-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2024-05-27
2024-05-25
Ważny i potrzebny reportaż, który pokazuje, jak wyglądała sytuacja osób z HIV/AIDS w latach 80. i 90. w Polsce, a także to, jakim okrutnym społeczeństwem jesteśmy. Wiele osób zarzuca autorowi zbyt emocjonalne podejście do tematu, ale mnie to akurat w ogóle w tym przypadku nie przeszkadzało - zresztą, jak mogłoby być inaczej, jeśli pisze o sprawach, które w dużej mierze bezpośrednio go dotyczą? Doceniam liczne źródła i materiały, do których dotarł przy pracy nad tą książką. Znalezienie tego wszystkiego w jednym miejscu dla mnie, jako osoby, która chciała dowiedzieć się więcej i dokształcić, było bardzo cenne, biorąc pod uwagę, że można ten reportaż potraktować jako punkt wyjścia do dalszego zgłębiania tematu.
Lata mijają, a mam wrażenie, że bardzo niewiele się zmienia. Żurawiecki odmalowuje bardzo przygnębiający obraz społeczeństwa, w którym większość osób to pozbawieni empatii, okrutni ludzie, w których strach przed nieznanym zwycięża ze zdrowym rozsądkiem. Smutne, ale prawdziwe, niestety w dalszym ciągu.
Ważny i potrzebny reportaż, który pokazuje, jak wyglądała sytuacja osób z HIV/AIDS w latach 80. i 90. w Polsce, a także to, jakim okrutnym społeczeństwem jesteśmy. Wiele osób zarzuca autorowi zbyt emocjonalne podejście do tematu, ale mnie to akurat w ogóle w tym przypadku nie przeszkadzało - zresztą, jak mogłoby być inaczej, jeśli pisze o sprawach, które w dużej mierze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-23
Ech. Liczyłam na więcej. Pierwszy tom był dla mnie przyjemną niespodzianką, tutaj dostaliśmy niestety odgrzewanego kotleta. Zupełnie nie zaangażowałam się w tę historię, nie poczułam żadnej chemii między bohaterami, mimo że zwykle znajduję sobie na drugim planie jakąś postać, która przykuwa moją uwagę - tutaj obsadzie z tła poświęcono tak mało miejsca, że w pewnym momencie przestałam ich nawet odróżniać. Zadziwiające, biorąc pod uwagę to, jak gruba jest ta książka. Może przez to zrobiła się bardzo powtarzalna i, według mnie, dużo bardziej nudna niż tom pierwszy. Przydałoby się wyciąć sporo dłużyzn i przemyśleń pojawiających się po raz enty, a zamiast tego większy nacisk położyć na relacje między postaciami i rozbudowę świata przedstawionego.
Ech. Liczyłam na więcej. Pierwszy tom był dla mnie przyjemną niespodzianką, tutaj dostaliśmy niestety odgrzewanego kotleta. Zupełnie nie zaangażowałam się w tę historię, nie poczułam żadnej chemii między bohaterami, mimo że zwykle znajduję sobie na drugim planie jakąś postać, która przykuwa moją uwagę - tutaj obsadzie z tła poświęcono tak mało miejsca, że w pewnym momencie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-05
Ależ jestem usatysfakcjonowana! Tom drugi spełnił wszystkie oczekiwania, jakie w nim pokładałam - jest ciekawszy, świat przedstawiony został bardziej dopracowany, dostajemy więcej wyjaśnień na temat tego, jak działa magia, żywioły spełniają dużo większą rolę niż w części pierwszej, relacje między bohaterami są głębsze i pełniejsze, akcja płynie wartko, a cała historia otrzymuje piękne zakończenie. Takie książki chcę czytać.
Akcja "Ognia nieskończonego" rozpoczyna się dokładnie w miejscu, gdzie została przerwana w poprzednim tomie - Adaira wyjechała na Zachód, by zająć miejsce swego brata jako przyszła dziedziczka klanu, a pogrążony w tęsknocie Jack nie potrafi znaleźć ukojenia nawet w muzyce. Na Wschodzie nowy laird próbuje zapanować nad szerzącą się wśród roślin i ludzi niepokojącą zarazą, a gdy zaczyna on współpracować z duchami, jego obowiązki niespodziewanie musi przejąć Sidra, ukrywająca własne tajemnice.
