Koniec Pana Y Scarlett Thomas 6,2
ocenił(a) na 89 lata temu Kiedy zabieram się do pisania tej recenzji, wciąż jeszcze jestem pod wpływem przedstawionej przez brytyjską pisarkę historii. „Koniec Pana Y” porwał mnie do tego stopnia, że z rozpędu przeczytałem zajmujące dwie ostatnie strony podziękowania od autorki, łapczywie zlizując ostatnie litery w nadziei, że to jeszcze nie finał. Sam jestem tym faktem najbardziej zaskoczony…
Mój początek z tą pozycją był bardzo trudny. Doceniałem co prawda pomysł pisarki na fabułę, ale uważałem, że jest ona przedstawiona w zbyt trywialny sposób. Bardzo przeszkadzało mi kilka szczegółów, które strasznie upraszczały akcję. W końcu nie codziennie zdarza się nam podczas zupełnie przypadkowej wizyty w antykwariacie znaleźć jedyny istniejący egzemplarz potrzebnej nam książki, który akurat tego ranka został tam dostarczony? Tym bardziej nie powinny nas zaskoczyć ewentualne ubytki w takim wolumenie, podczas gdy główna bohaterka, Ariel Manto, nie mogła wyjść ze zdumienia nad brakującą w nim kartką. Pierwsza część powieści pełna jest takich niedociągnięć i w bardzo nikłym stopniu zachęca do dalszego zagłębiania się w losy postaci.
Niech żałują jednak ci, którzy nie dotrą do części drugiej…
Kiedy wydarzenia nabierają rozpędu, a autorka może przestać skupiać się na rzeczach przyziemnych (praca polegająca na pisaniu jednego artykułu miesięcznie z pensją pozwalającą na utrzymanie skromnego mieszkania? Biorę z miejsca!) przedstawiając czytelnikowi własną wizję otaczającej nas rzeczywistości, książka wciąga. Dosłownie. Siedząc z nosem między stronicami czułem się niemal jak w – żeby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów – Troposferze, nie mogąc oderwać się od lektury. Jednego autorce nie można odmówić – solidnego przygotowania do napisania powieści tego typu. Ilość informacji w niej zawarta jest tak przytłaczająca, że momentami ciężko jest się zorientować, co jest jeszcze przeniesioną z naszego świata prawdą, a co już skrzętnie wykreowaną fikcją. Wydarzenia, które spotykają Ariel, mimo swojego fikcyjnego charakteru są tak dobrze przemyślane, że sprawiają wrażenie niepokojąco rzeczywistych.
A właśnie… Ariel. Odrażająca, ohydna, paskudna, wyuzdana, wulgarna, bezmyślna… ludzka. Sama jest pełna wad, ale zdaje się mieć dobre argumenty na każdą z nich. Ze swoimi feministycznymi poglądami i przedmiotowym spojrzeniem na innych nie daje czytelnikowi najmniejszych powodów do sympatii. Nie musi. Jest w tej powieści po to, aby spełnić określone zadanie. Paradoksalnie, kiedy przyszło mi przewrócić ostatnią stronę „Końca Pana Y” uświadomiłem sobie, że bez tego wielkiego bagna, które wnosi do książki swoim życiorysem, cała historia miałaby dużo mniej kolorytu.
Wahałem się długo nad notą końcową, ostatecznie jednak wystawiam dziełu Scarlett Thomas 8/10. Zdecydowanie jest to książka z tych, które mimo początkowej niechęci należy doczytać do końca.
Recenzja ukazała się również na blogu: https://webnacki.wordpress.com/2015/02/22/scarlett-thomas-koniec-pana-y/