Pornofonia Jacek Bierut 5,1
To będzie długa opinia. Ogólnie: czerstwe, sztuczne, dobrze napisane, bez drugiego dna, wylewające frustracje, ciekawe konstrukcyjnie. Świetna okładka. Starałem się bardzo, żeby się spodobało i tak do połowy się nawet udawało. Opis książki jest od wydawcy (autora)? Dlaczego zawiera interpretacje? Cielesność jako sakralność to gruby żart (tak, wiem, pewnie nie pojąłem książki). Ale do rzeczy. W punktach, notatki podczas lektury.
-Dobre, ale nieco męczące bez nagrody. Trochę wciąga, ale jednak mało satysfakcji z czytania. Metanarracyjna gierka trochę denerwująca ("Panlala…”).
-Szybko widoczny ogólny temat: kryzys męskości w kontekście kontaktów z kobietami. Prawdziwe, ale nudnawe, taka rozbudowana kontynuacja podobnych klimatów z „PiT”, ale w mocniejszej formie.
-Krótki czas akcji i bohaterowie zanurzeni w kilku wydarzeniach przenikających się, czy wynikających z siebie. Nie do końca lubię taką konwencję, bo wygląda to jakby autor dobierał scenografię i postaci do już ustalonej treści, a nawet interpretacji. Pewne skojarzenia z dramatem. Wolę, gdy jednak powieść kreuje i dopiero autor i czytelnik coś odkrywa. Ale autor bardzo sprawnie operuje obranym czasem i konwencją, to trzeba przyznać.
-Nie do końca autentyczne monologi kobiecej postaci. Przerysowany, stereotypowy obraz kobiety (mam super cycki i jestem od dojenia facetów na kasę). To jedyne monologi kobiety na całą książkę i bardzo liczne męskie monologi, a tak kalkowo potraktowane.
-Monotematyczność. Kryzys męskości w kontaktach z kobietami i krytyka na wielu płaszczyznach. W zasadzie jak już zaczyna się poruszanie tych zagadnień, niemal od samego początku, to potem jest drążenie i drążenie tego samego, nawet ciekawe, ale przewidywalne, mało odkrywcze. Nie jest punktem wyjścia do niczego (a owa "sakralność" z opisu, ja pierd..., pewnie żaden czytelnik na to nie wpadł, albo 1 na 10 a reszta jest zbyt głupia). Porównując do Houellebecq, podobną tematykę ujmuje szerzej, ma ciekawe wnioski co do społeczeństwa i cywilizacji w ogóle. U Bieruta takich obserwacji jest mniej, a niekończące się monologi o nieszczęśliwych facetach, zwłaszcza po ślubie i złych czasach trochę nużą. Temat miałby większą moc rażenia jakby nie był mielony niemal non stop całą powieść i prowadziłby do czegoś minimalnie odkrywczego.
Spojlery, uwaga:
-Ostatnia część i przejście w fantastykę/postapo? Zaskakujące, ale mnie kompletnie nie przekonało. Podobnie jak metanarracyjne wstawki w klimacie opowieści spod celi, które przeszły we wspomnianym finał. Przyznaję jednak, że połączenie intrygujące! Nie przekonuje natomiast wcale krótkie wstawki-zdania odnośnie literatury w ogóle. Nic nie dają, a są tylko tanią sztuczka, by powieść dostała kolejną cechę, że postmodernizm.
-Pewne skojarzenia z „Możliwość Wyspy” Houellebecq, Tylko H. jest zabawny i elokwentny, a tu jest jakoś tak gorzko, tkwienie w miejscu, a nie punkt wyjścia do czegoś inspirującego. Wizja fantastyczna intrygująca, ale nie do końca jasna i nieprzekonująca. Na końcu wyjaśniona, ale sprawia wrażenie zakończenia lekko kiczowatego SF, na szybko, na siłę. Konstrukcja świata postapo na samym końcu nie jest żadną nagrodą, mogłaby stanowić dobre tło, jeśli podane wcześniej i nie naraz.
