbski. Rzadko kiedy pozwalał sobie na chwilę człowieczeństwa. Wspominał również o tym, jakie kary cielesne dotykały kobiet, które obcowały z Niemcami (25 kijów na gołą d oraz golenie głów, a następnie smarowanie tarem, który powodował wypadanie włosów i łyse placki).

O oburzających zachowaniach żołnierzy AK pisał w swoich dziennikach również Zygmunt Klukowski, opisując nawet konkretne osoby, które zdołała zidentyfikować jego współpracownica. Odnotował również nagminne nadużywanie alkoholu, którym jakimś cudem zawsze był gdzieś pod ręką. Tymczasem w listach pisanych współcześnie pan Mieczysław Skotnicki (w imieniu ŚZŻAK) kategorycznie zaprzecza masowym strzyżeniom dziewcząt romansujących z Niemcami, określając to mianem bzdury, zaś samogonu nie pijał nikt, bo pito bimber lub księżycówkę (zamienne nazwy bimbru, generalnie czegoś, co się robiło po piwnicach czy strychach). Gdzie leży prawda? :)

Słowem, bardzo ciekawa pozycja, do której trzeba zajrzeć.

IG @angelkubrick

„Egzekutor” to tego typu książka, która zaraz po wydaniu zagotowała Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, czego wyrazem były publikacje w prasie i listy kierowane do wydawcy. Ośrodek Karta przy każdym wznowieniu dodawał je do książki, tworząc osobny rozdział, który doskonale pokazuje, jak bardzo podzielonym narodem jesteśmy i jak trudno przyznajemy się do historycznego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak to się stało, że „Kawiarnia Pod Pełnym Księżycem” zawitała w moje skromne progi? Otóż tytuł, i fabuła trochę też, bardzo mocno skojarzyły mi się z mnichem Taio Kaneta, który po najsilniejszym trzęsieniu ziemi, jakie wystąpiło u wybrzeży Japonii, wyruszył ze swoją mobilna kawiarenką Cafe de Monk, aby przy świeżo zaparzonej kawie wysłuchać każdego, kto tylko miał ochotę podzielić się z nim swoją traumą, uwalniając przy tym emocje, które po tej wielkiej tragedii dosłownie zmroziły życia tych, którzy przeżyli. Dodatkowo zachęciły mnie koty, które podobnie jak czekolada, zawsze sprawiają, że jestem na TAK. TAK, chciałam poznać tę historię i TAK bardzo mnie zawiodła jej jakość... że nagrałam o tym story, kto był, ten wie.

Czytałam fragment, gdzie bezsensowność sformułowanych zdań zabiła jakąś część moich szarych komórek. Powiedzieć, że to grafomaństwo, to jakby nic nie powiedzieć. Jestem autentycznie przerażona falą azjatyckich powieścideł, jaka zalewa rynek wydawniczy, bo to nie ma nic wspólnego ani z literaturą, przy której się odpoczywa, ani w ogóle z literaturą, a już tym bardziej japońską, czy koreańską. Te na kolanie napisane twory literaturopodobne bardziej szkodzą, niż rozwijają wrażliwość czytelnika, stopniowo zaniżając próg, przy którym akceptowalność gniotów staje się czymś naturalnym i bezproblemowym. Piszę to z głębokim smutkiem, bo literatura jako ostatnia powinna przyczyniać się do ogłupiania ludzi, tymczasem fala nabiera rozpędu...

IG @angelkubrick

Jak to się stało, że „Kawiarnia Pod Pełnym Księżycem” zawitała w moje skromne progi? Otóż tytuł, i fabuła trochę też, bardzo mocno skojarzyły mi się z mnichem Taio Kaneta, który po najsilniejszym trzęsieniu ziemi, jakie wystąpiło u wybrzeży Japonii, wyruszył ze swoją mobilna kawiarenką Cafe de Monk, aby przy świeżo zaparzonej kawie wysłuchać każdego, kto tylko miał ochotę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kto chciałby zaoszczędzić grube tysiące na kursach z serii „Ograj swój mózg, zanim on ogarnie Ciebie”? :D Hakowanie za grosze, dla każdego, w średniej cenie trzech dyszek. Ile właśnie zaoszczędziliście? Nie dziękujcie ;)

