-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
Trochę się już stęskniłem za Uniwersum Metro, lecz z wiadomych przyczyn nie dostajemy już rosyjskich opowieści na ten temat. Przyszedł więc czas na Paryż i jest to całkiem przyzwoita powieść. Madonna z Bac snuje wizję federacji rozmaitych stacji metra, wyrusza więc w drogę, aby znaleźć swoich zwolenników i przekonać ich do połączenia sił. Akcja rozgrywa się w podziemiach, przesuwamy się ze między stacjami, gdzie na naszych bohaterów czekają rozmaite przygody oraz intrygi. Lecz Madonna, to tylko jedna z postaci, a perspektyw jest kilka, bo są jeszcze dzieciaki jak Juss i Plaisance czy uciekająca przed pastorem Zorza. Ci, którzy lubią klimat i ciasnotę metra powinni być zadowoleni. Mamy tutaj bowiem połączenie znanych więc motywów jak wędrówka po podziemiach, militarne potyczki, intrygi polityczne, sekciarskie społeczności, tajne przejścia oraz sporą liczbę rozmaitych stworów. Co mi się jeszcze podobało? Kilka oryginalnych rozwiązań jak dzieci mające nadprzyrodzone zdolności czy procedura wyłonienia, bliskość rzeki, brud i brutalność samego metra, sporo akcji i strzelanin. Natomiast trzeba też spojrzeć na inne kwestie. Bohaterowie są trochę sztampowi, musimy mieć dzieci, silne postacie kobiece, no i oczywiście kogoś w typie mędrca, który jest przekaźnikiem wiedzy o dawnym świecie. Brutalność świata mi się podobała, ale też po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że okrucieństwo to chyba jedyna rzecz jaką ma ta powieść do zaproponowania. W pewnym momencie robi się to przewidywalne, że na każdą kobietę w metrze w byle jakim zaułku czai się gwałciciel. Na pewno to dobrze, że "Paryż. Lewy brzeg" nie jest odgrzewanym kotletem. Jest to zgrabna powieść, chociaż niepozbawiona pewnych kalk czy schematów, jednak jeśli komuś znudziły się już wyjścia na powierzchnię i łażenie po rosyjskich pustkowiach, to na pewno w jakimś sensie jest to powrót do klasycznej formy Metra.
Trochę się już stęskniłem za Uniwersum Metro, lecz z wiadomych przyczyn nie dostajemy już rosyjskich opowieści na ten temat. Przyszedł więc czas na Paryż i jest to całkiem przyzwoita powieść. Madonna z Bac snuje wizję federacji rozmaitych stacji metra, wyrusza więc w drogę, aby znaleźć swoich zwolenników i przekonać ich do połączenia sił. Akcja rozgrywa się w podziemiach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJest to chyba najbardziej astronomiczna z książek jakie przeczytałem, co już stawia ją w szeregu dosyć niestandardowych i interesujących pozycji. Do Ziemi zbliża się tytułowa "Czarna chmura" i niezależnie od siebie dwa ośrodki obserwują jej obecność, a przed ludzkością pojawia się szereg pytań. Czym jest owa chmura? Jak się przygotować na jej nadejście? Ile mamy czasu? Jaki wpływ na życie na planecie będzie miało przybycie tajemniczego gościa? Książka została wydana w 1957 roku, więc też zaciekawiło mnie odbicie Zimnej Wojny w tej powieści. I zaczynając trochę od spraw praktycznie nieistotnych, Hoyle ujął to całkiem zgrabnie. Mamy postać radzieckiego naukowca oraz badaczy świata zachodniego, mamy też trochę polityki i wyścigu zbrojeń. Sporo jest tu oczywiście nauki, Hoyle niektóre teorie zawarte przez bohaterów książki przedstawia także obliczeniami (oczywiście nie wiem, na ile poprawnymi), różnych rozmyślań, kłótni, dyskusji na różne tematy związane przykładowo z gęstością czy prędkością poruszania się chmury. Cała ta otoczka jest niezwykle ciekawa, natomiast chyba najsłabszą częścią powieści są bohaterowie. Na pewno na plus można zaliczyć to, że są "jacyś". Niektórzy są dosyć charakterystyczni i zapadają w pamięć, ale też gdyby któregoś nie było, to w zasadzie byśmy nie żałowali jego straty. Dialogi ograniczają się głównie do dyskusji naukowych, obalania takiej czy innej teorii. Trzeba natomiast oddać Hoylowi, że "Czarna chmura" zwyczajnie wciąga i jest pasjonującą lekturą, bo też nauka jest tu przedstawiona w całkiem przystępny sposób dla zwykłego śmiertelnika.
Jest to chyba najbardziej astronomiczna z książek jakie przeczytałem, co już stawia ją w szeregu dosyć niestandardowych i interesujących pozycji. Do Ziemi zbliża się tytułowa "Czarna chmura" i niezależnie od siebie dwa ośrodki obserwują jej obecność, a przed ludzkością pojawia się szereg pytań. Czym jest owa chmura? Jak się przygotować na jej nadejście? Ile mamy czasu? Jaki...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-28
Książka Dana Simmonsa opowiada o losach zaginionej wyprawy pod dowództwem Johna Franklina, która wyruszyła w 1845 roku z Anglii w poszukiwaniu Przejścia Północno - Zachodniego. Nieznane losy ekspedycji pozostawiły Danowi Simmonsowi sporo miejsca na licentię poetica. W związku z tym, Simmons, korzystając z wierzeń Inuitów wprowadził do książki, postać tajemniczego monstrum, które uprzykrza życie załodze. Przyznam też od razu, że trochę obawiałem się tej książki, ze względu na to, że opisywano ją jako thriller lub horror, a jest to gatunek, w którym jestem totalnie zielony i nie wiedziałem, czy lektura mnie "wciągnie".
