rozwińzwiń

Ostatnie dni Pompei

Okładka książki Ostatnie dni Pompei Edward Bulwer-Lytton
Okładka książki Ostatnie dni Pompei
Edward Bulwer-Lytton Wydawnictwo: CIL Polska-Kolekcje Sp. z o.o. powieść historyczna
190 str. 3 godz. 10 min.
Kategoria:
powieść historyczna
Tytuł oryginału:
The Last Days of Pompeii
Wydawnictwo:
CIL Polska-Kolekcje Sp. z o.o.
Data wydania:
2000-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1926-01-01
Liczba stron:
190
Czas czytania
3 godz. 10 min.
Język:
polski
ISBN:
8388103725
Tłumacz:
Leo Balmont
Tagi:
literatura angielska powieść historyczna
Średnia ocen

6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
171 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
75
74

Na półkach:

Zabawne czytadełko dla pensjonarek. Naiwne, sztampowe, stereotypowe, zaś bohaterowie nakreśleni tak, że doskonale rozumiałam frustrację tych "złych", zaś tym "dobrym" miałam ochotę dać po gębie.

Glaukus wydaje się niesympatycznym smarkaczem - imprezowicz, birbant, hazardzista, leniwy próżniak przepuszczający spadek po rodzicach (który, choć spory, kiedyś się w końcu rozejdzie)... Zadziera nosa wyżej czubka włosa, bo jest Grekiem, a inni nie. Rajcuje się wielkością własnej ojczyzny, nie bacząc na drobny fakt, że ta wielkość przeminęła dawno temu, głównie za sprawą "tych barbarzyńców z Rzymu", którzy może okazali się mało wyrafinowani w filozofii i poezji, za to silniejsi i bardziej skuteczni w walce... Dość nierozsądnym pomysłem jest głosić takie wywrotowe, nacjonalistyczne idee w samym sercu Italii, rządzonej przez owych barbarzyńców...
Otacza się pijawkami, które nazywa przyjaciółmi, totalnie nie zdając sobie sprawy z faktu, że przysysają się do niego tylko ze względu na darmowe żarcie, wińsko i forsę, którą szasta na prawo i lewo. Nieee, nasz piękny efeb jest przekonany, że oni ciągną do niego ze względu na jego ogólną wspaniałość i cudowność, a w szczególności och-jakże-czarującą osobowość...

Jednak to nie przynależność do "klubu ożralców i opilców", godnych Reja i Kochanowskiego, tak mnie zirytowała. Chodzi właśnie o "czarującą" osobowość Glaukusa. Szczególnie wkurza jego egoistyczny stosunek do kobiet, których uwielbienie i hołdy przyjmuje jak rzecz naturalną i przynależną mu z automatu. W drugą stronę zaś... tu jest problem. Zero jakiejkolwiek galanterii czy choćby kultury osobistej.
Wiadomo, że do miłości nie można nikogo przymusić. Każdy ma prawo kochać, jednak jego obiekt westchnień nie ma obowiązku odwzajemniać jego uczuć.
Tyle że jest ogromna różnica pomiędzy nieodwzajemnianiem a deptaniem czyjegoś uczucia. Chodzi o umiejętność dawania kosza w taki sposób, żeby nie powiększać czyjegoś bólu.

Tymczasem Glaukus umyślnie rani zakochaną w nim Julię, którą uważa za "źle wychowaną" tylko dlatego, że jest ona niekochaną - bo jakoś nie przeszkadza mu ta sama wada u Jony. Zresztą przyganiał kocioł garnkowi, jego maniery wcale nie są lepsze... Do tego ma do niej pretensje, że jest wnuczką wyzwoleńca, jakby to była jej wina. Nikt nie wybiera sobie rodziców, ty cymbale brzmiący!