 „Hormonalna rewolucja. Jak w naturalny sposób wykorzystać moc sześciu najważniejszych hormonów”, borze zielony, coraz dłuższe te tytuły robią, nie mniej — ta oto książka powinna być jak biblia w Stanach, w każdej szufladzie, w każdym domu, hotelu czy buur de lulu. Przyswajalna dla każdego, absolutnie podstawowa i obowiązkowa instrukcja użytkowania człowieka, która gwarantuje spokój, szczęście, przyjemności czerpane garściami, ogółem dobre życie, i to bez dopalaczy. Powiem więcej, można żyć beznałogowo i mieć prawdziwy, legalny odjazd, kiedy tylko będziemy chcieli. Wystarczy odpowiednia mieszanka angel`s cocktail i rządzisz na swoim podwórku.

David JP Phillips robi nam powtórkę z biologii, snując opowieść o sześciu substancjach, które mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Gdyby tak wyglądały lekcje biologii (apeluję o przynajmniej dwie godziny poświęcone właśnie tak omawianym hormonom) świat byłby lepszy, ja byłabym lepsza, Ty też byłbyś/byłabyś lepsza <3  Absolutnie uwielbiam rozdział dotyczący dopaminy, bo Phillips bajkowo obrazuje jej działanie, odpowiada na pytanie, dlaczego tak istotny jest dla nas, społeczeństwa cyfrowego, dopaminowy detoks, różnicuje działanie wolnej i szybkiej dopaminy (kochani czytacze, czytajcie literaturę piękną, to gwarantuje najdłużej uwalnianą dawkę dopaminy ;) i jednym ostrym cięciem podcina gałąź SM, jako najgorszego trutnia, który psuje mózgi dzieciom. Błagam, niech tę książkę przeczyta każdy rodzic, zwłaszcza przed komunią (smartfony to częsty prezent, niestety).

Polecam razy milion!

IG @angelkubrick

Kto chciałby zaoszczędzić grube tysiące na kursach z serii „Ograj swój mózg, zanim on ogarnie Ciebie”? :D Hakowanie za grosze, dla każdego, w średniej cenie trzech dyszek. Ile właśnie zaoszczędziliście? Nie dziękujcie ;)

 „Hormonalna rewolucja. Jak w naturalny sposób wykorzystać moc sześciu najważniejszych hormonów”, borze zielony, coraz dłuższe te tytuły robią, nie mniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, która wpadła mi w oko (na szczęście nie bolało :>) w momencie, kiedy do bibliotecznego katalogu wpisałam autora „Wojny” Louisa-Ferdinanda Céline. Okładka mnie zmroziła, więc natychmiast wyszukałam informacje o autorce, Céline Raphaël. Ukazała mi się młoda, delikatnej budowy kobieta, z uśmiechem na twarzy, oparta o instrument, który zmienił jej życie w piekło...

„W niewoli ambicji” to obraz dziecka maltretowanego przez własnego ojca, ogólnie szanowanego dyrektora, który w oczach postronnych był rodzicem idealnym. Jego rodzina mieszkała w pięknych domach, nigdy niczego im nie brakowało, uzdolniona muzycznie córka odnosiła sukcesy jako pianistka (zazwyczaj jako najmłodsza uczestniczka konkursów, w tym najbardziej wymagającego, Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina).

Ta historia boli, z wielu powodów. Jest wyraźnym sygnałem, że przemoc fizyczna i psychiczna wyrządzana dzieciom nie wiąże się tylko z dysfunkcyjnymi rodzinami. Niespełnione marzenia przerzucane na potomków zazwyczaj robią więcej krzywdy niż pożytku. Instytucje społeczne, takie jak szkoły, zupełnie nie dostrzegają sygnałów, jakie wysyłają dzieci z przemocowych rodzin. Jasno i wyraźnie widać tu, jak bardzo potrzebna jest w szkole pielęgniarka, taka, która jest tam na stałe, a nie tylko z doskoku. Na studiach medycznych nie poświęca się w ogóle czasu na przerobienie materiału na temat nadużyć względem nieletnich (może teraz się zmieniło, choć mam wątpliwość). Skoro zaś już jestem przy medycynie, punkt najważniejszy, traumy z dzieciństwa, których dorośli nie przerabiają, bo wydaje im się, że jakoś z tego wyrośli, bardzo mocno oddziaływają na następne pokolenie. Krzywda wyrządzona dziecku przenosi się na kolejne... Warto sięgnąć po ten tytuł, żeby wyczulić się na sygnały, jakie dzieci wysyłają dorosłym, kiedy jest im źle...

