Nazywam się numer cztery Ting-Xing Ye 6,8
ocenił(a) na 711 lata temu Chiny. Moje pierwsze skojarzenie z tym krajem jest dość smutne i przerażające. Przed oczami mam tłum ludzi, ustawionych w długich kolumnach. Wszyscy mają tylko jeden cel. Czekają, by oddać cześć swojemu przywódcy. Kraj jest przecież najważniejszy. Najważniejszy jest naród, a nie pojedynczy człowiek. Co z tego, że gdzieś tam daleko małe dzieci, są zmuszane do ćwiczenia na drążku po dwanaście godzin dziennie, jeśli mają przede wszystkim przynieść chwałę ojczyźnie?* Zastanawiam się, co tak diametralnie mogło zachwiać wielowiekową kulturę, mającą u podstaw szacunek do innych. Pewną odpowiedź daje książka „Nazywam się numer cztery”, choć prawda, o której dowiadujemy się z tej biografii, jest ciężka do zniesienia.
Ah Si poznajemy już, jako małą dziewczynkę. Jest czwartym dzieckiem państwa, Ye. Według przyszywanej ciotecznej babci, to istota skazana na cierpienie ze względu na to, że urodziła się w Roku Smoka. Późniejsze losy opisywane przez autorkę, potwierdzają te słowa, choć trzeba przyznać, że okrutny los dotknął nie tylko ją. Zaczyna się od wielkiej nacjonalizacji fabryk. Z dnia na dzień ludzie, tacy jak ojciec Ting-Xing Ye, tracą dorobek całego życia, i zostają oddaleni na margines społeczeństwa. Odtąd wszystko na co mogą liczyć, zaliczeni do grona „pięciu czarnych kropek”, to strach, ból i upokorzenie. Nie mogąc zmienić swojego pochodzenia, trzeba być cichym, albo jest się skazanym na cierpienie. Chińska Rewolucja Kulturalna wyzwoliła jednak w wielu dzikie zwierzęta. Działo się tak, prawdopodobnie we wszystkich krajach, gdzie pod różnymi nazwami, dochodziło do zmian na system komunistyczny.
Trudno jednoznacznie ocenić poczynania Ah Si, ponieważ jej życie było przepełnione czerwoną doktryną. Jako nastolatka była zmuszona szybko dorosnąć, więc z tej perspektywy, nieco inaczej interpretuję fakt pewnej fascynacji autorki Mao Zedongiem. Ting-Xing Ye, może być różnie oceniana przez czytelników, ze względu nie ukrywania przed nimi swoich błędów. Była niekiedy wręcz niemiła, ale trudno jej się dziwić w sytuacji, gdzie państwo uczy, że najlepszym orężem jest kłamstwo i nieufność. Cenię jednak autorkę za samokrytycyzm.
Myślę, że heroiczna walka bohaterki o przetrwanie, jest godna poznania. Ktoś napisał, że książka nic nowego nie wnosi. Pozwolę się z tym nie zgodzić. Przez bardzo dobre przedstawienie emocji, można niemal, poczuć fizyczny ból, co sprawia, że można lepiej zrozumieć tamtejszą rzeczywistość. Czyż to nie jest najważniejsze?
-----
* Odniesienie do „Marzenia i łzy” reż. Chao Gan, prod. Niemcy, Chiny, 2008