-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński17
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik5
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać60
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant4
Biblioteczka
Ach ta miłość… Zakochanie tak mąci nam w głowach. A jak chodzi o miłość nastolatków… to już wręcz istne szaleństwo…
Mia Thermopolis zmienia się z każdym tomem “Pamiętnika księżniczki” i sercowe rozterki już jej nie obce. Lecz tu, w trzecim tomie właśnie, trafi ją strzała Amora. Czy to love story będzie miało szczęśliwe zakończenie ?
Oczywiście ta seria to nie romans. To wyjątkowa i ponadczasowa literatura młodzieżowa o dziewczynie, której jedna wiadomość przewróciła życie do góry nogami.
“Podczas posiłku prowadzę uprzejmą rozmowę z cesarzową. Podobnie jak ja, była kiedyś zwyczajnym człowiekiem, aż któregoś dnia wyszła za cesarza i otrzymała tytuł cesarski.”
Mia była “zwyczajna” i “ przeciętna”. Zmieniła się pod wieloma względami wizualnie od pierwszego tomu, ale w głębi serca wciąż jest roztrzepaną nastolatką, która pamięta jak to jest być zwyczajnym człowiekiem, bez korony, bez przyszłości na tronie Genowii. A już coraz bliżej bal, pierwsza wizyta w kraju, którym ma panować, bo jest jedyną następczynią tronu.
Prócz tej odpowiedzialności, jej życie to szaleństwo i chaos pełen przezabawnych sytuacji. Jej mama stara się przetrwać ciążę, Mia dzieli swój czas pomiędzy naukę bycia księżniczką, a normalne życie, w szkole, z przyjaciółmi i… kimś kto zajmuje szczególne miejsce w jej sercu. Kto to taki ? Przekonajcie się sami.
Syn mnie spytał czy może to przeczytać. Ostatnio z uporem próbuje wyłudzić coś z mojej biblioteczki. O ile zdecydowana większość książek absolutnie dla 11 latka się nie nadaje i nieprędko będzie się mógł w niej rozgościć to ta seria jest chyba po prostu dla każdego. Nie ma tu erotyki, nie ma tu przemocy, brutalności, jakichś patologicznych zachowań. To tak niewinna i urocza seria, zarazem pokazująca z perspektywy młodziutkiej dziewczyny, jakie dramaty przeżywają osoby w jej wieku, jak widzą świat i ja wracając do niej po tak wielu latach widzę tę historię zupełnie inaczej ale wciąż jestem nią zauroczona.
A w dodatku to śliczne wydanie jakie teraz zaprezentowało nam Wydawnictwo Prószyński, przepięknie wygląda na półce. Warto się w nią zaopatrzyć. Polecam i dziękuję za egzemplarz do recenzji.
Ach ta miłość… Zakochanie tak mąci nam w głowach. A jak chodzi o miłość nastolatków… to już wręcz istne szaleństwo…
Mia Thermopolis zmienia się z każdym tomem “Pamiętnika księżniczki” i sercowe rozterki już jej nie obce. Lecz tu, w trzecim tomie właśnie, trafi ją strzała Amora. Czy to love story będzie miało szczęśliwe zakończenie ?
Oczywiście ta seria to nie romans. To...
“Nie planowałem na wakacjach w Grecji poznawać nikogo na stałe, nie planowałem się w tobie zakochać, nie planowałem zakładać rodziny, ani posiadania dzieci. A teraz nie zmieniłbym niczego w moim życiu. Może prócz tej dzisiejszej kupy w przedpokoju.”
Ach te plany. Lubimy je wprowadzać w swoje życie. Lubimy mieć wszystko zaplanowane by uniknąć stresu, zbędnych niespodzianek, wypadków. Ale życia nie da się zaplanować od A do Z. Zawsze spotka nas coś nieprzewidywalnego. Zuza i Piotr wiedzą o tym doskonale.
Jak widać po cytacie, Piotr - podrywacz i zwolennik związków bez zobowiązań, musiał zmienić plan na swoje życie gdy wkroczyła do niego Zuza. Teraz, gdy oboje wiedzą, że ich kolejny plan to wspólna przyszłość, chcą wziąć ślub, zbudować dom … Co dalej ? Jeśli znacie “Zmianę planów” to wiecie, że dla tych dwoje założenie dużej rodziny, nie będzie proste. Ale okazuje się dość szybko, że to nie jedyny problem jaki spotkają na swej drodze do zrealizowania “Planu B”. Ile tych planów będą potrzebować by ich wspólna przyszłość była pełna szczęścia i miłości ?
Jutro minie miesiąc od premiery tej książki. Niezaprzeczalnie jest ona powodem do dumy dla autorki. Z uporem dążyła do jej wydania i zrobiła to samodzielnie, co nie było łatwe. Ale bycie patronką “Planu B” to również powód do dumy. Bo jest to historia, którą bezdyskusyjnie pokochałam od początku do końca. Za co ?
Pełno jest rozmaitych książek różnego gatunku na rynku książkowym. Ciężko wybrać idealną, ciężko zdecydować się na tę rzeczywiście wartą uwagi. Nie raz się rozczarujemy. Ale tu wg mnie Wam to nie grozi. Niby fikcja literacka, a jednak książka po prostu o życiu, o jego nieprzewidywalności, o miłości i o tym, że nawet ta prawdziwa ma swoje kryzysy. Życie nie jest lekkie, nie zawsze jest też przyjemne szczególnie gdy rzuca nam kłody pod nogi. Ale zawsze trzymamy się nadziei na lepsze jutro, wierzymy, że “będzie lepiej” i ta książka jest właśnie o tym. O walce o lepsze, o wprowadzaniu kolejnych planów w życie jeśli poprzednie nie wypalą. Bo nie można się poddawać. Trzeba kombinować. I to podstawa mojej miłości do “Planu B.”
Zuza ma wielkie serce. Piotr się w nim rozgościł ale znalazło się tam jeszcze miejsce na Sonię i nie tylko, bo to kobieta kochająca zwierzęta, co zapewni Piotrowi…kilka siwych włosów ? To też kobieta ochoczo wyciągająca pomocną dłoń na co dowodem jest jej działalność charytatywna i Piotr z zapałem ją w nim wspiera. Niespodziewanie będą mieli okazję też pomóc osobie, która obróci ich życie do góry nogami i zapewni coś, o co bezskutecznie walczyli, z takim zapałem, że …ich miłość została wystawiona na próbę.
I choć wydaje się, że to książka ponura, bo skoro tak mają ciężko to wesoło nie będzie - nic bardziej mylnego. Marta Kaczmarczyk zapewnia emocje każdego rodzaju i nie wierzę, że choćby podczas opisu powrotu z wieczoru panieńskiego, nie będziecie płakać ze śmiechu. I to nie jedyna scena, która Was rozweseli. Bo takie jest właśnie życie - są chwile i radosne i smutne. Są trudne i lekkie, miłe i przyjemne. Mieszanka w różnych proporcjach. Tak jak w “Planie B”. Jakby był on wykwintnym daniem z restauracji Zuzy - wszystkie smaki na jednym talerzu zapewniające szaleństwo zmysłów. W tym przypadku może nie smakowych ale …oj będzie też zmysłowo :)
Niesamowicie podobało mi się jak Marta podeszła do tematów łóżkowych. Zarówno do eksperymentów jakie nieśmiało nasi bohaterowie wprowadzili do sypialni ( albo taksówki), ale też pokazała jak problemy z zajściem w ciąże, wpłynęły na ich stosunki. Po prostu autorka w każdej kwestii, pod każdym względem pokazała tu realizm. Nie wybielała niczego, nie przekoloryzowywała i nie dodawała zbędnej dramaturgii. Proporcje emocji jak już wspomniałam - jak w wykwintnym daniu - są idealnie dobrane.
Zachwalałam “Plan B” już nie raz i mogłabym to robić bez końca. Ale nie ma co tracić czasu na pisanie czy czytanie moich wywodów na jej temat. Lepiej go poświęcić na czytanie samej książki i stanowczo do tego zachęcam. A jeśli nie macie jeszcze swojego egzemplarza - bądźcie czujni, niedługo będzie jeden u mnie do zdobycia.
Martuś, jeszcze raz dziękuję, że przygarnęłaś mnie do grona patronek. To dla mnie zaszczyt.
“Nie planowałem na wakacjach w Grecji poznawać nikogo na stałe, nie planowałem się w tobie zakochać, nie planowałem zakładać rodziny, ani posiadania dzieci. A teraz nie zmieniłbym niczego w moim życiu. Może prócz tej dzisiejszej kupy w przedpokoju.”
Ach te plany. Lubimy je wprowadzać w swoje życie. Lubimy mieć wszystko zaplanowane by uniknąć stresu, zbędnych niespodzianek,...
“Nienawiść jest prostsza niż miłość. Dokładnie tak samo, jak łatwiej jest coś zniszczyć, niż odbudować.”
Lena zaskoczyła mnie już wstępem do tej książki. Dając jasno do zrozumienia, że tu “nie romans gra pierwsze skrzypce” poczułam pewnego rodzaju dezorientację. Bo decydując się na tę książkę byłam przekonana, że sięgam po romans młodzieżowy. Fakt, że nie lekki odmóżdżacz bo Lena zawsze w swoje historie wplata jakieś życiowe lekcje, coś ważnego. Ale tu ? Tu … cała ta książka jest po prostu … ważna.
“Podobno wszystkie nasze czyny niosą ze sobą konsekwencje. Jedne większe, inne mniejsze. Niektórych się kompletnie nie spodziewamy, a inne spędzają nam sen z powiek. Czasami natomiast doskonale zdajemy sobie sprawę z ryzyka i wiemy, co może nas czekać, ale liczymy na to, że uda nam się tego uniknąć.”
Takie prawdziwe - nieprawdaż ?
Cała ta historia to jedna wielka lekcja - życia, dorastania, ponoszenia konsekwencji, rodzicielstwa, miłości, odpowiedzialności itp itd.
Na wstępie Lena pisze, że to historia związana z jej serią Arkansas. Niestety te książki wciąż przede mną i teraz jestem jeszcze bardziej świadoma faktu, że koniecznie muszę je przeczytać. Jednak bez ich znajomości nie czułam luk w informacjach. Czułam za to potrzebę poznania tych historii tzn tomów o rodzicach tutejszych bohaterów, dokładnie i jak najszybciej. Poza tym…czułam bardzo dużo emocji, bo w tak krótkiej historii, autorka skumulowała ich ogrom.
Młodzi ludzie uwielbiają popełniać błędy. Mają się na nich uczyć i Charlie wraz z Reedem dostali konkretną lekcję życia. Sami sobie ją zafundowali i Reed niby już poniósł konsekwencje - spędził dwa lata w pewnego rodzaju ośrodku wychowawczym, zamiast odbycia kary więzienia. Mimo to, obarcza winą za to doświadczenie Charlie i wracając w rodzinne strony, myśli wyłącznie o zemście. Przekonany, że dziewczyna spędziła ten czas spokojnie i beztrosko, ma zamiar odwdzięczyć się za swoje krzywdy. Ale nie spodziewa się, że i ona przeszła przez piekło… Że tonie po uszy w kłopotach i to nie koniec dramatu jaki zaczął się dwa lata wcześniej.
Pierwsza miłość, głupie zauroczenie, chęć zaimponowania temu “jedynemu” doprowadziła do błędu, który rzucił cień nie tylko na jej życie. Szantażowana, przez te dwa lata robiła rzeczy, za które może spędzić wiele więcej czasu w więzieniu. Naraziła nie tylko siebie ale też swoją rodzinę. Jak fakt, że Charlie złamała prawo, odbije się na karierze jej mamy - prawniczki? Czy dziewczyna zdobędzie się na odwagę i wyzna prawdę swoim rodzicom?
Zdecydowanie nie jest to typowy romans młodzieżowy. Tak, mamy wątek miłosny, mamy enemies to lovers, aczkolwiek tak jak deklarowała Lena, ten wątek nie jest najważniejszy. Tu liczy się przede wszystkim właśnie ta lekcja życia, czyny i ich konsekwencje. Jak bardzo odczują efekty swoich czynów ci młodzi bohaterowie ?
Wszystko odbije się nie tylko na tej dwójce. Jako rodzic szczególnie mocno przeżywałam pewne momenty. Też potrafimy zawodzić, być rozczarowaniem. Nasze dzieci panicznie boją się nas zawieźć, a czy my się nie boimy tego samego ? Tu widać, że to dotyczy obu stron i jak bardzo boli świadomość, że nie wywiązaliśmy się z naszych ról tak jakbyśmy tego chcieli. Autorka zwraca uwagę na to jak istotna jest rozmowa, zaufanie, wiara w siebie nawzajem. Na to jak bardzo nasze dzieci chcą czuć się kochane, akceptowane takimi jakie są. A także jak potrzebują naszego wsparcia nawet gdy wydaje się, że mają je totalnie w nosie.
