Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Urzekła mnie okładka, treść... już nieco mniej. Inaczej wyobrażałam sobie ten świat. Lubię osobliwe fantastyczne rzeczywistości, lecz ta była dla mnie... zbyt bajkowa, dziecięca. Na dodatek miałam skojarzenie z produkcjami Disneya, bo bohaterowie ciągle śpiewali. ;)
A teraz wymienię kilka kuriozalnych osobliwości: płucoptaki, sercoptaki, szkwałowalenie, sztormorekiny, nietopeżagle. Do tego oryginalne rośliny: warzywne owce, dynie karmione kroplami krwi. Dla mnie zbyt dziwne. Ale to fantastyka, tu podobno wszystkie chwyty dozwolone.
Autorce nie brakuje inteligencji, jednakże pomimo całej "nowatorskości" (pukam w klatkę piersiową i hop, pojawiają się tam drzwi i teraz w środku może zamieszkać ptaszek i uwić gniazdko) popadła w pewne schematy - z jednej strony inteligentny przyjaciel, który jest odludkiem, z drugiej nieziemski (i jakżeby inaczej przystojny!) obywatel Magonii...
Kto chce niech czyta, kto nie chce - niczego nie traci.

Urzekła mnie okładka, treść... już nieco mniej. Inaczej wyobrażałam sobie ten świat. Lubię osobliwe fantastyczne rzeczywistości, lecz ta była dla mnie... zbyt bajkowa, dziecięca. Na dodatek miałam skojarzenie z produkcjami Disneya, bo bohaterowie ciągle śpiewali. ;)
A teraz wymienię kilka kuriozalnych osobliwości: płucoptaki, sercoptaki, szkwałowalenie, sztormorekiny,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pomysł na fabułę doskonały, gorzej z wykonaniem... Rozumiem, że autorka chciała pokazać ciąg chaotycznych myśli głównej bohaterki, ale nie podołała. Ponadto przeskakiwanie z narracji Joanny na narratora trzecioosobowego, pod koniec (niby z oczywistych względów) na Michalinę, to kolejne nieporozumienie. Kilka wątków zupełnie niepotrzebnych. Denerwował mnie potoczny język. Nie mam pojęcia, co chciała osiągnąć autorka. Może testowała wytrzymałość czytelnika i chciała zniechęcić do swojej twórczości? To jej się udało.

Pomysł na fabułę doskonały, gorzej z wykonaniem... Rozumiem, że autorka chciała pokazać ciąg chaotycznych myśli głównej bohaterki, ale nie podołała. Ponadto przeskakiwanie z narracji Joanny na narratora trzecioosobowego, pod koniec (niby z oczywistych względów) na Michalinę, to kolejne nieporozumienie. Kilka wątków zupełnie niepotrzebnych. Denerwował mnie potoczny język....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To pierwsza książka autorstwa Charlotte Link, po którą sięgnęłam. Dość długo ,,męczyłam" tę powieść, bo niecałe dwa tygodnie, co zdarza mi się rzadko. Zwykle, jeśli chwytam za książkę, pochłaniam ją w kilka dni (lub jeden wieczór, bo i tak czasem bywa).
Mamy tu do czynienia niby z kryminałem, aczkolwiek chyba nie do końca. Raczej jest to powieść obyczajowa - każdy niemalże bohater jest antagonistą. Mamy osoby niestabilne emocjonalnie, uzależnione od alkoholu, środków farmakologicznych, seksu. Prócz tego dochodzą jeszcze retrospekcje, sięgające drugiej wojny światowej, gdzie obecna jest przemoc.
Z początku powieść mnie nie porwała. Choć autorka nieźle naszkicowała portrety psychologiczne postaci, irytowała mnie jej ,,łopatologia". Wszystko wykładała jak ,,krowie na rowie", jakby wątpiła w inteligencję czytelnika. Bohaterka panicznie bała się swojego męża? Może zamiast w kółko to powtarzać, można było inaczej to zasygnalizować? Drżące ręce, potliwe dłonie itp. itd.?
Gdy wreszcie nadchodzi wątek kryminalno-sensacyjny, akcja przyspiesza i nie sposób oderwać się od lektury, ALE jeżeli ktoś lubuje się w zagadkowych zbrodniach i kocha wcielać się w Sherlocka, tutaj raczej nie będzie miał wielkiego pola do popisu. Krąg podejrzanych jest niezwykle wąski i morderca, jak i motywy, nie są wielką niespodzianką.

