~ tu pojawi się pełniejsza recenzja, jak już się pozbieram. EDIT: już jest > 28.04
aż zabrakło mi słów… potrzebowałam tego, fandom tego potrzebował. kocham tę serię jeszcze mocniej ❤️, a nie sądziłam, że to możliwe 😭. co napłakałam się to moje, ale też nie zabrakło śmiechu i słodkości. piękna historia o próbie stanięcia na nogi, skutecznie czy też nie, sami musicie się przekonać.
dziękuję nora za napisanie tego 🥰, kiedy kolejna część?!
PEŁNA RECENZJA:
“I am Jean Moreau. My place is at Evermore. I will endure”.
Życie Jeana Moreau nigdy nie należało do niego. Należało do Moriyamy od najmłodszych lat. Był krukiem, członkiem Perfect Courtu Riko, jego miejsce było w Evermore. Do czasu aż Renee Walker po otrzymaniu wiadomości od Jeana nie wyciągnęła go z Edgar Allan. A teraz, po raz pierwszy od pięciu lat Jean zmuszony jest nauczyć się żyć poza Evermore. Przy pomocy Kevina dołącza do Trojanów, których kapitanem jest nieskazitelny Jeremy Knox. Lisy mówią, że to jego nowy starty, ale Jean czuje, że trafił z jednej klatki do drugiej, tym razem złotej. Czy Jean będzie w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Czy stoczy się wraz z pozostałymi krukami?
Nikt, absolutnie nikt nie spodziewał się, że Nora powróci do All for the Game. Autorka jednak zaskoczyła swoich fanów i uroczyła nas czwartym tomem ukochanej serii przez miliony czytelników na całym świecie. Choć zdaję sobie sprawę, że All for the Game nie jest historią idealną, to mimo to ją uwielbiam, a „The Sunshine Court” jest spełnieniem marzeń. I w tej recenzji powiem wam dlaczego.
“I don’t believe in miracles,” Jean said. “I have enough faith for us both,” Renee promised.
Przede wszystkim jest to historia Jeana, ale też i Trojanów. „The Sunshine Court” to powieść o próbie stanięcia o własnych siłach po wielu latach tortur, poniżania i znęcania się psychicznego, jak i fizycznego. To opowieść o chłopcu, który nie sądził, że kiedykolwiek będzie panem własnego losu. To historia o złamanych i nowych obietnicach, o pogoni za własnymi marzeniami, o dążeniu do uzdrowienia i najważniejsze, o sile przyjaźni.
W porównaniu z trzema poprzednimi tomami tutaj autorka postawiła na dwie perspektywy – Jeana i Jeremy’ego. I szczerze mówiąc, to była najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. Dzięki temu mogłam poznać myśli Jeana, jego osobowość. Wspomnienia, które powracały do niego, w konkretnych sytuacjach chwytały mnie boleśnie za serce. Przemoc seksualną, którą musiał tam znosić, zniszczyła go doszczętnie. A co w tym wszystkim najgorsze – Jean nie miał kogo poprosić o pomoc, nie mógł też postawić się krukom. Był ich. Mogli zrobić z nim wszystko, na co tylko mieli ochotę.
Dołączenie Jeana do Trojanów, to najlepsze co mogło go spotkać. Jeremy, Cat i Laila przygarnęli go pod swoje skrzydła i otoczyli należytą opieką. Chcą, aby wyszedł na prostą, chcą, aby cieszył się z pięknych, wspólnych momentów oglądając telewizję, gotując, udając się na przejażdżki motocyklem czy grając w Exy: “I want you to play with us, and I want you to have fun again”. Wzruszyłam się, kiedy Jean z upartej postawy „I will hate them, but I will do what I must to survive” przeszedł do „Friends, he thought again, and this time it almost felt real”. I jak tu się nie rozkleić. Przed Jeanem jeszcze długa droga, ale z pomocą najbliższych, na pewno da sobie radę.