I Lena też pięknie pokazała, że nawet gdy dziecko zawiedzie, nawet gdy popełni błąd, rodzic ( oczywiście ten normalny i prawdziwie kochający) nie odwróci się plecami, nie odrzuci, nie zostawi na pastwę losu. Jednak musimy zarazem umieć pokazać naszym dzieciom, że trzeba te konsekwencje ponosić. Nie możemy brać ich na siebie, nie możemy zamiatać ich pod dywan, bo nic dobrego z tego nie wyniknie.
Do końca ani ja, ani Charlie czy Reed, nie mieliśmy pewności, jak to wszystko się dla nich skończy i za to też wielkie brawa dla autorki. Zaskakiwała tu nie raz i na różne sposoby. Czuć było na każdej stronie strach, niepewność, poczucie winy, wstyd… Tak wiele emocji i uczuć targało bohaterami. I przeżywałam to razem z nimi silniej niż się spodziewałam, bo absolutnie nie brałam pod uwagę, że to książka, przy której się rozkleję. A jednak.
Sporo książek Leny za mną, za każdą chwytam z zapałem, nie zawiodła jeszcze nigdy. Ale tę chyba jestem w stanie uznać za najlepszą jak dotąd. Wiem, że często piszę “ta książka jest inna niż wszystkie”. Ale ta ma w sobie tę inność, ma w sobie coś co odróżnia ją wyraźnie od wielu, które wydaje nam się, że na pierwszy rzut oka już wiemy o czym będą. Ta też się wydaje taka oczywista, taka przewidywalna. Nic bardziej mylnego. Jestem pod wrażeniem tego jak niebywale mnie zaskoczyła. W jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Czy polecam ? Oj z pewnością, wręcz uważam, że musicie to przeczytać. Mam nadzieję, że i Was tak mocno poruszy jak mnie. Na wszystkie te sposoby jakich doświadczyłam.
Dziękuję - bardzo - za egzemplarz do recenzji.
“Nienawiść jest prostsza niż miłość. Dokładnie tak samo, jak łatwiej jest coś zniszczyć, niż odbudować.”
Lena zaskoczyła mnie już wstępem do tej książki. Dając jasno do zrozumienia, że tu “nie romans gra pierwsze skrzypce” poczułam pewnego rodzaju dezorientację. Bo decydując się na tę książkę byłam przekonana, że sięgam po romans młodzieżowy. Fakt, że nie lekki odmóżdżacz...
Lubicie książki, w których poruszane są rzeczywiste problemy / dramaty dotykające ludzi ? Takie opierajace się na faktach ?
Anna Falatyn zawsze profesjonalnie przygotowuje się do napisania kolejnej książki. Czuć na każdej stronie, że informacje jakie nam przekazuje, nie są wyssane z palca. Tym razem poruszyła temat kryzysu opioidowego i jego konsekwencji.
W 1996 roku gigant farmaceutyczny Perdue Farms, wypuścił na rynek OxyContin i przeprowadził największą kampanię sprzedażową w historii. Nikt nie spodziewał się jak opłakane będą skutki stosowania tego leku. Jak lek może szkodzić ?
Uzależniając.
Można powiedzieć, że wystarczy się nie uzależnić. Ale niestety, niezależnie czy sięgamy po alkohol, papierosy, leki, narkotyki czy np słodycze - jedna osoba nie uzależni się nawet po kilku dawkach, inna już po jednej wpadnie w sidła nałogu. Każdy z nas ma tę tolerancję inną, każdy ma inną podatność na uzależnienia. Nie da się tego przewidzieć, a gdy w grę wchodzi uśmierzenie bólu… Opioidy mają pomóc pacjentom w uśmierzaniu bólu. Jednak tu wszystko wymknęło się spod kontroli…
Zainteresowałam się tym tematem już długo przed wydaniem książki i mimo, że niezależnie o czym pisze Ania, zawsze bez czytania opisu, bez wahania biorę jej książki, tu byłam szczególnie zaciekawiona jak to ugryzie. Jeśli i Was zaintrygował temat kryzysu opioidowego, serdecznie polecam seriale : “Lekomania” i “Zabić ból”.
“Kiedyś też byłem taki jak ty. Miałem misję, chciałem zbawić świat. Wydawało mi się, że walczę ze złem. Gorsza od walki ze śmiercią jest tylko walka z nierównościami i zasadami stworzonymi przez bezduszny system.”
Walka argumentów - lekarka uważająca, że koncerny farmaceutyczne są winne licznym zgonom i uzależnieniom spowodowanym przez opioidy, kontra były lekarz, teraz prezes takowego koncernu, uważający, że nikt na siłę nikogo nie uzależnia, a stosowanie leków wg wskazań lekarza, nie doprowadza do uzależnienia. Jednak mimo logiki jego argumentacji… został obrzucony jajkami…
Audrey poznajemy jako taki żywioł. Kobietę w koszulce ze słonecznikiem, bezpardonowo krytykującą postawę Williama Reeda. Czuć jej siłę, zaś jej cięty język i odwaga, dają nam do zrozumienia, że autorka stworzyła wyrazistą i silną bohaterkę, która się nigdy nie poddaje. Aż ciężko uwierzyć jak krucha i złamana jest w rzeczywistości… Jednak nic nie dzieje się bez powodu. Życie zrzuciło na nią zbyt wiele, a wyjątkowo ciężko unieść taki bagaż samodzielnie.
William to dumny, uparty i niezłomny mężczyzna. Z nikim się nie patyczkuje, takie jak ona w mig wykończyłby konkretnym pozwem i … nawet takowy dla niej przygotował z pomocą pewnej bohaterki poprzedniej serii naszej utalentowanej autorki. Jednak od początku ma do niej słabość. Dlaczego ?
“Stałem się opiekunem Katastrofy. Są na to jakieś dofinansowania ?”
Ich spotkania to jak starcia dwóch żywiołów. Jednak z każdym kolejnym, emocje szalejące pomiędzy tą dwójką, zmieniają charakter. Niby stają się spokojniejsi ale zarazem ogień płonie coraz silniej. I chęć walki ze Słoneczkiem zmienia się w chęć otoczenia ją opieką, której kobieta tak bardzo potrzebuje. Kto ją skrzywdził ? Czego doświadczyła w swoim życiu ? Jak skrywane przez nią tajemnice wpłyną na tę znajomość ?
“William był przede wszystkim brutalnie szczery i prawdziwy, czego nie można było powiedzieć o Audrey. Ona grała i udawała kogoś, kim nie jest. Przede wszystkim udawała, że żyje i jest szczęśliwa.”
Mój wstęp mógł zasugerować, że to wręcz jakiś reportaż. Jednak tę książkę ma w sobie wiele wątków - ten właśnie medyczny o aferze opioidowej i oczywisty miłosny z różnicą wieku. Prócz tego mamy dramaty bohaterów, które poruszają tematy polityczne, molestowanie, traumy z jakimi borykają się i Audrey i William. To wszystko wyzwala ogrom emocji, czyta się tę historię z zapartym tchem i wbrew pozorom, nie raz z uśmiechem na twarzy.
Jeśli czytaliście, a mam nadzieję, że tak, pierwszy tom serii Chicago, wiecie jak potrafi rozbawić trio przyjaciół - Zack, Ben i William. Do tego to jak wybitnie dokuczają sobie Will i Audrey - no coś niesamowitego, można wręcz płakać ze śmiechu. Nie brak psikusów czy złośliwości na temat wieku Willa. Podziwiałam opanowanie i spokój jego pracownika - Banksa. Facet chyba wytrzymując z Willem zasłużył na osobną historię ? Aniu, co Ty na to ?
Tyle ważnych kwestii i tematów, autorka zwinnie połączyła w niepowtarzalną historię dwojga poranionych przez życie ludzi, którzy mogą nawzajem otworzyć sobie drzwi do lepszego jutra.
Bardzo podobało mi się to jak Anna Falatyn przedstawiła samą tematykę tych uzależnień. Pokazała pewnego rodzaju błędne koło w jakie popadło społeczeństwo. Z pozoru wydaje się, że logicznym rozwiązaniem jest wstrzymanie produkcji opioidów. Ale jak bez nich będą funkcjonować np chorzy na nowotwory ? Czemu osoby, które stosują je do tego do czego są rzeczywiście przeznaczone, mają cierpieć bo inni tych leków nadużywali i popadli w nałóg ? A nawet jak produkcja zostałaby wstrzymana, to do ludzi trafia ich wiele z nielegalnych źródeł - czy nie na tym trzeba rzeczywiście się skupić ? I tu wkraczamy na tematy polityczne - jak rząd dba o uzależnionych, jak im pomaga ? Pozornie…
Warto sięgnąć po tę książkę, bo lista jej zalet nie ma końca i jeśli lubicie książki konkretne, pobudzające do myślenia, pozostające długo w pamięci, to jest coś dla Was. Ja lubię jak czytając pozornie zwykły romans, kryminał czy thriller, czegoś się tak przy okazji nauczę, przyswoje jakieś cenne informacje. Ta zdecydowanie ma to w sobie. Mistrzostwo po prostu. Polecam z całego serducha.
Dziękuję już tradycyjnie, za egzemplarz do recenzji.
Lubicie książki, w których poruszane są rzeczywiste problemy / dramaty dotykające ludzi ? Takie opierajace się na faktach ?
Anna Falatyn zawsze profesjonalnie przygotowuje się do napisania kolejnej książki. Czuć na każdej stronie, że informacje jakie nam przekazuje, nie są wyssane z palca. Tym razem poruszyła temat kryzysu opioidowego i jego konsekwencji.
W 1996 roku...
“Czasami wystarczy krótka chwila, byśmy stracili to, co jest dla nas najważniejsze : zdrowie, miłość, bliskich. Uświadomiłam to sobie, gdy zrozumiałam, że straciłam wszystko, co kocham.”
Nasze życie składa się z chwil. Tych dobrych, dających nam szczęście oraz tych, które potrafią odebrać znacznie więcej niż jesteśmy gotowi oddać.
Brook i Matt poznali się jako dzieci, połączyła ich już wtedy szczególna więź, która z biegiem lat zmieniała charakter. Jeśli ktoś jest rzeczywiście sobie przeznaczony, jeśli wierzycie w dwie połówki jabłka, to oni właśnie są ich idealnym odpowiednikiem. Dwoje młodych ludzi wierzących, że marzenia mogą się spełniać. Skrupulatnie je spisywali. Wierzyli, że przyszłość spędzą we dwoje. Jednak coś ich rozdzieliło i obiecali sobie, że już nigdy nie wymówią nawet swoich imion.
“Czasami trzeba odpuścić. Zostawić przeszłość za sobą i skupić się na teraźniejszości i tym, co jeszcze nas czeka, na co mamy wpływ.”
I oboje skupili się na życiu bez siebie. On na nauce normalnego życia, bez patologicznej rodziny, która krzywdziła ga na różne sposoby. Ona na swojej pasji - tańcu. I przez lata im się to udawało. Aż do pewnej chwili gdy Brook straciła wszystko - zdrowie, partnera, możliwość odnoszenia kolejnych sukcesów jako tancerka.
“Łatwo jest zamknąć się w sobie i zgorzknieć w chwili, w której dosięga nas tragedia czy też trudny do pokonania zakręt życia, ale znacznie trudniej jest zaakceptować nową rzeczywistość i pozwolić sobie pomóc.”
Ciężko jest patrzeć na życie optymistycznie, gdy mamy wrażenie, że straciliśmy wszystko co było tego warte. Wszystko co było dla nas cenne. Czy bliskim Brook uda się jej pokazać, że wciąż ma po co żyć i nadal ma szansę na szczęście ? Czy Matt może jej pomóc mimo tego co wydarzyło się między nimi lata temu ?
No właśnie. Co mogło zniszczyć tak piękne i silne uczucie ? Autorka długo trzyma nas w niepewności. Ale można podejrzewać kto przyłożył do tego rękę. I brakowało mi tu takiej mocniejszej nauczki czy reprymendy za wtrącanie się w cudze życie, za pewne manipulacje. To chyba jedyne moje zastrzeżenie do tej historii. Bo całość jest po prostu…piękna.
“Na zawsze i na wieczność” to też obietnica jaką sobie złożyli. Tę również złamali. Ale to zarazem tytuł książki tak przejmująco pięknej, że trudno ująć w słowa jak cudowną historię stworzyła Monika Cieluch. Ile pięknych słów tu znalazłam, ile cytatów zaznaczyłam, które są jak drogowskazy, życiowe lekcje. Talent do ich tworzenia jakim dysponuje autorka, robi wrażenie. Jednak mnie nim nie zaskoczyła, bo już byłam świadoma tego jak potrafi zachwycić swoją twórczością.
