Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Elizabeth Winder
Źródło: http://marginesy.com.pl/
2
7,0/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik
Poetka, autorka zbioru wierszy. Publikowała między innymi w „Chicago Review”, „Antioch Review” i „American Letters”. Jest absolwentką College of William and Mary. Ukończyła kurs kreatywnego pisania na uniwersytecie George’a Masona.
7,0/10średnia ocena książek autora
437 przeczytało książki autora
705 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia
Elizabeth Winder
7,4 z 187 ocen
600 czytelników 49 opinii
2017
Powiązane treści
Varia
20
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Cyrilly Abbels ewidentnie była tyranem. Mówiono, że wciąż jest na diecie i dlatego ma takie usposobienie.
3 osoby to lubią
Tożsamość artystyczna - Sylvia zalicza się raczej do artystów klasycznych, z pewnego rodzaju surową elegancją. W swoim rzemieślniczym pode...
Tożsamość artystyczna - Sylvia zalicza się raczej do artystów klasycznych, z pewnego rodzaju surową elegancją. W swoim rzemieślniczym podejściu do pisania była bardziej Wolterem niz Rousseau, a jej ogólne wyobrażenie o maestrii pochodzilo ze Starego Świata. Nie miala romantycznej wizji natchnienia, a pasję przekuwała w piękno cieżka pracą.
3 osoby to lubiąMiłość naszego życia nie zawsze jest miłością spełnioną (...).
3 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia Elizabeth Winder
7,4
Ciekawa biografia pokazująca radosny rok z tak naprawdę dramatycznego życia MM. . Pomimo że Marilyn Monroe,wielka gwiazda filmowa, znana wszystkim jako piękna, uśmiechnięta, seksowna kobieta, otaczana wiankiem przyjaciół, to tak naprawdę samotna i bardzo nieszczęśliwa osóbka, której dzieciństwo spędzone w domu dziecka i brak miłości rodzicielskiej rzuciło cień na całe życie
Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 Elizabeth Winder
6,5
Według mnie, książka Elizabeth Winder pozostawia po sobie uczucie niedosytu, ponieważ obejmuje tylko niewielki fragment z życia Sylvi Plath.
Jednak dużo dowiedziałam się z tej "biografii" o tym, jaka była Ameryka na początku lat pięćdziesiątych XX wieku.
Z całą pewnością dla kobiet Ameryka była tylko pozornie przyjazna. Pozwolono im się uczyć i studiować (na niewielu uczelniach),aby mogły pracować, jako sekretarki bogatych biznesmenów. Miały być piękne i uwodzicielskie, jak Marlin Monroe. Oprócz tego mogły być także zdolne i inteligentne, jak Sylvia Plath. U progu dorosłości miały bardzo ograniczone perspektywy.
Mogły uwodzić i dać się przerobić na skandalistki, uwielbiane, pożądane i potępiane panny puszczalskie. Inne, wychowane na konserwatywnej prowincji, powinny były złowić bogatego męża i wyrażać się poprzez niego, rodzinę, gromadkę dzieci, kuchnię, ewentualnie bycie darmową asystentką i sekretarką własnego męża (jaką przez lata była mama Sylwii a potem Sylvia w swoim nieudanym małżeństwie). Wykształcenie kobiet było potrzebne także, aby mogły uczyć swoje dzieci i pomagać im w nauce.
Ambitne i bezkompromisowe indywidualistki, nie radziły sobie w tych realiach. Przeciętna większość dziewcząt, zaciskała zęby i próbowała jakoś żyć.
Mama poetki wybrała właśnie taki scenariusz. Poświęciła się dla dobra rodziny. Jej zaradność okazała się bezcenna po przedwczesnej śmierci męża. Sama utrzymywała rodzinę i w tamtych czasach była pionierką, ale zasłużyła jedynie na przydomek zaradnej wdowy i matki.
Sylvia miała jednak większe ambicje.
Była piękną, utalentowaną prymuską, ambitną i wrażliwą indywidualistką.
Z łatwością przechodziła przez kolejne szczeble edukacji. Wygrała staż w Nowym Jorku, jako jedna z dwudziestu kandydatek. Jechała tam, jak do Ziemi Obiecanej.
Praca w prestiżowym magazynie dla kobiet ją rozczarowała, przede wszystkim dzięki innej kobiecie, głównej redaktorce pisma Betsy Talbot Blackwell, która chciała pokazać Sylwii, gdzie jest jej miejsce w szeregu i nie zamierzała dostrzec talentu zdolnej, acz krnąbrnej stażystki. Pani redaktor, zapewne, przerabiała ten scenariusz wielokrotnie i miała swoje sposoby na takie niepokorne "smarkule". Sylvia doświadczyła tego, może pierwszy raz i wiedziała, że w tym starciu, nie ma szans.
W obliczu oczywistej klęski wymarzonego stażu, poetka postanowiła bawić się, jak inne rówieśniczki. Rzuciła się w wir potańcówek, zakupów i flirtów. Kiedy staż się skończył, wyrzuciła przez okno wszystkie modne nowojorskie ciuchy, które na prowincji byłyby nieprzydatne. Do domu wróciła poobijana emocjonalnie.
To, co ówczesna Ameryka ofiarowywała młodym kobietom, było dla Sylvii nie do przyjęcia. Skutkiem nieszczęsnej nowojorskiej przygody było załamanie nerwowe i próba samobójcza. Wylądowała w psychiatryku. Depresję leczono wtedy w USA ...... elektrowstrząsami (!!!!!). Zabieg został przeprowadzony nieprawidłowo, bez znieczulenia i zbytnie zesztywnienie ciała mogło doprowadzić do złamań kości lub zatrzymania krążenia. To "leczenie" było kosztowne. Sylvia nie chciała być obciążeniem dla matki. Zaczyna udawać, że jest dobrze. Ale nie było, choroba afektywna dwubiegunowa powracała.
Autorka tej biografii deklarowała, że odmitologizuje wizerunek Sylwii Plath.
I to, w jakim świetle ukazała nam osobowość oraz charakter poetki, nie bardzo zachwyca.
Trzeba jednak pamiętać, że ten wizerunek jest subiektywny. Powstał na podstawie relacji stażystek, które były z Sylvią w redakcji pisma "Mademoiselle".
Jaka atmosfera mogła panować w tym gronie? Większość z tych dziewczyn dała się, zapewne złapać w sidła rywalizacji i zazdrości. Zamiast sobie pomagać, zwalczały się lub piły, kupowały ciuchy i kosmetyki. Może rywalizowały, która uwiedzie więcej facetów.
Według mnie, ta książka jest bardzo smutną opowieścią o Ameryce początku lat pięćdziesiątych. Wszyscy wiemy, jak zakończyły się historie, dwóch pięknych i wybitnych indywidualistek tamtych czasów: Marlin Monroe i Silvii Plath.
Każda była ambitna, wrażliwa, piękna i utalentowana. Wybrały odmienne drogi. Pomimo tego, ich życie zakończyło się bardzo podobnie.
Takich, ale bezimiennych, ofiar ówczesnej konserwatywnej i patriarchalnej Ameryki były niezliczone tysiące.