Historia raju. Ogród rozkoszy Jean Delumeau 7,3
ocenił(a) na 72 lata temu Szkoda, że Delumeau nie opisał Raju z innych perspektyw religii z całego świata.
Dużą wartość stanowią ciekawostki i lista autorów (dzieł) podejmujących rajską tematykę.
Sporą część zajmuje nużący opis poszukiwań fizycznego Raju na Ziemi.
Co ciekawego ta książka pokazuje (potwierdza),że wiele ciekawych i słusznych koncepcji powstało już dawno temu, jednak historii nie tworzy indywidualna świadomość, a świadomość społeczna, która, jak do tej pory, zdaje się rozwijać.
Całościowy odbiór tej pozycji ratuje bardzo optymistyczne podsumowanie!
---------------------------------
"Znacznie głębiej ujmuje rzecz Kant w 1784 roku, w dziele „Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym”; filozof z Królewca próbuje tam na nowo odczytać Księgę Rodzaju, godząc tradycyjną koncepcję grzechu pierworodnego z wiarą w postęp, i tutaj oddala się od Rousseau. Kant jako punkt wyjścia przyjmuje człowieka w wieku dojrzałym, żyjącego w stadle, „w chronionym środowisku, w pewnego rodzaju ogrodzie, w zawsze łagodnym klimacie”. To, co działo się przed nim, wydaje mu się niepoznawalne i woli o tym nie mówić. Ten człowiek umie już stać, mówić i myśleć, ale jest jeszcze nowicjuszem posłusznym, jak zwierzęta, „głosowi Boga”, to znaczy instynktowi. Tymczasem budzi się jego rozum i chce rozszerzyć swoją wiedzę poza granice instynktu. Pojawia się pożądliwość. Zerwanie owocu, na pozór przyjemne, chociaż szkodliwe, mogło stanowić pierwszą próbę „wolnego wyboru”. Człowiek pojął, że sam może sobie wybierać sposób życia, ale już na własną odpowiedzialność. Bo podejmowanie takich decyzji rodzi lęk i niepokój. Dostrzegając mnóstwo przedmiotów, wśród których nie umiał jeszcze dokonać wyboru, człowiek „sam porzucił macierzyńskie łono i naturę”, „stan niewinności i bezpieczeństwa” wieku dziecinnego, stan „podobny ogrodowi zaspokajającemu wszystkie jego potrzeby”. Odtąd wahał się między „tęsknotą do raju – tworu własnej wyobraźni […], gdzie mógłby pędzić życie na marzeniach i igraszkach” - a namowami „niestrudzonego rozumu, który nieubłaganie każe człowiekowi rozwijać jego zdolności i nie pozwala mu wrócić do stanu prymitywizmu i prostoty, z jakiego go wydobył”. Wyjście człowieka z ziemskiego raju to „po prostu przejście ze stanu prymitywizmu tworu czysto zwierzęcego w stan tworu ludzkiego”.
Od tej chwili nie pada już pytanie, czy człowiek zyskał, czy stracił na tej zmianie, albowiem „przeznaczenie” naszego gatunku polega na „dążeniu do doskonałości”, która stała się osiągalna dzięki używaniu rozumu i dzięki „zaciętej walce ze zwierzęcością”, czemu towarzyszy i towarzyszą nieszczęścia, a nawet ułomności „zupełnie obce stanowi nieświadomości, a tym samym i niewinności”.
Mówiąc stylem biblijnym, dzieje natury zaczęły się od Dobra, bo są one dziełem Boga, natomiast historia wolności zaczęła się od Zła, bo jest dziełem człowieka. Nastąpił upadek i kara, ale nikt nie ma prawa ani oskarżać Adama „o zbrodnię pierworodną”, ani obciążać go odpowiedzialnością za własne występki, bo „każdy z nas na miejscu Adama postępowałby tak samo w tych samych okolicznościach i zacząłby posługiwać się rozumem, czyniąc z niego, nawet wbrew wskazówkom natury, zły użytek”. Jednakże – i tu Kant wyzwala się z augustyńskiego pesymizmu, który cechował zachodnie chrześcijaństwo – korzystanie z wolności, mimo indywidualnych potknięć, stanowiło „zysk” dla rodzaju ludzkiego, którego naturalnym ostatecznym celem jest „doskonałość”. Dlatego bieg ludzkich spraw „rozważany w swojej całości […] nie wychodzi od Dobra, aby zdążyć ku Złu, lecz posuwa się z wolna ku lepszemu, w postępie, do którego każdy w swojej części i wedle swoich możliwości, na wezwanie natury winien się przyczyniać”. Nie żałujmy grzechu pierworodnego: to felix culpa, która zresztą była konieczna.
Porzućmy więc „czczą tęsknotę za złotym wiekiem, tak wychwalanym przez poetów, kiedy to byliśmy wolni od wszystkich rzekomych potrzeb, jakie rodzi w nas zbytek, kiedy mogliśmy zaspokajać proste wymagania natury, kiedy między ludźmi panowały doskonałość i równość, wieczny pokój, kiedy, jednym słowem, w pełni używaliśmy życia wolnego od trosk, w lenistwie i marzeniach albo swawolili w dziecinnych zabawach”. Człowiek nie potrafiłby utrzymać się w tym stanie, jeśli przypuścić, że mógłby do niego powrócić, a poza tym powrócić nie chce, mimo naszych marzeń, „dzięki którym tak powabni stają się Robinsonowie i wyprawy na wyspy mórz południowych”. Rozum i natura zachęcają ludzkość, aby zapewniła sobie godną jej przyszłość. Słońce jest przed nami".