Zgubili się, rozdzielili na lata, złamali swoje serca i pobudzali je do bicia osobno. Czy pozwolą sobie na kolejną szansę na miłość i szczęście w swoich ramionach ? Koniecznie musicie się o tym przekonać. Dawanie drugiej szansy to zawsze ryzyko, zawsze towarzyszy temu strach i niepewność - czy warto ? Ale tu czuć, od początku, że tych dwoje musi być razem. I czułam też żal, że stracili tyle lat żyjąc osobno, stracili swoją bliskość, niezwykłą przyjaźń. Ta strata boli tak samo ich jak i czytelnika, który daje się porwać ich historii. Musicie to przeżyć wraz z nimi - bezdyskusyjnie.
Uwielbiam sięgać po takie książki - pewniaki, przy których wiem, że rozczarowanie mi nie grozi. Jedynie mogę się bać jak bardzo poturbuje mnie taka historia, jak mocno dramaty bohaterów odbiją się na mojej psychice. Bez wątpienia jest to książka, do której warto zaopatrzyć się w chusteczki ale zarazem taka, która przez symboliczne tu kolorowe szkiełko, pokazuje nam, że : “Nawet smutna rzeczywistość może być magiczna. Jedyne, co musisz zrobić, to spojrzeć na nią przez odpowiedni pryzmat i znaleźć swoje własne słońce.”
Chyba nie muszę już dodawać, że polecam ? Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“Czasami wystarczy krótka chwila, byśmy stracili to, co jest dla nas najważniejsze : zdrowie, miłość, bliskich. Uświadomiłam to sobie, gdy zrozumiałam, że straciłam wszystko, co kocham.”
Nasze życie składa się z chwil. Tych dobrych, dających nam szczęście oraz tych, które potrafią odebrać znacznie więcej niż jesteśmy gotowi oddać.
Brook i Matt poznali się jako dzieci,...
Pieniądze szczęścia nie dają. Powtarzamy to od wieków. Ale nawet dłużej, z powodu władzy, skarbów i majątków, potrafimy zniszczyć tak wiele. Zaślepieni chciwością mamy za nic miłość, lojalność, własny honor…cudze życie….
Lily Rosewood przekonała się jak to jest stracić wszystko, być tą co nie ma praktycznie nic, prócz nazwiska. Liczy na to, że przejmie rodzinną firmę po babci, że dziedzictwo Rosewoodów trafi do niej. Jednak nie liczyła na to, że straci babcię tak szybko i po jej śmierci, jedyne co jej zostanie to …zagadki i fragment mapy.
“Po śmierci matriarchini trzypokoleniowej rodziny Rosewoodów ludzie podróżują do miasta, aby sprawdzić, czy uda im się odnaleźć skarb.”
Babci już nie ma, ale majątku po niej również. Konta są puste, a Lily z wujem i kuzynką, zostali wręcz wygnani z posiadłości. Jednak idąc za wskazówkami pozostawionymi przez Iris, Lily trafia na trop… skarbu Rosewoodów ? To nie jest pewne, ale za to zyskała sojuszników, niespodziewane wsparcie. Czy może nazwać ich przyjaciółmi ?
Lily to dziewczyna, na której ciążyła od dawna spora odpowiedzialność. Z pozoru dziedziczka fortuny mająca wszystko, mieszkająca z opływającą w dostatki babką. Ale jak wiele straciła ? Jak dużo zobowiązań spoczywało na jej barkach ? Była z tym wszystkim praktycznie sama, bo “przyjaciele” odwrócili się od niej po pierwszym życiowym niepowodzeniu. Kiedy potrzebowała najbardziej ich wsparcia, nie miała do kogo o nie się zwrócić.
Teraz boi się zaufać. Przekonana, że gdy tylko skończy się poszukiwanie tego co ukryte, gdy rozwiążą wszystkie pozostawione przez babcię zagadki, też zostawią ją samą. A jej obawy nie są bezpodstawne. Dziewczyna nie wie już kto naprawdę jest tego zaufania godny, a kto stanowi wręcz śmiertelne zagrożenie. Bo dla tak wielkiego majątku, ludzie są zdolni do wszystkiego.
Ciężko uwierzyć, że to debiut, że to pierwsza historia stworzona przez autorkę. Ale właśnie przez takie odkrycia, z zapałem sięgam po te literackie początki.
Autorka pisze w podziękowaniach, że “ Polowanie na fortunę Rosewoodów” jest książką : “głównie o przyjaźni, która rozkwita podczas nieoczekiwanej podróży.” i zdecydowanie tak właśnie jest. Grupka młodych ludzi jednoczy się z pozoru dla zyskania pieniędzy na wymarzone studia. Lecz po drodze tworzy się między nimi szczególna więź, odkrywają jak wiele wbrew pozorom ich łączy, jaki cel miała babcia Lily wybierając akurat ich. Jak wiele w trakcie się nauczą ? Jakie tajemnice odkryją i czy rzeczywiście na końcu zostaną bogaci ?
To sprawdźcie sami.
Nie byłam przekonana, że to książka dla mnie. Bałam się, że jednak to nie mój typ ale jednak od pierwszych rozdziałów, czy nawet stron, czułam jakby porwał mnie nurt rzeki i nie miałam nic przeciwko. Płynęłam razem z bohaterami przeżywając z nimi wszystko, każdego rodzaju emocje i trzymałam za nich kciuki. Martwiłam się razem z nimi, bałam się tego kto okaże się rozczarowaniem i byłam zaciekawiona pomysłowością Iris Rosewood.
To rewelacyjna książka dla wielbicieli zagadek, tajemnic i przygód. Bo choć to niebezpieczna ale jednak przygoda. Warto poznać losy tej gromadki.
Serdecznie polecam tę książkę, już czekam na kolejne spod pióra autorki i dziękuję za egzemplarz do recenzji.
Pieniądze szczęścia nie dają. Powtarzamy to od wieków. Ale nawet dłużej, z powodu władzy, skarbów i majątków, potrafimy zniszczyć tak wiele. Zaślepieni chciwością mamy za nic miłość, lojalność, własny honor…cudze życie….
Lily Rosewood przekonała się jak to jest stracić wszystko, być tą co nie ma praktycznie nic, prócz nazwiska. Liczy na to, że przejmie rodzinną firmę po...
“On miał jeden cel - zabić mojego ojca. Nie wątpiłam, że zrobi wszystko, aby tego dokonać. Jednak Silvio Moretti nie był łatwym przeciwnikiem.”
Książki z wątkiem mafijnym - tak czy nie ?
Moja miłość do takich historii zaczęła się od książek Cory Reilly. Szybko jednak zrozumiałam, że nasze polskie autorki też potrafią pisać tego typu romanse na bardzo wysokim poziomie. Mimo, że zszokował mnie fakt, iż w pewnym momencie miałam już przesyt mafii, wciąż do niej wracam, tylko nie tak często jak dawniej.
Ale z tego co widzę, autorka debiutująca rewelacyjną książką pt. “Rekompensata” - Angelika Waszkiewicz, po raz kolejny mnie bez reszty porwała swoją nową historią i już ma u mnie miejsce na liście “tych niezawodnych”.
Jedna drastyczna noc, pełna krwi i przerażających chwil, które wracają do niej w formie koszmarów, wyrwała ją z jej klatki.
Co prawda Dalia przekonana była, że żyła w bezpiecznym kokonie, otoczona opieką rodziny ale życie szybko pokazało jej, że była w błędzie. Oczy na ten fakt, pomógł jej otworzyć Cosimo Bernardini.
“Do nocy, podczas której moje życie stanęło na głowie, nigdy nie musiałam o nic walczyć. Miałam wszystko na wyciągnięcie ręki. Musiałam tylko być posłuszną córką.”
Nagle bańka została rozbita, a Dalia, nie znająca zewnętrznego świata, uciekała do kuzyna, który jednak nie był dla niej ratunkiem. Trafiła w ręce Cosimo - mężczyzny, który nie pragnie niczego tak bardzo jak zemsty na jej ojcu. A ona ma być dla niego środkiem do osiągnięcia celu.
“Stałam się zabawką w rękach człowieka, którego darzyłam szczerą nienawiścią.”
Dalia w otoczeniu osób, będących dla niej zagrożeniem, ludzi których uważa za wrogów jej rodziny, nabiera charakteru, budzi w sobie wolę walki. Nie ma zamiaru się poddać. Jednak mężczyzna, którym tak gardzi, którego uważa za winnego wszystkich krzywd jakich doznała, okazuje się, że ma powód by tak bardzo chcieć zemsty na jej ojcu.
“Choć przeżyłem tamtą noc, moje serce i dusza odeszły razem z nimi.”
Z kolei Silvio Moretti…Czy rzeczywiście jest troskliwym ojcem, za którego miała go przez całe życie ? Każdy członek mafii, ma coś na sumieniu. Jakie grzechy popełnił ten władca Sycylii ?
Cosimo to bohater, do którego długo nie mogłam się przekonać. Nie potrafiłam jednak całkowicie go skreślić, z powodu tej walki dobra i zła jaką widziała w jego oczach Dalia. Czekałam na to aż pokaże się z lepszej strony, aż przekona do siebie i mnie i ją. Czy mu się udało ?
Z pewnością udało się ale autorce zaskoczyć mnie tu wielokrotnie. Zwrotami akcji, zmianami jakie zachodziły w bohaterach. Szczególnie jeden, który od początku wydawał się totalnie czarnym charakterem, później zmienił się diametralnie aż nie mogłam uwierzyć, że to się wydarzyło. Sporo się tu działo i choć oczywiście dużo uwagi autorka poświęciła rozmaitym uczuciom szalejącym pomiędzy Dalią i Cosimo, to mamy tu sporo świetnej mafii, akcji, mocnych wrażeń, chwil które zapierały dech w piersi.
“Trofeum” to książka, w której Cosimo miał wykorzystać Dalię jako pionek w swojej grze. Miała ułatwić mu pozbycie się odwiecznego wroga, który odebrał mu … bardzo wiele. Stała się jego trofeum, które z kolei miało zaboleć Silvio. Jednak często to co planujemy, nie wychodzi tak jak tego oczekiwaliśmy. Dlatego plany trzeba modyfikować ;)
Niestety jest to trudne gdy trafia się na dwie osoby o takich skomplikowanych osobowościach i ciężkich charakterach jak ta para. Uparci, aż nazbyt ostrożni i zamknięci w sobie. Czy postawią dumę ponad uczucia jakie zrodziły się między nimi w tak niekorzystnych warunkach ?
To sprawdźcie sami. Ale koniecznie. Bo warto.
To książka, do której wrócę. Pełna pięknych, pouczających i dających do myślenia cytatów. Mimo, że to fikcja, mimo, że nie mamy na co dzień styczności z mafią, nie znaczy to, że autorka nie mogła wpleść pewnych mądrości w losy tak poturbowanych bohaterów. Mam nadzieję, że docenicie je tak jak ja.
Serdecznie polecam i dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“On miał jeden cel - zabić mojego ojca. Nie wątpiłam, że zrobi wszystko, aby tego dokonać. Jednak Silvio Moretti nie był łatwym przeciwnikiem.”
Książki z wątkiem mafijnym - tak czy nie ?
Moja miłość do takich historii zaczęła się od książek Cory Reilly. Szybko jednak zrozumiałam, że nasze polskie autorki też potrafią pisać tego typu romanse na bardzo wysokim poziomie....
“Zniszczenie czegoś zajmuje sekundę, ale odbudowanie tego może zająć wieczność i też nie zawsze się udaje zrobić to tak, jak było pierwotnie.”
Mówi się, że prawdziwa miłość wszystko wybaczy. Uważacie, że to prawda ?
Często mam wrażenie, że to takie wywieranie presji na zasadzie - jeśli nie potrafisz wybaczyć, to uczucie nie było prawdziwe. Szanując siebie i własne poglądy, zasady, mamy swoje granice i zawsze jest to COŚ czego wybaczyć nie będziemy w stanie.
Czy bohaterka tej historii - Claudia, uzna, że jej granice zostały przekroczone i Collin nie będzie miał szansy na to by naprawić co zniszczył ?
Claudia to młoda, piękna, utalentowana kobieta z pasją. Jest z na tyle dobrej rodziny, że Benjamin Anderson uznał ją za idealną kandydatkę na synową. To małżeństwo miało mu przynieść same korzyści. Collin ma za zadanie rozkochać ją w sobie i poślubić. Ale ojciec nie kazał mu się w niej zakochać,... Bo kobiety to dla niego tylko dodatki, istoty mające wyglądać ładnie u ich boku, sprawiać przyjemność i…milczeć.
A Claudia Mc’Allister milczała za długo.
Poślubiła Collina kochając go całym sercem. Była szczęśliwa, że trafił jej się mężczyzna który rozumie i akceptuje jej miłość do tańca, nie ogranicza jej, nie podcina skrzydeł. Jednak często po ślubie… czar pryska i było też tak w tym przypadku.