To pierwsza książka autorstwa Charlotte Link, po którą sięgnęłam. Dość długo ,,męczyłam" tę powieść, bo niecałe dwa tygodnie, co zdarza mi się rzadko. Zwykle, jeśli chwytam za książkę, pochłaniam ją w kilka dni (lub jeden wieczór, bo i tak czasem bywa).
Mamy tu do czynienia niby z kryminałem, aczkolwiek chyba nie do końca. Raczej jest to powieść obyczajowa - każdy niemalże...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

A gdyby tak Polska nigdy nie przyjęła chrztu, słowiańscy bogowie istnieli naprawdę i chodzili sobie wśród śmiertelników? Co jeśli istoty z legend są prawdziwe i tylko czyhają, by nas dopaść? Co tam wampiry! Toć Polacy nie gęsi i też swoje upiory i demony mają :) Wystąpi tu cała ich plejada: wąpierze, strzygi, pomocne, aczkolwiek nieco upiorne ubożęta, będą też utopce, rusałki, płanetnicy...
Pobieżnie znam mitologię słowiańską, garść informacji zapamiętałam jeszcze z zajęć. Dzięki lekturze nieco mogłam odświeżyć sobie pamięć. Ponadto dowiedzieć się, co na zwykły katar, ból głowy lub bałaganiarstwo poradziłaby szeptucha, która chyba jest najbarwniejszą postacią, jest niemalże bezcenne. Mimo iż "dziwów" tu nie brakuje, to jednak bardzo szybko można się zorientować kto jest kim.
Główna bohaterka jest irytująca, w kilku momentach bezmyślna. Jej głównym celem życiowym jest chyba znalezienie sobie faceta... A większość czasu spędza na rozpływaniu się w pochwałach nad idealnym Mieszkiem, który jak się później okaże, nie jest zwykłym człowiekiem...
Autorka planuje drugą część, zapewne po nią sięgnę. Ale nie spodziewam się, by pisała w sposób dojrzalszy. Nie zrozumcie mnie źle, książkę czyta się szybko i gładko. Jest humor, choć wydaje mi się, iż powieść napisana jest "na jedno kopyto" - bowiem główna bohaterka pomimo swej kleszczowej fobii, podobna jest do Wiktorii z trylogii "Ja, diablica"... Moim zdaniem to nieco ryzykowne. Przecież można się pokusić o stworzenie nietuzinkowej postaci, której jeszcze nie było?
Szczerze powiedziawszy domyślam się jak zakończy się druga część i komu przypadnie upragniony kwiat paproci (póki co, bezbłędnie przewidywałam przebieg wypadków chyba w każdej książce pani Miszczuk, którą do tej pory przeczytałam). Z niecierpliwością zatem będę czekać na kolejną część, by się przekonać o swej (nie)omylności. :)

A gdyby tak Polska nigdy nie przyjęła chrztu, słowiańscy bogowie istnieli naprawdę i chodzili sobie wśród śmiertelników? Co jeśli istoty z legend są prawdziwe i tylko czyhają, by nas dopaść? Co tam wampiry! Toć Polacy nie gęsi i też swoje upiory i demony mają :) Wystąpi tu cała ich plejada: wąpierze, strzygi, pomocne, aczkolwiek nieco upiorne ubożęta, będą też utopce,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wszystko czerwone" Joanny Chmielewskiej ująć by można jako zabawną opowiastkę. Czy jest to kryminał? Czy może raczej parodia kryminału lub komedia kryminalna?

Historia rozgrywa się w jednym z duńskich miast, gdzie bohaterami są Polacy, panujący zaś humor czysto czeski. Bieg nieszczęśliwych wypadków zaczyna się podczas rautu z okazji zamontowania nowej lampy w ogrodzie, gdzie jeden z biesiadników traci życie w niewyjaśnionych okolicznościach. Podejrzanych mnóstwo, śladów brak. Również duńska policja bezradnie rozkłada ręce.

Głównym (jeśli nie jedynym) punktem zaczepienia powieści jest humor, groteska i gra absurdu. Przyznam, że w niektórych momentach śmiałam się w głos (a zabawnych splotów wydarzeń było co najmniej kilka), jednak czasem było widać autorkę silącą się na dowcip. I pomimo iż trup ściele się gęsto (chociaż to też nie do końca prawda), cała sytuacja raczej nieszczególnie zakłóca życie postaci.