IG @angelkubrick

Książka, która wpadła mi w oko (na szczęście nie bolało :>) w momencie, kiedy do bibliotecznego katalogu wpisałam autora „Wojny” Louisa-Ferdinanda Céline. Okładka mnie zmroziła, więc natychmiast wyszukałam informacje o autorce, Céline Raphaël. Ukazała mi się młoda, delikatnej budowy kobieta, z uśmiechem na twarzy, oparta o instrument, który zmienił jej życie w piekło...

„W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z utworami, które latami ukrywa się w szufladach, jest tak, że nie zawsze nadają się do publikacji, ale boli, jeśli zaginą, jeśli zaś odnajdują się po latach, a nawet dziesiątkach lat, szczęścia nie do się opisać. „Wojna” Louisa-Ferdinanda Céline jest takim właśnie odnalezionym skarbem, który jednych będzie zachwycać, a inni spluną przez lewe ramię. Fabuła to autofikcja, która w jakimś momencie obrasta w wydarzenia fikcyjne, to oficjalnie, zaś realnie rzecz biorąc wszystko, co napisał Céline, może być prawdą.

Dla mnie absolutny fenomen. Autor ma głęboko w d u pie wycyzelowane zdania, poprawność polityczną i wrażenia odbiorcy, a mimo to, ciężko oderwać się od lektury. Główny bohater budzi się z twarzą w błocie, pod kanonadą szrapneli, z roztrzaskanym ramieniem i kolanem. Zanim dotrze do lazaretu, przejdzie przez pole rozkawałkowanych ciał, pośród których biesiadują szczury. Będzie pił własną krew, a ból już nigdy nie wyjdzie z jego głowy. Rekonwalescencja wachmistrza Ferdinanda to clue tej historii. Krótkie zdania, prymitywny język, uliczny żargon będą zniesmaczać, tak jak powinna zniesmaczać nas wojna, a mimo to, ona bezustannie się toczy, zmieniając tylko formę i regiony.

Céline uważał, że ludzie tylko udają lojalność, pobożność czy patriotyzm, w rzeczywistości zaś są zwierzętami, które defekują, śmierdzą, piƐprzą się, jedzą, zabijają i umierają. Taka też jest „Wojna” Ferdinanda. W całym tym turpistycznym ero ty zmie rozbłyskują powidoki bliskości, pulsują resztki życia (Lala L`Espinasse najmocniej mast u rbuje tych na krawędzi śmierci), ożywają nadzieje na dawno już utraconą zwyczajność dni. Mocna rzecz warta uwagi. Swoją drogą szacun za wykorzystanie imienia swojego kota dla kompana podróży Ferdinanda, Bébert dumnie pręży wąsy za tęczowym mostem :)

IG @angelkubrick

Z utworami, które latami ukrywa się w szufladach, jest tak, że nie zawsze nadają się do publikacji, ale boli, jeśli zaginą, jeśli zaś odnajdują się po latach, a nawet dziesiątkach lat, szczęścia nie do się opisać. „Wojna” Louisa-Ferdinanda Céline jest takim właśnie odnalezionym skarbem, który jednych będzie zachwycać, a inni spluną przez lewe ramię. Fabuła to autofikcja,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie” Marcina Wilka to kawał dobrze wykonanej roboty. Czytając o relacjach między psem a człowiekiem na przestrzeni wieków, jest czas na relaks, uśmiech, ale i zastanowienie nad kondycją ludzkiej przyzwoitości, bo są tu takie fragmenty, które dają wszelkie podstawy ku temu, by zwątpić z jakikolwiek ludzki rozsądek i moralność. Autor rozprawia się z wieloma mitami, np. takim, że czworonożni przyjaciele rozumieją ludzką mowę, choć wiem, że tu każdy właściciel psa będzie polemizował :) albo z tym że żółte psy mają lepiej niż czarne, co pokazują statystyki adopcyjne chyba każdego, większego schroniska czy fundacji. „Lepszy gatunek” momentami bardzo pozytywnie zaskakuje. Przypomina choćby różowe legitymacje Młodych Przyjaciół Zwierząt, które pozwalały brać udział w interwencjach obywatelskich, współczesny minister rolnictwa by padł. Niestety jest też ciemna strona medalu. Ludzki gatunek uzurpuje sobie prawo do poprawiania samego Stwórcy, i bezlitośnie, według swoich fanaberii, zmienia genetykę wielu ras, zupełnie nie zwracając uwagi na samą biologię. Bezczelność level hard. Emocjonująca to była lektura, którą Wam serdecznie polecam.