Jeszcze gorzej traktuje Nidię, kolejną wielbicielkę ze swojego haremu. Nie tylko nazywa ją protekcjonalnie "dzieckiem" - choć widać, że to już młoda kobieta - ale jeszcze w obecności zakochanej dziewczyny wychwala wdzięki jej rywalki. Nadzwyczajnie głupi czy zwyczajnie okrutny?
Kto tu jest bardziej ślepy, ona czy on? Co ta Nidia widziała w tym lalusiu oprócz jego pięknej buzi, de facto jedynej jego zalety? I jakim sposobem, skoro była niewidoma, a nigdy nie dotykała ręką jego twarzy?

Kolejną osobą, która wymaga "attitude correction", jest Jona. Zarozumiała, egoistyczna, zimna, wyniosła, rozpieszczona. Myślałby kto, że to jakaś wysoko urodzona dama, a tymczasem jest sierotą, przygarniętą przez Arbacesa. Początkowo żyje jak pasożyt, urządzając imprezy i bawiąc się za jego pieniądze...
Podobnie jak jej kochaś widzi tylko siebie i swoje własne cierpienie, totalnie ignorując biedną Nidię.
Come on! Przeżyłam kiedyś miłość do faceta, do którego startowała inna kobieta. I doskonale rozumiałam, że ta druga cierpi tak samo jak ja (facet dał kosza nam obu). Tylko że ja nigdy nie zniżyłam się do sypania rywalce soli na ranę. Nie jestem potworem.

Każdy nieszczęśliwie zakochany potrafi rozpoznać innego nieszczęśliwie zakochanego. To wiedział nawet Szekspir w XVI wieku, tworząc "love polygon" (Helena, Demetriusz, Hermia, Lizander) w "Śnie nocy letniej". Zwłaszcza jeśli zakochany jest do tego stopnia chory z miłości, że i dziecko by się domyśliło, że coś jest na rzeczy...
Tymczasem stworzone przez XVIII-wiecznego pisarza postaci Glaukusa i Jony widzą tylko siebie i swoje sercowe rozterki, a nie zdają sobie sprawy z istnienia innych ofiar strzały Amora, ani tym bardziej faktu, że obydwoje własnym zachowaniem przysparzają im cierpień. Nieee, tylko oni dwoje cierpią z miłości, nikt inny... bo nikt inny nigdy nie był zakochany i nie wie jak to jest...

A w ogóle co to za "wielka miłość", jeśli Glaukus i Jona widzieli się tylko raz, dawno i nieprawda, nie znali nawzajem swoich imion, nie wiedzieli o sobie kompletnie nic? Oprócz tego, że jedno drugiemu wpadło w oko, bo oboje byli piękni? Takie uczucie to "zakochanie" lub "atrakcja", fizyczne zauroczenie powierzchowną urodą. Nie jest to jeszcze miłość - dojrzałe uczucie do kogoś, kogo już zdążyłeś poznać, razem z jego wadami i zaletami.

Ponieważ już ustaliliśmy, że nasze dwa gruchające gołąbki to para pięknych i pustych lalek, skupmy się na wrogach.

Głównymi złymi są kapłani Izydy: Egipcjanin Arbaces i ciemnoskóry Kalenus. Bardzo naiwny kontrast pomiędzy "złymi poganami" i "dobrymi chrześcijanami". Źli poganie oczywiście muszą coś knuć, a jakże...

Mamy tu podwójne standardy.
Rasizm grecki w wykonaniu Glaukusa, Jony, a nawet Nidii - jest totalnie w porządku. Rasizm egipski w wykonaniu Arbacesa jest, rzecz jasna, zły...
Prześladowanie religijne jest złe, ale tylko w jedną stronę, bo drugą religię można dyskredytować... Żaden szanujący się egipski kapłan nie użyłby w religijnej dyspucie argumentu pt. "bogowie to fikcja, a religia to opium dla mas". Nigdy! Politeiści byli równie pobożni jak monoteiści. Takie słowa byłyby dla nich bluźnierstwem.

