Dolina lalek Jacqueline Susann 6,8
ocenił(a) na 44 lata temu Z okładki „Doliny lalek” możemy się dowiedzieć, że trzymana przez nas powieść, pobiła wszelkie rekordy sprzedaży, a w dziedzinie literatury kobiecej, nie ma sobie równych. Dało się w tym opisie dostrzec, pewnego rodzaju przestrogę – ostrzeżenie, które nieopatrznie postanowiłem zignorować. Winić mogę tylko siebie.
Historia przedstawia losy trzech kobiet - Anne, Neely oraz Jennifer. Każda piękna, inteligentna i utalentowana, szukająca szczęścia objawiającego się poprzez prawdziwą, romantyczną miłość. Tylko czy jest to możliwe w bezdusznym świecie nowojorskiego show-biznesu? Autorka, Jacqueline Susann, dostarcza czytelnikowi wszystkiego, czego powinien oczekiwać – mamy tu większe niż wielkie pieniądze, nieokiełznane porywy serc, zdrady, depresje oraz inne fabularne pościgi i wybuchy. Mamy tu wszystko, co pozwala ryczeć przy lampce wina w samotny wieczór, oczywiście jeśli jesteśmy kimś na wzór bohaterek z powieści.
Książka została napisana dość sprawnie, językiem niebudzącym wątpliwości co do treści. To w gruncie rzeczy zaleta, bo po co oddzielać stylistykę formy od proponowanych treści. A te nie urzekają żadnymi odkryciami. Główny motyw – dogonienie swoich marzeń, niekoniecznie musi być satysfakcjonujące – jest tematem dość popularnym. Nie czyni go to od razu niewartym uwagi, ale o wiele trudniejszym w przedstawieniu w interesujący sposób. No bo czy nie czytaliśmy/oglądaliśmy/słuchaliśmy setek historii o zdradzanych kobietach? Zdradzanych przez mężczyzn, własne marzenia i, przede wszystkim, same siebie? Co więc ma ta książka, co mogłoby ją wyróżnić na tle innych? Zdecydowanie niewiele.
Podstawowa cecha, to wydźwięk. Tzw. literatura kobieca (jakkolwiek głupio to brzmi),przeważnie nasyca czytelnika jakimś kojącym ciepłem. Oczywiście nie od razu, ale z biegiem stron, dostajemy w końcu upragniony i cukierkowy finał – to na co wszyscy czekaliśmy. Tutaj otrzymujemy ciut więcej goryczy, żeby nie napisać, że gorycz to wszystko co dostaniemy. I to zdecydowanie jest największy plus tej pozycji, z jednej strony, bo przełamuje tak ograny schemat, z drugiej, bo w plusach, nie ma tu wielkiej konkurencji. Jednak cały ten gorzki finał, nie wybrzmiewa tak czysto, jak powinien. Winę za to ponosi logika postępowania głównych bohaterek, a właściwie jej kompletny brak.
No bo czy można się spodziewać czegoś pozytywnego po życiu dorosłych kobiet, które nie uczą się nawet na najbardziej oczywistych błędach, które przez całe 400-stron nie rozwijają się ani o kroczek w przód. Oczywiście nie są cały czas identyczne, ale ich rozwój kierunkuje się bardziej na boki niż w przód, przez co zamiast dojrzewać – dziwaczeją. Rzecz jasna, ich świat – show-biznes – sprzyja ekscentryczności i mógłby być świetną odtrutką na ten wyjątkowy brak naturalnych cech ewolucyjnych. Jednak i on został potraktowany bardzo płasko, wręcz poniżej pewnego poziomu. I zwyczajnie nie działa.
Standardowe stadium zła okalającego wszystko co mieni się na scenie jest nudne i zwyczajnie, choćby ze statystycznego punktu widzenia, mało realne. I nie chodzi o bronienie światka artystów. Spodziewam się, że dominują tam samotność połączona z depresją, jednak nie aż tak jednowymiarowo. Nie każdy sukces albo sama aura sukcesu od razu prowadzi do nieszczęścia. To naprawdę nie jest aż tak bezpośrednie. Jednak byłbym w stanie zaakceptować ten jednostronny sąd, gdyby był otulony przemyślaną historią. Jak już wcześniej wspomniałem, ciężko wynieść z lektury wiedzę, że show-biznes jest zły, prędzej zauważymy, że jest bezwzględny dla ludzi mało inteligentnych. Jak zresztą pozostały, już mniej podniecający, świat.
I nie wiem, może nie rozumiem tego wszystkiego, bo akcja zaczyna się tuż po II Wojnie Światowej. Może wtedy było inaczej. Nie wiem i nie rozumiem, bo ta książka nijak mi tych czasów nie przybliża. Jakby podczas lektury wyłączyć mózg (co jest momentami niezbędne),to śmiało można przeoczyć ten fakt. Nawet, pomimo że informacja o konkretnym miesiącu i roku widnieje na początku każdego rozdziału. Nie wiadomo po co, bo jest nam ta wiedza zbędna, ale co tam - precyzyjne pisarstwo musi być dopieszczone w detalach, ot co. Może autorka chciała stworzyć historię bardziej uniwersalną, by sięgając po nią w 2019 roku czuć, że wciąż opowiada o nas i naszych czasach. A może po prostu nie wiedziała jak dobrze sprezentować ten okres amerykańskiej burżuazji albo w ogóle o tym zapomniała.
Tak jak i ja, mam nadzieję, dość szybko zapomnę o losach Anne, Neely oraz tej trzeciej. Jakiejś tam.