Bardzo dobra pozycja pozwalająca zrozumieć nam piekło frontu wschodniego ( rosyjskie straty robią wrażenie ). Książka zawiera dużo danych czy relacji poszczególnych aktorów tego teatru działań wojennych. Wśród dziesięciu operacji roku 1944 znajdziemy też takie, które mogą być słabiej znane polskiemu czytelnikowi.
Narracja nie ma może gawędziarskiego stylu jak u Wiktora Suworowa, ale jest przystępna nawet dla czytelników nie obytych w historii wojskowości.
Najważniejsze, że książka rosyjskiego autora ( zawodowego oficera ) jest obiektywna i nie ma w sobie żadnej stronniczości.
Z niemałym trudem zdobyłem kolejną książkę W. Bieszanowa i "połknąłem" ją w kilka wieczorów. Znam połowicznie twórczość autora, lecz ta pozycja nieco zaskakuje. Kto oczekuje niepublikowanych dotąd informacji na temat najlepszych radzieckich konstrukcji latających może się zawieść, gdyż... nie ma ani słowa o samolotach takich jak Ił-2, czy Jak-1. Mamy za to opowieść o początkach lotnictwa wojskowego w Kraju Rad, ściąganiu w każdy możliwy sposób zagranicznych technologii, rywalizacji - często niezdrowej- pomiędzy konstruktorami, pomysłami, czasem niczym z powieści fantastycznych i siermiężną, radziecką machiną gospodarczą. Jak wspomniałem, nie spotkamy tu historii o najlepszych samolotach, lecz ich pierwowzorach - często tytułowych latających trumnach ze stajni Polikarpowa i innych mniej znanych konstruktorów. Autor podaje mało znane fakty o typowo sowieckich metodach poprawy wydajności ich pracy i paradoksach radzieckich realiów w zetkięciu z gospodarką planowaną.
Nieco miejsca Bieszanow poświęcił udziałowi radzieckiego lotnictwa w wojnie domowej w Hiszpanii, wojnie zimowej w Finlandii, czy potyczek na dalekim wschodzie.
Szkoda tylko, że książka kończy się w momencie napaści Niemiec na ZSRR, czyli rozpoczęcia operacji Barbarossa. Może kiedyś doczekamy się kontynuacji..
Ale komu przypadła do gustu książka "Twardy pancerz", polubi też "Latające trumny", choć tytuł może trochę zbyt krzykliwy.