Do głębi intrygujący kraj Arkady Radosław Fiedler 8,0
Boliwia to naprawdę do głębi intrygujący kraj. Państwo bez dostępu do morza, choć posiadające marynarkę wojenną (co prawda pływającą co najwyżej po jeziorze, ale zostawmy to); do niedawna uważany za jeden z najbiedniejszych krajów świata, choć leżący na bajecznych źródłach gazu, ropy i minerałów (kiedyś srebra, potem cyny, a teraz litu); wreszcie rządzony przez dziesięciolecia przez potomków hiszpańskich konkwistadorów i kolonistów, a jednocześnie posiadający największą populację ludności pochodzenia autochtonicznego (głównie Indigenas z ludów Ajmar i Keczua, ale nie tylko),która po latach upokorzeń oraz dyskryminacji, dumnie podnosi teraz głowę i propaguje swoją oryginalną kulturę. To tylko niektóre z paradoksów tego piekielnie ciekawego kraju, który także coraz mocniej chce zaistnieć na turystycznej mapie świata. Warto zatem zajrzeć do książki Arkadego Radosława Fiedlera, w której podróżnik zabiera nas w najciekawsze miejsca Boliwii.
Kilka słów o autorze. Arkady Radosław to syn Arkadego Fiedlera, sławnego polskiego podróżnika i pisarza, którego książki chyba wciąż cieszą się ogromną popularnością. Syn poszedł w ślady ojca i kontynuuje przybliżanie Polakom egzotycznych stron świata. Trzeba oddać, że ojciec miał jednak łatwiej. We współczesnym, zglobalizowanym świecie coraz trudniej opisywać miejsca słowem. Współcześni odbiorcy wolą jednak obejrzeć, bo relację wizualną można przewinąć, gdy jest coś nudnego, obejrzeć jeszcze raz, gdy coś zaciekawi - to w jakimś sensie zrozumiałe. Ale nadal jest jeszcze miejsce na książkowe wydania, szczególnie jeśli mamy do czynienia z tak solidną pozycją, jak w przypadku recenzowanej książki. „Do głębi intrygujący kraj” wydano na grubym, kredowym papierze, w twardej oprawie, z wieloma kolorowymi zdjęciami doskonałej jakości. Książka zatem bardzo dobrze prezentuje się na półce, a i jej objętość, która wynosi około 400 stron, wydaje się być rozsądnie dobrana - ani za dużo, ani za mało. Ot, moim zdaniem w sam raz.
Jeśli chodzi o zawartość, to zaczynamy naszą podróż z nieformalnej stolicy kraju, La Paz, które razem z przyklejonym do niego El Alto stanowi jedną z większych metropolii obu Ameryk. Fakt, że w konstytucyjnej stolicy Boliwii, tj. mieście Sucre, mieści się jedynie siedziba sądu najwyższego, a wszystkie pozostałe urzędy państwowe ulokowano w La Paz, to kolejny przykład na głęboko intrygujący charakter tego państwa. W kolejnych, krótszych lub dłuższych, rozdziałach, autor opisuje nam największe atrakcje turystyczne kraju. Zasadniczo jest tutaj wszystko to, co turysta powinien w Boliwii obejrzeć (Cerro Rico w Potosi, karnawał i Diablada w Oruro, jezioro Titicaca, solnisko de Uyuni, park narodowy i szczyt Sajama),choć trochę zdziwiłem się brakiem choćby wzmianki o kompleksie ruin prekolumbijskich w Tiwanaku.
Autor w swojej książce nie pomija kwestii historycznych i politycznych. Ogólnie pozytywny wydźwięk przekazu Arkadego Radosława Fiedlera o Boliwii na pewno zdradza jego wielką sympatię dla Boliwijczyków jako ludzi i jest w nim rzeczywiście uchwyconych kilka istotnych przemian zachodzących aktualnie w tym kraju, ale jest to jednak obraz mocno jednostronny. Wiadomo, książka nie ma charakteru reportażu, to literatura podróżnicza. Mimo to zawsze warto skonfrontować opinię autora z rzeczywistością, która już tak różowa nie jest. Na przykład odnosząc się do morderstwa prezydenta Boliwii, Villarroela, w 1946 roku, jako główny powód ataku Boliwijczyków na pałac prezydencki podaje on zezwolenie na wejście rdzennej ludności do La Paz, co było wcześniej surowo zabronione. Ten oczywiście chwalebny akt równouprawnienia nie był jednak jedynym powodem wybuchu społecznego niezadowolenia w stosunku do tegoż prezydenta. Autor książki nie wspomina bowiem, że prezydentura Villarroela miał dokładnie ten sam problem, co wiele innych prezydentur w ówczesnym czasie w całej Ameryce Łacińskiej (a w Boliwii w szczególności),a mianowicie mocne tendencje autorytarne i brutalne prześladowanie opozycji politycznej.
Ale to zamierzchła przeszłość. O wiele pilniejszym problemem tego kraju jest głęboki podział społeczny, o którym niejako mimochodem wspomniano w rozdziale poświęconym najbogatszemu miastu boliwijskiemu, a mianowicie Santa Cruz de la Sierra, które wyrasta na główne miejsce oporu wobec aktualnej polityki MAS (lewicowa partia rządząca w Boliwii). Stosunek do tej polityki dzieli Boliwijczyków chyba jeszcze głębiej niż Polaków, co nie tak dawno skutkowało przepędzeniem długoletniego prezydenta Boliwii, Evo Moralesa, którego przyłapano na próbie sfałszowania wyborów, do czego ten oczywiście się nie przyznał (co ciekawe, ów eksprezydent aktualnie przebywa... w Boliwii, gdzie niestrudzenie podkopuje pozycję swojego następcy, którego... sam wskazał, jako kandydata MAS w powtórzonych wyborach prezydenckich - i jak tu nie przyznać racji tytułowi tej książki?). Nie obyło się przy tym bez przelewu krwi i ofiar śmiertelnych, a - jak wiadomo -wydarzenia tego typu raczej nie zachęcają do turystycznych wojaży. Stąd może dość enigmatyczne wzmianki Fiedlera o tych w sumie nie tak dawnych wydarzeniach w polityce wewnętrznej tego kraju.
Jeśli chodzi o styl pisarski autora, to nie mam tutaj większych zastrzeżeń. Jest on trochę gawędziarski, czasami uderzający w podniosłe, a innym razem w refleksyjne tony, dobrze komponujący się z rolą przewodnika po odległym i dla większości odbiorców książki tajemniczym zakątku Ameryki Południowej. „Do głębi intrygujący kraj” to naprawdę dobrze napisana książka, którą czyta się z przyjemnością. A zatem jeśli Boliwia jest dla kogoś terra incognita na mapie współczesnego świata, serdecznie polecam książkę Arkadego Radosława Fiedlera, która odkrywa wiele tajemnic tego państwa.