Ganbare! Warsztaty umierania Katarzyna Boni 8,0
ocenił(a) na 925 tyg. temu „Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyny Boni (Agora) to jeden z tych reportaży, do których warto wrócić, ZANIM sięgnie się po takie bestsellery jak „Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi (Relacja) czy też wydana ostatnio „Pójdę sama” Chisako Wakatake (W.A.B.). Temat starzenia się i odchodzenia jest czymś, co dla Japończyków stało się numerem jeden, a co my, Europejczycy spychamy raczej na dalszy plan. To, co tam staje się bestsellerem, u nas odbierane jest naprawdę różnie. Czytelnicy są podzieleni na tych absolutnie zachwyconych i tych, co nie mają oporów napisać, że taka choćby powieść Kawaguchiego to kpina z czytelnika. A kawa i rozmowy z kimś z przeszłości nie wzięły się znikąd.
Po epickiej katastrofie z 11 marca 2011 roku, gdzie w naprawdę okrutny sposób tsunami pochłonęło około dwudziestu tysięcy ofiar, a miliony zostało bez dachu nad głową, emocjonalna huśtawka wystrzeliła w kosmos.
Oficjalne chodzenie do psychologa jest dla Japończyka potwierdzeniem, że sobie nie radzi, a to ostatnia rzecz, do której się przyzna. Nic dziwnego, że w przestrzeni publicznej pojawiła się budka nazywana „wietrznym telefonem” Kaze no denwa, z której od roku 2011 użytek zrobiło ponad trzydzieści tysięcy mieszkańców. Może z niej skorzystać każdy, a symboliczne skomunikowanie się ze zmarłymi przynosi wymierne korzyści, zwłaszcza tym, którzy stracili kogoś, kogo ciała nigdy nie odnaleziono.
Dużo dobrego zrobiła też kawa, ściślej mówiąc mnich Taio Kaneta, który swoich samochodzikiem z logo Cafe de Monk wybrał się tam, gdzie ludzie doświadczyli trzęsienia ziemi, tsunami i skażenia nuklearnego. „Ludzie stracili zdolność odczuwania, stali się pozbawieni emocji. To tak, jakby ich serca zamarzły do tego stopnia, że nie mogli nawet płakać”. Przy kawie i ciasteczkach wysłuchuje każdego nieszczęścia, uwalniając tym samym zablokowane emocje każdego, kto tego potrzebuje. A on sam? Jest mnichem, mnisi mają dodatkowe skille. Wszystko to w odbywa się przy aromatycznym zapachu kawy i nie może trwać zbyt długo, tuż za rokiem czekają kolejni...
Japońskie społeczeństwo starzeje się na potęgę, stąd też ich pragmatyczne podejście do własnej śmierci. Nie zdają się na innych, często sami dużo wcześniej planują swoją ceremonię pogrzebową, uwzględniając w niej absolutnie wszystko, zgodnie ze swoimi wyobrażeniami. Cały ten proces otrzymał nawet swoją nazwę. To shukatsu.
Chociaż sam reportaż Katarzyny Boni ukazał się w roku 2017 i pierwszą młodość ma już za sobą, sięgnijcie po niego, jeśli do tej pory nie mieliście okazji się z nim zapoznać. Znajdziecie tam bardzo wartościowe treści dotyczące nie tylko samego tsunami i skażenia przez elektrownię jądrową Fukushima, ale też bardzo dużo z mitologii i legend Japonii, oraz niezwykłe historie ludzi, którzy pokazują, że póki można oddychać, trzeba żyć, bez względu na warunki. Może też po lekturze tej książki, te inne, opisujące japońskie podejście do świata zmarłych, nie będą dla Was już takie dziwne :)
IG @angelkubrick