Na szczęście, od książki nie mogłem się oderwać. Po raz kolejny okazało się jak banalne i nietrafione może być szufladkowanie książek. Równie dobrze można napisać, że "Terror" to powieść historyczna z elementami fantasy. Opowieść jest widziana oczami kilku uczestników wyprawy, czasem są to dowódcy ekspedycji, czasem oficerowie, lekarz, czy inni marynarze. Tutaj akurat mam trochę zarzut do autora, bo na początkowych stronach, pierwsze relacje dzielą dwa lata różnicy, przez co dostajemy kilka spoilerów, w zależności od tego czyimi oczami i w jakim okresie widzimy wyprawę. Trzeba też zauważyć, że mimo sporego pola do interpretacji, Simmons dzielnie trzymał się faktów dotyczących wyprawy czy osób biorących w nich udział. Mamy więc sporo o wcześniejszych wyprawach szukających Przejścia, epizodach z życia bohaterów, ale też chociażby oryginalne notatki pozostawiane przez dowódców, a odnalezione później przez innych badaczy umiejętnie są wplecione w fabułę. Wielkie wrażenie budzą również opisy arktycznych pejzaży, bezkresu lodu i ciemności. Widać, że autor zadał sobie sporo trudu, żeby odmalować obraz tej krainy, ale trzeba też zwrócić uwagę na inne aspekty, może mniej rzucające się w oczy, jak chociażby opis polowania na foki, czy wstawki dotyczące kultury i wierzeń Inuitów.
Z tej książki aż bije "samotność, bieda, podłość, cierpienie i przemijanie". Dla mnie z pewnością jedna z ciekawszych lektur, po jakie sięgnąłem w tym roku.
Książka Dana Simmonsa opowiada o losach zaginionej wyprawy pod dowództwem Johna Franklina, która wyruszyła w 1845 roku z Anglii w poszukiwaniu Przejścia Północno - Zachodniego. Nieznane losy ekspedycji pozostawiły Danowi Simmonsowi sporo miejsca na licentię poetica. W związku z tym, Simmons, korzystając z wierzeń Inuitów wprowadził do książki, postać tajemniczego monstrum,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-22
Ahh, ależ ten Dan Simmons jest znakomity! Po świetnym "Terrorze" postanowiłem się zabrać za "Ilion". Od razu zaznaczam, że cholernie się obawiałem tej książki. Fanem fantastyki nie jestem, nie czytam takich pozycji, więc do "Ilionu" pochodziłem z pewną ostrożnością, a nawet sceptycyzmem. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo książka jest cholernie wciągająca i jest w stanie zadowolić szerokie rzesze ludzi.
Książka składa się z trzech różnych opowieści. W pierwszej z nich poznajemy Thomasa Hockenberry'ego, znawcę "Iliady" z przełomu dwudziestego i dwudziestego pierwszego stulecia, który trafia pod Troję. Tam, na polecenie Bogów obserwuje zmagania Achajów i Trojańczyków, a wszystko to konfrontuje z homeryckim tekstem "Iliady" biorąc jednocześnie udział w igraszkach mieszkańców Olimpu. Drugi wątek dzieje się w czymś na kształt postapokaliptycznego świata, w którym żyją ludzie nie znający swojej przeszłości ani historii. Grupa osób podróżuje przez świat i poszukuje odpowiedzi na pytania, co stało się z dawnymi mieszkańcami planety. Trzecia opowieść mówi o organizmach biochemicznych z Jowisza. W pewnym momencie wysyłają oni ekspedycję na Marsa, aby zbadać tajemnicze kwantowe zakłócenia, które mogą doprowadzić do kosmicznej katastrofy.
Świetne jest to w jaki sposób Simmons bawi się różnymi stylami i jak miesza gatunki literackie. W zasadzie mamy tutaj elementy powieści historycznej, fantastyki, a nawet horroru(dawno nie poczułem stresu przy czytaniu jakiejś książki). Jest tu wszystko czego dusza zapragnie. Starożytna Grecja, bezkres kosmosu, podróż przez opuszczoną Ziemię, są Bogowie, ludzie, roboty, Marsjanie czy hologramy. W powieści pojawia się kilka kapitalnych motywów. Oparcie fabuły na "Iliadzie" i interpretacja jej na sposób "fantastyczny" jest moim zdaniem strzałem w dziesiątkę, która zniesmaczy chyba tylko historycznych ortodoksów. Stwory z Jowisza dyskutujące o sonetach Szekspira i twórczości Marcela Prousta czy inspirowanie się szekspirowską "Burzą" jest kolejnym zabiegiem, który mam nadzieję nie tylko mnie urzekł. Jestem pozytywnie zaskoczony "Ilionem", Simmons powoli pnie się w górę w osobistej klasyfikacji ulubionych pisarzy.
Parę dni odpoczynku i zabieram się za drugą część cyklu - "Olimp".
Ahh, ależ ten Dan Simmons jest znakomity! Po świetnym "Terrorze" postanowiłem się zabrać za "Ilion". Od razu zaznaczam, że cholernie się obawiałem tej książki. Fanem fantastyki nie jestem, nie czytam takich pozycji, więc do "Ilionu" pochodziłem z pewną ostrożnością, a nawet sceptycyzmem. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo książka jest cholernie wciągająca i jest w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-02-02
"Olimp" to drugi tom dylogii Dana Simmonsa poświęconej wojnie trojańskiej, olimpijskim bogom oraz postludzi walczącymi ze zbuntowanymi maszynami. Jest to oczywiście kontynuacja motywów jakie znamy z "Ilionu". Książka dalej jest rewelacyjna, chociaż pewnie można się przyczepić do paru rzeczy. Widać pewną, nieznaczną zmianę w stylu, trochę większą liczbę wulgaryzmów, kilka niepotrzebnych scen. Gdzieś w połowie lektury zorientowałem się, że wyciszeniu uległy też niektóre wątki, co mnie osobiście trochę rozczarowało, ale to bardziej moja upierdliwość. "Olimp" jest też dużo mniej "historyczny" niż "Ilion", więc pewnie stąd też być może minimalnie większa sympatia do pierwszej części. Mimo wszystko "Olimp" nie zawiódł pokładanych nadziei, całą dylogię uważam, za naprawdę rewelacyjną i wartą sięgnięcia nawet dla takich leszczy fantastyki jak ja, którzy z gatunkiem nigdy nie mieli do czynienia.
