-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać4
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Prowincjonalny policjant zostaje odnaleziony w aucie na dnie jeziorka. Okazuje się, że to menda, bydlę i psychol. Tak wielu ludziom zaszedł porządnie za skórę, że trzeba się zapisywać w kolejce do ukatrupienia go.
Powieść zaczyna się głupawo, bo w poszukiwaniu oryginalności autorka postanawia do roboty policyjnej na poważnie zaimplementować astrologię. Chyba wie, że to głupie, bo wije się i próbuje przekonać czytelnika, że ta astrologia to tak naprawdę żadna magia, tylko taka tam, domorosła psychologia, niemniej w pewnym momencie wrzuca te horoskopy na pełnych prawach do konstruowania profilu przestępcy i na rozsądnego do tej pory inspektora patrzymy jak na debila. Skądinąd do niczego to nie jest potrzebne, bo sama intryga, dość zawiła, jest dobrze, logicznie skomponowana i rzetelnie poprowadzona (oprócz samej końcówki, gdzie robi się głupawo, żenująco i bez sensu, jakbyśmy nagle zaczęli czytać brudnopis scenariusza serialu typu Klan). Nie wiem po co to, może chodziło o wzrost sprzedaży w segmencie starszych pań drugiej kategorii intelektualnej?
Postacie skonstruowane typowo dla kryminału. Tło społeczne również. Działania policji organizacyjnie perfekcyjne, co znów typowe dla procedurali, a niewiele mające wspólnego z rzeczywistością. Czeski humor w dawkach niemal homeopatycznych (ale wysokiej próby), to kryminał "na poważnie". Warsztat literacki sprawny, gładka narracja. Niemniej, mimo dość zgrabnego mylenia tropów, w miarę wcześnie udało mi się poprawnie wytypować "kto zabił".
Sumując, to typowy, nieźle skonstruowany kryminał, co prawda nie pozbawiony wad, ale mimo to wciągający zgrabnym piórem i przyzwoitą zagadką.
7/10
Prowincjonalny policjant zostaje odnaleziony w aucie na dnie jeziorka. Okazuje się, że to menda, bydlę i psychol. Tak wielu ludziom zaszedł porządnie za skórę, że trzeba się zapisywać w kolejce do ukatrupienia go.
Powieść zaczyna się głupawo, bo w poszukiwaniu oryginalności autorka postanawia do roboty policyjnej na poważnie zaimplementować astrologię. Chyba wie, że to...
Zasadniczo nie bardzo jest o czym pisać. Dostajemy niemal dokładnie to samo co w poprzednich tomach. Są cwani staruszkowie, jest milusio, zbrodnie są pastelowe. Ładne to wszystko i przyjemne, warsztatowo rzetelna robota. Różnica jest taka, że w pierwszym tomie materiał był dużo bardziej serio, oprócz tej całej przyjemnej otoczki dostaliśmy rzetelny, przekonujący kryminał. Tutaj wszystko jest tak urocze, intryga tak niewiarygodnie sympatyczna, złoczyńcy tak nieporadni i do przytulenia, że cukier zaczyna nam wychodzić przez pory skóry. Autor tak często i tak mocno mruży oczy, że chyba już nic nie widzi. Dla fanów.
Wysłuchałem w interpretacji Filipa Kosiora.
6/10
Zasadniczo nie bardzo jest o czym pisać. Dostajemy niemal dokładnie to samo co w poprzednich tomach. Są cwani staruszkowie, jest milusio, zbrodnie są pastelowe. Ładne to wszystko i przyjemne, warsztatowo rzetelna robota. Różnica jest taka, że w pierwszym tomie materiał był dużo bardziej serio, oprócz tej całej przyjemnej otoczki dostaliśmy rzetelny, przekonujący kryminał....
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest tu jakiś pomysł, nienadzwyczajny z dzisiejszej perspektywy, napisane też raczej staroświecko, o świecie, który stricte nie istnieje (choć w kwestii mentalności pewnie nie do końca). Bohater w typie kafkowskim też nie robi nadmiernego wrażenia, oczywisty wydźwięk antymieszczański czy może bardziej antyspołeczny (ale nie w sensie aspołeczność, a obrony własnego indywidualizmu), nie jest dziś niczym nowym. Warsztat bez zarzutu, konstrukcja utworu precyzyjnie dopracowana.
Drugie podejście do Topora i wystarczy. Nie to, że to jakieś bardzo złe jest, tylko nie ten czas. Nie ten czas dla Topora i nie ten czas dla mnie. Za długo czekałem, powinienem przeczytać to najpóźniej trzydzieści lat temu. Dziś po prostu nie przepadam za tymi dawnymi technikami pisania (poza Conradem).