Collina poznałam już w książce “As Pik” i główny bohater tamtej książki - Matthew, pojawia się tu także oczywiście. Jeśli tęskniliście to autorka uzupełnia tu sporo szczegółów na temat jego relacji z Adeline, tylko tym razem z perspektywy Collina i Claudii.
Najstarszy z braci z początku wydawał się ideałem nie tylko dla młodej tancerki. Ale z biegiem czasu, w moich oczach stracił bardzo wiele i niesamowicie jej współczułam. Podobno nie ma miłości bez zazdrości. Ale chorobliwa zazdrość jaka zawładnęła Collinem była czymś co niszczyło piękne uczucie jakie między nimi się zrodziło. A często najbardziej zazdrosne są osoby, które same nie są bez zarzutu… Oskarżają o zdradę bo mają coś na sumieniu i boją się, że nie tylko oni…
“Najpiękniejszy prezent na gwiazdkę. Benjamin pod choinką, ale zakopany.”
Ojciec trójki Andersonów zniszczył swoją żonę, bo to z jego powodu popełniła samobójstwo. Przez to Matthew gardzi nim niesamowicie i okazuje jawnie swoją nienawiść. Czy Benjamin zarazi swoimi przekonaniami na temat roli kobiety w życiu mężczyzny, najstarszego syna ? Jest jak ten diabełek na ramieniu, podsuwający najgorsze pomysły.
“Nie wiem, dlaczego on tak bardzo uwziął się na to, żeby za wszelką cenę rozwalić nasze małżeństwa.”
Czy zniszczy ich miłość ? Czy żadna synowa nie okaże się godna jego synów ?
Autorka porusza tu trudny temat utraty dziecka nienarodzonego. Pokazuje jaki to ból, jak trudny jest brak możliwości szczęśliwego donoszenia. Jak wiele osób nie docenia tego jakie to szczęście móc mieć dziecko. Sama często dochodzę do wniosku, że natura nie jest sprawiedliwa i osoby, które byłyby doskonałymi rodzicami nie mają możliwości sprawdzić się w tej roli, a z kolei te które absolutnie się do niej nie nadają, mają gromadkę dzieci i z uporem niszczą ich życie…
“Król Pik” to książka pełna bólu, rozczarowań, pokazująca jak miłość potrafi ranić. Tych dwoje połączyła wręcz miłość od pierwszego wejrzenia, czuli że są dla siebie stworzeni. Ale zarówno stary Anderson jak i zazdrość Collina, były jak taka infekcja, niszcząca tę miłość latami. Czy mają szansę ją uratować ? Czy będą w stanie o nią zawalczyć ?
To koniecznie sprawdźcie sami. Nie tylko Matthew i Adeline mogą bez reszty wciągnąć w historię swojej miłości. Tu w sumie mamy niemało całej rodziny, bo i wspomniane już przeze mnie uzupełnienie losów pary z poprzedniej części i sporo o Marthcie i Nicolasie - najzabawniejszym z braci ? Sama nie wiem, bo Matthew choć mroczny Smuteczek też potrafi rozbawić do łez. No i właśnie mimo, że spora część tej książki aż boli, to i scen, które wywołują uśmiech na twarzy nie brak. Uwielbiam Madejowy humor, a Wy?
Miło było wrócić do tej rodziny. Przeżyć to wszystko razem z nimi, zarówno to co złe jak i to co dobre. Warto poznać ich losy i serdecznie je Wam polecam .
Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“Zniszczenie czegoś zajmuje sekundę, ale odbudowanie tego może zająć wieczność i też nie zawsze się udaje zrobić to tak, jak było pierwotnie.”
Mówi się, że prawdziwa miłość wszystko wybaczy. Uważacie, że to prawda ?
Często mam wrażenie, że to takie wywieranie presji na zasadzie - jeśli nie potrafisz wybaczyć, to uczucie nie było prawdziwe. Szanując siebie i własne...
Czy macie w swoim domu młodych wielbicieli komiksów, kotów lub / i książek z humorem, a zarazem pełnych życiowych wskazówek ?
Niedługo wakacje, są już coraz bliżej. Jednak akcja tej książki rozpoczyna się tuż po nich. Kati wraca do szkoły i nie jest to łatwe gdyż …pokłóciła się ze swoimi przyjaciółkami. A że problemy nie lubią czuć się samotne to dodatkowo, ktoś podszywa się pod jej idolkę - Myszycielkę. Czy 217 kotów o szczególnych umiejętnościach, które ma pod opieką, pomogą jej ogarnąć te kłopoty i rozwikłać zagadkę zbrodniarza, który hańbi dobre imię jej mentorki ?
Mam jednego kota, owego rudzielca ze zdjęć. Nie wyobrażam sobie opiekowania się tak imponującą ilością tych mruczków jaką zajmuje się Kati. Ale są to szczególne koty, więc …wszystko ma swoje wady i zalety. A ten komiks z kolei ma zalet pod dostatkiem.
Niepozorna książka w formie komiksu, z barwnymi ilustracjami, z humorem i młodymi bohaterami, po której nie spodziewałam się aż tylu pouczających wskazówek idealnych dla młodych ludzi.
Główna bohaterka - Kati, to wychowywana przez mamę dziewczyna, nie mająca wszystkiego czego zapragnie. To wg mnie duży atut, bo przecież po książki sięgają nie tylko dzieci z bogatych rodzin, a takie bohaterki jak Kati pokazują, że to nie jakiś ewenement, że nie opływa się w dostatki. Nie świadczy to też o tym, że jest się gorszym od innych. Za to ona, zamiast czuć żal i pretensje do mamy, która stara się jak może, pokazuje że jest dziewczyną ambitną i zaradną i stara się samodzielnie dorobić na swoje marzenia i wydatki.
Ta historia pokazuje też jak ważna jest przyjaźń i jakie są jej oblicza ( nie zawsze jest przecież idealnie), jak ważna jest szczera rozmowa, jak wiele może napsuć zazdrość i że ta prawdziwa przyjaźń potrafi przetrwać wszystko.
Mamy wątek pierwszej miłości, mamy relacje matka - córka i to taką piękną, gdzie obie mogą na sobie polegać i sobie ufać, być dla siebie wsparciem.
Niby zwyczajna historia pisana w lekkim stylu, porusza temat bohaterów i antybohaterów, manipulacji, wpływu cudzych opinii na społeczeństwo, fanów i ich idoli. Dużo ważnych kwestii przemyconych w historii młodej i odważnej bohaterki, gotowej by odkryć kim jest zbir podszywający się pod jej idolkę.
Fajne są tu też abstrakcyjne i wymyślne pseudonimy nadane poszczególnym bohaterom. Przykuwają uwagę swoją niepowtarzalnością. Widać, że autorkom nie brak pomysłowości.
Bardzo fajna historia i choć nie czytałyśmy (wraz z córką) pierwszej części, z pewnością ją nadrobimy. Widzę, że warto. Lubię gdy córka spędza czas z książkami, które mają tak mądrą treść.
Polecam serdecznie i dziękuję za egzemplarz do recenzji.
Czy macie w swoim domu młodych wielbicieli komiksów, kotów lub / i książek z humorem, a zarazem pełnych życiowych wskazówek ?
Niedługo wakacje, są już coraz bliżej. Jednak akcja tej książki rozpoczyna się tuż po nich. Kati wraca do szkoły i nie jest to łatwe gdyż …pokłóciła się ze swoimi przyjaciółkami. A że problemy nie lubią czuć się samotne to dodatkowo, ktoś podszywa...
Jak ważny dla Was jest tytuł książki ?
Wybierając tę którą chcemy przeczytać, zwracamy uwagę na opis, okładkę, tytuł, autora… Tytuł powinien odzwierciedlać treść, być takim sygnałem czego spodziewać się po danej historii. I tu, w przypadku książki Rebbeki Yarros, spełnia on tę rolę w zupełności. Już po pierwszych stronach wiedziałam, że będę przeżywać zawarte w niej emocje dosłownie “Każdym skrawkiem duszy.”
Są wyciskacze łez, które wzruszają każdego, a mnie nie.
Są też książki, na wspomnienie, których aż mam dreszcze bo pamiętam, jak mocno mnie poturbowały. Tę będę właśnie w ten sposób wspominać, bo już po przeczytaniu 50 pierwszych stron byłam totalnie rozbita i wstawałam po chusteczki częściej przy niej jednej niż przy wielu innych, tych przeczytanych w ciągu ostatnich miesięcy, razem wziętych. To straszne i cudowne zarazem ale jeśli macie zamiar ją przeczytać, jeśli wciąż jest przed Wami, bez chusteczek do niej nie siadajcie.
“Wojna to paskudna zdzira, odebrała nam wszystko, co kochaliśmy, a w zamian dała nam złożone flagi, wmawiając nam, że to sprawiedliwa zapłata za honor i poświęcenie. Ale to nieprawda.”
December nie rozumiała czemu matka nie otwiera drzwi, więc zrobiła to za nią. I w jednej chwili świat jej rodziny runął jak domek z kart. Stracili ojca, męża, syna, który służył krajowi do ostatniej chwili życia. Odebrano mu je stanowczo zbyt wcześnie i choć mieli świadomość, jak wielkim ryzykiem jest wyjazd na każdą misję, mieli nadzieję, że taka chwila nigdy nie nadejdzie.
Ember miała życie zaplanowane pod każdym względem. I w krótkim czasie wszystkie jej plany legły w gruzach. Straciła je, ojca, chłopaka… Młoda dziewczyna, która powinna beztrosko imprezować, przejęła obowiązki głowy rodziny, troski swojej matki, odpowiedzialność za rodzeństwo. Można by pomyśleć, że nie da rady tego udźwignąć i może by nie dała. Sama. Ale ma wsparcie, ma osobę, która nad nią czuwa i jest gotowa być dla niej kimkolwiek ona zechce.
Josh Walker był obiektem jej westchnień już w liceum. Ale uważała, że jest dla niej nieosiągalny. Typowy bad boy, rozchwytywany przez dziewczyny, hokeista, jeździł na motorze. Teraz jest trenerem jej brata i wszystko wskazuje na to, że …wydoroślał, zmienił się.
“W jaki sposób ten łobuz zmienił się w tego…mężczyznę? A chłopak, który podobał mi się, gdy byłam w pierwszej klasie liceum, właśnie mi się oddawał.”
W chwilach gdy najbardziej potrzebuje wsparcia, jest dla niej, przy niej i z nią. I czuć jak silne uczucie między nimi wybucha. Nie tylko pożądanie, choć niewątpliwie trudno im utrzymać ręce przy sobie. Ale też miłość, silna tak bardzo, że czuć ją “Każdym skrawkiem duszy.” Jednak Ember się boi, że to nie jest odpowiedni czas, że ona nie jest na to gotowa. I to było wg mnie bardzo dojrzałe, rozsądne, uzasadnione.
Mimo wszystko, mimo że wielokrotnie odsuwała go od siebie, Josh się nie poddawał. Nie tylko ona zwróciła na niego uwagę już wcześniej, przed tak dramatycznymi wydarzeniami. I teraz, gdy widzi szansę na to by była jego, nie ma zamiaru rezygnować.
Ale może miłość to za mało ? Może nie zawsze wystarczy uczucie by zdecydować się na “dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Tym bardziej, że December już wie doskonale, że śmierć potrafi rozłączyć w najbardziej nieoczekiwanych momentach, zdecydowanie za wcześnie…
Pamiętam jak porwały wszystkich “Purpurowe serca”. Mnie nie… Dla mnie była to historia na raz, ale tu… Historia zupełnie inna jednak z podobnym wątkiem i jeśli tamta Wam przypadła do gustu to tę pokochacie całym - rozbitym - sercem. A może i jak tytuł sugeruje - każdym skrawkiem duszy ? U mnie tak się stało.
To dla mnie pierwsza książka autorki, a kolejne czekają na półkach i z tego co sugerują Wasze opinie, lubi ona tak brutalnie traktować i bohaterów swoich historii i czytelników. Aż się boję co będzie dalej ale chyba mam w sobie coś z masochistki, bo chcę więcej.
Na każdym kroku współczułam Ember, czułam jej ból, jej strach, jej uzasadnioną złość. Bo armia / wojna odebrały jej ojca, stabilność, poczucie bezpieczeństwa. Za co ? Dlaczego ? Czy ma to wszystko sens ? Człowiek, który ratował życie, nawet nie był na froncie, nie walczył, a został brutalnie zabity i nie wrócił do rodziny. Dziewczyna miała prawo mieć pretensje, żal, czuć tę złość i było to w pełni zrozumiałe.
Jednak nie tylko to jest istotne w tej historii. Ember i Josh będą musieli podjąć trudne decyzje dotyczące ich wspólnej przyszłości. A gdy wyjdą na jaw pewne…sekrety, ich życie ponownie zachwieje się w posadach.
