Generacja K Marine Carteron 6,0
ocenił(a) na 23 lata temu Głównymi bohaterami „Generacji K” są Kasandra, Mina i Georges. Cała trójka jest obdarzona wyjątkowymi zdolnościami, odróżniającymi ich od reszty ludzkości. Choć na początku opowieści Georges jest dla dziewczyn całkowicie obcą osobą, w pewnym momencie ich losy splatają się, a życia zmieniają o sto osiemdziesiąt stopni. Grozi im bowiem ogromne niebezpieczeństwo i te ze strony ludzi, po których najmniej by się tego spodziewali.
Nawet nie wyobrażacie sobie, jak trudno było mi zarysować Wam fabułę tej książki. „Generacja K” to totalny chaos, w którym nie jestem w stanie doszukać się ani sensu, ani logiki. Wydarzenia w tej książce, zachowania bohaterów i wszelkie plot twisty są po prostu tak absurdalne, że nie mam pojęcia, jak miałabym ubrać je w słowa.
Po przeczytaniu krótkiego opisu z blurba myślałam, że będzie to ciekawa, innowacyjna fantastyka z genetyką w tle, tymczasem dostałam misz masz absurdu, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. O ile, czytając prolog, poczułam się naprawdę zaintrygowana tą pozycją, o tyle czym dalej zagłębiałam się w tę historię, tym bardziej się zniechęcałam.
Język, którym został napisana ta książka jest bardzo prosty, ale uznam to za jej zaletę, ponieważ dzięki niemu, czytało się błyskawicznie, dlatego nie zmarnowałam na tę pozycję wiele czasu. Autorka jednak stanowczo nadużywała wykrzykników. Na jednej stronie mogło być ich nawet pięć, a nie zawsze występowały w dialogach. Według mnie, w dziewięciu na dziesięć przypadków spokojnie mogła postawić po prostu kropkę zamiast używać wykrzyknika. Poza tym „Generacja K” jest jedną z tych książek, które sprawiają, że odczuwam pewną awersję do pierwszoosobowej narracji. Ciągłe przeskoki od jednego bohatera do drugiego, a dalej jeszcze do trzeciego i ich przedziwne, momentami okropnie niesmaczne przemyślenia sprawiały, że musiałam na chwilę odkładać książkę, aby ochłonąć.
Skoro już o bohaterach mowa… Dawno, a może jeszcze nigdy, nie czytałam tak słabo wykreowanych postaci. Ich zachowania nie trzymają się kupy, raz mówią jedno, potem robią drugie, za chwilę robią to samo, by pomyśleć znowu, co innego. Jak już wyżej napisałam, na próżno szukać to jakiejkolwiek logiki. Oprócz tego, charaktery, dziewcząt w szczególności, to istna masakra. Zarówno Kasandra jak i Mina, bardzo przepraszam za wyrażenie, są po prostu puste, a pierwsza z nich dodatkowo niecodziennie rozpieszczona. Nie zapałałam sympatią do nikogo z trójki bohaterów, nie wspominając już o postaciach pobocznych, które zostały potraktowane jeszcze bardziej po macoszemu.
Zapewne nasuwa się Wam pytanie, dlaczego nie przerwałam czytania, skoro tak bardzo biadolę teraz na to, jak beznadziejna była ta książka. Nie zrobiłam tego, ponieważ do samego końca miałam nadzieję, że autorka zaskoczy mnie czymś, co może jednak odrobinę poprawi sposób, w jaki postrzegam tę książkę. Cały czas liczyłam, że wątek genetyki rozwinie się bardziej lub końcówka zadziwi mnie tak mocno, że jednak postanowię sięgnąć po część następną. Tak się jednak nie stało.
Naprawdę bardzo rozczarowałam się tą pozycją, szczególnie, że słyszałam pochlebne opinie.