Obiektywnie - dobrze skonstruowany, przemyślany utwór z myślą, subiektywnie - nudna ramota, która niczego nowego mi nie przyniosła.
6/10
Jest tu jakiś pomysł, nienadzwyczajny z dzisiejszej perspektywy, napisane też raczej staroświecko, o świecie, który stricte nie istnieje (choć w kwestii mentalności pewnie nie do końca). Bohater w typie kafkowskim też nie robi nadmiernego wrażenia, oczywisty wydźwięk antymieszczański czy może bardziej antyspołeczny (ale nie w sensie aspołeczność, a obrony własnego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rzecz, jak tytuł wskazuje, opowiada o rejsie SMS Wolf, niemieckiego korsarza wysłanego z misją zaminowania dalekowschodnich portów ententy oraz dezorganizacji żeglugi. Jest to pozycja mniej monograficzno-naukowa a bardziej opowiastkowo-obyczajowa. Autorzy lubią bogato rozwijać dygresyjne tematy bardzo skromnie związane z samym rejsem korsarza. Oprócz informacji dotyczących działań wojennych poznamy biografie i dramatyczne historie wielu postaci którym zdarzyło się popaść w jeństwo przy okazji przejmowania przez Wolfe'a kolejnych statków, a które wydarzyły się wiele lat przed opisywanymi wydarzeniami. Dużo też dowiemy się o społeczeństwie ówczesnej Australii, o nastrojach, obyczajowości, a także o polityce, standardach, powiązaniach z biznesem, itp.
Sumując, książka nie do końca mówi o tym czego się spodziewałam. To pozycja opowiadająca o świecie, społeczeństwie, obyczajowości doby I wojny światowej. Co prawda historia Wolfa jest centralna, ale obudowana jest dodatkowymi treściami jak ogryzek miąższem. W efekcie, przez sporą część lektury mocno się nudziłem.
Pozycja uzupełniona jest dość skromną garścią zdjęć oraz obszernie rozmaitymi dodatkami - bibliografią, listami marynarzy i jeńców, itp.
6/10
Rzecz, jak tytuł wskazuje, opowiada o rejsie SMS Wolf, niemieckiego korsarza wysłanego z misją zaminowania dalekowschodnich portów ententy oraz dezorganizacji żeglugi. Jest to pozycja mniej monograficzno-naukowa a bardziej opowiastkowo-obyczajowa. Autorzy lubią bogato rozwijać dygresyjne tematy bardzo skromnie związane z samym rejsem korsarza. Oprócz informacji dotyczących...
więcej mniej Pokaż mimo to
Oddziały IRA, w dzień św. Patryka, zajmują katedrę św. Patryka w Nowym Jorku. Wysuwają żądania, grożą wymordowaniem zakładników i wysadzeniem katedry. Władze mają 24 godziny na takie czy inne rozwiązanie problemu. Każda kolejna godzina ujawnia kolejne niespodzianki, a czytelnik jest uświadamiany, że świat nie jest czarno-biały.
Początkowe dwadzieścia procent tekstu jest jakieś takie niezgrabne, kiepsko napisane, jakby przez kogo innego. Miałem duże problemy z immersją, ale potem zassało i dowiozło do końca, nie wiem, może się przyzwyczaiłem do sposobu pisania. Ogólnie rzecz biorąc, od strony warsztatu - konstrukcja utworu, postacie, narracja, itp. - rzecz jest ogarnięta zgrabnie, stosownie do sensacyjnego thrillera.
Oprócz ściśle akcyjno-rozrywkowego charakteru, znajdziemy w "Katedrze" sugestię by nie wydawać łatwych, jednoznacznych i autorytarnych ocen. Nie zawsze ten "zły" jest naprawdę tym złym, czasem po prostu jest przyparty do muru i nie ma innego wyjścia. I oczywiście na odwrót. Autor obnaża też słabość (w kontekście rzeczywistego interesu społecznego), cynizm i hipokryzję organizacji typu państwo, służby specjalne czy instytucjonalny kościół. Również mechanizmy dzisiejszego systemu demokratycznego nie są idealne, na najwyższe stanowiska wynoszą ludzi małostkowych, interesownych i zwyczajnie nikczemnych.
Podsumowując, nic szczególnie wyjątkowego, niemniej rzetelnie napisana, niegłupia powieść sensacyjna.