Ta część ma doskonałe tempo. Akcja toczy się sprawnie, choć jako czytelnicy mamy też czas na chwilę oddechu, a autorka w międzyczasie rozwija relacje między bohaterami zarysowane w pierwszej książce. Na pierwszym planie jest jednak magia, nareszcie! W końcu coś jest nam wyjaśniane, zaczynamy rozumieć, jak działa w tym świecie muzyka, większą rolę zyskują żywioły - wspaniale było wraz z bohaterami wstąpić do świata duchów. Bardzo podobało mi się to, jak rozwijała się fabuła i, co zdarza się rzadko, niesamowicie trafiło do mnie zakończenie, słodko-gorzkie, w punkt, wzruszające. No właśnie, kilkukrotnie podczas czytania łezki stanęły mi w oczach, co też uważam za niezwykle cenne.
No i wisienka na torcie - urzekł mnie fakt, że to Torin uleczył zarażonych. Laird, dla którego ważniejsze od władania mieczem stało się niesienie pomocy za sprawą uzdrawiania. Może sobie wmawiam, ale ja w tym widzę nawiązanie do Aragorna...
Ależ jestem usatysfakcjonowana! Tom drugi spełnił wszystkie oczekiwania, jakie w nim pokładałam - jest ciekawszy, świat przedstawiony został bardziej dopracowany, dostajemy więcej wyjaśnień na temat tego, jak działa magia, żywioły spełniają dużo większą rolę niż w części pierwszej, relacje między bohaterami są głębsze i pełniejsze, akcja płynie wartko, a cała historia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-25
"Ryby odlatywały stadami, każdy gatunek oddzielnie".
Bardzo lubię tego typu historie - rozgrywające się na wsi, tętniące magią, baśniowością, prostotą i zarazem głębią przekazu. "Małe Grozy" doskonale wpisują się w ten nurt literatury, ale niestety zabrakło im tego nieokreślonego "czegoś", czym mogłyby mnie zachwycić. To ciekawa próbka pisarska, ale nie do końca wiem, jak ją oceniać, bo mam wrażenie, że dostałam zaledwie jakiś wycinek historii, która w innym (szerszym!) wydaniu mogłaby naprawdę mnie porwać.
Małe Grozy to wioska położona na Warmii, zamieszkana przez ludzi zwyczajnych, ale jakże fascynujących. Każdy dom i każda dusza skrywa tu jakąś tajemnicę, a las, jezioro i niebo oraz fruwający po nim ksiądz są cichymi obserwatorami rozgrywających się na drogach i w polach ludzkich dramatów. Dużo tu erotyzmu, realizmu magicznego, momentami czyta się te historie jak biblijne przypowieści i niby wszystko się zgadza, a jednak czegoś mi tutaj zabrakło. Trochę treści - sięgając po krótką formę poprzeczkę zawieszam autorom bardzo wysoko, bo krótkie historie po prostu muszą być mięsiste. Tu każde zdanie musi tą treścią kipieć. U Staniszewskiego pięknych zdań jest całe mnóstwo, ale wyciągnąć z nich jakieś przesłanie było mi chwilami trudno. (Możliwe, że to tylko i wyłącznie moja wina.) Po drugie, uważam, że te opowiadania (czy w ogóle można je tak nazwać?) były zwyczajnie za krótkie. Dwustronicowe historie, które ledwo zdążyły się rozpocząć, a już się kończyły. Choć wszystkie spinały się w całość i przenikały, dla mnie było to jednak zbyt mało.
Momenty jednak były, a pojedyncze zdania bardzo mi się podobały. Fruwające po niebie ryby, ksiądz zmieniający się w kruka, kobieta oddająca się strachowi na wróble - to scenki, które na chwilę ze mną zostaną, ale obawiam się, że całość niestety bardzo szybko wyparuje z mojej głowy. Niemniej, to bardzo ciekawy debiut i z chęcią sięgnę kiedyś po inną książkę autora.
"Ryby odlatywały stadami, każdy gatunek oddzielnie".