IG @angelkubrick

„Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie” Marcina Wilka to kawał dobrze wykonanej roboty. Czytając o relacjach między psem a człowiekiem na przestrzeni wieków, jest czas na relaks, uśmiech, ale i zastanowienie nad kondycją ludzkiej przyzwoitości, bo są tu takie fragmenty, które dają wszelkie podstawy ku temu, by zwątpić z jakikolwiek ludzki rozsądek i moralność. Autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Zamojszczyzna 1918–1959” Zygmunta Klukowskiego dobitnie pokazuje, że historia opowiedziana bez cenzury jest znacznie ciekawsza, niż przedstawiają ją podręczniki. To jedna z tych pozycji, która wymyka się ocenom, bo cóż znaczy 10/10 przy dziele, które powstawało latami i to w czasie, kiedy za niemal każde słowo można było stracić życie. Klukowski pisał i do pisania zachęcał innych. Uważał, że moment, w którym przyszło mu żyć, jest znaczący w dziejach ludzkości i wszystko, czego jest świadkiem, zasługuje na upamiętnienie, a to należy robić na bieżąco, gdyż każdy dzień zwłoki rozmydla przeżycia.

Myli się także ten, który ocenia zakres tematyczny książki jedynie po tytule bądź profesji autora. „Zamojszczyzna 1918–1959” to opowieść o wojnie, dzień po dniu, o ludziach, którzy nie chcieli walczyć, o tych, którzy ginęli bądź uciekali, o pasji do języka polskiego, o zmaganiu z własną moralnością, konsekwencjami podjętych decyzji i zdradami, które przyszły nieoczekiwanie.

To historia Ordynacji Zamojskiej i moment jej ostatecznego upadku, to wycinek z życia małych miasteczek, który można powielać na skalę całego kraju. To wspaniałe świadectwo wierności sobie i swoim przekonaniom, w chwili, kiedy człowieczeństwo głośno upada. Doktor Zygmunt Klukowski żył godnie tam, gdzie godność deptano „prowadzimy nędzny żywot zaszczutych zwierząt”.

Dzienniki obejmujące lata 1944-1945, ze względu na cenzurę, mogły być wydane dopiero w roku 1990. Serdeczne dzięki @osrodekkarta za to wspaniałe wznowienie, dla którego nie ma skali ocen.

IG @angelkubrick

„Zamojszczyzna 1918–1959” Zygmunta Klukowskiego dobitnie pokazuje, że historia opowiedziana bez cenzury jest znacznie ciekawsza, niż przedstawiają ją podręczniki. To jedna z tych pozycji, która wymyka się ocenom, bo cóż znaczy 10/10 przy dziele, które powstawało latami i to w czasie, kiedy za niemal każde słowo można było stracić życie. Klukowski pisał i do pisania zachęcał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z dużą dozą ciekawości sięgnęłam po obozowe wspomnienia księdza Ludwika Walkowiaka, ponieważ o ile mnie pamięć nie myli, nie czytałam jeszcze relacji z obozu napisanej przez osobę duchowną. Prześladowania nie ominęły nawet tej grupy zawodowej.  Hitler miał szczególną awersję do  kapłanów, umyślił sobie bowiem, że mają oni znaczący wpływ na wzmacnianie hartu ducha w narodzie, który z taką namiętnością unicestwiał. Kiedy więc burzenie przydrożnych kapliczek i krzyży nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, bez żadnych skrupułów zabrał się za aresztowania każdego, kto tylko nosił sutannę. Setki księży znalazło się w obozie Dachau, w tym też ksiądz Walkowiak.