7/10
Oddziały IRA, w dzień św. Patryka, zajmują katedrę św. Patryka w Nowym Jorku. Wysuwają żądania, grożą wymordowaniem zakładników i wysadzeniem katedry. Władze mają 24 godziny na takie czy inne rozwiązanie problemu. Każda kolejna godzina ujawnia kolejne niespodzianki, a czytelnik jest uświadamiany, że świat nie jest czarno-biały.
Początkowe dwadzieścia procent tekstu jest...
Autor pozbierał parę znanych klisz i ulepił z nich parówkę. Początek zerżnięty jest z Deadwood, potem mamy pożyczkę z grzędowiczowego Pana Lodowego Ogrodu, trochę z Wiedźmina i na koniec zombie. Wszystko to w pseudofeudalnych ramach Dzikiego Zachodu więc i Abercrombiego można tu znaleźć. Zresztą, sporo innych wzorów dałoby się pewnie odnaleźć, bo oryginalności w Królowej głodu nie znajdziemy za grosz.
Wszystko to w tonie dość naiwnym i infantylnym z dodatkiem patetycznej sztuczności. Fabuła prosta, głupawa, momentami zgrzytająca problemami logicznymi. Postacie niezgrabne, mało przekonujące. Całość sprawia wrażenie pozbawionego harmonii, topornego zlepku cudzych pomysłów.
Ugnieciony na kolanie, całkowicie wtórny fastfood.
Wysłuchałem w interpretacji Filipa Kosiora, który jakoś chyba zaliczył słabszy występ. Być może był znużony papką, którą musi czytać, a być może oznacza to moje uprzedzenie i złą wolę.
2/10
Autor pozbierał parę znanych klisz i ulepił z nich parówkę. Początek zerżnięty jest z Deadwood, potem mamy pożyczkę z grzędowiczowego Pana Lodowego Ogrodu, trochę z Wiedźmina i na koniec zombie. Wszystko to w pseudofeudalnych ramach Dzikiego Zachodu więc i Abercrombiego można tu znaleźć. Zresztą, sporo innych wzorów dałoby się pewnie odnaleźć, bo oryginalności w Królowej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nowela, humoreska. Satyra na radziecką rzeczywistość ze szczególnym uwzględnieniem absurdów biurokracji i organizacji. Myślałem, że to prosta historyjka będzie i popełniłem błąd słuchając audiobooka w aucie, gdzie niestety, nie do końca można skupić uwagę na lekturze. Przez to nie ogarnąłem rzeczy jak należy, ponieważ stopień groteskowego pokręcenia jest w tym, skromnym rozmiarami, dziełku niebywały.
Wysłuchałem w bardzo dobrej interpretacji Krzysztofa Baranowskiego.
8/10
Nowela, humoreska. Satyra na radziecką rzeczywistość ze szczególnym uwzględnieniem absurdów biurokracji i organizacji. Myślałem, że to prosta historyjka będzie i popełniłem błąd słuchając audiobooka w aucie, gdzie niestety, nie do końca można skupić uwagę na lekturze. Przez to nie ogarnąłem rzeczy jak należy, ponieważ stopień groteskowego pokręcenia jest w tym, skromnym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytałem numer już jakiś czas temu, ale nie było czasu żeby coś napisać, notatki skąpe, więc siłą rzeczy będzie raczej ogólnie, bo nie będę się przebijał jeszcze raz.
Delfi - Piotr Jedliński
Wiem tyle, że o AI, pobieżne kartkowanie niczego mi nie przypomina, nie mam pojęcia o czym było i co autor chciał przekazać. W notatkach tylko ocena 5/10, znaczy przeciętniak.
Zapach Snu - Katarzyna Kraińska
Tu przynajmniej pamiętam o czym było, no ale nic wybitnego. Historia bardzo prosta, mało ciekawa, autorka próbuje nadganiać jakimś klimatem, trochę się to udaje. Warsztat nie powala, ale jest w porządku. Mały plusik.
6/10
Ostatnie dni starej nocy - Michael Swanwick
Baśnio-legenda, gdzie ni ma nijakiej logiki i nic się kupy nie trzyma, na dodatek nudne niemiłosiernie. Śmieć, z nudów wydłubany z pępka.
1/10
Vici - Naomi Novik
Klasyczne smoki Novik, czyli blada popierdółka. Tym razem w starożytnym Rzymie. Plusik za żart z Markiem Antoniuszem.
6/10
Elegia dla Gabrielle, patronki uzdrowicieli, dziewek nierządnych i szlachetnych złodziei - Kelly Barnhill
Znowu bajka, ale historia jakby ciekawsza i tło delikatnie też. Niemniej zawsze rozczarowujące jest czynienie modus operandi z mechanizmu deus ex machina, nieważne jak pięknie byłoby to napisane.