Przede wszystkim mam ogromny szacunek za Simmonsa za pomysł i fabułę, ale też za liczne odniesienia do literatury. Szekspir, Byron, Shelley, Browning i ich słowa wypowiadane przez bohaterów powieści, to chyba rzecz, która mnie najbardziej urzekła. Uwielbiam właśnie takie nieliczne książki, które stają się inspiracją, aby sięgnąć po coś nowego. W moim przypadku tak właśnie się stało i Simmons natchnął mnie, aby ruszyć do biblioteki po zbiór poezji Roberta Browninga. Tom już wypożyczony, więc pewnie będę wieczorami zaglądał do niego. I to jest dla mnie miara sukcesu Simmonsa. To, że wywarł na mnie wpływ i zachęcił do wkroczenia na nowe literackie przestrzenie.
"Olimp" to drugi tom dylogii Dana Simmonsa poświęconej wojnie trojańskiej, olimpijskim bogom oraz postludzi walczącymi ze zbuntowanymi maszynami. Jest to oczywiście kontynuacja motywów jakie znamy z "Ilionu". Książka dalej jest rewelacyjna, chociaż pewnie można się przyczepić do paru rzeczy. Widać pewną, nieznaczną zmianę w stylu, trochę większą liczbę wulgaryzmów, kilka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-10
Zawsze z pewną rezerwą podchodzę do książek z gatunku fantastyki, ale często już tak jest, że tam gdzie najmniej się tego spodziewamy, znajdujemy literackiego Graala. Charlie Gordon jest mężczyzną po trzydziestce, upośledzonym umysłowo, z IQ 68, emocjonalnie na poziomie dziecka. Pracuje w piekarni, gdzie wykonuje proste czynności, które nie obciążają zbytnio jego umysłu. Charlie bierz udział w eksperymencie medycznym, który ma uczynić go mądrym. Jego rywalem jest mysz Algernon, którą wcześniej została poddana doświadczeniom i osiągnęła zdumiewający rozwój intelektualny. Książka jest napisana w formie dziennika, w której Charlie opisuje swoje wrażenia z eksperymentu. Charakterystyczna jest tutaj przemiana autora pod względem leksykalnym, początkowo dziennik jest pisany bez interpunkcji, z licznymi błędami ortograficznymi, później w miarę rozwoju Charliego, kronika jest pisana bezbłędnie. Eksperyment się powiódł, Charlie stał się geniuszem. Mówi w kilkunastu językach, obala teorie profesorów, ale światło, które miało być zbawieniem, okazuje się brzemieniem. Gordon w końcu odkrywa jak wygląda świat, rozumie jak był traktowany w dzieciństwie przez matkę, dostrzega, że przyjaciele z pracy byli fałszywi, a dla naukowców jest tylko królikiem doświadczalnym, który może im pomóc otworzyć drzwi do wielkiej kariery. Wspaniałe jest poszukiwanie samego siebie przez Charliego, próba odpowiedzi na pytania kim i czym jest. Z pewnością Keyes nie chciał, aby książka była w jakiś sposób ironiczna, ale przy niektórych fragmentach trudno się nie uśmiechnąć. Charlie zostaje ekspertem od języka urdu, ekonomii, czyta artykuły naukowe po hindusku. Pojawiają się również fragmenty, które określam trochę psychodelicznymi. Charlie walczy ze swoim alter ego, który nie został ostatecznie pokonany i wciąż w nim żyje. Objawia się to w postaci halucynacji podczas seksu czy rozmów z lustrem, pojawia się również alkoholizm. W końcu, stan Algernona się pogarsza. Mysz staje się nieprzewidywalna, agresywna, przestaje przechodzić labirynt stworzony przez naukowców. Charlie zdaje sobie sprawę jaki los go czeka i jest to najbardziej przejmująca część książki. Poziom literacki dziennika spada, Gordon zapomina słów, znów zaczyna popełniać błędy ortograficzne. świadomość upadku i zbliżającego się końca jest obecna przy bohaterze, dawny Charlie zwycięża. Książka jest niezwykle wzruszająca, zmuszająca do refleksji, przejmująca do szpiku kości.
Zawsze z pewną rezerwą podchodzę do książek z gatunku fantastyki, ale często już tak jest, że tam gdzie najmniej się tego spodziewamy, znajdujemy literackiego Graala. Charlie Gordon jest mężczyzną po trzydziestce, upośledzonym umysłowo, z IQ 68, emocjonalnie na poziomie dziecka. Pracuje w piekarni, gdzie wykonuje proste czynności, które nie obciążają zbytnio jego umysłu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-27
Jak na fantastykę, to jest to dość stara książka, bo powstawała w latach 1952-1953. Arthur Clarke odmalował w niej dosyć ciekawą wizję kontaktu między ziemianami a przybyszami z innej galaktyki. Nie każdemu musi się podobać takie wyobrażenie kosmitów w stylu retro, jednak książka zaskakuje swoją fabułą i pomysłem, a przecież trzeba pamiętać, że kiedy Clarke pisał książkę ludzka wiedza o kosmosie była ograniczona, a człowiek jeszcze nie poleciał w kosmos. Pewnego dnia na Ziemi pojawiają się Obcy, ale ich cele są okrytą aurą tajemniczości. Do kontaktów z nimi oddelegowany jest sekretarz generalny ONZ, którego zadaniem jest stworzenie federacji światowej, która pod patronatem Zwierzchników ma zaprowadzić ład i harmonię na planecie. Nikt jednak nie wie jednak jak kosmici wyglądają, jakie są ich plany i dlaczego tak bardzo chcą pokoju na Ziemi? Plan się udaje, ale ludzkość płaci cenę za swój dobrobyt. Człowiek popada w apatię, następuje regres umysłowy, nie tworzy się już wyższej kultury.
Zasadniczo książka jest podzielona na kilka części, które są dosyć luźno powiązane ze sobą. Pierwsza dotyczy wspomnianego już sekretarza generalnego ONZ i jego roli, kolejne dzieli już od siebie kilkadziesiąt lat i bohaterami są mieszkańcy Ziemi, którzy żyją w stworzonej utopii, ale cały czas poszukują odpowiedzi o co w tym wszystkim chodzi i kim naprawdę są Zwierzchnicy i jaka jest ich misja? U Clarke'a podobało mi się spore pole do interpretacji powieści. Książka ma swoje zakończenie, ale tak naprawdę rola Zwierzchników i wszystko to co dzieje się w kosmosie i w ich świecie czy wizja apokalipsy pozostawia wiele do myślenia.
