Znacie to uczucie, gdy tak bardzo nie możecie doczekać się jakiejś książki, że wystajecie pod oknem wyczekując kuriera? Ja tak i myślę, że większość osób czytających było w moich butach. Tak właśnie było z „Nadchodzącą falą”. Tym bardziej, że tu oczekiwania były dużo większe, niż przy poprzednich premierach spod szyldu Szczelin. Tu byłam pewna, że jest materiał na reportażową topkę 2024.
Na wstępie zaznaczę, że „Nadchodząca fala” napisana jest bardziej jak praca naukowa niż reportaż. Już po pierwszych stronach przypomniało mi się jak kilka lat temu pisałam pracę magisterską używając doskonale wszystkim znanych kalek i zwrotów zalecanych przy pisaniu tego typu prac. Nie wpływa to negatywnie na odbiór książki – w żadnym wypadku. Ale może być zaskoczeniem dla osób, które przy rozpoczęciu lektury spodziewały się czegoś bardziej „klasycznego”.
Do tej pory nie miałam styczności z książką o takiej tematyce. O sztucznej inteligencji czytałam raczej w „bardziej nowoczesnych mediach”, czyli w sieci. W końcu jednak pojawiało się coraz więcej skrótowych informacji, a ja chciałam więcej. Czy ta książka zaspokoiła ten głód wiedzy?
Mustafa Suleyman bierze czytelnika pod rękę i prowadzi go przez historyczne dzieje od jednej przełomowej fali do drugiej, chcąc uświadomić go jakie zagrożenia i korzyści może nieść za sobą ta, która już się do nas zbliża. Rysuje obraz, w którego jego publiczność wpatruje się z szeroko otwartą buzią i nie może przestać szukać nowych, jeszcze bardziej znaczących szczegółów. Niby wszyscy znamy naszą historię, ale okazuje się, że użycie zupełnie innych farb na tym samym obrazie, może dać zupełnie inne spojrzenie. I nagle okazuje się, że patrzymy na to samo, zupełnie inaczej.
Nie jest to książka bez wad, bo jednak sposób w jaki jest napisana – bardziej jak praca naukowa niż klasyczny reportaż – narzuca z góry kilka błędów, których w książkach można zazwyczaj uniknąć. Powtórzenia niektórych wyrażeń, wracanie ciągle do problemu, który opisujemy i dość sporo informacji (nawet najsilniejszy książkowy zawodnik wyląduje w końcu na macie ringu w tym starciu). Ale mimo wszystko uważam „Nadchodzącą falę za książką jak najbardziej wartą przeczytania. Zwłaszcza teraz. Ba, ja ją nawet gorąco polecam, bo mimo jej małych mankamentów czytałam z ogromnym zaciekawieniem.
Czy zaspokoiłam głód wiedzy? Nie, chyba chcę więcej, ale tak to chyba jest z dobrymi książkami – zawsze chce się więcej.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Szczeliny.
Znacie to uczucie, gdy tak bardzo nie możecie doczekać się jakiejś książki, że wystajecie pod oknem wyczekując kuriera? Ja tak i myślę, że większość osób czytających było w moich butach. Tak właśnie było z „Nadchodzącą falą”. Tym bardziej, że tu oczekiwania były dużo większe, niż przy poprzednich premierach spod szyldu Szczelin. Tu byłam pewna, że jest materiał na...
Znacie to uczucie, gdy tak bardzo nie możecie doczekać się jakiejś książki, że wystajecie pod oknem wyczekując kuriera? Ja tak i myślę, że większość osób czytających było w moich butach. Tak właśnie było z „Nadchodzącą falą”. Tym bardziej, że tu oczekiwania były dużo większe, niż przy poprzednich premierach spod szyldu Szczelin. Tu byłam pewna, że jest materiał na reportażową topkę 2024.
Na wstępie zaznaczę, że „Nadchodząca fala” napisana jest bardziej jak praca naukowa niż reportaż. Już po pierwszych stronach przypomniało mi się jak kilka lat temu pisałam pracę magisterską używając doskonale wszystkim znanych kalek i zwrotów zalecanych przy pisaniu tego typu prac. Nie wpływa to negatywnie na odbiór książki – w żadnym wypadku. Ale może być zaskoczeniem dla osób, które przy rozpoczęciu lektury spodziewały się czegoś bardziej „klasycznego”.
Do tej pory nie miałam styczności z książką o takiej tematyce. O sztucznej inteligencji czytałam raczej w „bardziej nowoczesnych mediach”, czyli w sieci. W końcu jednak pojawiało się coraz więcej skrótowych informacji, a ja chciałam więcej. Czy ta książka zaspokoiła ten głód wiedzy?
Mustafa Suleyman bierze czytelnika pod rękę i prowadzi go przez historyczne dzieje od jednej przełomowej fali do drugiej, chcąc uświadomić go jakie zagrożenia i korzyści może nieść za sobą ta, która już się do nas zbliża. Rysuje obraz, w którego jego publiczność wpatruje się z szeroko otwartą buzią i nie może przestać szukać nowych, jeszcze bardziej znaczących szczegółów. Niby wszyscy znamy naszą historię, ale okazuje się, że użycie zupełnie innych farb na tym samym obrazie, może dać zupełnie inne spojrzenie. I nagle okazuje się, że patrzymy na to samo, zupełnie inaczej.
Nie jest to książka bez wad, bo jednak sposób w jaki jest napisana – bardziej jak praca naukowa niż klasyczny reportaż – narzuca z góry kilka błędów, których w książkach można zazwyczaj uniknąć. Powtórzenia niektórych wyrażeń, wracanie ciągle do problemu, który opisujemy i dość sporo informacji (nawet najsilniejszy książkowy zawodnik wyląduje w końcu na macie ringu w tym starciu). Ale mimo wszystko uważam „Nadchodzącą falę za książką jak najbardziej wartą przeczytania. Zwłaszcza teraz. Ba, ja ją nawet gorąco polecam, bo mimo jej małych mankamentów czytałam z ogromnym zaciekawieniem.
Czy zaspokoiłam głód wiedzy? Nie, chyba chcę więcej, ale tak to chyba jest z dobrymi książkami – zawsze chce się więcej.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Szczeliny.
Znacie to uczucie, gdy tak bardzo nie możecie doczekać się jakiejś książki, że wystajecie pod oknem wyczekując kuriera? Ja tak i myślę, że większość osób czytających było w moich butach. Tak właśnie było z „Nadchodzącą falą”. Tym bardziej, że tu oczekiwania były dużo większe, niż przy poprzednich premierach spod szyldu Szczelin. Tu byłam pewna, że jest materiał na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to