rozwiń zwiń
Linoskoczek

Profil użytkownika: Linoskoczek

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 1 godzinę temu
162
Przeczytanych
książek
162
Książek
w biblioteczce
162
Opinii
1 216
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Trzecia i ostatnia część perypetii gospodina Rudnickiego, budującego swoją pozycję na skraju wielkiego imperium, a w zasadzie wolnej Rzeczypospolitej Warszawskiej.
Mamy to samo co zwykle u Przechrzty, choć trochę inaczej. Ale to taki obeznany schemat, który akurat ten autor sobie wypracował, a że idzie mu dobrze, to go specjalnie nie zmienia, bo po co? Czy nie sprawdza się?
Tak tylko zaznaczę, że w obecnym wydaniu troskliwa matrona, to rosyjska nielubiana arystokratka, prawdziwy smok salonowy, którego wszyscy się boją, a rodzina najbardziej. W gruncie rzeczy okaże się, tak jak w innych produkcjach Przechrzty, że to dusza najszczersza, tylko ją do serca tulić. Pokaże niegodnemu towarzystwu, gdzie raki zimują, kiedy przyjdzie pomóc bohaterowi. Ale to już było, więc co ja się tu rozwodzę.
Z innych kwestii rodzina cesarska to stara się, by jak najlepiej rządzić, nic innego im nie przyświeca, to funkcjonariusze imperialnej rodziny z jedynym nastawieniem, by Rosja rozwijała się szumnie, zawstydzając inne, niedorastające jej kraje.
Jeśli idzie o perypetie głównego bohatera, to staje się coraz ważniejszy, choć wcale nie chce, ale wszyscy zabiegają o jego uwagę, pokazując jego znaczenie. Spotykają go dobre rzeczy, wszyscy mu zazdroszczą, wrogowie usiłują pognębić, co jest znakiem szacunku, a Rosjanie, nienawidząc, oczywiście doceniają jak nikt. Bez niego nic się nie dzieje, w każdym wydarzeniu zostanie zauważone, że to co najmniej legenda. Ponadto zyskuje nowych magicznych pomocników, jakby dotychczasowy wypadli sroce spod ogona. Ale w tym wypadku to nadmiar przecież idzie w parze z jakością, czyż nie? Widzę tu taki wariant Robinsona Crusoe, któremu coraz nowy statek rozbija się na rafach. Mniej więcej raz na miesiąc, by więcej artefaktów mógł zgromadzić w swej jaskini. Doprawdy nie rozumiem tych magicznych pomocników, to umniejszanie bohatera, właśnie powinien radzić sobie bez nich, a tu ujawnia się właśnie klasyczny motyw zbierania nadzwyczajnej kompanii dla wykonania questa. Po co tak?
Historia ma przebiegać bezproblemowo, to znaczy tak, by pojawiały się utrudnienia, ale możliwe do dość łatwego pokonania. I tak się też dzieje.
To przyjemna książka, napisana łatwym językiem, z bohaterami typowymi dla tego autora, z nietrudnym do przewidzenia perypetiami, a rozwojem postaci szkicowanym z gruba, a nie malowanym.
Czy się szybko.
W gruncie rzeczy typowy produkt Przechrzty, tak z oceną po środku.
Czyli gwiazdek:
pięć.

