Na początku nawet wydała mi się ciekawa. Dowiedziałam się, że będąc na szlaku w chwili burzy nie powinno się chować nigdy pod dąb i jesion. Niestety książka jest przeciętna i nudna, bardzo często odnosi się do Wielkiej Brytanii a to ma się nijak do Polski. Autor traktuje czytelnika jak dziecko, ma to swoje plusy ale bywa też irytujące. Książka zwróciła mi jednak uwagę na to, że nie znam nazw otaczających mnie drzew dlatego pora to zmienić i za to daję mały plusik :)
Sięgnęłam po tę pozycję z wielkim entuzjazmem - ciekawa dla mnie tematyka i możliwość wykorzystania zdobytej wiedzy podczas nadchodzących wakacji - kuszące. Początki wydawały mi się całkiem obiecujące. Autor powoli wprowadzał w temat pieszych wędrówek, a ja czekałam na rozwinięcie tematu - i się nie doczekałam.
Mam wrażenie, że każdy rozdział jest jedynie liźnięciem tematu. W większości informacje zawarte w tej książce, nie były dla mnie żadną nowością. Wystarczy wiedza ze szkoły + logiczne myślenie.
Książka została napisana w dość chaotyczny sposób. Na jednej stronie autor najpierw rozwodzi się, z detalami, nad jedną kwestią, a później kolejną traktuje po macoszemu i załatwia jednym zdaniem. W każdym podrozdziale znajdowała się wskazówka: trzeba obserwować otoczenie i szukać w nim ukrytych wskazówek. Taka uwaga wystarczy raz, nie ma potrzeby pisania tego samego 50 razy.
W książce zawarte są rozdziały o tym jak czerpać wskazówki z roślin, zwierząt, słońca, chmur itp oraz dwa rozdziały o tym jak autor pojechał na Borneo uczyć się odczytywać znaki z przyrody od tamtejszej ludności. Niestety w tych rozdziałach autor pochwalił się czytelnikom swoją wyprawą do Indonezji, ale nie zawarł tam żadnych wskazówek.
Wiele informacji może być przydatnych tylko dla osób wędrujących po Wyspach Brytyjskich - odnoszą się do tamtejszego klimatu i przyrody.
Reasumując zawiodłam się na tej pozycji. Nie sięgnęła bym po nią ponownie.