Tak bolesne historie potrafią być na swój sposób piękne. Życie przecież nie raz rzuca nas na kolana. I choć łatwiej i przyjemniej czyta się książki pełne szczęścia, takie jak ta są też potrzebne i chętnie po nie sięgamy, choć trudno nam się po nich pozbierać. Warto. Przypominają nam jak cenne jest życie, jak ważna jest każda chwila z rodziną i że nawet jeśli tracimy ich zbyt wcześnie, to nie znaczy, że lepiej by było nie wchodzić do tej rzeki.
“Nawet przez chwilę nie żałowałam, że kochałam twojego ojca. Nawet wiedząc, że zginie, ponownie bym go wybrała, i nie ma to nic wspólnego z dziećmi. Nawet gdybyśmy was nie mieli, spędzone z nim lata warte były całego bólu.”
Potrafilibyście tak na to patrzeć po takiej stracie ?
Ciężko mi było zrozumieć matkę Ember ale po zakończeniu tej książki, zaczęłam patrzeć na nią zupełnie inaczej. I teraz wiem, że mimo tego bólu, możliwość spędzenia każdej chwili z miłością swojego życia, była tego warta. A czy Ember ją zrozumie? Sprawdźcie sami. Zaryzykujcie.
Bardzo dziękuję za egzemplarz do recenzji.
Jak ważny dla Was jest tytuł książki ?
Wybierając tę którą chcemy przeczytać, zwracamy uwagę na opis, okładkę, tytuł, autora… Tytuł powinien odzwierciedlać treść, być takim sygnałem czego spodziewać się po danej historii. I tu, w przypadku książki Rebbeki Yarros, spełnia on tę rolę w zupełności. Już po pierwszych stronach wiedziałam, że będę przeżywać zawarte w niej...
Czytacie przedmowy pisane w książkach przez autorów ?
Ja zwykle je pomijam, ale tu jakimś cudem tego nie zrobiłam i dobrze się złożyło. Już te pierwsze zdania, pokazały mi, że mam coś wspólnego z autorem, że coś nas łączy - wrażliwość na krzywdę dzieci. A w tej książce jest jej wiele i nawet ja - osoba mająca się za twardą, lubiącą wręcz, brutalne historie, musiałam robić przerwy w czytaniu żeby dojść do siebie po pewnych scenach…
Wysyłając swoje dzieci do szkoły, sądzimy, że zawsze z niej wrócą, bo to bezpieczne miejsce. Tego dnia, w jednej ze szkół pojawił się chłopiec. Bosy, w białej szacie i…z bronią w ręce. Strzelał nie patrząc na to do kogo celuje, a na koniec popełnił samobójstwo wypowiadając słowa : “Zbawca pragnie sprawiedliwości.” Po co to wszystko ?
Tyle krwi, tyle ciał, tyle niepotrzebnych ofiar. Widok wstrząsający zarówno dla młodej funkcjonariuszki Julii Marzewskiej jak i dla starszego i bardziej doświadczonego Marcina Rau. To oni stawili się na miejscu zbrodni i oni będą starać się rozwikłać sprawę, która dopiero się zaczyna.
Ogar dokonał masakry, ale pojawiające się po nim Owieczki, wstrząsną zarówno bohaterami tego kryminału jak i dosłownie każdym czytelnikiem.
Książka napisana przez policjanta wydziału kryminalnego, szczególnie mocno przyciąga wielbicieli tego gatunku i sądzę, że nikogo nie rozczaruje. Względnie pozostawi rysy na psychice ale chwytając po tego typu książki, powinniśmy być wręcz na to przygotowani. Trzeba być wytrzymałym, żeby przebrnąć przez takie historie, trzeba to kochać, żeby nie zaliczyć załamania nerwowego. Tym bardziej, że choć to fikcja literacka to aż nader realna, bo brutalność i bestialstwo wręcz, w niej opisane, nie są wyssane z palca. Takie rzeczy, niestety, dzieją się na tym świecie i to przeraża najbardziej.
Język jakim posługuje się autor, jego styl pisania, taki czarny humor policyjny, że tak to ujmę, nadaje całej historii szczególnego charakteru.
“Mamy sprawcę, który zginął osiem lat temu. Wrócił w jakiejś pie#$@olonej białej szacie, w dodatku boso niczym Cejrowski. Tylko, że zamiast w ręku trzymać zaparzoną yerba matę, przyniósł ze sobą broń. Ot tak zabija ludzi, po czym strzela sobie w łeb.”
Kto stoi za tym wszystkim ? Czemu posługuje się dziećmi - istotami wrażliwymi, niewinnymi - jak swoimi pionkami? Wysyła je jak te owieczki na rzeź. Są jak zaprogramowane - wierne, lojalne, obojętne na wszystko inne. To przeraża najbardziej. Jakim cudem dziecko jest w stanie porzucić dom, rodzinę, swoje bezpieczne otoczenie i zabić się na rozkaz Zbawcy ?
Taki niby nieistotny ale bardzo ważny szczegół, rzuca się w oczy w trakcie czytania. Irytowało mnie, że śledczy tego nie dostrzegali tak długo. A zarazem przerażało jak coś tak standardowego w życiu naszych dzieci, może być śmiertelnym zagrożeniem. Jednak czy w obecnych czasach, wszystko nim nie jest ? Wychowanie dziecka to wyzwanie pod wieloma względami, a strach to uczucie towarzyszące rodzicowi każdego dnia. Mateusz Wilczyński to bohater, który tu przekonał się o tym aż za mocno.
“Zbawca pragnie sprawiedliwości. Zbawca pragnie sprawiedliwości. Mój Zbawca pragnie… Mój Zbawca. Mój…”
Każdy bohater został perfekcyjnie wykreowany. Czy to poturbowana przez swoje życie i wykonywany zawód Julia, czy zgorzkniały, szowinista, winiący za wszelkie zło tego świata kobiety - Rau, czy pozorny podrywacz, a jednak wrażliwy policjant jakim jest Wiktor, a nawet haker na wózku inwalidzkim taki zdolny i …nieszkodliwy ? Aż po samego Zbawcę, tajemniczego przywódcę sekty, robiącego papkę z mózgu swoim poddanym w imię zemsty. Za co ?
Czy książka szokuje ? Tak - niesamowicie mocno. Czy trzyma w napięciu ? Od początku do końca. Czy wciąga ? Bez dwóch zdań. “Zbawca” ma tę moc. Oby to co w nim opisane, nigdy nas nie spotkało.
Szacunek dla autora, wielki. Jestem pod wrażeniem. Dziękuję za te emocje i polecam serdecznie. Warto dać się poturbować.
Czytacie przedmowy pisane w książkach przez autorów ?
Ja zwykle je pomijam, ale tu jakimś cudem tego nie zrobiłam i dobrze się złożyło. Już te pierwsze zdania, pokazały mi, że mam coś wspólnego z autorem, że coś nas łączy - wrażliwość na krzywdę dzieci. A w tej książce jest jej wiele i nawet ja - osoba mająca się za twardą, lubiącą wręcz, brutalne historie, musiałam robić...
“Lęk przed czymś, czego się nie rozumie, nie jest tym samym, co lęk przed czymś, co już nieraz okazało się groźne.”
Wątek magii w książkach, jest wykorzystywany na różne sposoby. Wiemy doskonale, że wieki temu wiele potencjalnych czarownic spłonęło na stosach, lub zginęło w inny sposób, bo magia wzbudzała strach w ludziach “zwyczajnych”, jej pozbawionych.
Mortana wie doskonale jak fakt, że ona i jej bliscy z wyspy potrafią więcej, mają w sobie tę moc, przeraża ludzi z lądu. Żeby mogli żyć spokojnie, bez strachu, zdecydowali się na wiele wyrzeczeń - nie korzystają z wysokiej “czarnej” magii, oddają jej nadmiar co pełnię morzu w formie tzw upustu, nie korzystają ze swojej mocy nocą…
“Magia ta jest tylko bladym cieniem tej, jaką władali moi przodkowie. Taką jednak cenę płacimy za akceptację przez społeczeństwo, za to, że ludzie z lądu ściskają nam dłonie, zamiast je krępować, że witają nas pocałunkiem, a nie uderzeniem w twarz, że zachwalają naszą wyspę, zamiast ją podpalać.”
Czy ta cena nie jest za wysoka ? Wszystko wskazuje, że to jeszcze za mało i aby ten pokój przypieczętować. Tana ma więc wyjść za mąż za Landona - mężczyznę z lądu. Aranżowane małżeństwo bez miłości, nie jest szczytem marzeń młodej dziewczyny ale poczucie obowiązku jest na tyle duże, że nie bierze ona innej opcji pod uwagę.
Do dnia gdy spotyka Wolfe’a…
Miała wraz z innymi oddać swoją moc morzu, zamiast tego poszła szukać światełka i znalazła jego. Od tego dnia wszystko co uważała za pewne i oczywiste, stało się wątpliwe. Osoby, którym do tej pory bezgranicznie ufała, stały się podejrzane, a jej życie stanęło do góry nogami. Z kolei serce? Zaczęło szybciej bić właśnie przy NIM.
Zakazane uczucie do chłopca, który otwiera jej oczy na życie jakie do tej pory wiodła. Czy będzie miała siłę i odwagę by zdjąć kajdany jakie sama sobie założyła godząc się na oczekiwania członków Zgromadzenia i jej rodziców ? Czy uczucie jej i Wolfe’a ma szansę przetrwać ?
Niby zwyczajny romans z wątkiem fantastycznym jakich wiele, a jednak mnie na swój sposób oczarował. Taka niewinna bohaterka i mroczny bohater, okazują się niezwykle intrygujący. A autorka opisuje wszystko czego doświadczają ubierając to w tak piękne słowa, że co chwila używałam indeksów do zaznaczania kolejnych wspaniałych cytatów.
Czuć wszystko przez co przechodzi ta para. Te wątpliwości jakie targają Taną, jak mota się pomiędzy miłością, lojalnością, poczuciem obowiązku wobec ludzi bojący się o swoją przyszłość. Bo los mieszkańców wyspy leży w jej rękach. Czy jedyne co może zrobić to poświęcić się dla nich lub porzucić na pastwę nietolerancyjnych ludzi z lądu ? Czy nie ma innej drogi, jakiegoś kompromisu, dzięki któremu nie musiałaby zrezygnować z miłości ?
Nie spodziewałam się, że aż tak mi przypadnie do gustu ta historia. Wahałam się w sumie czy zgłosić się do jej zrecenzowania ale teraz nie żałuję, bo ma w sobie coś takiego czarującego dosłownie. Taką jakby niewinność. I oczywiście magię, piękną miłość rozkwitającą jak księżycowy kwiat, taki z pozoru groźny, a jednak … pozory często mylą.
Jeśli lubicie magię w książkach albo po prostu kochacie fantastykę, serdecznie polecam tę książkę. Sądzę, że Was nie rozczaruje.
Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“Lęk przed czymś, czego się nie rozumie, nie jest tym samym, co lęk przed czymś, co już nieraz okazało się groźne.”
Wątek magii w książkach, jest wykorzystywany na różne sposoby. Wiemy doskonale, że wieki temu wiele potencjalnych czarownic spłonęło na stosach, lub zginęło w inny sposób, bo magia wzbudzała strach w ludziach “zwyczajnych”, jej pozbawionych.
Mortana wie...
“(...) co, jeśli los każdego z nas jest z góry przesądzony i choć byśmy robili, co w naszej mocy, nigdy nie uda się nam go zmienić ?”
Runowo. Mała wieś w pobliżu Puszczy Gorzowskiej, to miejsce, do którego Sambor Malczewki nie miał zamiaru nigdy powracać. Zwykle o rodzinnych stronach myśli się z sentymentem. U niego wspomnienie o nich nie wywołuje żadnych pozytywnych emocji. Jednak informacja o odnalezieniu zwłok, które prawdopodobnie są zwłokami jego siostry bliźniaczki, zmusza go do powrotu do miejsca, w którym doszło przed laty do tragedii.
“Ludziom od dziecka wmawia się, że rodzina jest najważniejsza i choćby nie wiadomo co się działo, musi się zawsze wspierać.”
Sambor porzucił rodzinę. Najpierw siostrę, która znęcała się nad nim latami. Znienawidził ją za to, że mimo swojego charakteru ewidentnie była ulubienicą rodziców. Następnie skupiając się na pracy, zaniedbał rodzinę, którą sam stworzył - żonę i córkę. Został sam, choć nie do końca, bo ma przyjaciół, na których może polegać, którzy dają mu na każdym kroku do zrozumienia, że jeśli tylko będzie gotów się otworzyć, chętnie go wysłuchają i będą dla niego wsparciem. A teraz, będzie go potrzebował.