Dość szczegółowo opisuje obozową rutynę wypełnioną modlitwą, cierpieniem i ciężką pracą. W jego wspomnieniach przewijają się postacie, których zapomnieć nie sposób. W mojej głowie utkwił obraz kapłana, który na każdy cios odpowiadał dobrym gestem. Jest coś niezwykle poruszającego w obrazie człowieka, który swojego oprawcę głaszcze po dłoni. To było coś więcej niż biblijne nastawianie drugiego policzka. Niezwykle ciekawym przypadkiem była też historia pewnego poświęcenia. Młodziutka siostra zakonna ofiarowała swój najcenniejszy dar w intencji życia przyszłego księdza. Nie doszukuję się tu cudu, lecz siły umysłu. Stało się, jak postanowiła. Umysł, siła woli, siła myśli...

Piękne świadectwo Walkowiaka pokazuje jasno i wyraźnie, że nawet w takim piekle, jakim były obozy koncentracyjne, dało się być człowiekiem empatycznym, mimo bólu odczuwanego dzień i noc, mimo śmierci, która zbierała swoje największe żniwo XX wieku.

„Pozwól mi Pani być dobrym człowiekiem, bo tylko wówczas jestem, gdy jestem dobry”.

IG @angelkubrick

Z dużą dozą ciekawości sięgnęłam po obozowe wspomnienia księdza Ludwika Walkowiaka, ponieważ o ile mnie pamięć nie myli, nie czytałam jeszcze relacji z obozu napisanej przez osobę duchowną. Prześladowania nie ominęły nawet tej grupy zawodowej.  Hitler miał szczególną awersję do  kapłanów, umyślił sobie bowiem, że mają oni znaczący wpływ na wzmacnianie hartu ducha w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dla tych, którzy narzekali na długość „Demona Copperheada” Barbary Kingsolver, ale wciąż interesują się tematyką poruszoną w powieści, serdecznie polecam reportaż „Zabić ból. Imperium oszustwa i kulisy epidemii opiatowej w USA”. Dobrze napisany, skondensowany i absolutnie pochłaniający. Barry Meier dość skrupulatnie pokazuje cały proces opiatowej gorączki, jaka owładnęła Amerykę i konsekwencje tegoż szaleństwa, widoczną w liczbach osób uzależnionych, leczonych na odwykach, siedzących w więzieniach, w końcu zmarłych. Czy tej sytuacji dało się uniknąć? Moim zdaniem, przy marketingu, jaki zastosował Richard Sackler, absolutnie nie.

Ból to coś, co długo pozostawało poza kręgiem zainteresowania medycyny. Był objawem, a nie chorobą, którą się leczy. Z ciekawostek, aż do połowy lat 80. XX wieku chirurdzy przeprowadzali operacje ciężko chorych noworodków bez środków przeciwbólowych... dla mnie szok. Kwestią czasu było więc zajęcie się tą dziedziną medycyny i koncertowo zrobiła to rodzina Sackler. Powstał Ruch na rzecz leczenia bólu, który miał na tyle silne poparcie, że był w stanie udaremnić inicjatywy Kongresu, który już w połowie lat 90. forsował system monitorowania recept. Bezskutecznie. Rozmach, z jakim działał Arthur M. Sackler do tej pory przyprawia o zawrót głowy. Jako szef największej amerykańskiej agencji reklamowej wiedział, że pieniądze włożone w reklamę zwracają się milionkrotnie. Był ojcem nowego  modelu życia, pigułki na każdy problem. Aby być jeszcze skuteczniejszym, przejął kontrolę nad siecią czasopism medycznych. Tworzył bezpłatny dwutygodnik, który trafiał do 168 tysięcy lekarzy w całym kraju. Wymyślił własny system monitorowania recept, bynajmniej nie w celu troski o pacjentów. Dzięki niemu kontrolował skuteczność działań marketingowych, jeszcze bardziej podbijając sprzedaż leków. Mistrzowskie działania po Arthurze przejął Richard Sackler, odpalając te wrotki jeszcze bardziej.

Zadziwiające, jak bardzo można być bezkarnym, będąc bajecznie bogatym. Jak do całej sprawy podchodził sąd. Ile tam było dywagacji i mataczenia. Czytajcie.

