6,5/10
Callie Peterson chciała po prostu chronić i badać przyrodę. Ale czy aby na pewno? 😉
Muszę powiedzieć, że czytałam tę książkę dość długo – łatwo było mi ją odłożyć na bok i zająć się milionem innych spraw. Było tak do pewnego momentu, bo po 150 stronie nie chciałam już znajdować wymówek. Warto to wiedzieć: O’Riley masakrycznie rozwlekła początek tej historii. Chociaż miał swój unikalny klimat małomiasteczkowy, gdzie patrzy się na obcych z byka, to jednak nie to obiecywał opis okładkowy. Callie miała przecież wylądować w mrocznym świecie Fae, czemu więc czytamy tyle o zakusach kolegi, odkrywaniu grzybów i bieganiu za motylami? Tak, ten ostatni aspekt był potrzebny, ale rozłożenie tego na aż sto stron było ździebko przeciągniętym przegięciem. Można w bardziej dynamiczny sposób podkreślić to, że przez wygląd Callie często bywała skreślana i szufladkowana jako pusta Barbie.
To, co będę podkreślać: to książka dla dorosłych. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego na okładce widnieje 16+ – nijak się to ma do młodzieżowych książek! „How does it feel?” to dark–paranormal–urban–fantasy. I to dark powinno być mocno podkreślone, bo przecież trafiamy na dwór Unseelie! Kto czytał Lauren K. Hamilton czy Karen Marie Moning wie, że z Mrocznym Ludem nie ma żartów. Ta książka ma listę triggerów, dzieją się złe i smutne rzeczy. Mendax jest naprawdę mendą, wielkim mrocznym księciem fae. Kiedy czytacie, możecie mieć wrażenie, że to „Okrutny Książę” na dorosłych sterydach. Powiązania z książką Holly Black czy nawet Sarah J. Maas są widoczne, jednak O’Riley idzie swoim tempem. Także: nie dla młodzieży, naprawdę.
Mamy przeciągnięty początek, niedopasowane oznaczenie wiekowe, ale co więcej? Jest trochę głupich i naciągniętych rzeczy, momentów, gdzie śmiałam się z zachowań, które nie były śmieszne (Mendo Mendaxie, serio, zrozumiałam że jesteś wielki, mroczny i bezduszny :D), ale też trafiły się momenty, które były naprawdę świetne – przenikała się tu groza, napięcie, seksualna nienawiść. Bywało słusznie śmiesznie i czasem konfundująco. Ta książka ma swój klimat paranormal–urban fantasy z lat 2005–2012 i piszę to jako komplement, bo kocham tego typu książki.
Pomimo złego oznaczenia, ja wiedziałam co dostanę i jestem z lektury zadowolona. Tak, bez dwóch zdań jestem odbiorczynią tej książki. Przyznaję, momentami bywało ciężko, ale przymykam oko na błędy i tę dziwną końcówkę – teraz nie pozostało mi nic innego, jak czekać na kontynuację!
(Co zaskoczyło mnie językowo w tej książce? Dwie rzeczy! The human w kwestii Callie zostało przetłumaczone jako człowieka. Człowieka była paskudna. Człowieka chciała zabić księcia. Człowieka pogłaskała kota. To najbardziej niekomfortowy feminatyw do czytania ever. Dodatkowo „throbing sex” przełożono na „pulsującą wulwę”. Nie wiem skąd ta wulwa, ale od razu ją zapamiętałam 😅)
[Książka otrzymana we współpracy z Wydawnictwem Jaguar, za co serdecznie dziękuję!]
6,5/10
Callie Peterson chciała po prostu chronić i badać przyrodę. Ale czy aby na pewno? 😉
Muszę powiedzieć, że czytałam tę książkę dość długo – łatwo było mi ją odłożyć na bok i zająć się milionem innych spraw. Było tak do pewnego momentu, bo po 150 stronie nie chciałam już znajdować wy...
Rozwiń
Zwiń