Nie zamierzam usprawiedliwiać postępowania Arbacesa wobec Jony - niesamowicie przykra, toksyczna jędza, ale nie zasługiwała na porwanie. Rozumiem jednak gorycz podbitej nacji. Rozumiem zbliżającą się starość i pragnienie młodości. Rozumiem nawet chęć uciszenia niewygodnego świadka, który złamał etos kapłański i stał się zdrajcą.

Rozumiem także starą czarownicę. Tak się składa, że nikt nie rodzi się stary i brzydki. Ona sama kiedyś była młoda, piękna i nieszczęśliwie zakochana. Nie dziwię się też, że wpadła w gniew, kiedy "dobry" Glaukus skrzywdził jej oswojonego węża. Po kiego grzyba się znęcał, skoro gad był niejadowity i niegroźny?

Nie zamierzam streszczać fabuły, ale generalnie zgadzam się z krytyką napisaną przez @Piratkę. Z paroma małymi poprawkami.

"Julia" istotnie była nazwiskiem rodowym (tzw. gens). Juliusz Cezar tak naprawdę miał na imię Gajusz, na nazwisko Juliusz, zaś Cezar był przydomkiem.
Owszem, trochę dziwi nadawanie Greczynce na imię rzymskiego nazwiska. Przestaje jednak dziwić, jeśli bierzemy pod uwagę fakt, że jej przodek był wyzwoleńcem.
W trakcie wyzwalania niewolnika właściciel nadawał mu swoje nazwisko. Dlatego grecki niewolnik Diomedes, wyzwolony przez właściciela nazwiskiem Juliusz, miał prawo używać jego nazwiska i zwać się Juliuszem Diomedesem. A zgodnie z rzymskim zwyczajem mógł nadać swoje (nowe) nazwisko córce jako imię.

Co do Nidii, jej imię pisane (νίδια) oznacza również "thread" (wątek),częściej w sensie tkackim, rzadziej w sensie literackim. Może też chodzić o "Nideia" (νιδεία),czyli "nowość, nowina, ważna informacja". Oba wytłumaczenia brzmią sensownie w kontekście jej roli w powieści. Miała ona bowiem zarówno własny wątek, jak i cenne informacje.

Co do kultu Izydy, owszem, rzymscy historycy rzeczywiście oskarżali jej kapłanki o nieobyczajność i promowanie promiskuityzmu wśród kobiet. Trudno powiedzieć, czy te obawy miały rzeczywiste podstawy, czy jedynie były przejawem męskiej zazdrości...
Izyda była boginią płodności, ale też kobiecej seksualności. Posiadała zatem nie tylko cechy Demeter, ale też Afrodyty. Bywała również utożsamiana z innymi boginiami płodności - Kybele i Isztar/Astarte. I owszem, kapłanki tych bogiń były świątynnymi prostytutkami.
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/prostytucja-sakralna;3962820.html
Izydzie zdarzały się też czyny wątpliwe moralnie (vide: spłodzenie Horusa).
https://en.wikipedia.org/wiki/Isis#Wife_and_mourner
Biorąc pod uwagę swobodne podejście Egipcjan do seksu, może w plotkach było ziarno prawdy.
https://geekweek.interia.pl/historia/news-seks-w-cieniu-piramid-prostytucja-w-starozytnym-egipcie,nId,2547789

Zabawne czytadełko dla pensjonarek. Naiwne, sztampowe, stereotypowe, zaś bohaterowie nakreśleni tak, że doskonale rozumiałam frustrację tych "złych", zaś tym "dobrym" miałam ochotę dać po gębie.

Glaukus wydaje się niesympatycznym smarkaczem - imprezowicz, birbant, hazardzista, leniwy próżniak przepuszczający spadek po rodzicach (który, choć spory, kiedyś się w końcu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1360
90

Na półkach: , , , , ,

Świetna książka, lepsza, niż ekranizacja.

