dymm

Profil użytkownika: dymm

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
131
Przeczytanych
książek
134
Książek
w biblioteczce
6
Opinii
37
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 1 cytat
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie

Okładka książki Neonomicon Jacen Burrows, Alan Moore
Ocena 6,8
Neonomicon Jacen Burrows, Alan...

Na półkach:

Ciemno, zimno, mokro czyli wilgoć. A jak wilgoć, to Lovecraft i jego oślizgłe potwory. Tym razem w wydaniu Mistrza Alana Moore'a, którego "Neonomicon" właśnie ukazał się staraniem Komiksy Egmont.
Moore, jak to Moore - nie od dzisiaj żongluje piłeczkami, których ilość w powietrzu kogoś mniej bystrego przyprawiłaby o bezradność. Czarownik z Northampton, jak to ma w zwyczaju, wziął na warsztat materiał źródłowy (Lovecraft) i na jego bazie skonstruował wariację - sprawny mechanizm do reprodukowania obsesji własnych. Tak było w przypadku "Zagubionych dziewcząt" i "Prosto z piekła", gdzie klasyczne opowieści L. Carrolla czy J.M. Barriego posłużyły Moore'owi za materiał do snucia, wciąż tej samej, historii na temat magii, seksualności, wybitności jednostki wyrastającej ponad społeczeństwo czy istocie władzy. Nie inaczej rzecz ma się z "Neonomiconem", który już tytułem daje do zrozumienia, jak ściśle będzie Moore w swojej opowieści podążał śladami Samotnika z Providance. Neonomicon to przecież parafraza tytułu najsłynniejszej księgi, którą opisał w swoim dziele Lovecraft, czyli Necronomiconu. Moore konstruując opowieść, czerpie z Lovecrafta pełnymi garściami i tylko ktoś wybitnie biegły w twórczości Samotnika z Providence zda sobie sprawę, jak bardzo. Na szczęście, do komiksu dołączony jest leksykon nawiązań, po którego uważnym przestudiowaniu widać, jak kompleksowo "wgryzł się" Alan Moore w świat twórcy "Zgrozy z Dunwich". "Neonomicon" żyje Lovecraftem na każdym możliwym poziomie: pojawia się w dialogach pomiędzy bohaterami, prowadzi do miejsc znanych z kart opowiadań Lovecrafta, determinuje nazwy własne, pojawia w niezliczonych parafrazach, nawiązaniach, poglądach postaci, języku bohaterów czy klimacie opowieści.
Jeśli zaś chodzi o samą opowieść, którą "Neonomicon" oddycha, to wystarczy powiedzieć, że jest typowa, z ducha Lovecrafta. Dwójka bohaterów, agentów FBI, wikła się w makabryczną intrygę, która prowadzi ich wprost w objęcia szaleństwa i podróże przez światy, których świadomości istnienia człowiek rozsądny wolałby sobie oszczędzić.
Swoistym nowum i wartością nadrzędną "Neonomiconu" jest natomiast śmiały gest wydobycia przez Moore'a na powierzchnię wszystkich głębinowych, wstydliwych tematów poetyckiej prozy Lovecrafta, o których badacze jego twórczości napomykają między wierszami. Mowa, oczywiście, o ledwo tuszowanym rasizmie pisarza i jego zaowalowanej, silnie pornograficznej wyobraźni, którą w życiu codziennym tłumił gorsetem konwenansów i purytańskiej rutyny. Alan Moore, jak przystało na rasowego anarchistę, wysadza świat samoograniczeń Lovecrafta w powietrze i od pierwszych stron komiksu buduje, ustami jednego z bohaterów, jawnie rasistowską narrację, by w drugim rozdziale zafundować głównej antagonistce wszystkie Lovecraftowskie "nienazwane zespolenia", czyli rejs w kierunku doświadczeń seksualnych z pogranicza twardej pornografii. Nie przypadkiem "Neonomicon" wycofano z jednej z bibliotek Karoliny Południowej. Matka nastoletniej córki przeczytawszy komiks ze zrozumieniem, podniosła alarm, bo wolność wg Alana Moore'a może niepokoić. "Neonomicon" nie jest komiksem wybitnym. Sprawia raczej wrażenie efektownej prezentacji biegłości warsztatowej Moore'a, ale nadal jest to Alan Moore, więc czytać na własną odpowiedzialność. Jak zwykle.

Ciemno, zimno, mokro czyli wilgoć. A jak wilgoć, to Lovecraft i jego oślizgłe potwory. Tym razem w wydaniu Mistrza Alana Moore'a, którego "Neonomicon" właśnie ukazał się staraniem Komiksy Egmont.
Moore, jak to Moore - nie od dzisiaj żongluje piłeczkami, których ilość w powietrzu kogoś mniej bystrego przyprawiłaby o bezradność. Czarownik z Northampton, jak to ma w zwyczaju,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