Jak na fantastykę, to jest to dość stara książka, bo powstawała w latach 1952-1953. Arthur Clarke odmalował w niej dosyć ciekawą wizję kontaktu między ziemianami a przybyszami z innej galaktyki. Nie każdemu musi się podobać takie wyobrażenie kosmitów w stylu retro, jednak książka zaskakuje swoją fabułą i pomysłem, a przecież trzeba pamiętać, że kiedy Clarke pisał książkę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-12
Z zaciekawieniem sięgnąłem po "Świat miniony" Toma Sweterlitscha, zwłaszcza, że z okładki możemy się dowiedzieć, iż jest to "błyskotliwe i niepokojące połączenie 12 Małp i Incepcji". Akurat lubię oba filmy/seriale, więc byłem napalony na książkę, ale okazało się to trochę bujdą, bo wydaje mi się, że klimat jest bardziej zbliżony do "Interstellara". Ale po kolei.
Agentka NCIS, Shannon Moss, musi rozwiązać sprawę zamordowania rodziny pewnego astronauty, który zaginął wraz ze swoim statkiem kosmicznym. Motyw ten połączony jest z wizją końca świata, który pogrążony jest w ogniu i lodzie. I tutaj przyznam, że początek był dla mnie fenomenalny. Motyw ukrzyżowania połączony z mitologią skandynawską, do tego ciekawy wątek kryminalny, ale im gorzej w las tym to wszystko się to trochę rozmywa. Później pojawia się problematyka podróży w czasie i tutaj chyba jestem zwyczajnie za głupi, żeby elegancko połączyć wszystkie nitki i w pewnych momentach opowieść nie trzymała mi się kupy, zwłaszcza, że akcja dzieje się w różnych liniach czasowych. Do tego główna bohaterka jest trochę irytująca, z jednej strony jest kaleką, a z drugiej zachowuje się jak jakiś robocop. Natomiast trzeba podkreślić znakomity klimat powieści. Mroczny, przerażający, pełny brutalności i zbrodni, do tego fantastycznie i poetycko oddany jest ten tytułowy "świat miniony". Autor na pewno ma potencjał i w sumie czekam na coś więcej.
Z zaciekawieniem sięgnąłem po "Świat miniony" Toma Sweterlitscha, zwłaszcza, że z okładki możemy się dowiedzieć, iż jest to "błyskotliwe i niepokojące połączenie 12 Małp i Incepcji". Akurat lubię oba filmy/seriale, więc byłem napalony na książkę, ale okazało się to trochę bujdą, bo wydaje mi się, że klimat jest bardziej zbliżony do "Interstellara". Ale po kolei.
Agentka...
2019-07-13
Kolejna książka z serii "Wehikuł Czasu" wydawnictwa Rebis, tym razem opowiadanie z 1967 roku, przekształcone w powieść z 1969 roku. W dzisiejszych czasach powiedzielibyśmy chyba, że fabuła opowieści jest dosyć klasyczna. Samotny facet, zostaje wysłany na straceńczą misję - w postapokaliptycznym świecie ma przewieźć lekarstwa z Los Angeles do Bostonu. Oczywiście, nasz bohater to typowy zbir, przyjmuje misję, ale w sumie za bardzo sam nie wie po co, bo nie lubi ludzi, ale w połowie drogi doznaje nawrócenia i już jest lepszym człowiekiem. Widać, że powieść powstała z opowiadania. Moim zdaniem sama podróż ma niewykorzystany potencjał. Niby coś się dzieje, Czort Tanner, spotyka jakieś dziwne stwory, anomalie, walczy z innymi typami podobnymi do siebie, ale jest to wszystko bardzo płytkie i jakoś mało porywające. Wątek miłosny wywołuje uśmiech politowania i szkoda, że w ogóle istnieje. Brakuje mi też konkretnego wyjaśnienia co stało się ze światem, oczywiście jakieś wzmianki tam są, ale nie dają ostatecznej odpowiedzi i nie zaspokoiły mojej ciekawości. Trochę dziwne są też te wstawki z zarażonego Bostonu, które kompletnie nic nie wnoszą do akcji powieści. Oczywiście, książkę czyta się całkiem przyjemnie, pomysł sam w sobie ciekawy, ale moim zdaniem ta książka ma chyba niewykorzystany potencjał.
Kolejna książka z serii "Wehikuł Czasu" wydawnictwa Rebis, tym razem opowiadanie z 1967 roku, przekształcone w powieść z 1969 roku. W dzisiejszych czasach powiedzielibyśmy chyba, że fabuła opowieści jest dosyć klasyczna. Samotny facet, zostaje wysłany na straceńczą misję - w postapokaliptycznym świecie ma przewieźć lekarstwa z Los Angeles do Bostonu. Oczywiście, nasz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-19
Jest rok 2033, świat został zniszczony przez wojnę nuklearną. Nieliczni, którzy przeżyli hekatombę, znaleźli schronienie w moskiewskim metrze i tam zorganizowali swoje życie na nowo. Jednym z ocalałych jest Artem, mieszkaniec stacji WOGN (Wystawa Osiągnięć Gospodarki Narodowej), która mierzy się z zagrożeniem ze strony tajemniczych mutantów, zwanych Czarnymi. Pewnego dnia chłopak wyrusza na niebezpieczną misję, od której zależy nie tylko los jego domu, ale także całego metra.