Świetna książka, lepsza, niż ekranizacja.

Pokaż mimo to

avatar
359
142

Na półkach:

Niewidoma niewolnica pisząca list po grecku, jasne... poza tym bardzo wciągająca lektura, trudno uwierzyć że była napisana prawie 200 lat temu.

Niewidoma niewolnica pisząca list po grecku, jasne... poza tym bardzo wciągająca lektura, trudno uwierzyć że była napisana prawie 200 lat temu.

Pokaż mimo to

avatar
405
266

Na półkach:

Dość topornym stylem i staromodnym (ujmującym, choć nieco pompatycznym) językiem autor ukazał nam sielankowe życie mieszkańców Pompejów - czczących różnych bogów, bogatych, próżnych, chciwych, pożądliwych, żądnych rozmaitych uciech i rozkoszy, intrygujących, wywyższających się i wzgardzających innymi . Jako przeciwwagę do tego dołożył wątek z indoktrynacją chrześcijaństwem, czyli religią dla ubogich, słabych i zniewolonych, która innowiercom groziła wiecznymi mękami w piekle, a swoich mamiła zbawieniem po śmierci. Autor miał fajny pomysł na historię, choć zawarł w niej sporo uproszczeń i skrótów fabularnych.
Mała dodatkowa uwaga: Jona, jedna z bohaterek książki, mówi o wulkanie, który "jest teraz spokojny i posępny; a kiedyś krył w sobie ognie, które zgasły na wieki". Jest to wielka nieścisłość, gdyż nikt wówczas (79 rok naszej ery) nie miał pojęcia o tym, że Wezuwiusz był wulkanem - traktowano go jako zwykłą górę. Starożytni nie wiedzieli, że żyzna ziemia w tamtym regionie była dziedzictwem wcześniejszych erupcji Wezuwiusza. Byli zaznajomieni jedynie z "wstrząśnieniami" ziemi, które kilkanaście lat wcześniej ich nawiedziło. Stąd nie było zdziwienia, że kilka dni przed wybuchem ziemia się trzęsła, ale nie kojarzono tego z zapowiedzią katastrofy ze strony wulkanu.
...A moje wydanie (z 1988 roku) ma tytuł "Ostatnie dni Pompejów", nie Pompei.

Dość topornym stylem i staromodnym (ujmującym, choć nieco pompatycznym) językiem autor ukazał nam sielankowe życie mieszkańców Pompejów - czczących różnych bogów, bogatych, próżnych, chciwych, pożądliwych, żądnych rozmaitych uciech i rozkoszy, intrygujących, wywyższających się i wzgardzających innymi . Jako przeciwwagę do tego dołożył wątek z indoktrynacją chrześcijaństwem,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
613
570

Na półkach: ,

Florian „Bardzo przypomina mi Quo vadis :)”
Alannada „momentami czułam się, jakbym czytała Quo vadis”
Słuszne spostrzeżenie, „Ostatnie Dni” są pierwszą z takich powieści (właściwie jedną z pierwszych, gdyż „Les Martyrs” są wcześniejsi),chociaż mnie bardziej przypominają „Przygody Meliklesa”, ich autor Makowiecki na pewno napisałby to lepiej.
Książka z 1834, o 2 lata wcześniejsza od „Irydiona”.
Galfryd
„odnoszę silne wrażenie – że wydanie sprzed 16 lat (tutaj opisywane) to NIE JEST CAŁA POWIEŚĆ – że to swoisty "wybór" wątków i tematów.”
Dokładnie. Z pomocą FBC uzyskałam pełne wydanie z 1899, trochę trudne w czytaniu, zatem uznałam, że prościej będzie poznać w oryginale.