Bardzo lubię tego typu historie - rozgrywające się na wsi, tętniące magią, baśniowością, prostotą i zarazem głębią przekazu. "Małe Grozy" doskonale wpisują się w ten nurt literatury, ale niestety zabrakło im tego nieokreślonego "czegoś", czym mogłyby mnie zachwycić. To ciekawa próbka pisarska, ale nie do końca wiem, jak...
2024-04-23
Klimatyczna, baśniowa opowieść. Pomysł na historię, kreowanie świata, bohaterowie - choć to wszystko znane motywy, to bardzo podobało mi się, w jaki sposób zostały wykorzystane. Poza tym Rebecca Ross naprawdę pięknie pisze.
Zabrakło mi jednak jakiegoś głębszego uczucia, którym zapałałabym to tej książki lub postaci, które odgrywają w niej główne role. Myślałam, że spodoba mi się dużo bardziej, niż to się ostatecznie stało - jakieś to wszystko było odrobinę płaskie, chciałabym wiedzieć więcej, o tym jak działa w tym świecie magia, dlaczego taka siła tkwi w muzyce, dostajemy jakieś skrawki i musimy wierzyć autorce na słowo. Liczę na to, że drugi tom bardziej rozbuduje świat, pokaże więcej folkloru i pogłębi relacje między bohaterami.
Klimatyczna, baśniowa opowieść. Pomysł na historię, kreowanie świata, bohaterowie - choć to wszystko znane motywy, to bardzo podobało mi się, w jaki sposób zostały wykorzystane. Poza tym Rebecca Ross naprawdę pięknie pisze.
Zabrakło mi jednak jakiegoś głębszego uczucia, którym zapałałabym to tej książki lub postaci, które odgrywają w niej główne role. Myślałam, że spodoba...
2024-03-27
Wyobraźnia Dominiki Słowik i jej niezwykłe pomysły oczarowały mnie już kilka lat temu przy czytaniu "Zimowli". Po przeczytaniu "Samosiejek" mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że autorka świetnie operuje słowem i równie dobrze jak w rozwlekłej, rozbudowanej powieści sprawdza się też w krótkiej formie. Choć momentami miałam wrażenie, że te opowiadania były aż nazbyt krótkie! Część z tych historii z chęcią przeczytałabym w dużo dłuższych wersjach. (Wychodzi na to, że Słowik musi napisać książkę na tak mniej więcej trzysta stron i wtedy będę zadowolona - "Zimowla" była dla mnie za długa, tutaj było za krótko, trzeba to jakoś wypośrodkować.)
"Samosiejki" to zbiór niezwykle organicznych, roślinnych historii, które podejmują dyskusję z tematami takimi jak zmiana klimatu, przemijanie, samotność czy relacje rodzinne. Po przeczytaniu pierwszej historii w zbiorze byłam w absolutnym zachwycie i jestem pewna, że gdyby kolejne utrzymane były w podobnym klimacie, całość oceniłabym dużo wyżej. Kocham grozę w takim wydaniu.
Jak to zwykle bywa w przypadku zbiorów opowiadań, jedne podobały mi się bardziej, inne mniej. O części z nich pewnie za kilka dni zapomnę, fasola wyrastająca z nosa bohaterki zostanie ze mną jednak na długo. Podobnie jak kilka innych motywów wykorzystanych przez autorkę.
Myślę, że jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników roślin. Do mnie ten surrealizm trafia.