Z pewnością olbrzymie wrażenie robi samo uniwersum i nie chodzi tu tylko o dbałość o szczegóły techniczne podziemnego świata, ale także o pewne odtworzenie Rosji w miniaturze. Każda stacja jest inna, a Artem podróżując przez nie poznaje ich specyfikę i charakterystykę. O stacjach krążą różne plotki i legendy, niektóre tunele cieszą się złą sławą - znikają w nich ludzie, inne są w miarę bezpieczne - dzięki wystawianym posterunkom, żołnierzom, broni maszynowej. Placówki toczą ze sobą wojny, zawierają sojusze, podpisują rozejmy, handlują i w tych oto czeluściach powstały różne frakcje tak typowe dla Rosji. Mamy więc bogatych kapitalistów, którzy zbijają kokosy na handlu, mamy komunistów ze swoim charakterystycznym słownictwem, pojawia się również Czwarta Rzesza, która nienawidzi uchodźców z Kaukazu, są różne sekty, sataniści i cała masa dziwów wytworzonych przez promieniowanie oraz broń biologiczną.
Samą powieść określiłbym jako bardzo...męską? Większość głównych bohaterów to żołnierze, nie ma tutaj miejsca na miłość czy przelotne romanse, a kobiety w książce pełnią rolę drugoplanową. Trup ściele się gęsto, co chwilę coś się dzieje, a oczy trzeba mieć szeroko otwarte i najlepiej mieć je dookoła głowy. Podoba mi się sam motyw wędrówki głównego bohatera. Artem coraz lepiej poznaje otaczający go świat, weryfikuje swoją wiedzę, stawia sobie filozoficzne pytania starając się zrozumieć o co tak naprawdę walczy on i jego przyjaciele. Mimo sporej ilości refleksji pojawiającej się w powieści, nie jest to książka przegadana. Raczej nie ma w niej przydługich dialogów czy rozmów o niczym. W trakcie lektury były też rzeczy, które może nie do końca mi się podobały, jednak moje wątpliwości rozwiał finał powieści, który jest rzeczywiście całkiem ciekawy i przyznam, że nawet dosyć zaskakujący.
Jest rok 2033, świat został zniszczony przez wojnę nuklearną. Nieliczni, którzy przeżyli hekatombę, znaleźli schronienie w moskiewskim metrze i tam zorganizowali swoje życie na nowo. Jednym z ocalałych jest Artem, mieszkaniec stacji WOGN (Wystawa Osiągnięć Gospodarki Narodowej), która mierzy się z zagrożeniem ze strony tajemniczych mutantów, zwanych Czarnymi. Pewnego dnia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-05
"Metro 2034" to kontynuacja "Metro 2033", jednak tym razem akcja rozgrywa się na innych stacjach metra niż w poprzedniej części. Nastąpiła również zmiana w kwestii głównych bohaterów - Artema zastąpiła trójka bohaterów Homer, Hunter i Sasza. Czasem w powieści pojawiają się nawiązania do poprzedniego tomu, bardziej w postaci jakichś legend czy plotek opowiadanych na stacjach niż w warstwie fabularnej wpływającej na akcję książki, jedynymi aspektami, które coś wnoszą na tym polu są postacie Huntera i Młynarza, które czytelnik poznał już w "Metrze 2033". Akcja rozpoczyna się na stacji Sewastopolskiej, która dzięki kontaktom z Hanzą może odpierać ataki mutantów, jednak karawany przestają docierać do celu, a kontakt z Linią Okrężną się urywa. Wiadomo, że na trasie dzieje się coś niedobrego, jednak wysłane patrole nie powracają, więc aura niepewności zaczyna otaczać stację. Bohaterzy zostają więc wysłani na rozpoznanie terenu i aby nawiązać ponowny kontakt z Linią Okrężną. Początkowo wydawało mi się, że komentarze uznające drugą część za znacznie słabszą są przesadzone, jednak im dalej w powieść tym faktycznie jest coraz słabiej. Problematyczni są bohaterowie. O ile moim zdaniem postać Homera - byłego pracownika metra jeszcze sprzed wojny, starszego człowieka, jest całkiem poprawna, to problem pojawia się wraz z pojawieniem się postaci kobiecej - Saszy. Dostajemy tutaj obraz trochę stereotypowej kobiety, lekko niezdecydowanej, która oczywiście wzbudzi uniesienie w męskich sercach naszych bohaterów. Niby wiele jest podobieństw do pierwszej części, bohaterowie wędrują przez metro, chłoną plotki, poznają różne ustroje panujące na stacjach, no i niby mają jakiś cel, ale czasami odnosi się wrażenie, że chodzą dosyć bezsensownie. Plusem jest to, że kontynuowany jest klimat z poprzedniej części, mroczny, tajemniczy, klaustrofobiczny, chociaż poprzez postać Homera, autor wprowadził dużo więcej momentów refleksji i nostalgii za poprzednim światem. Powieść nie jest tragiczna, ba, jest nawet bardzo dobra, ale nie wytrzymuje konfrontacji z poprzednikiem.
"Metro 2034" to kontynuacja "Metro 2033", jednak tym razem akcja rozgrywa się na innych stacjach metra niż w poprzedniej części. Nastąpiła również zmiana w kwestii głównych bohaterów - Artema zastąpiła trójka bohaterów Homer, Hunter i Sasza. Czasem w powieści pojawiają się nawiązania do poprzedniego tomu, bardziej w postaci jakichś legend czy plotek opowiadanych na stacjach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-13
No i przyszedł czas na ostatnią część trylogii "Metro" autorstwa Glukhovsky'ego. Tym razem głównymi bohaterami są postacie z obu poprzednich części, czyli Artem, Homer i Sasza. Dwaj pierwsi ruszają na poszukiwania pewnego radiotelegrafisty, który może mieć informacje na temat innych ocalałych miast, jednak zamiast tego wkraczają w sam środek nowej wojny między frakcjami. I mam cholerny problem z tą częścią. Artem po poprzedniej akcji jest totalnie zakręcony i stał się jakimś "patusem" moskiewskiego metro, którego nikt nie słucha i wszyscy dają mu spokojnie żyć, bo jest przybranym synem dowódcy stacji. Przyznam, że nie spodziewałem się, że postać ewoluuje w tak dziwną stronę. W zasadzie każda jego decyzja jest irytująca i drażnił mnie całą powieść w przeciwieństwie do pierwszej części, gdzie bohater naprawdę wzbudzał sympatię. Na minus również, że w tym tomie pojawia się naprawdę sporo pobocznych i niepotrzebnych dialogów, które rozgrywają się gdzieś w tle i w ogóle nie wpływają na fabułę. Jest za to sporo nowinek, jak chociażby dosyć konkretne wyjście na powierzchnię, zupełnie inne od tych znanych krótkich epizodów z poprzednich tomów. Ciekawa jest również sama intryga polityczna, która zajmuje naprawdę dużo miejsca jeśli chodzi o fabułę, chociaż zastanawiam się czy w pewnym momencie nie został ten motyw przejaskrawiony (zwłaszcza Rzesza). Pewnym odejściem jest również pozbawienie tuneli klimatu niepewności i braku bezpieczeństwa. Nie ma już tutaj znikających ludzi czy halucynacji. Można powiedzieć, że ta część jest najbardziej racjonalna, ale też właśnie dużo bardziej polityczna i pełna intryg. Mimo wszystko, uważam, że autor pierwszym tomem ustawił poprzeczkę bardzo wysoko i pozostałe części nie są w stanie dorównać mu poziomem. Całą trylogię ocenić należy jednak zdecydowanie pozytywnie i chętnie sięgnę po innych autorów tworzących uniwersum.