Zatem lato 79 r. Początek krótkiego panowania Tytusa. Pompeje pod Neapolem.
Bogaty i szlachetny Ateńczyk Glaukos (Γλαῦκος Błękitnoszary) kocha Jonę (Ἰόνη Fiołek imię nimfy morskiej) w nim zaś zakochane są córka nowobogackiego Diomedesa Julia (Bulwer – Lytton chyba uznał to za imię, lecz było nazwiskiem) oraz Nidia (Νυδια może od nidus „gniazdo”) niewidoma niewolnica sprzedająca kwiaty. Umie pięknie śpiewać, należy do karczmarza Burbo. Jego żona Stratonika (Στρατoνίκη Zwycięska Armia) nazywana jest Amazonką, gdyż potrafi bić, swego męża także.
Na pytania bywalców tawerny, głównie gladiatorów, gdzie Nidia, odpowiada:
– Wynajmuję ją do śpiewania na imprezach. Głównie to potrafi. Ten drań z targowiska mnie oszukał, zataił jej ślepotę, a zniknął tak, że nie było na kogo wnosić skargi.

Otóż przy sprzedaży człowieka czy zwierzęcia należało ujawnić wady ukryte, jak skłonność do ucieczki, jawne, jak kalectwo, nabywca powinien zauważyć. Za wprowadzenie w błąd nabywca mógł zażądać bądź rozwiązania umowy ze wzajemnym zwrotem ceny i towaru (co nosiło nazwę „actio redhibitoria”) bądź tylko obniżenia ceny (odpowiednio „actio quanta minoris”).

Któregoś razu śpiewaczka wraca ze słowami:
– Możecie mnie zabić, lecz więcej tam nie pójdę.
Jakoby chodziło o obrzędy ku czci Izydy.
– Masz robić, co każę – rzucił karczmarz – chcesz być westalką?
Westalką zostać mogła tylko panienka z dobrego domu.
– Zrobię co zechcecie, mogę nawet żebrać, tylko nie wysyłajcie mnie tam, albo pójdę ze skargą do pretora!

Wątpliwe by to pomogło. Pretor chronił niewolników w ograniczonym zakresie. Dopiero w połowie II w. cesarz Antoninus Pius zabronił znęcania nad niewolnikami ponad miarę (supra modum) czy bez powodu (sine causa),jak głoszą „Instytucje Gajusa” (1, 53). Gdyby niewolnik szukał azylu u podobizny cesarza, należało zbadać przyczynę i o ile właściciel był zbyt srogi, mógł zostać zmuszony do sprzedania (Digesta Justyniana 1,6,2). Wcześniej Hadrian, wedle „Historia Augusta”, zabronił wysyłania niewolników jako zawodników na śmiercionośne igrzyska oraz stręczenia ich „bez powodu” (causa non praestita),a jaki mógł być „powód”, który by to uzasadniał? Na razie minął schyłek panowania Wespazjana. Uchodził za dobrego cesarza, jednak wprowadził jedynie zakaz stręczenia niewolnicy do nierządu wbrew woli poprzedniego właściciela, o ile właściciel zechciał zastrzec to przy zbyciu (Digesta 37,14,7).

Stratonika nie okazuje się damą. Zamiast przytulić, zaczyna ją okładać.
Amazonki tak nie postępują.

Gdy to czytam, słyszę śpiew Bonnie Tyler (w tłumaczeniu):

Gdzie mężczyźni dzielni są
Gdzie bogów szukać mam
Gdzie Herkules mężny jest
Co wszystkim radę da

W porę nadchodzi Glaukos. Ktoś musi być dżentelmenem.

– Jak możesz ją bić?
– Pilnuj swego nosa! W końcu jest moją własnością!
– Ile za nią chcesz?
– Jest dla mnie na wagę złota – wtrącił karczmarzyna.
– Skoro tak ją cenicie, trzeba bardziej o nią dbać. Stać mnie na kupno.
– Zapłaciłam za nią sześć sestercji – rzuca Stratonika – Daj dwanaście.
– Dam dwadzieścia, jeśli od razu poświadczysz urzędowo.