Jeremy’ego można by określić mianem golden retrivera – hojny, o pięknym wnętrzu, głuptasek. Ale też jest pełen tajemnic, które mam nadzieję wkrótce poznam. Do Jeana podchodzi ostrożnie, nie chce go osaczyć, a tym bardziej sprawdzić, by nie czuł się z nimi bezpiecznie. Rozmawia z nim, próbuje go zrozumieć i przemówić mu do rozsądku.
“I’m sorry. I’m sorry that he hurt you, I’m sorry that you’re still afraid to talk about it, and I’m sorry that you think I’ll never understand. I’m sorry that he tricked you into thinking you deserved it. But I’m not sorry he’s gone. I can’t be.”
Czuję, że Jeremy będzie chciał nauczyć się francuskiego dla Jeana. Będzie całował każdą jego bliznę i dawał mu do zrozumienia, że zasługuje na gwiazdkę z nieba. Już w tej części dało się zauważyć – za pomocą najmniejszych gestów – jak chłopaki powoli się do siebie zbliżają. W końcu Jean powiedział: „I trust you”!
Relacja Jeana z Kevinem i Renee to dosłownie right people, wrong time. Ze wspomnień można wywnioskować, że Jean przez lata żywił do Kevina uczucia. Kevin do niego również: „Promise me you won’t try again. Promise me, Jean. I don’t want to lose you”. Z Renee to inna bajka. Jean czuł się przy niej bezpiecznie, to ona uratowała go z Evermore, to ona spędzała z nim wolne chwile i opowiadała, nawet jak on sam nie chciał jej słuchać. To ich zbliżyło do siebie. Można też rzec, że w Renee Jean zobaczył odbicie samego siebie.
„We are the right people, I think” she said as she studied him. “This is just… the wrong time. If you stayed, perhaps it would be different, but I know you won’t. I know you can’t”, she corrected herself. “It would be unfair to ask you to and cruel of me to complicate your journey”.
Do tego wciąż pamiętam pobyt Neila u kruków, a myśl Jeana na ten temat mnie dobiła: „He was Jean’s misplaced forever partner, an unfulfilled promise Jean had stopped believing in years ago”. Ale kiedy było trzeba, to Neil zjawił się niczym mafijny boss i zajął się pewną sprawą tak, by Jean mógł spać spokojnie.
No i właśnie, mamy powrót lisów! A zwłaszcza moich ulubieńców: Andrew, Neila i Wymacka! Wymacka, który jest ojcem dla swoich podopiecznych, którego każdy potrzebuje. Bo przecież: „Wymack’s handshake was firm and his face kind; Jeremy liked him immediately” – jego nie da się nie lubić! A sama relacja Neila i Andrew jest jeszcze piękniejsza niż dotychczas: „Jean noticed how Andrew and Neil moved like they were caught in each other’s gravity, in each other’s space more than they were out of it, cigarette smoke and matching armbands and lingering looks when one fell out of orbit for too long”. Myślę, że nie muszę więcej mówić.
Mam tyle do powiedzenia, mogłabym opowiadać o tej serii, o tej książce bez ustanku. To co przepłakałam to moje. Jednak nie zabrakło też chwil śmiechu czy wzruszenia. Nadal nie dowierzam, że ta część po tylu latach powstała. Na przestrzeni lat fandom przestał wierzyć, że Nora jeszcze kiedykolwiek coś napisze. Jestem zakochana w „The Sunshine Court”. Potrzebuję kolejnego tomu jak powietrza. Jest tyle niedokończonych wątków, niedopowiedzianych spraw, które TSC 2 może rozwiać. Muszę zobaczyć na własne oczy, jak przyjaźń – a w końcu miłość – Jeana i Jeremy’ego rozkwita.
Na konieć zostawię wam ten cytat: „A cool evening breeze. Rainbows. Open roads. Teammates”.
~ tu pojawi się pełniejsza recenzja, jak już się pozbieram. EDIT: już jest > 28.04
aż zabrakło mi słów… potrzebowałam tego, fandom tego potrzebował. kocham tę serię jeszcze mocniej ❤️, a nie sądziłam, że to możliwe 😭. co napłakałam się to moje, ale też nie zabrakło śmiechu i słodkości....
Rozwiń
Zwiń