IG @angelkubrick

Dla tych, którzy narzekali na długość „Demona Copperheada” Barbary Kingsolver, ale wciąż interesują się tematyką poruszoną w powieści, serdecznie polecam reportaż „Zabić ból. Imperium oszustwa i kulisy epidemii opiatowej w USA”. Dobrze napisany, skondensowany i absolutnie pochłaniający. Barry Meier dość skrupulatnie pokazuje cały proces opiatowej gorączki, jaka owładnęła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Michaił Szyszkin to rosyjski pisarz, który niemal trzydzieści lat życia spędził w Zurychu. Tam też ukazała się jego książka „Pokój czy Wojna? Rosja i Zachód — zbliżenie”, w której próbuje przedstawić czytelnikowi obraz współczesnej Rosji. Pokazuje, jak to jest być Rosjaninem, dlaczego nie udała się transformacja ustrojowa i jak bezsensowna jest narastająca pogarda wobec rosyjskiej kultury.

Kiedy Rosja po raz drugi uderzyła w Ukrainę, przez Instagram przelała się fala sprzeciwu wobec promowania rosyjskiej literatury (z oczywistych powodów skupiam się na tym polu). Mnie wydawało się to, i nadal wydaje, przedsięwzięciem zupełnie bezsensownym, natomiast Szyszkin tylko to potwierdził. Pisze on bowiem, słusznie zresztą, że rosyjską kulturę trzeba odróżnić od rosyjskiego despotyzmu. Dla wielu wykształconych Rosjan literatura stała się furtką do innego świata, niezbędną częścią ich życia, a nawet namiastką wolności. Za autorem: „czytanie zakazanego Nabokowa było jak stanie na barykadzie”. Tak samo było i jest z czytaniem Aleksandra Sołżenicyna, który po napisaniu „Archipelagu GUŁag”, w roku 1969 został wyrzucony ze Związku Pisarzy, bo ośmielił się napisać prawdę. Prawdy zaś Rosja nie lubi, bo to taki kraj, gdzie wszyscy kłamią. Dyplomacja w takich warunkach wygląda następująco: Putin kłamie i wie, że wiedzą to wszyscy, wszyscy wiedzą, że on to wie i wszyscy milczą. Jeżeli nie milczysz, jedziesz do kolonii karnej, a jak to się kończy, WSZYSCY WIEMY.

„Pokój czy Wojna” na pewno nie jest jedyną prawdą o kraju, w którym imperializm wiecznie żywy a obywatele to tylko nic nieznaczące pionki, które można substytuować kimkolwiek (co też następuje, ponieważ wykształconą masę Rosjan o zachodnim światopoglądzie zastąpiła fala ludności z Azji Środkowej i Kaukazu, często nieposiadająca jakiegokolwiek wykształcenia, co zupełnie nie przeszkadza Putinowi, wręcz przeciwnie, im głupszy naród, tym łatwiej nim rządzić). Jest to książka, którą z powodu panującej narracji, łatwo pominąć, ale na pewno warto do niej zajrzeć i wyciągnąć swoje własne wnioski.

IG @angelkubrick

Michaił Szyszkin to rosyjski pisarz, który niemal trzydzieści lat życia spędził w Zurychu. Tam też ukazała się jego książka „Pokój czy Wojna? Rosja i Zachód — zbliżenie”, w której próbuje przedstawić czytelnikowi obraz współczesnej Rosji. Pokazuje, jak to jest być Rosjaninem, dlaczego nie udała się transformacja ustrojowa i jak bezsensowna jest narastająca pogarda wobec...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czekałam na nią, naprawdę czekałam. Nie na książkę, którą napisał Janek Strojny, tylko na książkę, która w jakimś stopniu odsłoni mechanizmy działania SM na psychikę i konsekwencje, jakie niesie owa „chwilowa sława” mierzona liczbą lajków i zasięgów. Czekałam na to, aż jakaś „gwiazda” TikToka powie, że TikTok to gó no i najchętniej by go zamknął. Dlaczego? Bo ta gów niana chińska aplikacja tworzy ze swoich odbiorców pustogłowe monstra, które marzą o tym, żeby też nagrywać i mieć zasięgi. Pionowe, krótkie wideo i ruch kciuka daje dopaminowy impuls, którego nie chce się przerywać, więc coraz młodsi zawodnicy godzinami pykają te ruchome obrazy, marząc o karierze oglądanych przez siebie influ. Dzieciaki jadące pociągiem lub autem siedzą z nosem w telefonie. Kilka dni temu chłopaki (klasa 1-3) czekając na przystanku, kręcili toktoka jak... czekają na przystanku. Niewinnie. Ale już włos się jeży na głowie, kiedy widzisz nastolatki wybiegające na ulicę przed samochód, i uciekające spod kół na chodnik, piszczące z radości, bo nagrały odjazdowego tiktoka. Tak to działa. Im bardziej chora sytuacja, tym większa oglądalność. O tym po części pisze Janek Strojny, i mimo iż jest to cały influencerski świat widziany przez pryzmat tiktokera, warto spojrzeć na to głębiej. Przebodźcowanie, fałszywy obraz rzeczywistości, ciągłe porównywanie się do innych, okrojone relacje, liczby, które wciąż mówią, że jesteś niewystarczający/ąca, stres, depresja. To cena, jaką płaci coraz więcej młodych ludzi, nie tylko tworzących w mediach, ale też ich odbiorcy, bo to działa destrukcyjnie w obie strony. To książka, którą przede wszystkim powinni przeczytać rodzice, zwłaszcza tych dzieci, które stawiają swoje pierwsze kroki na platformach społecznościowych. Nie usprawiedliwiajmy tego „postępem cywilizacyjnym”, bo to będzie ostatnia rzecz, jaka pogrąży ludzkość, a przede wszystkim ludzie odruchy takie jak choćby empatia. Prosty tekst, który można przeczytać w jeden wieczór, ale daje do myślenia.