4/10
Publicystyka:
Marek Starosta opowiada o alaskańskim miasteczku, które w całości mieści się w jednym budynku, przy okazji rozważa rozmaite za i przeciw w kontekście przyszłego rozwoju społeczeństw, a Witold Vargas o błędnych ognikach i ich kulturowym umiejscowieniu. Wywiad z Karoliną Żebrowską ominąłem, bo wywiad i o strojach, ale dla zainteresowanych tematem to może być ciekawa rzecz. Wywiad z reżyserką horrorów. :lol: Chyba bym umarł gdybym przeczytał. Pozostając w temacie filmowym dostajemy sprawozdanie ze Splat!FilmFest 2021. Później kilka słów o Ann Rice, matce wampirów, a dla ciekawych dłubania w odpadkach, analiza psychologiczna Geralta. Potem znów wywiad w temacie Wiedźmina. Kosik zastanawia się nad tym czy błędy w systemach nie bywają jednak celowym działaniem. Marcin Podlewski duma o indywidualnym postrzeganiu czasu. Na koniec Orbitowski opowiada o swoim nieracjonalnym uwielbieniu dla Johna Carpentera.
Recenzje:
W sumie ok, choć Zwierzchowski zachwyca się Królową Głodu Chmielarza, produktem parówkopodobnym.
Komiks:
Lil i Put niestety ciągle na pokładzie. Marny dowcip 3/10, estetycznie może nie tak znowu brzydko, (albo dopada mnie syndrom sztokholmski). 4/10
Z pewnością niejeden znajdzie tu wiele ciekawego, jednak dla mnie to w zasadzie całkowicie zmarnowany czas.
4/10
Czytałem numer już jakiś czas temu, ale nie było czasu żeby coś napisać, notatki skąpe, więc siłą rzeczy będzie raczej ogólnie, bo nie będę się przebijał jeszcze raz.
Delfi - Piotr Jedliński
Wiem tyle, że o AI, pobieżne kartkowanie niczego mi nie przypomina, nie mam pojęcia o czym było i co autor chciał przekazać. W notatkach tylko ocena 5/10, znaczy przeciętniak.
Zapach...
Ze trzydzieści lat temu przeczytałem wszystkie trzy tomy. Nie przypominam sobie zachwytów, ale ogólnie wrażenie pozostało pozytywne. Przypadkiem wpadłem na Morrellla na Storytelu i niewiele myśląc wrzuciłem na gramofon w aucie, że niby taka sensacyjka będzie dobra do auta. No i porzuciłem w 1/4, nie że to jakieś bardzo złe było, ale jakieś staroświeckie, zamszone, naiwne czasem do granic żenady.
To literatura stricte rozrywkowa, która już nie bawi.
3/10
Ze trzydzieści lat temu przeczytałem wszystkie trzy tomy. Nie przypominam sobie zachwytów, ale ogólnie wrażenie pozostało pozytywne. Przypadkiem wpadłem na Morrellla na Storytelu i niewiele myśląc wrzuciłem na gramofon w aucie, że niby taka sensacyjka będzie dobra do auta. No i porzuciłem w 1/4, nie że to jakieś bardzo złe było, ale jakieś staroświeckie, zamszone, naiwne...
więcej mniej Pokaż mimo to
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych ukazujących ów twór z rozmaitych perspektyw. Pewnie autor pisząc cykl implementował w nim najnowszą ówczesną wiedzę historyczną, a może trochę po sienkiewiczowsku chciał pokrzepić serca, ale w kilku aspektach się myli. Np. ukazuje w "Rozdrożach" wczesne przyczyny tzw. reakcji pogańskiej upatrując ich w bezkompromisowej zasadniczości kleru i niespecjalnie wiążąc zjawisko z opresyjną fiskalizacją i zaburzeniem struktur społecznych. Bolesław zaś przedstawiony jest jako twardy, ale litościwy i dbający, "ojciec narodu", nie zaś jako boss prywatnej inicjatywy, która na sposób mafijny, brutalną siłą i bezwzględnością, podporządkowała sobie okoliczne terytoria i dbała o ludność jedynie w aspekcie możliwości dostarczania jak największego haraczu albo jako towar na sprzedaż. Niemniej wizja Gołubiewa jest w jakiś sposób spójna i czytelnik świadomy przekłamań może spokojnie cieszyć się wartością literacką i filozoficznymi ideami.
