Cztery żywioły magii Milena Wójtowicz 7,7
Zbiorek czterech opowiadań rodzimych autorek. Dwa są naprawdę dobre (ok. 7 gwiazdek),ale dwa pierwsze to zwykłe słabizny (ok. 3 gwiazdek).
Żywioł ognia od Kubasiewicz wypadł bardzo dobrze i aż chciałoby się kontynuacji. Autorka swoją historię umieszcza w znanym czytelnikom świecie, w Polanii. Nie wykorzystuje jednak znanych już bohaterów, lecz wprowadza całkiem nową postać, nie stykającą się z elitami magicznymi czy naukowymi, ale mającą niezwykle bliski kontakt z ogniem. Wszystko, pomimo krótkiej formy, jest niezwykle dopracowane. No i ten wspaniały opis, gdy bohaterka niby przemieszcza się w czasie rzeczywistym, ale duchowo jej tam do końca nie ma, bo brnie przez wizje sprzed lat - majstersztyk.
Żywioł wody od Jadowskiej jest nieco słabszy, przez dość drętwy początek w stylu garstko-ustkowym oraz ze dwa błędy logiczne. Niewykluczone, że to opowiadanie w bardziej rozbudowanej formie byłoby lepsze, bo przez sporą dawkę emocji, na dłużej zapada w pamięć. Najlepiej Jadowskiej wyszedł fragment o nie przynależeniu nigdzie i pragnieniu znalezienia swojego miejsca, o tęsknocie, zranieniu... To może wycisnąć łzy z oczu. Z kolei fragment opisujący pustkę pozostałą po kimś kogo już nie ma, był tak dobry jak "Kot w pustym mieszkaniu" Szymborskiej.
Dla tych dwóch opowiadań, aż chciałabym mieć tą książkę w swoich zbiorach.
Niestety, aby do nich dotrzeć, trzeba przejść przez dwie słabizny.
Żywioł powietrza od Wójtowicz zaczyna się nieźle, bo od postaci wietrzycy. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, gdyż pojawiają się postacie z innych produktów autorki, czyli Piotr, Sabina, wredne staruchy i przygłupia Żaneta, a nawet ta socjopatka Event. Jedynie Piotruś mógłby tu zaistnieć bez szkody dla całego opowiadania, ale nie, Wójtowicz już nie rusza się bez całej czeredy. Ci bohaterowie są już nieco wyeksploatowani, a tutaj drętwymi tekstami, które z założenia miały być lekkie i zabawne, kładą całe opowiadanie. Aż się odechciewa czytać. Opowiadanie ratują wyłącznie fragmenty o wietrzycy (ale tylko te bez reszty zgrai + Piotr może być).
Żywioł ziemi ma niby reprezentować opowiadanie pani Kisiel, ale chyba coś nie wyszło. Tak jak w "Czterech porach magii", tak i tutaj autorka opisuje przygodę trzech przyjaciółek: chimery, syreny i nocnicy. I podobnie jak i tam, jest to najsłabsze opowiadanie i tak jakoś nie do końca pasujące do tytułu tomu. Podobnie jak u Wójtowicz miało być lekko i zabawnie, a wyszło drętwo i na siłę wymuszenie. Co prawda zdarzyło mi się ze dwa razy zaśmiać, ale nie z konkretnej sytuacji, lecz z ciekawego doboru słów w zdaniu. Styl pani Kisiel jest koszmarny, gdyż zaczyna dialog (np. pada pytanie),po czym przez całą stronę pisze o czymś innym, by ponownie wrócić rozpoczętej rozmowy. Niestety, to zdarzyło się więcej niż raz w całym opowiadaniu i nie ukrywam, jest to cholernie męczące.