IG @angelkubrick

Czekałam na nią, naprawdę czekałam. Nie na książkę, którą napisał Janek Strojny, tylko na książkę, która w jakimś stopniu odsłoni mechanizmy działania SM na psychikę i konsekwencje, jakie niesie owa „chwilowa sława” mierzona liczbą lajków i zasięgów. Czekałam na to, aż jakaś „gwiazda” TikToka powie, że TikTok to gó no i najchętniej by go zamknął. Dlaczego? Bo ta gów niana...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Baldur Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak
Ocena 7,4
Baldur Berenika Lenard, Pi...

Na półkach: , ,

Możesz zmienić kraj, możesz wykonywać inny zawód, możesz nadać sobie nowe imię i nazwisko, ale zło, które wygenerowałeś, zatoczy koło i uderzy w Ciebie ze zdwojoną mocną. Niespodziewanie, nawet po dwudziestu latach. Mroczny thriller obyczajowy Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka przenosi nas do malowniczej Islandii, która jak wszystkie magiczne miejsca, ma swoje drugie, brudne i  brutalne oblicze.

Przekonał się o tym Baldur Ingvar Pétursson, którego przeszłość dopadła właśnie tam, w miejscu, gdzie lata temu jego życie miało zmienić się na lepsze, tymczasem przychodzi mu zapłacić za polskie grzechy i wydaje się, że nie ma od tego ucieczki. Wracają wspomnienia z domu rodzinnego gdzieś w Beskidzie Niskim, niedaleko słowackiej granicy, która nie pozostaje tu bez znaczenia. Autorzy, oprócz wątku kryminalnego (śmierć dziecka i zaginięcie przyjaciela) dość mocno rozwinęli wątek obyczajowy, który bardzo realnie oddaje zmagania współczesnych par, a także dzieci, których rodzice zdecydowali się na oddzielne życie. Bardzo dobra scena rozmowy ojca z córką na temat mediów społecznościowych, brawo!  Oby więcej takich rodzicielskich rozmów przeprowadzanych było w realu, choćby dla niej warto odsłuchać „Baldura”. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam, to lektor. Piotr Głowacki jest świetny, co można usłyszeć w  „Zasłyszanym morderstwie”, na marginesie, tam też jest genialna relacja ojciec-córka, natomiast w „Baldurze” momentami czyta bez aktorskiego zacięcia, takie jest moje odczucie, a słuchałam tego audio dwa razy.

Tytuł dostępny jest w trzech formatach: audiobook, e-book oraz książka papierowa.

Współpraca reklamowa z @empikgo

IG @angelkubrick

Możesz zmienić kraj, możesz wykonywać inny zawód, możesz nadać sobie nowe imię i nazwisko, ale zło, które wygenerowałeś, zatoczy koło i uderzy w Ciebie ze zdwojoną mocną. Niespodziewanie, nawet po dwudziestu latach. Mroczny thriller obyczajowy Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka przenosi nas do malowniczej Islandii, która jak wszystkie magiczne miejsca, ma swoje drugie,...

więcej Pokaż mimo to