Wyobraźnia Dominiki Słowik i jej niezwykłe pomysły oczarowały mnie już kilka lat temu przy czytaniu "Zimowli". Po przeczytaniu "Samosiejek" mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że autorka świetnie operuje słowem i równie dobrze jak w rozwlekłej, rozbudowanej powieści sprawdza się też w krótkiej formie. Choć momentami miałam wrażenie, że te opowiadania były aż nazbyt...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kto z nas, miłośników książek, mając kilka, kilkanaście czy nawet trochę więcej lat, nie marzył o tym, by móc przenieść się do świata wykreowanego przez naszych ulubionych autorów? Do Hogwartu, Shire lub jakiejkolwiek innej powieściowej krainy, która w dzieciństwie stanowiła naszą kryjówkę, bezpieczną przystań, miejsce zawsze czekające na nas z otwartymi ramionami. Kto nie chciał na moment zostać jednym z bohaterów ukochanej historii, rozwiązać w tym wymarzonym świecie jakiejś skomplikowanej zagadki, uratować świata i wykazać się odwagą? Kto nigdy sobie tego nie życzył, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Książka Meg Shaffer to w pewnym sensie list miłosny dla nas wszystkich, którzy w powieściowych światach odnaleźliśmy kiedykolwiek swoje miejsce, w bohaterach literackich przyjaciół, a w autorach ulubionych książek przewodników. To niezwykle ciepła, pokrzepiająca historia, która pokazuje, że nigdy nie warto rezygnować z marzeń, a życzenia naprawdę się spełniają, jeśli tylko masz odwagę, by im w tym pomóc. Jest dość sztampowa, momentami mocno oderwana od rzeczywistości, przerysowana i może zbyt melodramatyczna, ale cóż... Kto nie chciałby trafić na Wyspę Zegarową, by móc spotkać Jacka Mastersona i zagrać o to, by zdobyć prawa do jego najnowszej książki? Bo właśnie przed taką szansą staje Lucy, główna bohaterka "Gry w życzenia".
Zmęczona, przepracowana i ledwo wiążąca koniec z końcem 26-latka marzy o jednym - chce adoptować małego chłopca o imieniu Christopher, z którym wspólnie zaczytują się w książkach o Wyspie Zegarowej. Nikt nie powierzy jednak dziecka w pieczę zastępczą kobiecie, która mieszka z trzema współlokatorami, nie ma samochodu, a jej oszczędności oscylują w granicach dwóch tysięcy dolarów. Szansa na spełnienie jej życzenia pojawia się jednak pod postacią podstarzałego autora książek dla dzieci, który po kilku latach pisarskiej emerytury ogłasza konkurs - jego zwycięzca ma otrzymać prawa do najnowszej powieści Jacka Mastersona. Kilkoro graczy trafia więc na Wyspę Zegarową, do domu autora uwielbianej serii książek dla dzieci, by zmierzyć się z przygotowanymi przez niego zagadkami.
Doskonale się tę powieść czyta, nawet jeśli jest do bólu przewidywalna i ckliwa. Od początku wiemy, jak się skończy, ale zupełnie nie odbierało mi to radości z poznawania kolejnych zagadek i odkrywania powiązań między postaciami. Autorce udało się świetnie oddać klimat odciętej od świata, niemal magicznej wyspy, która z pozoru istnieje tylko w nieistniejących w naszej rzeczywistości książkach dla dzieci. O dziwo podobał mi się też nienachalny wątek romantyczny (ja się pytam, gdzie jest mój wytatuowany ilustrator książek dla dzieci?!). A Jack, zdziczały odludek o wielkiej wyobraźni i jeszcze większym sercu, skradł również i moje. Przeszkadzało mi chyba tylko jedno - wiek głównej bohaterki i to skąd zna Christophera. Nic by się nie stało, gdyby Lucy była kilka lat starsza, trochę bardziej odpowiedzialnie podchodziła do tematu adopcji i nie wdała się z chłopcem w dość wątpliwą pod względem etycznym relację w miejscu pracy.
Jeśli jednak przymknie się oko na pewne rzeczy, które w tej książce nie grają, można się przy niej naprawdę świetnie bawić. A może nawet i wzruszyć? Przypomniała mi trochę powieści, które czytałam w dzieciństwie i pozwoliła wrócić myślami do tamtej mnie, która ciągle gdzieś w mojej głowie i sercu siedzi i wierzy w to, że za rogiem kryje się ścieżka do Shire lub czeka pociąg do Hogwartu.
Kto z nas, miłośników książek, mając kilka, kilkanaście czy nawet trochę więcej lat, nie marzył o tym, by móc przenieść się do świata wykreowanego przez naszych ulubionych autorów? Do Hogwartu, Shire lub jakiejkolwiek innej powieściowej krainy, która w dzieciństwie stanowiła naszą kryjówkę, bezpieczną przystań, miejsce zawsze czekające na nas z otwartymi ramionami. Kto nie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to