Odszedł z policji, porzucił życie, które kilka lat temu tak go pochłonęło. Jednak obecnie wraz z policją próbującą rozwikłać sprawę morderstwa jego siostry, wszczyna śledztwo. Czego się dowie ? Jakie tajemnice miała Lilia Malczewska ? Który z jej licznych wrogów, doprowadził do jej śmierci ? Co kryje w sobie taka niepozorna wioska jak Runowo?
Przyznam, że czytając tę książkę miałam mieszane uczucia. Na zmianę byłam nią zachwycona, angażowałam się w prowadzone w niej śledztwo i nieco irytował mnie wątek Borowego. Nie wiedziałam czy to zmierza ku połączeniu tego mrocznego klimatu thrillera z wątkiem paranormalnym czy mam spodziewać się czegoś innego. Nie byłam pewna czy mieć Lilię za wariatkę, wredną sucz czy kogoś jej postać jeszcze czymś zaskoczy… Ale Marcel jak to Marcel - zafundował taki finał tej historii, że moje wcześniejsze wątpliwości i wahania nastroju, zakończyły się już taką tradycyjną przy jego historiach, szczęką na podłodze.
Określenie “nagły zwrot akcji” w tym przypadku to totalne niedopowiedzenie. Zarówno ja jak i sam Sambor, poczułam się jak kretynka mająca klapki na oczach, widząca coś z pozoru oczywistego, a tak często przecież rzeczywistość okazuje się zupełnie inna niż nam się wydaje.
Ale tytułowa “Polana” ma moc, wywołuje dreszcze, czuć ten strach, który przez lata rządził Samborem i tkwi w nim nadal.
“(...) roztacza wokół siebie mistyczną aurę. Za każdym razem, gdy tam przychodziłem, czułem to dziwne napięcie…”
I choć marudziłam, choć kręciłam nosem, nie mogę zaprzeczyć, że autor tak profesjonalnie stworzył klimat tej polany, że jako czytelnik czułam to co bohater. Marcel potrafi stworzyć tę mroczną otoczkę w swoich książkach i zdecydowanie świetnie miesza w głowie.
Finalnie - całość daje do myślenia, pozostaje w głowie na długo po obróceniu ostatniej strony. Skończyłam czytać kilka dni temu,a emocje wciąż są świeże, historia nadal wyraźnie siedzi w głowie. O czymś to świadczy - nie jest to jedna z książek, która znika z pamięci zaraz po jej zakończeniu. Ma w sobie coś i nie jestem nią rozczarowana. Aż liczę na ciąg dalszy bo epilog aż o to prosi.
Marcel nie próżnuje, już mamy zapowiedź kolejnej jego książki. Ale jeśli jeszcze nie czytaliście “Polany” to serdecznie polecam. Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“(...) co, jeśli los każdego z nas jest z góry przesądzony i choć byśmy robili, co w naszej mocy, nigdy nie uda się nam go zmienić ?”
Runowo. Mała wieś w pobliżu Puszczy Gorzowskiej, to miejsce, do którego Sambor Malczewki nie miał zamiaru nigdy powracać. Zwykle o rodzinnych stronach myśli się z sentymentem. U niego wspomnienie o nich nie wywołuje żadnych pozytywnych...
Jak wiele jesteście w stanie poświęcić dla swoich bliskich ?
Pewnie każdy z Was bez wahania odpowie, że - wszystko.
Ale czy są tego warci ?
W końcu powiedzenie, że “z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach” nie jest wyssane z palca.
Chris wie o tym doskonale.
“Nawet nikt zawsze jest kimś.”
W Detroit jest pewna pizzeria. A w niej pewien otyły, beznadziejnie zakochany chłopak, którego pasją są kamienie. Nie takie zwykłe. Takie jedyne w swoim rodzaju. Chciał nawet studiować geologię, by jego pasja odegrała jeszcze większą rolę w jego życiu. Dlaczego w takim razie robi pizzę, a jego wredny brat, który ma Chrisa za nic, chodzi z dziewczyną, którą on kocha ?
Poświęcenie. To codzienność Chrisa.
Zrezygnował ze studiów, bo przejął pracę w pizzerii po chorym ojcu. Pomaga rodzinie, mimo, że nie dostaje za to grama wdzięczności. Mamusia widzi tylko drugiego synka, gotowa go oprawić w ramki. Ten z kolei, czerpie satysfakcję z gnębienia tłuściutkiego braciszka, bez którego nie miałby nawet za co majtek kupić. Ale ma to w nosie. A Chris znosił cierpliwie tę podłość… Do czasu gdy ostatnie z jego marzeń zostało zbrukane.
Zdarzają się w naszym życiu takie kulminacyjne momenty, gdy mówimy stanowcze “dość” i postanawiamy wprowadzić w nie zmiany. Ta chwila nadeszła, Chris dosłownie wybuchł i zniknął. Pozostawił niewdzięczną rodzinkę i ruszył w świat nie oglądając się za siebie.
Po latach, na wieść o planowanym ślubie jego “braciszka”, oczywiście z dziewczyną, która niegdyś była jego wymarzoną, postanawia wrócić i się zemścić. Ale tym razem już jako “Ktoś inny”.
Zemsta najlepiej smakuje na zimno. Dlatego Chris nie wpadnie do pizzeri i nie zrobi rozróby. Oj nieeee. On ma plan i wsparcie - niezawodne i jedyne w swoim rodzaju. Sam też dysponuje bronią, która zaskoczy nie tylko jego braciszka - swoim nowym, stuningowanym obliczem. Będzie się działo.
“Ktoś inny” to książka, która jako ta pierwsza wciągnęła mnie w czeluści Wattpada. To książka taka inna od wszystkich, bo wg mnie to nawet nie jest romans. Ciężko mi ją zdefiniować jako konkretny gatunek. Ma w sobie wiele porywających czytelnika wątków i niesamowitych bohaterów, których nie sposób nie pokochać. No oczywiście nie wszystkich, bo taki Derek to totalna zakała społeczna, istota marnująca tlen i wykańczająca nerwowo o czym Chris latami się przekonywał. Livia - nie wiem co Chris w niej widział. A najbardziej rozczarowującą bohaterką z mojej perspektywy jest mamusia. Czemu to Wam nie zdradzę, ale będąc matką dwójki dzieci, zdecydowanie gardzę takimi kobietami jaki ona…
Czyli co to za książka skoro uważam, że nie romans ? Są tu wątki miłosne - ta niespełniona miłość Chrisa do Livii, jej z kolei związek z Derekiem, ognisty fake - dating Chrisa i … pewnej pomocniczki w akcie zemsty. Autorka też na swój sposób - z humorem i z pomocą inspirujących fragmentów - pięknie pisze o tym jaka miłość być powinna, a jaka nie np.:
“W życiu można grać, udawać, stawiać tarota, wbijać szpilki w krocze laleczki voodoo i liczyć na inne różne cuda, ale nie da się nikogo ani przekonać, ani zmusić do miłości.”
Dzieje się. Prym wiedzie plan zemsty, modyfikowany i aktualizowany na bieżąco. Mamy też oczywiście elementy wręcz bajkowe, które po prostu kocham w twórczości Lilki. Choćby już samą przemianę Chrisa z otyłego, nieśmiałego i pozbawionego pewności siebie pizzermana w wytatuowanego mięśniaka, na którego widok niejedna oślini się z wrażenia - no wypisz wymaluj - “Brzydkie kaczątko”. Mamy też Freda, który rozegra tę akcję “zemsta” zza kulis, jako wierny doradca i pomocnik, jak partię szachów. A jest w nich świetny. Czy to znaczy, że Derek już jest na przegranej pozycji ?
To już musicie sprawdzić.
Z pozoru lekka historia, ale uczy, daje brutalną lekcję życia. Czy warto wracać i się mścić ? Czy lepiej machnąć ręką na to co było ? Może dobrze zostawić przeszłość za sobą ale… Taki podły gałgan jak Derek zostanie bezkarny i…ile jeszcze osób skrzywdzi gdy kolejne ofiary będą uciekać z podwiniętym ogonkiem ? Trzeba takim dać nauczkę.
Oczywiście Kochani to nie jest mroczna książka, w której Chris wraca i zamyka brata w piwnicy torturując go za lata upokorzeń. Chris to nie Jack. Ale ma swoje sposoby. Jakie ? To już koniecznie sprawdźcie sami, bo naprawdę warto.
Lilka zaskakuje każdą kolejną swoją książką. Nie pisze schematycznie, nie tworzy oklepanych historii, szablonowych bohaterów. Nie patrzy na to co się sprzedaje tylko pisze co w duszy gra. I jej książki są szalone jak ona sama. Nie da się tego ukryć. Za to je uwielbiam. Wszystkie razem i każdą z osobna. Mam nadzieję, że Wy również.
Ja tak teraz żyję nadzieją, że w jakiś magiczny sposób, nabierze natchnienia i wymyśli historię, w której przetną się drogi Lucy i Freda. Ten duet rozłożyłby nas na łopatki. Aż się w sumie boję myśleć do czego oni byliby zdolni. Ale jakoś tak wyszło, że tych dwóch bohaterów uwielbiam jak nikogo innego.
Rozpisałam się… To już kończę, nie będę przynudzać, musicie mieć czas na czytanie książek - zacznijcie od “Ktoś inny” jeśli jakimś cudem jeszcze nie znacie tej historii. Polecam !!!!
Jak wiele jesteście w stanie poświęcić dla swoich bliskich ?
Pewnie każdy z Was bez wahania odpowie, że - wszystko.
Ale czy są tego warci ?
W końcu powiedzenie, że “z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach” nie jest wyssane z palca.
Chris wie o tym doskonale.
“Nawet nikt zawsze jest kimś.”
W Detroit jest pewna pizzeria. A w niej pewien otyły, beznadziejnie...
Jak to jest, że jedną książkę choćby krótką, czyta się i czyta bez końca, a inną, mającą znacznie więcej stron - w okamgnieniu?
Zawsze sięgając po książki Ludki jest to samo - zacznę, nie mogę się oderwać i w efekcie kończę ekspresowo, szybciej niż bym tego chciała.
“Łatwopalna” to jedna z tych książek, za które uwielbiam twórczość autorki. “Opiekunka” , “Przeczucie”, “Fikcyjna dziewczyna” to romanse z idealną dawką thrilleru. I tu jest podobnie. To równie wciągająca historia jak tamte i tak jak “Przeczucie” ma w sobie dodatkowo intrygujący wątek paranormalny.
Delaney Fox od 20 lat obwinia się za śmierć swojego brata bliźniaka. Zginął w pożarze ich domu, a ona żyje w przekonaniu, że sama go wywołała i…nie potrafiła nad nim zapanować. Nie zapomniała wyłączyć kuchenki czy zakręcić gazu. Ona ma od zawsze ogień w sobie…
“Mam w sobie żar, któremu niewiele potrzeba, by zamienić się w prawdziwy płomień. Wystarczy trochę ognia w pobliżu.”
Ciągnie ją do niego choć zarazem przeraża ją ten żywioł. Stara się go unikać oraz wszystkiego co z nim związane. Ale kot jej sąsiada - strażaka - ewidentnie ma to w nosie, wchodząc do jej domu jak do siebie. Ponadto wszystko wskazuje na to, że w pracy będzie musiała przejąć obowiązki koleżanki, tym samym stanie się częstym gościem w jednostkach straży pożarnej.
Niby nic takiego, to aż tak bardzo nie skomplikowałoby może jej życia, gdyby nie fakt, że w podejrzanych okolicznościach spłonął dom jej przyjaciółki. Podpalacz zostawił w nim wiadomość dla Delaney - maskę lisa z adresem kolejnego celu oraz takimi samymi bliznami jakie ona nosi na twarzy od 20 lat.
Czy uda jej się zapobiec kolejnej tragedii ?
Kim jest podpalacz i co go łączy z Laney ?
Dax Donovan, to nie tylko strażak i właściciel utrapionego kocura. To mężczyzna, z typu tych którzy mogliby mieć każdą kobietę. Jednak jego uwagę zwróciła zakompleksiona z powodu blizn od poparzeń, Delaney. I mimo, że zawzięcie nie dopuszcza go do siebie, on się nie poddaje. Czy zrezygnuje z niej gdy pozna prawdę na temat jej “związku” z ogniem ?
“Widywałam już w życiu wielu przystojnych facetów, ale żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Dax Donovan. Przy żadnym nie czułam się tak, jakbym miała stanąć w płomieniach od jednego pocałunku.”
Niesamowita książka łącząca ze sobą dosłownie ognisty romans, motyw tajemniczego i przerażającego podpalacza, który wie na temat naszej bohaterki więcej niż ktokolwiek inny i stanowi ogromne zagrożenie, a także elementy niby nierealny ale…czy napewno ? Czy wątki paranormalne są nierzeczywiste ?