Trzecia i ostatnia część perypetii gospodina Rudnickiego, budującego swoją pozycję na skraju wielkiego imperium, a w zasadzie wolnej Rzeczypospolitej Warszawskiej.
Mamy to samo co zwykle u Przechrzty, choć trochę inaczej. Ale to taki obeznany schemat, który akurat ten autor sobie wypracował, a że idzie mu dobrze, to go specjalnie nie zmienia, bo po co? Czy nie sprawdza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niechlujna robota.
Autor wyraźnie przesadza z ekspozycjami. Stale musi coś opowiadać o tym swoim świecie, zaś najgorsze w tym wszystkim to, że wcale, a wcale nie chce mu się chociaż jakkolwiek tego eksponowania ukrywać. Wali, jak leci.
To samo dotyczy języka. Bohaterowie mówią naszym, skojarzenia nasze, niestety również sentencje, a one nie powinny, bo wzięte z naszego świata, dotyczą naszej rzeczywistości. Ktoś kiedy mówiąc o tym, że jak patrzy się w otchłań, to ona też w ciebie, miał na myśli nasze doświadczenia. Saulski powinien te sentencje jednak wyciągać ze swego świata, a nie podmieniać otchłań na glify i uważać, że wszystko w porządku. Nie, nie jest w porządku.
Nie tylko tu widać tę językową niedbałość. Autorowi bardzo podobają się powtórzenia. Wyżej tak nadużyłem „naszości”, u Saulskiego tak stale. To oczywiście nie błąd, jeden z zabiegów w literaturze. Ale nawet w literaturze, to problem, kiedy tego nadmiar, a jeszcze większy kiedy oczom redaktora i korektora umknie wyraźnie nadużycie będące już błędem. To w „Krwi kamienia” też się zdarza.
Problemem są także bohaterowie. To bardzo nieskomplikowane indywidua. Przyświeca im jedna cecha, brak jakichś frapujących szczegółów, które by sprawiły, że się w nie wierzy, a nie odbiera jak papierowe wycinanki. Nie pomaga też, że autor nieustannie zagląda w ich wspomnienia, każe im samych siebie oceniać. I to obiektywnie. Nie wierzę w to, ludzie siebie usprawiedliwiają, wcale nie są tak skłonni by traktować siebie jak innych, na dodatek takie wgłębianie się w odczucia, czyni postacie mniej ciekawymi. Z podobnymi zabiegami nie należy przesadzać. A Saulski nadużywa tej sztuczki. Nie chce mu się pokombinować. Upraszcza. Nie wolno! Rzeczy wprawdzie powinny być proste, jak to tylko możliwe, ale mędrzec nam mówi, że jednakże nie prostsze.
Logika świata też cokolwiek kuleje.
Chciałbym wiedzieć skąd pieczeń z dzika w podziemnej karczmie. Czy importowana? Może. Ale skąd? Świat powyżej to góry. Nie wiadomo czy znajdują się tam jakiekolwiek lasy, autor nie raczy nadmienić o podobnym szczególe. Zaopatrzenie w żywność wystarczające, a tu to samo co z tym dzikiem. Skąd strawa? Przyziemne sprawy, ale trzeba o nie dbać, by w glebę nie zostać wdeptanym, lub co gorzej przygniecionym bezsensem. W tekście bardzo wiele dziur, nad którymi autor wyraźnie nie popracował. Poleciał dalej, nie zważając na takie niskie przypadłości.
Język nie zachwyca, ale i przygody nie powalają. W zasadzie nieustanna naparzanka, niespecjalnie oryginalna, bez zaskakujących rozwiązań, emocjonalnie niewciągająca, za to okraszona ogromem paskudnych uśmiechów. Wolałbym jednakże by te paskudy nieco mniej paskudnych używały grymasów.
Jak widać sporo tych… inspiracji.
W sumie to złe nie jest, ani dobre, tylko taka uwaga, by nieco te… inspiracje uporządkować i nie podawać w tak mało zróżnicowanej formie. Prostota dobra, ale nadmierna już nie. W literaturze kole w oczy.
Czyta się lekko, bo zdania, jak wspomniałem, trudne nie są, ale chęć, by w lekturze wytrwać mała. Niezbyt mnie ta książka wciągnęła, zaś świat i bohaterowie nie zafascynowali.
Czytadło, takie co na ledwie ujdzie, czyli gwiazdki:
cztery.