Książka przeładowana jest dialogami, w zasadzie mogłabym określić ją jako ciągły monolog, gdyż pomimo znacznej ilości bohaterów (całe szczęście, że na początku zostali oni wszyscy wyszczególnieni), to żaden z nich nie zapada w pamięć. Nawet sama Joanna, będąca narratorką. Cała historia jest "przegadana". Jedyną znakomicie nakreśloną postacią jest duński policjant, posługujący się biblijną polszczyzną - Muldgaard. Jest on naprawdę uroczy, a jego wyszukane słownictwo niejednokrotnie wprawia pozostałych bohaterów w osłupienie. Prawdziwy majstersztyk.

Przez niekończące się dialogi książka staje się nieco monotonna, choć pochłania się ją w oka mgnieniu. Doskonała do czytania w komunikacji miejskiej, niewymagająca od czytelnika skupienia i głębokich przemyśleń. Zatem dla kogo to obowiązkowa pozycja? Dla ceniących sobie dorobek pisarki, dla ciekawych duńskiego inspektora (dla niego naprawdę warto!) oraz tych, którzy uwielbiają absurdalny humor i pragną na chwilę oderwać się od rzeczywistości. To lektura dająca wytchnienie szarym komórkom, utrudzonym codziennością.

"Wszystko czerwone" Joanny Chmielewskiej ująć by można jako zabawną opowiastkę. Czy jest to kryminał? Czy może raczej parodia kryminału lub komedia kryminalna?

Historia rozgrywa się w jednym z duńskich miast, gdzie bohaterami są Polacy, panujący zaś humor czysto czeski. Bieg nieszczęśliwych wypadków zaczyna się podczas rautu z okazji zamontowania nowej lampy w ogrodzie,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio wpadła mi w ręce książka Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych. Z okładki możemy dowiedzieć się, że jest to kryminał. Rzeczywiście mamy morderstwa, kilka ofiar, a sprawca umyka wymiarowi sprawiedliwości. Są zbrodnie, ale jaki jest motyw?
Bohaterką jest starsza pani, wojująca o prawa zwierząt Janina Duszejko. Mieszka ona na odludziu, gdzieś na skraju Kotliny Kłodzkiej. Życie upływa tam raczej monotonnie, do czasu gdy ofiarą pada sąsiad Janiny. I tutaj rusza machina podejrzeń co do sprawcy. Może był to jedynie nieszczęśliwy wypadek? Duszejko ma własną teorię, że sprawcami są zwierzęta, mszczące się za swych współbraci. Z biegiem czasu, jak ofiar jest więcej, a policja wydaje się bezsilna, Janina rozgłasza swe przypuszczenia. Początkowo wszyscy mają ją za wariatkę, później jednak część przyznaje jej rację.
Powieść wydaje się lekka, łatwa i przyjemna. Jednakże nie jest jednoznaczna, podszyta jest płaszczykiem podwójnej moralności. Nasuwa się refleksja nad prawem, które odróżnia zabijanie dozwolone od zakazanego. Mamy tu do czynienia z kłusownikami (zakazane) oraz myśliwymi (dozwolone). Czy oni wszyscy nie przyczyniają się do śmierci zwierząt? A skoro można zabijać zwierzęta, to czemu nie zabijać ludzi? Ponadto można zastanawiać się nad moralnością głównej bohaterki. Po przejściu na emeryturę uczy dzieci angielskiego (języka kulturowego hegemona), wcześniej zaś pracowała jako inżynier w Syrii, przy budowie mostów. Można powiedzieć, że w pierwszym przypadku zadała gwałt kulturze, w drugim zaś naturze. Wreszcie gdy morderca wychodzi na jaw i umyka on wymiarowi sprawiedliwości, czytelnik ma prawo zastanawiać się po której jest stronie - ofiar, czy zbrodniarza.
Dzieło to bez wątpienia nakłania odbiorcę do zajęcia stanowiska, zmuszając tym samym do myślenia. Jestem pewna, że zakończenie wielu zaskoczy i choćby dlatego warto tę książkę przeczytać. Choć może się ona wydać nieco specyficzna, to pochłania się ją jednym tchem.