Ludka stworzyła bohaterkę, której pewność siebie jest wręcz nikła. Przez zarówno blizny na ciele jak i swój dar Laney czuje się gorsza, uszkodzona, niebezpieczna… Nie wierzy w swoją szansę na szczęście i miłość. Czy z pomocą upartego strażaka, nabierze pewności siebie ? Czy będzie umiała dostrzec w sobie to piękno, które on zauważył już przy pierwszym spotkaniu?
Co prawda Delaney ma od lat u boku broniącą ją przyjaciółkę. Ale Savannach jest dziwną / specyficzną bohaterką... Miałam mieszane uczucia co do jej osoby. Często zachowywała się nietaktownie, a jej podejście do Del pozostawiało wiele do życzenia. Można było ją odebrać jako zadufaną w sobie egoistkę. Czy jest prawdziwą przyjaciółką czy może stanie się rozczarowaniem dla Delaney ?
Z pewnością ta historia ma w sobie wiele ciekawych i wciągających wątków. Autorka świetnie wykreowała bohaterów. Nawet winnego wszystkich pożarów stworzyła w taki sposób i tak perfekcyjnie zakamuflowała wręcz wśród innych postaci, że prawie do końca, a już z pewnością do momentu, w którym to autorka nie stwierdziła, że pozwoli nam poznać jego prawdziwą tożsamość, kompletnie nie podejrzewałam kim on jest w rzeczywistości.
Także tematyka kompleksów Delaney i pozbawiającego ją ich Daxa, została bardzo dobrze przemyślana. Czujemy wręcz targające nią sprzeczne uczucia, niepewność, to jak Dax na nią działał i jak bała się uwierzyć w to, że widzi w niej nie tylko blizny i…ogień.
Wszystko rozgrywa się w odpowiednim tempie, akcja nie pędzi, miłość nie wybucha jak inicjowane w książce pożary. Powoli odkrywamy kolejne fakty, szczegóły, a uczucia równie wolno i stabilnie, rozkwitają. Czy nikt ich nie ugasi ? Czy mimo obaw i szalejącego podpalacza, Del i Dax mają szansę być razem ?
To już sprawdźcie sami. Jeśli znacie twórczość Ludki, a mam nadzieję, że tak właśnie jest, wiecie na co ją stać i pokazuje tu pokazuje to w pełni. Nie będziecie rozczarowani.
Gorąco polecam i dziękuję za egzemplarz do recenzji.
Jak to jest, że jedną książkę choćby krótką, czyta się i czyta bez końca, a inną, mającą znacznie więcej stron - w okamgnieniu?
Zawsze sięgając po książki Ludki jest to samo - zacznę, nie mogę się oderwać i w efekcie kończę ekspresowo, szybciej niż bym tego chciała.
“Łatwopalna” to jedna z tych książek, za które uwielbiam twórczość autorki. “Opiekunka” , “Przeczucie”,...
Czy słodkie i niepozorne wróbelki mogą uczyć życia ? Zdecydowanie tak !
Nie ocenia się książki po okładce, zna tę zasadę każdy książkoholik mały i duży. Ale jednak lubimy jak cieszy oko.
A ta książeczka : “Historyjka nowa o Niponkach z Niponkowa” jest tak pięknie wydana, że nie da się jej nie podziwiać. Z zewnątrz już mamy barwną i wręcz promienną okładkę, zaś wewnątrz masę przepięknych ilustracji uzupełniających napisaną przez Annę Chabior bajkę.
Jednak to historyjka niebanalna, przemycająca pomiędzy wersami o losach Niponków, wiele cennych i życiowych rad oraz wskazówek.
Książeczka zawiera 8 pisanych wierszem historii. Na wstępie dokładnie poznajemy rodzinę Niponków, dzięki czemu kolejne są łatwiejsze w zrozumieniu i już mamy oczywiście pewną więź z tymi uroczymi ptaszkami. A dalej ?
Poznajemy z Niponkami ich szkołę, wyruszamy na bal, nad jezioro i rzeczkę, do salonu piękności czy brzozowego gaju. Pomiędzy historyjkami dostajemy też pewnego rodzaju lekcje i rady od autorki do czytelnika. Każdy etap wędrówki to też lekcja. Może nie pisania czy dodawania ale doceniania tego co nas otacza. Książka uświadamia jak cenna jest rodzina i przyjaźń, wzajemny szacunek, kultura - wartości, które nie tylko warto ale wręcz trzeba zaszczepić dzieciom, bo “czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.”
Niezmiernie cenię takie książeczki, które pomagają nam - rodzicom, pokazać co w życiu jest najistotniejsze. Niponki pokazują, że każdy członek rodziny jest doceniany, ważny ale zarazem nie umniejsza tym pozostałym. Takie małe ptaszki, a pokazują jak wspierać siebie nawzajem.
“Bo nieważne, czyś człowiekiem,
ptaszkiem lub motylkiem,
robaczkiem czy pieskiem,
milej płyną chwile
z tymi, co cię kochają
zawsze i wzajemnie,
czyniąc świat pięknym,
w którym jest bezpiecznie!”
Czy taki cytat nie pokazuje jak wiele może nauczyć niepozorna bajka dla dzieci? Nawet my - dorośli możemy czerpać z tej nauki.
Warto sięgać po takie książeczki i tę zdecydowanie Wam polecam !
Dziękujemy za egzemplarz do recenzji.
Czy słodkie i niepozorne wróbelki mogą uczyć życia ? Zdecydowanie tak !
Nie ocenia się książki po okładce, zna tę zasadę każdy książkoholik mały i duży. Ale jednak lubimy jak cieszy oko.
A ta książeczka : “Historyjka nowa o Niponkach z Niponkowa” jest tak pięknie wydana, że nie da się jej nie podziwiać. Z zewnątrz już mamy barwną i wręcz promienną okładkę, zaś wewnątrz...
Myślicie czasem o śmierci ? Chcielibyście wiedzieć kiedy będzie ten Wasz ostatni dzień istnienia ?
Kaja Dolna nie wiedziała, że ten dzień skończy się w tak drastyczny sposób. Nie miałam pojęcia, że kolejnego poranka jej zwłoki zostaną odnalezione przy brzegu jeziora. Młodziutka dziewczyna, przed którą całe życie dopiero otwierało ramiona, ostatnie chwile swojego istnienia spędziła walcząc o oddech… Przegrała…
“Topienie kogoś należy do wyjątkowo drastycznych sposobów zadania śmierci.”
Słyszałam kiedyś, że podobno najboleśniejsza śmierć to ta przez spalenie żywcem. Ale czy to prawda ?Każda śmierć jest straszna na swój sposób, czy bolesna czy też nie, nagła czy niespodziewana…
Dominika Sajna wraca po urlopie wychowawczym do pracy w policji. Już na starcie rzucono jej kłody pod nogi. Liczyła na to, że zajmie się sprawą byłej już niani swojej córeczki, bo właśnie zamordowana Kaja zyskała jej zaufanie. Ale niestety podczas swojej nieobecności na komendzie, została zdegradowana. Nie powstrzymuje jej to jednak by rozpocząć śledztwo w tajemnicy, na własną rękę.
Sprawa nie należy do prostych, mimo że wina już została przypisana Piotrowi Janikowi. Ale czy ten chłopak potrafiłby naprawdę kogokolwiek skrzywdzić ? I czy morderstwo Kai ma jakiś związek z zaginięciem sprzed wielu laty, ciotki Piotra ?
Weronika Mathia już swoim debiutem pokazała, że ma talent, ma potencjał i warto mieć ją na oku. Bez wahania zgłosiłam się do kolejnej jej książki, nie mając wątpliwości, że ktoś kto tak imponująco startuje jako autor, nie będzie później rozczarowaniem. I tak jak “Żar” tak i “Szept” ma w sobie to “coś”.
Zawiła historia rozgrywająca się na dwóch płaszczyznach czasowych, opisywana z kilku perspektyw pozwala nam poznać powolutku wydarzenia z 1973 roku oraz obecne. Lawirujemy pomiędzy przeszłością - życiem Ani Janik , ostatnimi dniami życia Kai, a także obecnymi chwilami gdy Dominika z pomocą dawnego przyjaciela, obecnie księdza Roberta, stara się odkryć co naprawdę się wydarzyło.
Sama nie miałam pojęcia kogo podejrzewać. A autorka dała takiego mentalnego pstryczka w nos zarówno mnie jak i Dominice, bo obie byłyśmy w pewnym momencie pewne, że winny jest…człowiek, którego żadna z nas nie chciała podejrzewać.
To co oczywiste tylko takie się tu wydaje. W efekcie zakończenie tej historii jest zaskakujące, bolesne i nie takie jakiego się spodziewałam. Aczkolwiek wcale nie jestem nim rozczarowana, bo zawsze powtarzam, że czy thriller czy kryminał jest najlepszy gdy jest nieprzewidywalny. Nie ma frajdy z czytania czegoś, czego zakończenie zbyt szybko jest oczywiste. Tu - w przypadku książek Weroniki - widzę, że nam to nie grozi.
To kolejna książka w sumie, przy której miałam dreszcze jako matka. Autorka zwraca uwagę na to jak trudnym przeżyciem jest śmierć własnego dziecka. Zawsze takie wątki ruszają mnie najmocniej.
“ - Kiedy dziecku dzieje się krzywda, woła swojego rodzica. Nieważne, czy ma trzy lata, czy piętnaście. Woła mamę lub tatę, bo oczekuje, że mu pomogą. (...) A co, jeśli ona mnie wołała ?”
Mamy też Sandrę, która również chce poznać prawdę na temat śmierci siostry, również był to dla niej cios ale… chwilami jej zachowanie powodowało, że nie miałam pewności jaką rolę tu odgrywa. To też atut tej historii, bo niezaprzeczalnie Mathia mąci w głowie, nasuwa podejrzenia nie zawsze uzasadnione, nie zawsze trafne ale spełniają swoją rolę - trzymają w napięciu i niepewności.
Świetna książka - mroczna i obnażająca ludzką podłość. Często najmocniej potrafią skrzywdzić i rozczarować osoby, po których najmniej byśmy się tego spodziewali…
Polecam serdecznie, warto spędzić czas z tą książką.
Dziękuję za egzemplarz do recenzji.
Myślicie czasem o śmierci ? Chcielibyście wiedzieć kiedy będzie ten Wasz ostatni dzień istnienia ?
Kaja Dolna nie wiedziała, że ten dzień skończy się w tak drastyczny sposób. Nie miałam pojęcia, że kolejnego poranka jej zwłoki zostaną odnalezione przy brzegu jeziora. Młodziutka dziewczyna, przed którą całe życie dopiero otwierało ramiona, ostatnie chwile swojego istnienia...
Czytacie opisy książek, które decydujecie się poznać ? A może są wątki książkowe, które omijacie szerokim łukiem ?
Ja do tej pory nie sięgałam po książki / romanse gdzie miłość rodzi się pomiędzy parami tej samej płci. Uważałam, że wątki LGBT nie są dla mnie, bo choć nie uważam, że trzeba “to” tępić, sądzę, że należę do grona do osób tolerancyjnych, to trzymam się zasady, że nie zaglądam im do łóżka. A tu proszę - “One shot”. Moja gafa i …niespodzianka.
Co mam na myśli ?
Zobaczyłam - o, kolejna książka Leny - biorę. Nie czytałam opisu i dopiero po jakimś czasie coś mi zaczynało podpadać… I bałam się jaki będzie rezultat. Ale autorka pokazała, że jednak mogę brać jej książki w ciemno i tego nie żałować.
Lance lata temu zaliczył przykry coming out. Nie miał szans na to żeby wyjawić innym swoją orientację na własnych warunkach. Liam niesamowicie go wtedy zawiódł i rozczarował i choć od tych wydarzeń minęło 16 lat, żal pozostał.
“Byłem pewien, że mnie kochałeś, ale jak kogoś kochasz, nie zostawiasz go samemu sobie.”
Teraz Lance to dojrzały mężczyzna, omijający gwiazdę koszykówki jaką stał się Liam, szerokim łukiem. Mimo, że obracają się w tych samych kręgach, bo Lance jest agentem sportowym. Świetnym agentem. I niestety mimo to, został mu postawiony warunek - albo podejmie współpracę z Liamem, albo straci stanowisko, na które pracował latami. Brzmi beznadziejnie ? A może wyniknie z tego coś dobrego ?
Lance i Liam są skrajnie różni i wbrew pozorom (w moim odczuciu) , mimo, że Lance’owi zarzuca się tu notorycznie posiadania kija w tyłku, pod wieloma względami jest on bardziej wyluzowany od Liama. A już z pewnością w przeciwieństwie do sportowca, jest pogodzony ze swoją orientacją, w pełni ją akceptuje i się jej nie wstydzi.
“- Już dawno przeszedłem fazę akceptacji siebie i tego, że niektórym nie podoba się moja orientacja. Powiedziałbym, że ch#$ im w d&*ę, ale to byłaby dla nich za wielka przyjemność.”