Odsłuchane w świetnej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
8/10
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych...
więcej mniej Pokaż mimo to
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych ukazujących ów twór z rozmaitych perspektyw. Pewnie autor pisząc cykl implementował w nim najnowszą ówczesną wiedzę historyczną, a może trochę po sienkiewiczowsku chciał pokrzepić serca, ale w kilku aspektach się myli. Np. ukazuje w "Rozdrożach" wczesne przyczyny tzw. reakcji pogańskiej upatrując ich w bezkompromisowej zasadniczości kleru i niespecjalnie wiążąc zjawisko z opresyjną fiskalizacją i zaburzeniem struktur społecznych. Bolesław zaś przedstawiony jest jako twardy, ale litościwy i dbający, "ojciec narodu", nie zaś jako boss prywatnej inicjatywy, która na sposób mafijny, brutalną siłą i bezwzględnością, podporządkowała sobie okoliczne terytoria i dbała o ludność jedynie w aspekcie możliwości dostarczania jak największego haraczu albo jako towar na sprzedaż. Niemniej wizja Gołubiewa jest w jakiś sposób spójna i czytelnik świadomy przekłamań może spokojnie cieszyć się wartością literacką i filozoficznymi ideami.
Odsłuchane w świetnej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
8/10
W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wzięty z rozpędu. Mimo, że początkowo trochę się skarciłem, no bo ciągle to samo? Came on. Ale po kilku stronach wsiąkłem i dowiozłem do końca bez cienia znużenia. Rzecz bardzo podobna do pierwszego tomu cyklu w zakresie warsztatu - świetne postacie (plus rozwój relacji), lekka narracja, doskonały wątek romansowy, niezłe tło społeczne. Dodatkowo "Jedwabnik" to meta-zabawa literaturą. Głównym motywem fabularnym jest książka robiąca zamieszanie w środowisku literackim, podobnie jak książka JKR (wszystko dzieje się w światku pisarsko-wydawniczym, które JKR prezentuje jako stado małostkowych, nieustannie gryzących się po kostkach, rozwrzeszczanych, rozpapranych, z ego rozdętym do gargantuicznych rozmiarów, kundelków), każdy rozdział opatrzony jest mottem - cytatem z literatury - będącym esencjonalną parafrazą rozdziału, możemy doszukiwać się rozmaitych paraleli z rzeczywistością.
W kontekście zagadki kryminalnej powieść sprawia wrażenie odrobinę naciąganej, ale jak dla mnie autorka zrobiła to świadomie, bo w kontekście "literackim" wszystko gra i buczy. Oczywiście zależności przyczynowo-skutkowe są zachowane, ale w prawdziwym życiu niektóre reakcje, wybory i decyzje byłyby pewnie inne. Ale w sumie, może nie.
W tomie można zauważyć pewien, może nie drastyczny, ale zauważalny wzrost zbrutalizowania, głównie aspektu estetycznego. Taki lekki zwrot turpistyczny.
Pozycja równie dobra co poprzednia, może nawet odrobinę lepsza dzięki tej meta-zabawie.
9/10
Wzięty z rozpędu. Mimo, że początkowo trochę się skarciłem, no bo ciągle to samo? Came on. Ale po kilku stronach wsiąkłem i dowiozłem do końca bez cienia znużenia. Rzecz bardzo podobna do pierwszego tomu cyklu w zakresie warsztatu - świetne postacie (plus rozwój relacji), lekka narracja, doskonały wątek romansowy, niezłe tło społeczne. Dodatkowo "Jedwabnik" to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niby w reklamie rzecz o pognębieniu Templariuszy przez Filipa Pięknego, a tak naprawdę to w sumie poboczny wątek, zajmujący niewiele czasu antenowego, mający niewiele sensu i niewiele wnoszący do fabuły. Najobszerniej autor zajmuje się wątkami romansowymi i to w sposób krańcowo pensjonarski. Trochę też mamy realiów epoki i dylematów wewnętrznych postaci. Niestety brzmi to koszmarnie niewiarygodnie. Postacie to nie prawdziwi ludzie, ale szmaciane kukiełki, wszystkie są jednakowo afektowane, wszystkie wygłaszają teatralne, koturnowe teksty miast rozmawiać. Skonstruowane są na uproszczonych schematach z nastoletnim pojmowaniem psychologii, myślisz, jak taki prymitywny przygłup mógł być głową jednej z najpotężniejszych organizacji ówczesnego świata? W ogóle cała książka jest silnie młodzieżowa, z uproszczonym pojęciem mechanizmów działania świata, naiwną fabułą w której brak niuansów, wszystko jest jednowymiarowe, a zasadzki i tajne plany zatrzaskują się w sposób typowy dla dziecięcych kreskówek. Najbardziej interesujące wydarzenia autor często załatwia kilkoma zdaniami oznajmiającymi, a skupia się obszernie na trywialnych scenkach typu jeleń na rykowisku. Najciekawsze w tym wszystkim były przypisy. Serio.