Ostatnio wpadła mi w ręce książka Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych. Z okładki możemy dowiedzieć się, że jest to kryminał. Rzeczywiście mamy morderstwa, kilka ofiar, a sprawca umyka wymiarowi sprawiedliwości. Są zbrodnie, ale jaki jest motyw?
Bohaterką jest starsza pani, wojująca o prawa zwierząt Janina Duszejko. Mieszka ona na odludziu, gdzieś na skraju...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja książki rozgrywa się w 1900 roku, w dniu Świętego Walentego. Grupa uczennic z renomowanej szkoły pani Appleyard, wyrusza na piknik pod Wiszącą Skałę. Miejsce pikniku jest na swój sposób „dziewicze”- pełne dzikiej przyrody. Jednak z drugiej strony jest też nawiedzane przez gości z miasta, którzy traktują piękne uroczysko jak miejsce do wypoczynku.
O godzinie dwunastej, zegarki wszystkich uczestników pikniku stanęły. Południe to czas przejścia. Słońce, zaczyna swoją wędrówkę, chyląc się ku zachodowi. Skała wzywa do porzucenia materialistycznej natury i przejścia na stronę duchową. Godzina dwunasta stała się punktem wyjścia dla dziwnych i niewyjaśnionych zdarzeń. O tej porze kilka uczennic „przeszło na drugą stronę”, poddało się naturze. Po zatrzymaniu zegarków, kilka dziewcząt wyrusza na spacer. Wszystkie wydarzenia, które od tej pory będą miały miejsce, przypominają bardziej sen, niż jawę. Dziewczęta znajdą się w dziwnym transie, ekstazie- czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Podczas swojej wędrówki, przekraczają kolejne, symboliczne granice. Przechodzą boso przez strumień, następnie zapadają w krótki sen. Dziewczęta wchodząc na wyższe partie skały, pozbywają się kolejnych elementów garderoby. To symboliczne zerwanie z cywilizacją.
Zniknięcie dziewcząt w okolicy wywołało wielkie poruszenie. Dziesiątki osób zaangażowało się w poszukiwania. Skała zyskała miano miejsca przeklętego. Po tygodniu poszukiwań, jedna z zaginionych dziewczynek odnajduje się. Jednakże wydarzenia przy skale pozostają dla wszystkich tajemnicą, gdyż dziewczyna nie pamięta co się stało. Mimo to, wydaje się być dojrzalsza. Koleżanki zdają się jej zazdrościć, traktują ją jak „wybraną”. Pomiędzy uczennicami nie udaje się nawiązać nici porozumienia.
Odbiorca zmuszony jest zwrócić uwagę na otaczający go świat, na przyrodę. Natura pełna jest tajemnic i człowiek winien ją szanować. To specyficzna, aczkolwiek mająca swój klimat, niemalże mistyczna lektura.

Akcja książki rozgrywa się w 1900 roku, w dniu Świętego Walentego. Grupa uczennic z renomowanej szkoły pani Appleyard, wyrusza na piknik pod Wiszącą Skałę. Miejsce pikniku jest na swój sposób „dziewicze”- pełne dzikiej przyrody. Jednak z drugiej strony jest też nawiedzane przez gości z miasta, którzy traktują piękne uroczysko jak miejsce do wypoczynku.
O godzinie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem czy kiedykolwiek słyszeliście o sędzim Di. Jeśli nie, to już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż był to znakomity detektyw, pełniący funkcję sędziego pokoju w chińskich okręgach. Czy istniał naprawdę? Zapewne. Wielokrotnie o nim słyszałam, choć nie miałam okazji spotkać go osobiście. Nasze istnienia dzielą długie wieki. Nazywał się Di Renjie i żył w VII wieku. Współcześnie jego losy spisał m.in Robert van Gulik - holenderski dyplomata i sinolog. O sędzim Di powstało 16 detektywistycznych powieści.
Sędzia Di bywa omylny, polega wyłącznie na dowodach i logice. Choć nie jest już młodzikiem, to jest sprawny fizycznie. Często działa incognito. Śmiało można przyrównać go do Sherlocka Holmesa czy Herculesa Poirot. Di nie działa w pojedynkę. Ma swoich zaufanych ludzi, są to: sierżant Hoong, Ma Joong i Chao Tai - dawniej leśni rozbójnicy, którzy zostali przybocznymi sędziego oraz Tao Gan - niegdyś wędrowny oszust.
Powieści van Gulika to swoisty wehikuł czasu, którego można użyć w dowolnej chwili bez opuszczania ulubionego fotela. Autor zadbał o najdrobniejsze szczegóły i choć opowiada o fikcyjnych chińskich okręgach, ma się wrażenie autentyczności. Można zostać towarzyszem sędziego Di, przemierzającego kramy, poczuć zapach egzotycznych przypraw, kroczyć ciemnymi zaułkami, "zobaczyć" przepych pałaców, ołtarzy oraz skromność chińskich zakonów.
Choć z początku zagadki mogą wydać się skomplikowane, trudno spamiętać wszystkich bohaterów, to dla ułatwienia, na początku każdej książki autor zamieszcza spis występujących postaci oraz mapki, gdzie toczy się akcja. Choć raz intryga może wydać się ciekawsza, innym razem nieco mniej, to każda książka wciąga bez reszty. Bez problemu można sięgnąć po którąkolwiek z części, by wciąż być na bieżąco z bohaterami. Przyznam, że nie miałam okazji przeczytać wszystkich 16 pozycji, ale z pewnością nadrobię zaległości. Polecam lekturę miłośnikom kryminałów, Azji, a także ludziom żądnych przygód i chcących przeżyć coś nowego.