Osobliwością prawa rzymskiego było, iż uiszczenie zapłaty nie zawsze wystarczało do zmiany właściciela.
Człowiek lub zwierz był mieniem „res mancipi” którego zbycie i nabycie wymagało bądź obecności pięciu świadków i odważania zapłaty (wychodziło to wówczas z użycia) bądź złożonego przed pretorem oświadczenia nabywcy, że towar należy do niego, zaś zbywcy, że się z tym zgadza. Było to przybliżonym odpowiednikiem czynności notarialnych.

Dwadzieścia sestercji nie wyglądało na duży wydatek.
Cena niewolnika wynosiła we wczesnym Cesarstwie między 200 a 600 denarów (od 800 do 2400 sestercji, Geza Alfoldi „Historia społeczna starożytnego Rzymu”).

Glaukos potępia igrzyska polegające na okrucieństwie. Prawdziwe, takie jak w Olimpii, wyglądają inaczej.

Jednakowoż ma on potężnego a przebiegłego wroga, Egipcjanina Arbacesa (Αρβάκης),kapłana Izydy.
Rozśmieszyło mnie to imię, gdyż zamiast po egipsku (powinien to być jakiś Ahmes czy Amenemhat) brzmi po medyjsku.
Znanych było przynajmniej dwóch Medów o tym imieniu:
„Na czele wojska królewskiego stało czterech wodzów: Abrokomas, Tyssafernes, Gobryas i Arbakes.” (Ksenofont „Anabaza” 1, 7, 12 tłum. Władysław Madyda)
„Pewien niezwykle dzielny i inteligentny człowiek, Arbakes, z pochodzenia Med, przewodził Medom, których, jak co roku, wysłano do Ninosa.” („Biblioteka” Diodora 2, 24 tłum. Małgorzata Wróbel)

Arbaces chcąc uwieść Jonę podstępnie podsuwa Glaukosowi truciznę jako napój miłosny (zmusza do tego wiedźmę wyrabiającą takie napoje, trochę jak w „Starej Baśni”),później wrabia go w zabójstwo brata Jony, które sam popełnił. Glaukos uznany winnym ma stoczyć walkę z lwem. W obronie Glaukosa staje chrześcijanin Olint, tylko pogarszając sprawę, bowiem świadectwo „bluźniercy”, za jakiego uchodzi w oczach wyznawców Izydy, ma wartość ujemną, co więcej, pociąga karę.

Zabójca chce przejąć opiekę nad Joną. Wobec jej sprzeciwów, nikczemnik wiezi ją. Trzyma też w zamknięciu Nidię (która podała truciznę, naiwnie wierząc, że to eliksir) i drugiego kapłana, będącego świadkiem zbrodni, żadajacego nagrody za milczenie.

Nadchodzi dzień igrzysk.
Glaukos ocalał, gdyż lew odmawiał walki. Cześć widzów uznała to za „znak od bogów”. Czyżby Waltari wzorował na tym zakończenie „Mego syna, Juliusza” ?
W końcu dzięki Nidii wina przewrotnego kapłana wychodzi na jaw.
Dziewczyna próbuje uciec, później przekupuje strażnika – niewolnika drogocennym łańcuchem i bransoletami (jakie dostała jako „peculium” od swego nowego właściciela) by zaniósł napisanany przez nią po omacku list do Salustiusza, przyjaciela Glauka.
– Rad bym ci pomóc – mówi strażnik – lecz mógłbym za to zapłacić własną głową. A wszysto co ma niewolnik, należy do jego właściciela, gdybym wziął te ozdoby, można by to uznać za kradzież.
– On może zginąć, jak będziesz zwlekać. Sam by ci je dał, gdyby wiedział, że od tego zależy jego ocalenie. Ale musisz przysiąc, że wykonasz to zadanie.
– Dobra, potrafię ukraść, lecz słowa dotrzymuję.