No i przyszedł czas na ostatnią część trylogii "Metro" autorstwa Glukhovsky'ego. Tym razem głównymi bohaterami są postacie z obu poprzednich części, czyli Artem, Homer i Sasza. Dwaj pierwsi ruszają na poszukiwania pewnego radiotelegrafisty, który może mieć informacje na temat innych ocalałych miast, jednak zamiast tego wkraczają w sam środek nowej wojny między frakcjami. I...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-02
Po lekturze oryginalnej trylogii Głuchowskiego zacząłem się rozglądać za kolejnymi pozycjami z uniwersum i wybór padł na Andrieja Diakowa. Książka, mimo iż należy do wykreowanego przez pierwowzór świata znacznie jednak różni się od oryginału. Przede wszystkim Moskwę zastępuje Petersburg, ale o ile w stolicy Rosji akcja działa się głownie w klaustrofobicznym metrze, to w Piterze fabuła w znacznej mierze rozgrywa się na powierzchni. Głównym bohaterem jest dwunastoletni chłopiec Gleb, typowy krnąbrny dzieciak z metra, który na początku powieści musi trochę poirytować czytelnika głupimi decyzjami, żebyśmy mogli na łamach powieści obserwować jego przemianę w dojrzalszą osobę. Gleb zostaje towarzyszem stalkera Tarana i razem z nim oraz kilkoma innymi komandosami wyrusza do Kronsztadu, gdzie od jakiegoś czasu widoczne jest światło. Początkowo ich relacja jest dosyć chłodna, ale stopniowo ich relacja staje się coraz bliższa. W czasie drogi do Kronsztadu grupa żołnierzy walczy z mutantami i innymi stworami, oczywiście co jakiś czas wpadając w tarapaty. Diakow postawił na bardziej przygodową historię, nie ma tu miejsca na jakieś głębokie filozoficzne rozważania czy mroczny klimat, jak to czasami bywało u Głuchowskiego. Fabularnie może jakiegoś szału nie ma, książka jest raczej przewidywalna, ale lektura jest przyjemna i wciągająca. Na pewno jest to całkiem miła odmiana po hermetycznym, moskiewskim metrze.
Po lekturze oryginalnej trylogii Głuchowskiego zacząłem się rozglądać za kolejnymi pozycjami z uniwersum i wybór padł na Andrieja Diakowa. Książka, mimo iż należy do wykreowanego przez pierwowzór świata znacznie jednak różni się od oryginału. Przede wszystkim Moskwę zastępuje Petersburg, ale o ile w stolicy Rosji akcja działa się głownie w klaustrofobicznym metrze, to w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-16
"W mrok" to drugi tom trylogii Andrieja Diakowa rozgrywającej się w petersburskim metrze i przyznam, że ta część wypada lepiej niż poprzednia książka, czyli "Do światła". Przede wszystkim mamy tutaj do czynienia z pisarstwem znacznie dojrzalszym, o dużo mroczniejszym klimacie. Mimo, że pierwsza część również mi się podobała, to "W mrok" po lekturze wydaje się dużo mniej infantylny i po prostu ciekawszy niż "Do światła". Jeśli chodzi o zarys fabuły, to znana z wcześniejszej pozycji wyspa Moszczny zostaje zniszczona w wyniku eksplozji nuklearnej. Kto to zrobił i po co, tego nikt nie wie, ale poszukiwanie odpowiedzi na te trudne pytania należy już do znanych już przez czytelnika bohaterów, czyli Gleba i Tarana. Uważam, że ta część jest lepsza ze względu na lepszą kreację samego świata metro, której trochę brakowało mi w pierwszej części. Podobnie jak to bywało u Głuchowskiego, mamy tutaj pewną intrygę polityczną, w którą zostają wmieszane frakcje zamieszkujące podziemia, co dało możliwość na szersze przedstawienie relacji panujących w metrze (być może moje podejście wynika z tego, że nie czytałem książek Wroczka, sądząc po przypisach, trochę zawaliłem chronologię czytania pozycji). Poza tym ciekawym zagraniem jest tworzenie narracji z perspektywy dwójki bohaterów i dwóch linii czasowych, które czasami na siebie nachodzą, aż w końcu splatają się w jedną całość. Wspominałem również o mrocznym klimacie, tym razem większa część akcji rozgrywa się pod ziemią, do tego dalej jest to mocno militarna rozrywka, gdzie trup mutantów ściele się gęsto. Druga część trylogii na pewno wypada zachęcająco, z pewnością dojrzalej od poprzedniczki, a ja już się zbroję do lektury kolejnej części.