Nie wiem czy kiedykolwiek słyszeliście o sędzim Di. Jeśli nie, to już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż był to znakomity detektyw, pełniący funkcję sędziego pokoju w chińskich okręgach. Czy istniał naprawdę? Zapewne. Wielokrotnie o nim słyszałam, choć nie miałam okazji spotkać go osobiście. Nasze istnienia dzielą długie wieki. Nazywał się Di Renjie i żył w VII wieku....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Umarł mi. Notatnik żałoby to najnowsza i jakże intymna książka Ingi Iwasiów - profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni i krytyka literackiego. Są to zapiski osoby zmagającej się ze śmiercią ojca, próbą oswojenia się z byciem półsierotą. Jak sama autorka pisze nie jest to autoterapia, jedynie potrzeba przelania wszystkiego na papier. Zadanie jest o tyle trudne, że trzeba nie lada odwagi, by zmierzyć się z tematem.
Iwasiów koncentruje się na "ja", swoim przeżywaniu tragedii i porządkowaniu rzeczywistości na nowo. Pomimo wsparcia rodziny i najbliższych, tak naprawdę skazana jest na doznawanie żałoby w samotności.
Na łamach książki opisuje swego ojca nie jako osobę idealną, ale taką jaką prawdopodobnie był. Zegarmistrz naprawiający czasomierze, dla którego czas dobiegł końca. Czy owe notatki z żałoby nie są właśnie zawieszeniem w czasie? Zastanowieniem się nad własnymi emocjami, chwilowym zapomnieniu o "niebycie" ojca oraz o śmierci?
Iwasiów nierozerwalnie związana jest ze Szczecinem, toteż zabiera czytelnika w podróż po znanych ulicach, oprowadza po prawobrzeżu, opowiada o zakładzie ojca w Podjuchach. Wszystko staje się więc bardziej realne i namacalne, bo szczecinianom te rejony nie są obce, sami funkcjonują w nich na co dzień. Zatem jak to możliwe, że nie zauważyli straty tak wspaniałego człowieka?
Nad każdą śmiercią trzeba przejść do porządku dziennego, nawet nad śmiercią ojca. Autorka konfrontuje wspomnienia z dzieciństwa, gdzie ojciec był dla niej idolem, z "najświeższymi" wspomnieniami. Śmiało można powiedzieć, że dla niej pozostał on wzorem do końca.
Choć lektura nie należy może do lekkich (niemniej miejscami pisarka zaskakuje humorem), to z pewnością jej przeczytanie nie należy do straconego czasu. Bo jakby mogło się wydawać, to czas jest jednym z głównych bohaterów tej książki.

Umarł mi. Notatnik żałoby to najnowsza i jakże intymna książka Ingi Iwasiów - profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni i krytyka literackiego. Są to zapiski osoby zmagającej się ze śmiercią ojca, próbą oswojenia się z byciem półsierotą. Jak sama autorka pisze nie jest to autoterapia, jedynie potrzeba przelania wszystkiego na papier. Zadanie jest o tyle...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to