An Enchantment of Ravens Margaret Rogerson 6,1
ocenił(a) na 41 tydz. temu Romantasy to, zwłaszcza ostatnimi czasy, bardzo popularny gatunek. Raczej nie mogę powiedzieć, żeby bardzo mnie do niego ciągnęło. Tak, jak czasami lubię sięgnąć po fantastykę, tak wolę, gdy prym wiedzie w niej przygoda. Czy debiut Margaret Rogerson przekonał mnie do opowieści fantasy, gdzie prym wiedzie miłość?
Isobel to siedemnastoletnia malarka. Do jej klientów należą znamienitości zaczarowanego dworu (fair folk, czyli fae/wróżki — chociaż, szczerze mówiąc, postaci te bardziej kojarzyły mi się z elfami z Rivendell). Pewnego dnia do drzwi dziewczyny puka jesienny książę, Rook. Przystojny, wysoki brunet (nie mogło być inaczej, prawda?) o wyniosłej osobowości zamawia obraz i nakazuje odesłanie go na dwór swojego przyjaciela, Gadfly'a. Isobel dodaje dziełu pewien pierwiastek, którego Rook się nie spodziewa. Zagniewany książę porywa więc Isobel do magicznej krainy, gdzie czyha na nich niejedno niebezpieczeństwo.
Przyznaję, że "An Enchantment of Ravens" początkowo mi się podobało. Świat powieści wydawał mi się intrygujący, a postać Isobel sympatyczna. Motyw tworzenia sztuki oraz elementy magiczne miały swój niewątpliwy urok. Szybko jednak zaczęły pojawiać się książkowe, czerwone flagi...
Pierwszą z nich była miłość od pierwszego wejrzenia — nie przepadam za tym motywem, bo trudno mi w niego uwierzyć. Rogerson niestety nie udało mi zmienić o nim zdania. Isobel zdecydowanie za szybko zakochuje się w Rooku, który wydał mi się postacią mocno opryskliwą. Jego osoba nie wywołała we mnie ciepłych uczuć, nie mówiąc już o miłości... Choć Rook zyskał nieco przy bliższym poznaniu, tak jego romans z Isobel był dla mnie mało przekonujący. Zabrakło mi momentów, w których mogłabym poczuć chemię między bohaterami i które sprawiłyby, że kibicowałabym ich związkowi.
Książka ma też spore problemy z tempem. Szybki wstęp, ciągnący się środek przedstawiający podróż bohaterów przez las, szybki rozwój wydarzeń na magicznym dworze i ekspresowe zakończenie. Zabrakło mi w "An Enchantment..." wyważenia akcji. Boli zwłaszcza fakt, że to, co zdecydowanie bardziej zainteresowało mnie od romansu, intrygi członków dworu, zostało opisane krótko, "po łebkach". W rezultacie zakończenie nie należy do szczególnie satysfakcjonujących.
Wady nie znaczą jednak, że jest to książka szczególnie zła. Podobał mi się język Margaret Rogerson — jest dobrze dopasowany do klimatu fantasy. Autorka nie wplata niepasujących, zbyt współczesnych określeń i dialogów (jedynie "shit" mi trochę nie grało) i sięga czasami po nieco archaiczne słownictwo. Momentami bywa też nieco poetycko. Proza Rogerson wyróżnia się pozytywnie pod tym względem na tle innych młodzieżówek.
"An Enchantment of Ravens" można przeczytać bez bólu, głównie dzięki porządnej warstwie językowej. Książka nieźle sprawdza się jako lektura do autobusu i samolotu (przetestowane),gdy różne czynniki odwracają uwagę od nieprzekonującego romansu i średnio poprowadzonej fabuły. Mogło być gorzej, ale mogło też być o wiele lepiej.