Zrabowane nadzieje Nina Zawadzka 8,2
ocenił(a) na 51 godz. temu Przeczytałam już chyba wszystkie napisane przez tę autorkę książki i ta jej najnowsza trochę podniosła mi ciśnienie. Dlaczego? No bo ile razy można wałkować temat kolaboracji podczas II wojny światowej czy porywania i zniemczania polskich dzieci. Przecież zarówno literatura faktu jak i powieści obyczajowe już opisały te tematy na wszystkie możliwe sposoby. Pytam więc - po co tworzyć kolejną książkę o tym samym, jeżeli nie ma się w tym temacie nic nowego czy odkrywczego do dodania. Ja wiem, że to to są chwytliwe kwestie, które mocno działają na wyobraźnię i uczucia czytelników. Ale na prawdę nie ma świeżych tematów, które można by ciekawie opisać?
Pierwsza połowa książki nudna i monotonna. Rozumiem, że autorka zapoznaje nas z rodziną głównej bohaterki - Magdy Antoszewskiej : jej mamą Renatą, młodszą siostrą Adelą, bratem Mietkiem czy ciotką Luizą, u której mieszka w Kielcach aby nie dojeżdżać z rodzinnej wsi Ocisęki do pracy w miejskim ratuszu. Ale przez 150 stron???
Wybuch wojny powoduje zmiany zarówno na wsi, jak i w Kielcach, gdzie tworzy się ruch konspiracyjny, do którego wstępuje Magda. Wiedząc, że mąż jest w niemieckiej niewoli, snuje fantazje erotyczne o Marcelu - chłopaku poznanym w siatce konspiracyjnej... Dziwna ta główna bohaterka, jakby sama nie wiedziała czego chce w życiu. Jej matka zaś irytowała mnie na każdym kroku wygłaszaniem tych swoich staroświeckich "mądrości". Brat żyje na kocią łapę z matką dwójki swoich dzieci, co jak na tamte czasy i małą wieś, wydaje się mało prawdopodobne.
Romans dwójki bohaterów mało przekonujący, a szczególnie jego postawa względem swojej partnerki działała mi na nerwy. Straszny gbur i egoista z tego faceta. W moim odczuciu, to pomiatał nią i w ogóle jej nie szanował, w dodatku zlecał jej zadania konspiracyjne, które były bardzo ryzykowne. Jakoś nie czułam w tym związku miłości, troski i szacunku należnego kobiecie.
Najbardziej interesującym wątkiem okazały się porwania i wywózki polskich dzieci do Niemiec w celu ich germanizacji. Dzieci siłą oderwane od rodziców, rodzeństwa są w ośrodkach przejściowych fatalnie traktowane. Często padają ofiarą maltretowania czy zabójstw. Autorka opisała to w sposób przejmujący, ale ja już o tym tyle czytałam, że bardziej mnie te sceny (mające brać czytelnika na litość) irytowały zamiast mną wstrząsnąć, bo najbardziej wstrząsające były książki dokumentalne pisujące tego typu zdarzenia jak chociażby "Teraz jesteście Niemcami. Wstrząsające losy zrabowanych polskich dzieci". Natomiast wydarzenia przedstawione w powieści to po prostu wytwór wyobraźni autorki. Po raz kolejny pytam: po co, skoro tyle o tym już napisano? Trzeba przyznać, że udało się autorce wiernie odtworzyć klimat i dramaturgię zniemczania polskich dzieci, jednak za dużo już w literaturze polskiej wałkowania pewnych kwestii celem podniesienia atrakcyjności książki.
Pani Nina Zawadzka z pewnością ma dobry styl, potrafi doskonale opowiadać historie wojenne, o czym świadczy fakt, że przeczytałam wszystkie jej książki i każda mi się podobała, ale uważam, że poruszenie takich tematów jak obszerny wątek konspiracyjny i germanizacja polskich dzieci to już przegięcie z racji tego, że jest to powielanie chwytliwych tematów, których już nic nowego nie da się przekazać, chyba, że ktoś znajdzie naocznego świadka tamtych zdarzeń, który wniesie od siebie coś, co faktycznie widział i przeżył. Na końcu książki autorka pisze, że ułożyła powieść na podstawie właśnie zeznań świadków. A nie lepiej było po prostu rzetelnie spisać ich wspomnienia, zamiast na ich podstawie układać ckliwe historie? Wyszło zwykłe bajanie o tematach, które zawsze dobrze się sprzedadzą. Nie lubię gdy autorzy stosują takie sztuczki w celu podniesienia czytelnictwa. Niestety, momentami się nudziłam i w miarę wysoką ocenę daję za drugą połowę książka, bo w pierwszej straszne nudy.