"W mrok" to drugi tom trylogii Andrieja Diakowa rozgrywającej się w petersburskim metrze i przyznam, że ta część wypada lepiej niż poprzednia książka, czyli "Do światła". Przede wszystkim mamy tutaj do czynienia z pisarstwem znacznie dojrzalszym, o dużo mroczniejszym klimacie. Mimo, że pierwsza część również mi się podobała, to "W mrok" po lekturze wydaje się dużo mniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-17
"Za horyzont" to ostatnia cześć trylogii Andrieja Diakowa dotyczącej Uniwersum Metro 2033. W tej książce autor wraca do konceptu znanego już z "Do światła", gdzie grupa bohaterów wyrusza na niebezpieczną misję. Tym razem będą poszukiwać mitycznego Altejosa, który ma oczyścić Ziemię z promieniowania. Dla mnie (będę szczery, nie wiem jak to jest w innych, nieprzeczytanych jeszcze przeze mnie książkach z uniwersum) zaskoczeniem było odejście od ograniczonego terytorium. Nasi bohaterowie podróżują przez spory kawał Rosji - Rybińsk, Kazań, Jamantau, Kaspijsk, aż w końcu trafiają do Władywostoku. Dało to oczywiście autorowi spore pole do popisu, jeśli chodzi o poznawany przez czytelnika świat. Grupka ludzi, znani już z poprzednich części bohaterowie, podróżują różnymi środkami lokomocji - opancerzonym transporterem czy ekranoplanem, natrafiają na różne gatunki mutantów oraz na różne skupiska ludzkości, od tajnej bazy rakietowej po podziemne miasto. Sama książka w moim odczuciu wypada trochę słabiej od poprzedniczki, niektóre wątki np. Sungat są dosyć mocno naciągane. Podsumowując zaś całą trylogię to mimo wszystko jestem pozytywnie zaskoczony autorem, zwłaszcza widząc rozwój i pewną metamorfozę jego pisarstwa w porównaniu zwłaszcza do pierwszej części trylogii.
"Za horyzont" to ostatnia cześć trylogii Andrieja Diakowa dotyczącej Uniwersum Metro 2033. W tej książce autor wraca do konceptu znanego już z "Do światła", gdzie grupa bohaterów wyrusza na niebezpieczną misję. Tym razem będą poszukiwać mitycznego Altejosa, który ma oczyścić Ziemię z promieniowania. Dla mnie (będę szczery, nie wiem jak to jest w innych, nieprzeczytanych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-26
"Wieczna wojna" to powieść, którą można zaliczyć do tematyki fantastyki militarnej. Podczas pisania autor korzystał ze swoich doświadczeń wyniesionych z wojny wietnamskiej, a pierwotne wydanie powstało jeszcze w latach 70-tych. Osią narracji jest konflikt między ludźmi a Taurańczykami, który wybuchł w latach 90-tych XX wieku. Opowiedziany jest on z perspektywy Williama Mandelli, fizyka, który został powołany do armii i wysłany w kosmos. Wraz z rozwojem fabuły nasz autor awansuje w szeregach sił zbrojnych, czytelnik ogląda więc działania wojenne z różnych perspektyw, początkowo z pozycji szeregowca, aż do czasu kiedy Mandella zostaje majorem i obejmuje dowodzenie nad kompanią. Wspomniałem, że jest to fantastyka militarna, dużo tutaj ćwiczeń, manewrów wojskowych, strzelaniny, walki statków kosmicznych. Bardzo podobał mi się styl autora, dowcipny, pełny ironicznego poczucia humoru, a niektóre motywy są naprawdę genialne jak 92% podatek na Ziemi, nielegalna bimbrownia na statku kosmicznym, główny bohater naszpikowany wiedzą z wojskowości cytujący Clausewitza czy Mandella pośród nowoczesnych ludzi stworzonych jako homoseksualiści. Akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkuset lat, więc wiele rzeczy ulega zmianie, czytelnik może śledzić rozwój technologiczny obu stron, zmieniającą się taktykę czy degrengoladę życia na Ziemi. Książka nie jest też moim zdaniem przesiąknięta naukami ścisłymi, oczywiście pojawia się wiele terminów związanych np. z fizyką, ale nie przeszkadzają one w lekturze ludziom, którzy trzymają się z dala od nauk ścisłych.
"Wieczna wojna" to powieść, którą można zaliczyć do tematyki fantastyki militarnej. Podczas pisania autor korzystał ze swoich doświadczeń wyniesionych z wojny wietnamskiej, a pierwotne wydanie powstało jeszcze w latach 70-tych. Osią narracji jest konflikt między ludźmi a Taurańczykami, który wybuchł w latach 90-tych XX wieku. Opowiedziany jest on z perspektywy Williama...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-18
No cóż, jeśli chodzi o Uniwersum Metro, to ta książka to niestety dla mnie spore rozczarowanie. Moim zdaniem autor nie utrzymał poziomu narzuconego przez Głuchowskiego i Diakowa. Poza tym, mam wrażenie, że jest to trochę kompilacja motywów znanych już z poprzednich powieści, przez co doznaje się odczucia, że wszystko się już kiedyś czytało, a każdego bohatera się już zna. Bo znowuż dostajemy bohatera z problemami psychicznymi, który utracił bliskich, przez co oddalił się od społeczności. Po raz kolejny dostajemy też rosyjski specjał, czyli jurodiwego, groteskową postać natchnioną przez niby Boga, który jest swoistą maskotką całego rostowskiego metra. Cała fabuła niestety też trąci lekką płycizną, o ile wcześniej mieliśmy przynajmniej bohaterów-stalkerów, którzy walczyli czy to z mutantami czy z innymi bohaterami, to tym razem główny bohater, Ilja, ogranicza się raczej do ucieczki przez tytułową mrówańczą, czyli połączenie mrówki i szarańczy. Na plus na pewno można zaliczyć, że akcja dzieje się w metrze, co z pewnością niektórym może się spodobać, aczkolwiek znów brakowało mi trochę tego mrocznego klimatu znanego chociażby z Głuchowskiego. Podsumowując, książka może nie jakaś tragiczna, ale z dużą dożą przekonania można ją określić jako przeciętną przygodówkę bez jakiegoś większego sensu.