BUM!!! Koniec. Do "Tęczy..." trzeba podejść metodycznie. W innym wypadku, monstrum Pynchona nas zgwałci, pożre i wypluje. Oczywiście, żeby nie było tak dobrze, nawet metodyczne podejście nie gwarantuje przetrwania, bo "Tęcza..." nie jest książka dla każdego. Jest tak osobna, że nawet literacko obyci mają szansę odbić się od niej z głośnym hukiem. Jako życiowe doświadczenie, jest to jednak bardzo cenna lekcja.:)
Opus magnum Pynchona to wielka pieśń o żywiole Wojny, żywiole niszczącym, ale też dającym szansę na nowy początek. Na blisko 600 stronach gęstej jak smoła narracji, Pynchon maluje spektakularny obraz wyczerpującej się w obliczu zagłady, kultury. Zaznaczmy, że pojęcie kultury potraktowane jest w powieści w najszerszym z możliwych ujęć, będąc opisem ludzkiej aktywności na każdym z możliwych poziomów egzystencji: duchowym, biologicznym, społecznym, religijnym czy naukowym. W swoim ambitnym założeniu, Pynchon nie bierze jeńców, strona po stronie, przygotowując czytelnika na spotkanie z ostatecznością. Kalejdoskop postaci wyśpiewuje solowe partie, próbując oddać złożoność życia, nie dbając o to, czy poprzednik swoją partię skończył, następca jest w jej środku czy na początku. W strukturę powieści wpisany jest chaos, ale jest to chaos logiczny i nieunikniony - w perspektywie nieodwracalnej śmierci, którą w powieści symbolizuje niemiecka rakieta V2, każdy z bohaterów "Tęczy..." chce być usłyszanym zanim rakieta spadnie mu na głowę. I ta właśnie perspektywa - perspektywa nieodwracalnego końca sugeruje metodę obcowania z "Tęczą...".
"Wszystko zmienia się, nim zdążę postawić kropkę w zdaniu. Och, co za pasztet.", stwierdza w przypływie rozpaczy jeden z bohaterów powieści, przy okazji zdradzając metodę pisarską Pynchona. W "Tęczy..." perspektywy narracyjne galopują ku wyzwalającej kropce, końcowi zdania - bo przecież koniec zdania to rzeczywistość zamknięta, złapana w reguły gramatycznej umowności. Jest to jednak trud daremny. By opisać świat w perspektywie jego końca, nie sposób uniknąć sytuacji nieustannie nakładających się na siebie perspektyw, które się urywają, wybrzmiewają, bywają błahe, ważkie - wszystkie - tworzą kalejdoskopowe pejzaże bez końca, wybiegające poza horyzont percepcji pojedynczego człowieka. Narracja w "Tęczy grawitacji" do złudzenia przypomina opis startu rakiety V2, tego śmiercionośnego nemesis powieści: widzimy rozbłysk, smugę kondensacyjną, po czym ślad po rakiecie znika, by miała ona powrócić ze śmiercionośną siłą, w momencie wybuchu.
Stronice subtelnej poezji przenikają się w " Tęczy grawitacji" z suchym wywodem naukowym, perwersyjnymi fantazjami, lekcjami historii naturalnej, obrzydliwą fizjologią i metafizycznym uniesieniem. Ten jedyny w swoim rodzaju amalgamat narracyjny (pasztet) i ambicja Pynchona, by opisać WSZYSTKO, przyprawiają o zawrót głowy, rodząc wątpliwości, czy tak kolosalnemu przedsięwzięciu mógł podołać jeden człowiek. W jednym z wywiadów, tłumacz "Tęczy..." Robert Sudół, stwierdził, na poły żartobliwie, że powieść musiał napisać...Bóg. Ale czy na pewno był to żart?
Czytając "Tęczę grawitacji" męczymy się, bo szukamy w tej kakofonii głosów, nadrzędnego, porządkującego sensu. Tak działa nasz umysł, tak chcielibyśmy rozumieć świat, ale Roger Mexico, statystyk na usługach rządu brytyjskiego, ma co do tego wątpliwości: "Czy po wojnie będą tylko wydarzenia? Żadnych powiązań? Czy to koniec historii?" Cała powieść Pynchona jest usilną próbą doczołgania się do odpowiedzi na to pytanie, chociaż z góry wiadomo, że żadnej odpowiedzi nie będzie. Na koniec będzie tylko wielkie BUM!!! Przewrotność autora "V" polega na tym, że końcowa zagłada ludzkości i zagłada narracji jest przyjmowana przez czytelnika z ulgą, jako proste rozwiązanie dramatu złożoności życia, które nijak nie chce się złożyć w zadowalającą całość.
Nie ma nadziei. Jest nadzieja. BUM!!!

BUM!!! Koniec. Do "Tęczy..." trzeba podejść metodycznie. W innym wypadku, monstrum Pynchona nas zgwałci, pożre i wypluje. Oczywiście, żeby nie było tak dobrze, nawet metodyczne podejście nie gwarantuje przetrwania, bo "Tęcza..." nie jest książka dla każdego. Jest tak osobna, że nawet literacko obyci mają szansę odbić się od niej z głośnym hukiem. Jako życiowe doświadczenie,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

idealne remedium na młodzieńcze pryszcze.

idealne remedium na młodzieńcze pryszcze.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika dymm

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [9]

Jeffrey Eugenides
Ocena książek:
6,2 / 10
7 książek
0 cykli
169 fanów
Vladimir Nabokov
Ocena książek:
7,4 / 10
41 książek
3 cykle
Pisze książki z:
926 fanów
Thomas Pynchon
Ocena książek:
7,2 / 10
10 książek
1 cykl
87 fanów
Thomas Pynchon W sieci Zobacz więcej
Thomas Pynchon W sieci Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
131
książek
Średnio w roku
przeczytane
13
książek
Opinie były
pomocne
37
razy
W sumie
wystawione
129
ocen ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
736
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]