Nie mam pojęcia skąd zachwyty u tylu czytelników. Jeszcze te kilkadziesiąt lat temu jakoś to może brzmiało, z braku wyboru i porównania..., niemniej równocześnie słucham cyklu Gołubiewa o Chrobrym i choć starszy, jakością deklasuje "Królów przeklętych" Druona na każdym polu - literacko, koncepcyjnie, warsztatowo.
Uzbierałem i chciałem przeczytać cały cykl, ale po "Królu z żelaza" porzucam ten pomysł i wszystko leci na sprzedaż. Szkoda półek na fatalnie zastarzałą miernotę.
Nie chce mi się o tym więcej pisać. Pozycja może sprawdzi się jedynie jako prosta przygodówka dla średnich nastolatków, ale nie polecałbym.
3/10
Niby w reklamie rzecz o pognębieniu Templariuszy przez Filipa Pięknego, a tak naprawdę to w sumie poboczny wątek, zajmujący niewiele czasu antenowego, mający niewiele sensu i niewiele wnoszący do fabuły. Najobszerniej autor zajmuje się wątkami romansowymi i to w sposób krańcowo pensjonarski. Trochę też mamy realiów epoki i dylematów wewnętrznych postaci. Niestety brzmi to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Historyjka w tonie post-apo. Prościutka, a mimo to niedopracowana, niezgrabna z kiksami logicznymi, niewiarygodną psychologią, z rozmytym finałem, tanim, bladawym przesłaniem. Nienowa koncepcyjnie, powtarza oklepane motywy bez jakiejś wartości dodanej. Narracja prymitywna, oczywista, bez niuansów i światłocieni. Graficznie rzecz uproszczona w zasadzie do poziomu schematu, bez jakiegokolwiek tła, bez szczegółów, bez przeszkadzajek. Być może to przemyślana koncepcja, ale nie wygląda, a jeśli nawet, do efekt jest słaby. Dla mnie, to rzecz po prostu brzydka i niedopracowana. Ten komiks to w zasadzie brudnopis, niedopracowany konspekt pomysłu i grafiki. To jest materiał, który wymaga mnóstwo pracy.
Czyta się to błyskawicznie. Raz, fabularnie to prymityw, dwa, wizualnie kompletnie nie ma czego oglądać, a trzy, komiks wydrukowany jest na grubym papierze toaletowym, który sugeruje obszerny tom a to raptem sto parę stron.
Miernota. Wydrukowany przez przypadek konspekt słabego pomysłu. Zadziwiają mnie powszechne zachwyty tym... czymś.
3/10
Historyjka w tonie post-apo. Prościutka, a mimo to niedopracowana, niezgrabna z kiksami logicznymi, niewiarygodną psychologią, z rozmytym finałem, tanim, bladawym przesłaniem. Nienowa koncepcyjnie, powtarza oklepane motywy bez jakiejś wartości dodanej. Narracja prymitywna, oczywista, bez niuansów i światłocieni. Graficznie rzecz uproszczona w zasadzie do poziomu schematu,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Harrego Pottera przeczytałem ze dwa tomy, nie wiem czy do końca, dziecku do poduszki. Jako dorosły nie widziałem sensu, ani nie czułem potrzeby dłubać w tym dalej. Gdy się okazało, że pani pisze też kryminały pod pseudonimem, machnąłem ręką, co mnie to obchodzi. No i nadszedł moment, gdy przypadkiem "Wołanie kukułki" wpadło mi w ręce. Do tego czasu, zdążyło do mnie dotrzeć trochę pozytywnych opinii na temat pisania p. Galbraith. Na tyle pozytywnych i na tyle "trochę", że osiągnęły masę krytyczną dzięki której przyczepiłem etykietkę 'to może być nie najgorsze".
No i przeczytałem. Rzecz się okazała niesamowicie wciągająca (nie pamiętam kiedy kryminał tak by mnie zassał) i zgrabnie napisana, tak literacko jak i konstrukcyjnie. "Wołanie kukułki" z jednej strony sprawia wrażenie świeże i nowoczesne, ale jak się dobrze przyjrzeć jest tu także kryminał noir czy Agatha Christie. Postacie dobrze skonstruowane, z głównymi bohaterami spoko się zaprzyjaźniamy, zagadka zgrabna (choć pewien, dość istotny, jej aspekt mnie nie przekonuje, mam za przekombinowany). Czego chcieć więcej?