Przypomniało mi to „Ifigenię w Taurydzie” Eurypidesa. Gdy Orestes (w ramach kary) i Pylades (który nie może zostawić przyjaciela w potrzebie) przybywają do świątyni Artemidy, by położyć kres ofiarom z ludzi, sami mają zostać złożeni w ofierze. Ifigenia przysięga ocalić jednego z nich (którego, muszą ustalić sami),o ile on przysięgnie, iż dostarczy jej list do brata. Bratem jest Orestes, lecz wychodzi to na jaw, gdy ona ujawnia treść, w razie, gdyby list zaginął. Uciekają w troje zabierając posąg Artemidy, by uniemożliwić dalsze ofiary.

Salustiusz w porę przybywa z odsieczą (strażnik chyba gdzieś sobie poszedł) i prowadzi wyzwoloną trójkę na igrzyska. Arbaces wszystkiemu zaprzecza, jednak plącze się. Widownia żąda rzucenia go lwu, lecz zanim sprawiedliwości stanie się zadość, następuje wybuch wulkanu. Arbakes ginie wraz z wieloma innymi, Glaukos i jego ukochana prowadzeni w chmurze pyłu wulkanicznego przez Nidię, nie potrzebującą wzroku, wydostają się na nadbrzeże i odpływają statkiem.

Zakończenie smutniejsze niż można oczekiwać. Nidia zrozumiawszy, że Glaukos kocha Jonę, popełnia samobójstwo, skacząc do wody, kiedy wszyscy śpią. Glaukos i Jona opłakują ją, jak zmarłą siostrę.

Stąd nie oceniam wyżej.

Źródłem, jak pisarz zaznaczył, oprocz danych z wykopalisk, były listy Pliniusza Starszego i „Historia Rzymska” Kasjusza Diona, księga 66, rozdział 22 i następny.

W postaciach Arbacesa i wiedźmy widać zaciekawienie wiedzą tajemną, jakby zapowiedź 40 lat późniejszej „Nadchodzącej rasy”. Czemu egipski kapłan został wcieleniem najgorszego?
Może pod wpływem „Starożytności” Flawiusza (18, 3, 4): za czasów Tyberiusza kapłan Izydy w Rzymie za odpowiednią opłatą umożliwić miał jakiemuś Mundusowi uwiedzenie cnotliwej lecz naiwnej Pauliny, co wyszło na jaw, gdyż Mundus to rozgłosił, jakby miał się czym chwalić. Cesarz zareagował po swojemu, kazał ukrzyżować kapłanów (stręczyciela i niewinnych pozostałych) oraz wyzwolenicę Mundusa, pośredniczącą między nim i stręczycielem, przybytek zniszczyć, uwodziciela jedynie wygnać.

Na czym polegały misteria Izydy? Herodot zaprzecza, by w Egipcie uprawiano ofiary z ludzi czy sakralny nierząd, lecz może to nie wszystkich przekona.

Odkryty w Kyme w Azji Mnieszej, wykuty na zlecenie jakiegoś Demtriosa „odpis ze steli w Memfis, która stoi przy świątyni Hefajstosa” brzmi w skrócie:
jestem Izydą (Εἶσις ἐγώ)
położyłam kres ludożerstwu (ἀνθρωποφαγίας ἔπαυσα)
obaliłam władzę tyranów (τυράννων ἀρχὰς κατέλυσα)
położyłam kres zabójstwom (φόνους ἔπαυσα)
skłoniłam kobiety, by mężczyznom pozwoliły się kochać (στέργεσθαι γυναῖκας ὑπὸ ἀνδρῶν ἠνάγκασα)
uczyniłam sprawiedliwość potężniejszą niż złoto i srebro (τὸ δίκαιον ἰσχυρότερον χρυσίου καὶ ἀργυρίου ἐποίησα)
wyzwalam uwięzionych (τοὺς ἐν δεσμοῖς λύωι)
ustanowiłam miłosierdzie dla błagających (ἱκέτας ἐλεᾶν ἐνομοθέτησα)
(i szereg podobnych zdań, tłum. Anna Świderkówna)