A Liam ? Nadal zamknięty w szafie, panicznie boi się, że inni poznają prawdę na jego temat. Miałam wrażenie, że choć jest w tym samym wieku co Lance, chwilami zachowywał się bardzo niedojrzale. Potrzeba do niego sporo cierpliwości. Czy Lancowi jej starczy ? Czy ich współpraca skończy się wojną i aferą medialną ? Czy może dawne uczucia wciąż nie wygasły ?
Bez wątpienia przeszłość stoi murem pomiędzy tą dwójką. Nie tak łatwo odzyskać tak mocno zawiedzione zaufanie. Tym bardziej, że Liam wciąż boi się przyznać, że woli mężczyzn - a konkretnie TEGO mężczyznę.
Z każdym kolejnym rozdziałem byłam w coraz większym szoku jak mi się to niesamowicie podobało! Świetna historia ucząca samoakceptacji, tolerancji. Autorka za pomocą historii tych dwóch mężczyzn pokazujące, że miłość może dotyczyć każdego, że płeć jej nie ogranicza. Dwóch mężczyzn czy dwie kobiety mogą kochać się równie mocno i z równie wielką pasją, jak pary heteroseksualne. I też motają nimi wątpliwości, tak samo boją się często swoich uczuć, zranienia. A nawet boją się bardziej, bo tak często są z tego powodu szkalowani przez społeczeństwo.
Czemu Liam tak bardzo bał się, że inni poznają prawdę o nim ? Czy jako gej czy osoba biseksualna staje się gorszym koszykarzem ? Innym człowiekiem ?
“Mało kogo interesują twoje osiągnięcia, znaczna część czeka tylko na nawet najmniejsze potknięcie. Nawet na najdrobniejszy, nic nie znaczący błąd, żeby wytykać go przez długi, długi czas, aż zaczniesz nim rzygać.”
Historia ma w sobie całą masę uczuć, emocji i niemało humoru. Lena świetnie wykreowała bohaterów. Lance uwielbia dominować i nie będę ukrywać, że nie jedna scena wywołała u mnie rumieńce. Jednak nie tylko “klasyczne” romanse to potrafią. A tu chłopaki nie narzucili jakiegoś szybkiego tempa. Choć czuć ewidentny ogień między nimi to zarazem stąpają po kruchym lodzie i robią to ostrożnie, by tym razem żadne serce nie zostało złamane.
Jak się to skończy ? Czy ta para ma szansę na wspólną przyszłość ? To już sprawdźcie sami i gwarantuję, że nawet jeśli tak jak ja do tej pory omijaliście takie książki szerokim łukiem, tu nie będziecie rozczarowani.
Warto, a nawet trzeba wspomnieć o tym, jak pięknie książka jest wydana. Każdy rozdział zdobi rysunek bohatera i takowym rysunków znajdziecie w środku sporo. Jak dobrze pamiętam, zostały one wykonane przez Sandrę Biel i pokazuje ona tym samym, że jej talent nie ogranicza się tylko do pisania. Jej dłonie mają magiczną moc :)
Polecam gorąco ! I dziękuję za możliwość poznania historii tych rewelacyjnych bohaterów.
Czytacie opisy książek, które decydujecie się poznać ? A może są wątki książkowe, które omijacie szerokim łukiem ?
Ja do tej pory nie sięgałam po książki / romanse gdzie miłość rodzi się pomiędzy parami tej samej płci. Uważałam, że wątki LGBT nie są dla mnie, bo choć nie uważam, że trzeba “to” tępić, sądzę, że należę do grona do osób tolerancyjnych, to trzymam się zasady,...
“Jeśli kiedykolwiek istniał wzorcowy przykład pary, która nie miała szans na związek, to byliśmy nią właśnie my.”
Co powiecie na nową wersję historii Romea i Julii ?
Helena Weston i Jessiah Coldwell to członkowie rodzin, które się po prostu nienawidzą. To już nie jest rywalizacja w rankingu wpływowych osób w Nowym Jorku. Trish Coldwell jest chyba zdolna do wszystkiego żeby zniszczyć rodzinę Westonów.
Czy ma ku temu powody ?
Trzy lata - tyle minęło od śmierci Valerie Weston i Adama Coldwella. Podczas świętowania swoich zaręczyn spożyli zanieczyszczoną kokainę… Winą za tę tragedię obarczono Valerie. Co oczywiste - ona już nie może się bronić. A Trish ? Czy szkalując jej imię na wszelkie możliwe sposoby, dusi gorycz i rozpacz po utracie syna, który był jej najbliższy ? W jej przekonaniu Adam był doskonały, idealny następca. Czy jest po prostu podłą kobietą pnącą się na szczyt po trupach ?
Zaraz po śmierci siostry, rodzina wysłała Helenę na studia do Anglii. Gdy w końcu może wrócić do ukochanego Nowego Jorku, ma plan i misję - poznanie prawdy i oczyszczenie zmarłej siostry z wszelkich oskarżeń. Czy jej się to uda ?
Jednak to nie kryminał. To historia miłości, która nie ma szans na to by rozkwitnąć. Takiej z góry skazanej na porażkę.
“Nie w tym życiu. Nie z naszymi nazwiskami. Z naszymi rodzinami, które nienawidziły się nawzajem.”
Czytając tę książkę, często zastanawiałam się, czy gdyby poznali się jak ich rodzeństwo żyło, gdyby nie doszło do tej tragedii, ich rodziny zostałyby wręcz podwójnie połączone związkami stworzonymi z wyjątkowej i prawdziwej miłości ?
Ale nie mieli tego szczęścia.
Helena i Jess pewnie szybko padliby w swoje ramiona w innych okolicznościach. Od pierwszego spotkania czuli silne przyciąganie, od razu zaczęła tworzyć się między nimi wyjątkowa więź. Nie tylko z powodu bólu po stracie, który niezaprzeczalnie ich łączył, bo tylko oni się nawzajem w tej kwestii rozumieli.
Ale w niewielu książkach tak wyraźnie czuć chemię i nasilające się uczucia między dwójką bohaterów, tak jak tutaj. Tylko ta świadomość, że ich relacja nie ma szans na przetrwanie czy szczęśliwe zakończenie, zapewniła nam takie slow burn. Bronili się, rozsądek walczył z sercem na każdym kroku, wiedzieli, że z tego nie wyniknie nic dobrego, że może dojść do kolejnego dramatu.
Ale miłość nie pyta czy jej chcemy.
Historia tych dwoje pokazuje zarówno jakie możliwości daje pozycja w społeczeństwie i bogactwo ale też jak wiele wolności odbiera, jak bardzo ogranicza i niszczy człowieka. Przeraża to, że osoby mające tak wiele, same narzucają i sobie i innym takie swego rodzaju kajdany. Słowo “etykieta” ( formy zachowania wymagane w pewnych środowiskach) to coś niby kojarzącego się z kulturą, wyrafinowaniem, taką dostojnością ale czy to nie jest narzucanie ograniczeń ? Jak zauważył sam Jess - czy idąc po raz drugi na przyjęcie w tym samym garniturze, popełniamy tak wielką gafę ? Czy ludzie nie mają poważniejszych zajęć i problemów niż notowanie czy dana osoba już w tym stroju się gdzieś pokazała? To tylko przykład absurdalności ludzi z wyższych sfer. Choć sama będąc w tych niższych widzę podobne zachowania… Czy warto?
Miłość potrafi mimo to rozkwitnąć w najbardziej niekorzystnych warunkach, jak ten kwiatek na środku asfaltowej drogi. Ale czy przetrwa to… już nie jest takie pewne. Czy to niesamowite uczucie, dające szczęście bohaterom “Westwell” jakiego jeszcze nigdy nie zaznali, ma szanse ? Od początku wiedzą, że nie. Ale nadzieja - ona zawsze umiera ostatnia.
Sprawdźcie koniecznie czy i ta historia miłosna skończy się jak w książce Shekspira. Moim zdaniem pokochacie ją choć nie jest wesoła, choć boli przeżywanie tego wszystkiego wraz z Heleną i Jessem ale warto czasem pocierpieć. Szczególnie przy tak dobrych książkach.
Polecam !!! I dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“Jeśli kiedykolwiek istniał wzorcowy przykład pary, która nie miała szans na związek, to byliśmy nią właśnie my.”
Co powiecie na nową wersję historii Romea i Julii ?
Helena Weston i Jessiah Coldwell to członkowie rodzin, które się po prostu nienawidzą. To już nie jest rywalizacja w rankingu wpływowych osób w Nowym Jorku. Trish Coldwell jest chyba zdolna do wszystkiego...
“Trzech to zbyt wielu, trzeci to już PRZESZKODA.”
Przywiązujecie jakąś szczególną wagę do wszelkiego rodzaju symboli ? Może macie obsesję na punkcie jakiegoś wybranego ?
Nauczyciel ma. Kocha wręcz trójkąty…
“Triangulum to moja ulubiona figura.”
Nie zdawałam sobie sprawy jak ten symbol, ta niepozorna figura geometryczna, odegrała istotną rolę w dziejach ludzkości, w historii świata. Ale z tej książki można się na jego temat wiele dowiedzieć.
I nie, nie jest to aluzja erotyczna, choć mamy tu swego rodzaju trójkąt miłosny i Anka musi w końcu wybrać - Artur czy Szczepan ? Którego wybralibyście Wy ?
Ja byłam pewna, że wybrała źle… Ze mną zwykle jest to samo - z uporem nie zgadzam się z wyborem bohaterek książek, po które sięgam. A po Świst sięgam już wręcz tradycyjnie i nałogowo. I wciąż jestem zdania, że nadaje stworzonym przez siebie kobietom swoje cechy. Ale tu… przyznaję, że choć z początku myślałam : “Anka coś ty odj#$%ała ?”, później doszłam do wniosku, że chyba jednak nie jest taka głupia i serce czasem słucha rozumu, bo wybrała …dobrze.
Jednak po tej wyczerpującej analizie sytuacji stwierdziłam, że tu jest koniecznie potrzebny ciąg dalszy, z udziałem bohaterów przypadkiem spotykających się w hotelowym barze ( kto czytał zrozumie, kto nie - niech nadrabia). I nawet wiem kto przyklaśnie temu pomysłowi - czyż nie, Anetko ?
Wracając do sedna, bo to przecież nie romans …prawie. Tajemnicza i szalona autorka, uwielbiająca wplatać w swoje książki duuuże dawki humoru, zwykle wplatała też subtelne wątki kryminalne. Tu, ta seria opiera się bardziej na kryminale. Bohaterowie, cała trójka, w każdym tomie, narażona jest na niebezpieczeństwo ze strony Nauczyciela i jego uczniów. I choć Kruk gryzie ziemię, a Anioł siedzi w wariatkowie, najgorszy z tej trójki, wciąż na nich poluje. Czy to przeżyją?
Nie będzie łatwo, bo już poprzednie ataki odcisnęły na nich ogromne piętno, poturbowały psychikę do tego stopnia, że gotowi są “dla większego dobra” zrezygnować z własnego szczęścia… I tutejsze love story będzie nieco…niepewne.
Za to nasza niezawodna trójca, ma na celowniku prawdopodobnych kandydatów na Nauczyciela. Czy zdążą odkryć kim on naprawdę jest zanim zrealizuje swój plan ? Bo oczywiste jest, że takowy wobec nich ma, że nie odpuści. Zaciska swoją obręcz wokół nich. Czy uda się im z niej uciec nie jest pewne. I to czuć - strach, choć kamuflowany humorem, żartami, sarkazmem - niepewność, panikę na myśl, że znów ich dopadnie, że któreś z nich zginie. I każde z nich nie martwi się o siebie, a o pozostałą dwójkę. Bo jedno jest pewne - czy będą ze sobą jako przyjaciele czy w związku, zależy im na sobie - całej trójce, i pójdą za sobą w ogień. Łączy ich więź po prostu niezwykła, a wróg chce ją zniszczyć, wykorzystać przeciwko nim…chyba ? A może ma inny plan?
Sprawdźcie to już sami.
Cała seria jest w moim przekonaniu, zdecydowanie warta uwagi. Wszystkie trzy tomy dosłownie połknęłam, choć na czytanie czasu mam obecnie tyle co kot napłakał. I żywię nadzieję na to, że jeszcze dostaniemy historię z tymi bohaterami, że jeszcze do nich wrócimy. Bo już mi ich brakuje.
Polecam ! I dziękuję za egzemplarz do recenzji.
“Trzech to zbyt wielu, trzeci to już PRZESZKODA.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzywiązujecie jakąś szczególną wagę do wszelkiego rodzaju symboli ? Może macie obsesję na punkcie jakiegoś wybranego ?
Nauczyciel ma. Kocha wręcz trójkąty…
“Triangulum to moja ulubiona figura.”
Nie zdawałam sobie sprawy jak ten symbol, ta niepozorna figura geometryczna, odegrała istotną rolę w dziejach ludzkości, w...