Są tu też wątki romansowe, ale tak naturalnie i elegancko podane, że księguje je po stronie zalet, a nie, jak zazwyczaj, obciążeń.
Tom jest obciążony pewną cechą rozwijających się procedurali, i czy to dobrze czy źle, to zależy jak komu leży. Mianowicie "Wołanie kukułki" jest swego rodzaju ekspozycją głównych bohaterów, sporo przestrzeni zajmuje ich historia i charakterystyka, z czego będzie można korzystać w kolejnych tomach. Oczywiście jest to zręcznie wkomponowane w narrację, niczego nie zaburza, wręcz przeciwnie.
Dawno nie czytałem tak zawodowo i gładko napisanego kryminału. W kategorii literatury gatunkowej - 9/10.
Harrego Pottera przeczytałem ze dwa tomy, nie wiem czy do końca, dziecku do poduszki. Jako dorosły nie widziałem sensu, ani nie czułem potrzeby dłubać w tym dalej. Gdy się okazało, że pani pisze też kryminały pod pseudonimem, machnąłem ręką, co mnie to obchodzi. No i nadszedł moment, gdy przypadkiem "Wołanie kukułki" wpadło mi w ręce. Do tego czasu, zdążyło do mnie dotrzeć...
więcej mniej Pokaż mimo to
Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie równie pierwszoplanowych. No i oczywiście mają przygody, klasyczne, ale też powykręcane, fantastyczne (fizyka świata przedstawionego różni się od naszej).
Rzecz obszerna - razem oba tomy to ponad pięćset stron - ale nie nudzi, czyta się z przyjemnością. Przygody wciągają, mnóstwo ciekawych pomysłów, sporo drobnych smaczków i fajnego humoru. Lekka, acz z rozmachem, prześmiewcza konwencja przygodowa. Przy tym czytelnik od czasu do czasu nakłaniany jest do jakiejś głębszej myśli, ale nie jest to główny sens tych albumów.
Wizualnie rzecz jest dopracowana. Rysunki dość szczegółowe, sporo się na ich dzieje, wykonane bez zarzutu, kolorystycznie bardzo przyjemne. Jest tu klimat, nastrój. Estetycznie wszystko tu do siebie bardzo ładnie pasuje.
Można to znaleźć Dumasa, Verne'a czy piratów z karaibów i pewnie coś jeszcze.
Bardzo przyjemnie spędzone kilka godzin.
8/10
Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie równie pierwszoplanowych. No i oczywiście mają przygody, klasyczne, ale też powykręcane, fantastyczne (fizyka świata przedstawionego różni się od naszej).
Rzecz obszerna - razem oba tomy to ponad pięćset stron - ale nie nudzi, czyta się z przyjemnością. Przygody wciągają, mnóstwo ciekawych pomysłów, sporo drobnych smaczków i fajnego humoru. Lekka, acz z rozmachem, prześmiewcza konwencja przygodowa. Przy tym czytelnik od czasu do czasu nakłaniany jest do jakiejś głębszej myśli, ale nie jest to główny sens tych albumów.
Wizualnie rzecz jest dopracowana. Rysunki dość szczegółowe, sporo się na ich dzieje, wykonane bez zarzutu, kolorystycznie bardzo przyjemne. Jest tu klimat, nastrój. Estetycznie wszystko tu do siebie bardzo ładnie pasuje.
Można to znaleźć Dumasa, Verne'a czy piratów z karaibów i pewnie coś jeszcze.
Bardzo przyjemnie spędzone kilka godzin.
8/10
Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Opowieść ma miejsce w końcówce wieku XI, głównie w czasie krucjaty ludowej i pierwszej regularnej. Bohater, wędrując w poszukiwaniu magicznego źródła wody życia, przedstawia nam widziany dookoła świat. Podczas tych podróży, zdobywa i traci przyjaciół (ale też i wrogów) z którymi prowadzi nieustanne dysputy filozoficzne, etyczne, religijne, itp. Przygód mamy tu bez liku, wygląda to niemal jak film sensacyjny, jednak równie wiele miejsca autor poświęca rozmaitym rozważaniom, polemikom.