Z dwu przeróbek powieści, jakie znam, ta z 1959 skupiona została na wątku prześladowania chrześcijan, niepotrzebnie udziwniona (Glaukos zostaje „centurionem”, walczy z krokodylem itd. zabili go i uciekł). Lepsza mym zdaniem jest z 1984, tu Nidia ocalała, szereg innych osób także, w tym gladiator Lydon, wyglądający jak Conan Barbarzyńca.

Florian „Bardzo przypomina mi Quo vadis :)”
Alannada „momentami czułam się, jakbym czytała Quo vadis”
Słuszne spostrzeżenie, „Ostatnie Dni” są pierwszą z takich powieści (właściwie jedną z pierwszych, gdyż „Les Martyrs” są wcześniejsi),chociaż mnie bardziej przypominają „Przygody Meliklesa”, ich autor Makowiecki na pewno napisałby to lepiej.
Książka z 1834, o 2 lata...

więcej Pokaż mimo to

avatar
328
328

Na półkach:

Bardzo przypomina mi Quo vadis :)

Bardzo przypomina mi Quo vadis :)

Pokaż mimo to

avatar
210
83

Na półkach:

Książka nie jest zła, ale chyba zwyczajnie nie moja. Jak dla mnie mogłaby być dłuższa, abyśmy mogli lepiej poznać charaktery postaci, gdyż przy tej objętości wydają się one dość płaskie. Chętnie dowiedziałabym się więcej o praktykach "magicznych" starego Egipcjanina oraz innych kapłanów Izydy. Sam fragment katastrofy był również bardzo pospieszony. Innymi słowy - gdyby ta książka była bardziej rozbudowana, myślę, że i zrobiłaby na mnie większe wrażenie, i bardziej by mi się spodobała, i przede wszystkim lepiej bym ją zapamiętała. Gdy to piszę mijają około 2 tygodni od skończenia historii, a ja zaczynam o niej zapominać.

Książka nie jest zła, ale chyba zwyczajnie nie moja. Jak dla mnie mogłaby być dłuższa, abyśmy mogli lepiej poznać charaktery postaci, gdyż przy tej objętości wydają się one dość płaskie. Chętnie dowiedziałabym się więcej o praktykach "magicznych" starego Egipcjanina oraz innych kapłanów Izydy. Sam fragment katastrofy był również bardzo pospieszony. Innymi słowy - gdyby ta...

więcej Pokaż mimo to

avatar
163
144

Na półkach:

Stara ramota. Do jednorazowego przeczytania. Zdecydowanie klasyka, która się zestarzała.

Stara ramota. Do jednorazowego przeczytania. Zdecydowanie klasyka, która się zestarzała.

Pokaż mimo to

avatar
489
161

Na półkach:

Nie polecam. Jednak nie zawsze klasyka broni się z upływem czasu.

Nie polecam. Jednak nie zawsze klasyka broni się z upływem czasu.

Pokaż mimo to

avatar
1029
1020

Na półkach:

Co klasyka, to klasyka. Miłość, dramat i emocje w Starożytnym świecie rzymskim.
W popiołach znika miasto Pompeje zalane lawą Wezuwiusza. Oj dzieje się....

Co klasyka, to klasyka. Miłość, dramat i emocje w Starożytnym świecie rzymskim.
W popiołach znika miasto Pompeje zalane lawą Wezuwiusza. Oj dzieje się....

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    234
  • Chcę przeczytać
    183
  • Posiadam
    99
  • Starożytność
    7
  • Teraz czytam
    6
  • 2018
    4
  • Powieść historyczna
    4
  • Historia
    4
  • Beletrystyka
    4
  • Historyczne
    4

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Ostatnie dni Pompei


Podobne książki

Przeczytaj także