-Ogólnie większość czasu tak od połowy nie miałem satysfakcji z lektury. Zwyczajnie kryzys męskości w wizji Bieruta mnie nie przekonuje. Jest w nim sporo prawdy, ale sporo też takiej szorstkości/tępoty/szowinizmu/frustracji; czegoś co określiłbym inteligentnym prostactwem. A klimaty fekalne, wątki odbytowe, wydalnicze... Nie przeszkadzają mi, ale ani nie są zabawne, ani nie wydają się być czymś innym niż składowa wspomnianej frustracji męskości/seksualności. U wczesnego Bitnera tego typu klimaty wypadały autentyczniej.
-O opisie z lubimyczytać. Kto to pisał? Wydawca? Autor? To gorzej jak blurb, skoro podaje interpretacje (tej czystości kompletnie nie widać, jeśli była celem to nieudanym i nie widać jej realizacji, wątek typu Miki i Jasia na końcu nic nie ratuje, jest sztuczny),do tego spojleruje bo część fantastyczna (bo ani to dystopia do końca, ani antyutopia) jest zakończeniem, a nie konwencją jaką znamy od początku, do tego jest zakryta więziennym żargonem-zmyłką, oczywiście z wielkim sensem, który jednak kompletnie mnie już nie interesuje (strzelam, że kombinacja męskość+samotność+kara+prostota).
Ogólny wniosek co do książki: dobre pisarstwo, ale rozczarowujące, czuć sporą sztuczność całej tej kreacji, sporo trafnych spostrzeżeń, ale podanych szorstko, bez błysku, więcej za to złości i frustracji seksualno-odbytniczej, a przesłanie z opisu nie widać kompletnie. Pewnie dlatego (zakładając nawet, że jest, ale nie umiem go zobaczyć) informuje się mnie co książka ma oznaczać. Zaznaczam, że przeczytałem w ostatnich tygodniach 3 książki Houellebecq i choć poruszają podobne z Bierutem kwestie męskości i seksualności, to u H. jest to zabawnie podane a szerszy kontekst (społeczny, cywilizacyjny, religijny, biologiczny itd.) ładnie wyłożony. U Bieruta humor jest czerstwawy. Zabawne, że seksu nie ma prawie wcale, za to mnóstwo gadania o nim, często w rubasznym, nudnym sosie, oczywiście wraz z nieodłączną frustracją. Nie przekonuje mnie próba robienia z tego groteski, zwłaszcza pod koniec. O kobietach nie dowiemy się za wiele, sądzę, że nic, choć bardzo dużo się o nich mówi. O facetach też nie, chyba że z perspektywy wszechobecnej frustracji, ale innej nie za bardzo.
Z drugiej strony nie można autorowi odmówić warsztatu, języka. Ale przy postaciach rozkładanych jak figury z gipsu do szopki nie można napisać wciągającej dobrej powieści, bo czuć sztuczność i ona, obok sposobu potraktowania tematu powieści, najbardziej razi.
Z dru...trzeciej strony ma się wrażenie, że to prawdopodobnie powieściowy opis magnum autora i może on być z konstrukcji, zwłaszcza przejścia głównej części w finalną zadowolony. Ale sam pomysł nie tworzy dobrej książki i fantastyczną wizją dodaje tylko temu, co opisywałem jako szorstkość i jak sztuczność w rozkładaniu bohaterów i krzyżowaniu ich szybkich ścieżek. Zwyczajnie, nieautentyczne to, sztuczne, dobrze napisane, ciekawa konstrukcja, ale bez błysku, a o błysk w sztuce-literaturze chodzi, a nie stawianie domku z kart.
Ps. Nie przekonuje mnie wkrętka w książce, chyba więcej niż raz, jeśli dobrze pamiętam, że - parafrazując - ważniejsze w książkach jest to, czego w nich nie ma. Brzmi to jak banał i nie tłumaczy tej świętości ciała czy czegokolwiek innego, jako sedna "Pornofonii", nieczytelnej na tyle, że należy o niej wspominać w opisie książki. Takie zdanie brane dosłownie może tłumaczyć każdy brak czy nieczytelność w każdej słabej książce, więc jest nie tylko bezużyteczne, ale i groźne.
Ps.2. duże literki w książce - zazwyczaj jako wyszukany opis do kształtu jaki przybiera jakaś kobieta - czy tworzą jakieś słowa/zdanie? Ktoś coś ułożył? Spisywałem je, prócz kilku ostatnich, bo zabawa mnie ostatecznie jednak irytowała. Spisałem RHYTMUNCINOPFDBKREA.