No cóż, jeśli chodzi o Uniwersum Metro, to ta książka to niestety dla mnie spore rozczarowanie. Moim zdaniem autor nie utrzymał poziomu narzuconego przez Głuchowskiego i Diakowa. Poza tym, mam wrażenie, że jest to trochę kompilacja motywów znanych już z poprzednich powieści, przez co doznaje się odczucia, że wszystko się już kiedyś czytało, a każdego bohatera się już zna....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-10
Po dosyć przeciętnej "Mrówańczy" musiałem dać sobie chwilę przerwy od uniwersum, w każdym razie jako następną pozycję postanowiłem przeczytać"Czerwony wariant" Siergieja Niedoruba. I przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczony. Tym razem akcja powieści rozgrywa się w Kijowie. Głównym bohaterem jest Jon, nauczyciel w metrze, który dostaje misję ochraniania pewnej kobiety do jednej z ostatnich stacji linii Krzyża. W związku z tym mamy tutaj trochę powrót do archetypu, czyli wędrówkę przez poszczególne stacje, chociaż bez tej metafizycznej otoczki jak u Głuchowskiego. Inaczej też wygląda konstrukcja społeczeństwa zamieszkującego podziemia, nie ma tutaj aż tak wielu frakcji, krwawych porachunków miedzy nimi, karawan włóczących się z miejsca na miejsce, życie tutaj wygląda na prostsze i bardziej ukształtowane niż w innych miastach. Pewnym minusem jest fabuła, bo nie da się ukryć, że jest to trochę odgrzewany kotlet, czyli oparcie się na legendach, plotkach o innej linii, która w tajemniczy sposób wpływa, a może nawet kontroluje niektóre stacje metra. Plusem na pewno jest zaskoczenie, dosyć zaskakujące, w końcu trochę nieszablonowe. Książka powinna się spodobać osobom, które mają ochotę na powrót do bardziej klasycznej konwencji metra, tej bardziej podziemnej niż z akcją na powierzchni.
Po dosyć przeciętnej "Mrówańczy" musiałem dać sobie chwilę przerwy od uniwersum, w każdym razie jako następną pozycję postanowiłem przeczytać"Czerwony wariant" Siergieja Niedoruba. I przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczony. Tym razem akcja powieści rozgrywa się w Kijowie. Głównym bohaterem jest Jon, nauczyciel w metrze, który dostaje misję ochraniania pewnej kobiety do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Mutant” Andrieja Butorina przypomina mi trochę piłkarzy Ekstraklasy oczami komentatorów Canal+, z jednej strony chwalimy za pomysł, z drugiej – wykończenie mogło być lepsze. Bo rzeczywiście koncept samej książki jest całkiem dobry i rzekłbym nawet, że nowoczesny jeśli chodzi o uniwersum. Główny bohater Gleb jest mutantem i odzyskuje świadomość w lesie; nie wie kim jest, nie wie jak się tam znalazł. Jedynym pomysłem na odzyskanie pamięci jest powrót do miasta Wielki Ustiug, który przebija się w mrokach umysłu. Mamy więc do czynienia z klasyczną wędrówką przez Rosję, walkę ze zwierzętami, spotkania z różnymi bandami. Nowością jest to, że bohaterowie to mutanci i poruszamy się w ich środowisku oraz na pograniczu świata ludzi oraz mutantów, które istnieją obok siebie. Potencjał książki pozostaje jednak niewykorzystany przez kilka zabiegów autora. Butorin stara się kreować świat nieomal baśniowy, w związku z tym w powieści występuje Baba Jaga, Dziadek Mróz i jego kareta czy Śnieżynka. Czasami zastanawiałem się, czy aby nie czytam jakiejś bajki dla dzieci. Drugim problemem jest to, że autor stara się stylizować język chłopów na bardzo prymitywny, do tego jeden z bohaterów przestawia litery w wymawianych przez siebie wyrazach. Za bardzo to wszystko pretensjonalne i sztuczne. Zakończenie również pozostawia wiele do życzenia i przypomina raczej to z harlequinów, co tylko powiększa ostateczny niedosyt związany z całą powieścią.
„Mutant” Andrieja Butorina przypomina mi trochę piłkarzy Ekstraklasy oczami komentatorów Canal+, z jednej strony chwalimy za pomysł, z drugiej – wykończenie mogło być lepsze. Bo rzeczywiście koncept samej książki jest całkiem dobry i rzekłbym nawet, że nowoczesny jeśli chodzi o uniwersum. Główny bohater Gleb jest mutantem i odzyskuje świadomość w lesie; nie wie kim jest,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kris Kelvin przybywa z Ziemi na planetę Solaris. Praktycznie od razu uderza w czytelnika ponury nastrój tajemnicy i chaosu. Mieszkańcy zachowują się dziwnie, a Kelvin zauważa, że na stacji panuje spory bałagan, trudny do wyjaśnienia. A zaczną się dziać rzeczy jeszcze dziwniejsze. "Solaris" jest trudny do opisania, bo i sporo emocji towarzyszy lekturze. Mamy tutaj fragmenty spokojniejsze, romantyczne, oparte na relacji dwojga postaci czy też po prostu takie, kiedy bohater siedzi w bibliotece i czyta książki. Są też elementy filozoficzne, czasem momenty bardziej ekscytujące, w których pojawiają się zalążki akcji. Generalnie Lem pozostawia spore pole do interpretacji swojej powieści, to co się w niej dzieje można odczytywać na naprawdę wiele sposobów. Także finał jest tak skonstruowany, że pewnie czytelnicy będą mieli sporo własnych analiz końcówki powieści. Na pewno interesujący jest sam klimat stacji i planety Solaris. Interesujące są fragmenty, kiedy Kelvin przebywa w bibliotece i tak naprawdę przedstawia nam podstawy nauki zwaną solarystyką. Nie są to może porywające fragmenty, no i też poza pewnymi wyjątkami nie wpływają zbytnio na samą fabułę, ale w zasadzie należy docenić, to w jaki sposób Lem opisał ten świat.
Kris Kelvin przybywa z Ziemi na planetę Solaris. Praktycznie od razu uderza w czytelnika ponury nastrój tajemnicy i chaosu. Mieszkańcy zachowują się dziwnie, a Kelvin zauważa, że na stacji panuje spory bałagan, trudny do wyjaśnienia. A zaczną się dziać rzeczy jeszcze dziwniejsze. "Solaris" jest trudny do opisania, bo i sporo emocji towarzyszy lekturze. Mamy tutaj fragmenty...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to