Powieść ma wydźwięk antywojenny i obnażający prymitywizm wszelkich religii. Wzniosłe idee są dla prostaczków, wykorzystywanych przez tych sprytniejszych do zdobywania władzy i pieniędzy. "Wzniosła" idea przyświecająca pielgrzymom "religii miłości" czyli chrześcijaństwu, skutkowała tysiącami trupów, ale nie tylko wrogów wyznających inną religię, co do biedy byłoby może jakoś i zrozumiałe (o ile mordowanie kogoś w imię miłości może być w jakikolwiek sposób zrozumiałe). Krucjata wędrując przez Europę dokonywała rzezi, pogromów, napadów, rabunków. Chrześcijańscy władcy terenów przez które przechodziła musieli w swojej obronie staczać regularne bitwy albo okupywać się haraczami. Przywódcy krucjaty, tak religijni jak i świeccy, to było stado pysznych, egoistycznych, zachłannych bydląt. W sumie ten obraz do dziś się raczej nie zmienił.
Powieść może tego i owego znużyć swą obszernością. Niemniej język jakim posługuje się autor jest bardzo przyjemny. Elegancki styl, pełna, nieśpieszna narracja, bardzo fajny ironiczny humor (którego jest naprawdę całkiem sporo, ale w żaden sposób nie zmienia to powieści kabaret czy inną humoreskę), porządnie skonstruowane postaci (a jest tego towarzystwa co nie miara). Warsztatowo, panu Białemu nie można raczej niczego zarzucić. Podobnie jeśli idzie o wiedzę historyczną - mamy tu rzetelnie przedstawiony, przebogaty fresk prezentujący ówczesny świat.
"Źródło Mamerkusa" to pochylające się nad ludzką kondycją, inteligentne, zdystansowane pisanie, które raczej skłania czytelnika do samodzielnego precyzowania myśli niż kładzie kawę na ławę. To w sumie taki wolterowski Kandyd, tyle że sporo obszerniejszy. Czytałem z dużą przyjemnością.
9/10
Opowieść ma miejsce w końcówce wieku XI, głównie w czasie krucjaty ludowej i pierwszej regularnej. Bohater, wędrując w poszukiwaniu magicznego źródła wody życia, przedstawia nam widziany dookoła świat. Podczas tych podróży, zdobywa i traci przyjaciół (ale też i wrogów) z którymi prowadzi nieustanne dysputy filozoficzne, etyczne, religijne, itp. Przygód mamy tu bez liku,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Manifest artystyczny Dehnela. Odcięcie się od spauperyzowanego pod względem intelektu, wrażliwości na sztukę i piękno, na drugiego człowieka, społeczeństwa. Społeczeństwa, które schematyzuje wszystko co się da, nawet postrzeganie rzeczy tak jednostkowo indywidualnych jak sztuka. Prawdziwie są w stanie przeżywać sztukę jedynie jednostki niestandardowe, które nie kokonią się w garniturze norm społecznych i przez to mają ów nerw wrażliwości na wierzchu. Bardzo często społeczeństwo postrzega ich jako wariatów (i zamyka) lub martwych samobójczo artystów, których emocjonalność nie przetrwała kontaktu z rzeczywistością.
Dehnel skupia się na sztuce, ale mówi o życiu, o trudzie indywidualizmu, który wymaga ciągłego parcia pod prąd, buntu często postrzeganego przez ogół jako bezsensowny, o trudzie indywidualizmu wbrew wszystkiemu i wszystkim. A ten indywidualizm to jedyna prawda, dostosowanie się to utrata samego siebie, życie fałszem. Im bardziej jesteśmy normalni, tym mniej jesteśmy sobą.
Dehnel Gombrowiczem XXI wieku?
Wysłuchałem w niejednoznacznej interpretacji Mateusza Jakubca. Z jednej strony to lektor jakiś taki szeleszczący, monotonny, karłowaty, bez dynamiki brzmienia. Z miejsca go wewnętrznie odrzuciłem, jednak z postępem lektury okazało się, że to przyduszenie, te niby wady czynią go perfekcyjnie dopasowanym do odtwarzania roli Krivoklata.
Dzieło wybitne pod każdym względem. Języka, narracji, struktury, myśli. Takich rzeczy szukam.
10/10
Manifest artystyczny Dehnela. Odcięcie się od spauperyzowanego pod względem intelektu, wrażliwości na sztukę i piękno, na drugiego człowieka, społeczeństwa. Społeczeństwa, które schematyzuje wszystko co się da, nawet postrzeganie rzeczy tak jednostkowo indywidualnych jak sztuka. Prawdziwie są w stanie przeżywać sztukę jedynie jednostki niestandardowe, które nie kokonią się...
więcej Pokaż mimo to