Niechlujna robota.
Autor wyraźnie przesadza z ekspozycjami. Stale musi coś opowiadać o tym swoim świecie, zaś najgorsze w tym wszystkim to, że wcale, a wcale nie chce mu się chociaż jakkolwiek tego eksponowania ukrywać. Wali, jak leci.
To samo dotyczy języka. Bohaterowie mówią naszym, skojarzenia nasze, niestety również sentencje, a one nie powinny, bo wzięte z naszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powrót na dobrze znany szlak, takie towarzyszą mi uczucia, kiedy zagłębiam się w lekturę czwartego tomu opowieści o damie od smoków. Czyli znowu feminizm, ale skrojony bez szokowania, tym bardziej agresji. Ot, kobieta musi zdobyć pozycję, na jaką, bez wątpienia, zasługuje, nie poprzez urodzenie, ale za sprawą kompetencji. Bo uprzedzenia w tym świecie wyraźne, zatem dotkną również jej towarzysza, bo on pośledniego stanu.
Podobnie jak w poprzednich tomach autorka ułatwia sobie prowadzenie fabuły. Dlatego od początku wykorzystywała kobietę z wyższej sfery, by historia okazała się bardziej zajmująca, zaś w tym, pokazując więcej smoków, jednakże ustanawia naukę o nich, jako dopiero wydobywającą się z wieku niemowlęcego. Tu niewiele wiadomo, więcej pytań niż odpowiedzi.
Podobnie dzieje się z historią smoków i tym tajemniczym ludem, który zajmował się nimi przed wiekami. Obserwujemy działania prekursorów w tych wszystkich dziedzinach, dzięki czemu ciekawiej, bo początki takie zawsze, i wygodniejsze dla autora, który nie będąc specjalistą w dziedzinie (a cóż on wie o smokach) popełni mniej gaf i nie zaplącze się w jakieś absurdalne rejony.
Postacie są prowadzone konsekwentnie, cechy, jakich nabyły, rozwijają się, relacje pomiędzy bohaterami pogłębiają, jeśli chodzi zaś o ich charaktery i możliwości, znajdują one dla siebie wiarygodne ramy. To wbrew pozorom niezwykle istotne w fantastyce, gdzie łatwo można przedobrzyć, bo natura tegoż gatunku literackiego pozwala na bardzo szeroki margines dawania wiary. Autorka, mimo takich pokus, nie czyni z lady Trent jakiejś nadludzko sprawnej dziewoi, która w każdej sytuacji sobie poradzi. Są takie, że poczeka na pomoc. Co ważne nie tworzy także świata, w który wątpimy. Nie, ten świat bez lady Trent i pozostałych bohaterów także by istniał, a polityka prowadzona przez władców wykorzysta naturalne ludzkie skłonności. Lady Trent rozwija się, ale z głową, rozumie ograniczenia, a przekraczając je, nie łamie praw logiki, po prostu obraca na swoją korzyść to, co możliwe.
Wątki postaci znanych z poprzednich tomów w tym są rozwijane dalej, dowiadujemy się także nieco więcej o smokach jako gatunku, choć tu dostajemy kolejną odmianę, obserwujemy świat w chwili przełomu, bo on gwałtownie nadchodzi. I to jest doskonała mieszanka, którą warto poznać.
Choć przyznam, że w połowie mniej więcej ogarnęło mnie coś w rodzaju znużenia.
Ale później minęło. Wątki, które zdawały się nieco stęchłe, nabrały świeżości i już nie odpuściły do końca.
Nie ma co ukrywać, dobrze bawię się przy tej serii, która choć nie kipi nadzwyczaj wartką akcją (ale czy każda opowieść musi?), to doskonale łączy ze sobą tak postaci, jak świat, w którym przyszło im egzystować.
To trzeba ocenić.
Powiem od razu, jak to u mnie wygląda. Ocena osiem, to bardzo dobra powieść, w pełni realizująca wątki, nie pozostawiająca dziur logicznych, sprawnie napisana, z niewątpliwą znajomością języka, niekoniecznie nim powalająca, ale z własnym, świadomym i określonym stylem.
To wbrew pozorom bardzo wiele.
Niższa ocena, to dobry wyrób, ale z lukami. Niezbyt wielkimi, a jednak.
A wyższa?
Wtedy to książka musi coś od siebie dodawać. Jakąś szczególną frazę, niezwykły świat, ale prawdopodobny i fascynować bohaterami.
Ta coś takiego właśnie ma. A to niemało znaczy, dlatego gwiazdek:
dziewięć.

Powrót na dobrze znany szlak, takie towarzyszą mi uczucia, kiedy zagłębiam się w lekturę czwartego tomu opowieści o damie od smoków. Czyli znowu feminizm, ale skrojony bez szokowania, tym bardziej agresji. Ot, kobieta musi zdobyć pozycję, na jaką, bez wątpienia, zasługuje, nie poprzez urodzenie, ale za sprawą kompetencji. Bo uprzedzenia w tym świecie wyraźne, zatem dotkną...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Linoskoczek

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Ulubione

Zbigniew Herbert - Zobacz więcej
Gilbert Keith Chesterton - Zobacz więcej
Boris Akunin Gambit turecki Zobacz więcej
Agatha Christie "Przyjdź i zgiń" Zobacz więcej
Karol Zbyszewski Niemcewicz od przodu i tyłu Zobacz więcej
Józef Hen Crimen Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
162
książki
Średnio w roku
przeczytane
15
książek
Opinie były
pomocne
1 216
razy
W sumie
wystawione
154
oceny ze średnią 5,5

Spędzone
na czytaniu
1 148
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
18
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]