-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-30
2024-05-30
2024-05-31
2024-05-23
2024-05-21
2024-05-18
2024-05-17
„Bezwzględny Rywal” to historia, której ani nie zaliczę do moich ulubieńców, ani do bubli. Ot, kolejny przeciętniak do przeczytania w dwa wieczory.
To przede wszystkim historia o miłości, której nie straszny był czas, jednak nie miała racji bytu, bo problemem było pochodzenie; starcie dwóch światów: córki wpływowego mężczyzny i syna gosposi. Nico ciagle słyszał, że ma trzymać się z daleka od Aryi, ale nikt nie przewidział, że to ona zapragnie jego bliskości.
Podobało mie się to, że bohaterowie mimo upływu lat w dalszym ciągu żywili do siebie uczucia. Arya kochała ducha, bo przecież jej Nico nie żył, zaś Christian, świadom wszystkiego często nie mógł się powstrzymać przed rzucanymi sugestiami. Trochę dziwiłam się głównej bohaterce, była inteligentną kobietą, sama dążyła do swojego szczęścia i majątku, nie korzystała z pomocy rodziców, wspominała chłopca, któremu skradła pierwszy pocałunek, a nie poznała charakterystycznych oczu. Była niedomyślna a jej tłumaczenie w tym temacie ciut nieudolne.
Podobała mi się kreacja Christiana. Lubię takich męskich bohaterów w romansach: charyzmatycznych, inteligentnych, przystojnych (a jakżeby inaczej) ale ukrywających jakiś ważny element swojego życia, coś, co ich ukształtowało. Patrząc przez pryzmat przeszłości żałowałam go. Moment w którym zobaczym na zdjęciu obok swojego oprawcy własną matkę chwycił mnie za serce szczególnie; zerkając na teraźniejszość podziwiałam, jednak i tak uważałam jego postać za tragiczną: dopiero przypadkowo poznana starsza kobieta oraz dwójka znajomych ze szkoły dało mu namiastkę rodziny, której tak pragnął.
Shen przyłożyła się do ich kreacji, sam pomysł na fabułę również zasługuje na plus. W moim odczuciu to naprawdę udana pozycja, jednak brakowało mi tego czegoś, jakiegoś elementu, który zahipnotyzowałby mnie bardzo szybko. W dalszym ciągu „Igrającemu z ogniem” od autorki zajmuje zaszczytne miejsce w moim rankingu książek od Shen, ale „Bezwzględny rywal” również jest historią godna polecenia.
„Bezwzględny Rywal” to historia, której ani nie zaliczę do moich ulubieńców, ani do bubli. Ot, kolejny przeciętniak do przeczytania w dwa wieczory.
To przede wszystkim historia o miłości, której nie straszny był czas, jednak nie miała racji bytu, bo problemem było pochodzenie; starcie dwóch światów: córki wpływowego mężczyzny i syna gosposi. Nico ciagle słyszał, że ma...
2024-05-15
„Undeniable” to kolejna historia spod pióra Melanie Harlow, która choć nie jest zbyt odkrywcza, to pozwala miło ze sobą spędzić czas. Tym razem poznajemy historię Chloe. Ojciec zaszczepił w niej ziarenko nadziei: jej wymarzona produkcja whiskey ma szanse ruszyć! Jest haczyk i do dość duży: kobieta musi współpracować z Olivierem: przyjacielem z dzieciństwa, aktualnie ostatnią osobą, którą chce widzieć; złodziejem pierwszego pocałunku i kłamcą.
Podobała mi się kreacja bohaterów: Chloe to pewna siebie kobieta twardo stąpająca po ziemi. Jej ambicja stale pcha ją do przodu pomagając w samorealizacji i osiąganiu kolejnych wyznań stających na drodze. Podobało mi się w niej to, ze pod względem pracy wiedziała czego chce od życia: marzyła o przejęciu biznesu rodziców, dążyła do tego, ale nie miała w planach osiąść na laurach, stałe się doskonaliła i była naprawdę dobra w swoim fachu.
Oliviera pozornie nie da się lubić, przynajmniej ja tak miałam. Może poznajemy go w momencie, gdzie trochę już dojrzał, osiągnął sukces, zapracował na niego, jednak w przeszłości nie cechowało go używanie mózgu, raczej brawura i lekkomyślność.
Starcie tych dwóch charakterów wyszło autorce świetnie. Może odrobine zbyt szybko ponownie wpadli w swoje objęcia, może Chloe powinna dłużej opierać się urokowi mężczyzny, którego kochała skrycie niemal całe życie, jednak nie odebrało to uroku tej historii. To krótka pozycja, przeczytałam ja w jedno popołudnie. Nie jest w żaden sposób odkrywcza, to wszystko już było, jednak pióro Melanie nie zawiodło mnie i tym razem. W tej serii cenię to, ze autorka kreuje świetne postacie drugoplanowe: babcię Oliviera kocha się od pierwszego wspomnienia jej postaci. Pomimo podeszłego wieku jej umysł jest ostry jak brzytwa, a oczy widza wszystko, nawet to, co chce się ukryć przed światem.
Dla mnie „Undeniable” to kolejny udany romans, który może nie zapadnie głęboko w pamięci, ale jednak umili czas. Polecam
„Undeniable” to kolejna historia spod pióra Melanie Harlow, która choć nie jest zbyt odkrywcza, to pozwala miło ze sobą spędzić czas. Tym razem poznajemy historię Chloe. Ojciec zaszczepił w niej ziarenko nadziei: jej wymarzona produkcja whiskey ma szanse ruszyć! Jest haczyk i do dość duży: kobieta musi współpracować z Olivierem: przyjacielem z dzieciństwa, aktualnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ostatnio już o tym wspominałam, i powiem to znów. Nie lubię motywu trójkąta emocjonalnego w książce. Jak się okazuje są w tym pewne wyjątki. I to nawet liczniejsze, niż początkowo mogło się wydawać.
Po pierwsze: sprawdzona autorka. Przeczytałam wszystkie książki od Elizabeth wydane w Polsce i tylko jedna z nich była dla mnie słabsza, ale i tak pochłonęła mnie, nawet nie przeszło mi przez myśl poczynienie DNF.
Po drugie: sposób wykonania. Trójkąt, gdzie dochodzi do zdrad regularnie, niezdecydowani bohaterowie kierujący się tylko pożądaniem - mówię nie.
"Lato, kiedy się poznałam" podchodzi inaczej do tego tematu. I owszem, nie mogę zgadzać się ze wszystkimi decyzjami podjętymi między innymi przez główną bohaterkę (pamiętajmy jednak, że nie była w tym sama), ale wierzcie mi: zamiast złości na nią buzował we mnie bezgraniczny smutek. Żałowałam jej i to bardzo. Nawet teraz pisząc te zdania serce ściska mi się na samą myśl o tym co przeżyła jako nastolatka a później jako osoba dorosła, z jakim ciężarem, wyrzutami sumienia musiała żyć.
Historia dwójki przyjaciół i jednej kobiety, okraszona nadmorskim klimatem, wysokimi falami i zakazanym zwiazkiem- to mogło się udać i właśnie tak w moim odczuciu było. Mnie ta historia poruszyła, doprowadziła do łez. A wisienką na torcie była postać Dony, bo to dzięki niej bohaterowie odnaleźli spokój po latach.
Chcę kolejną część tej serii!
Ostatnio już o tym wspominałam, i powiem to znów. Nie lubię motywu trójkąta emocjonalnego w książce. Jak się okazuje są w tym pewne wyjątki. I to nawet liczniejsze, niż początkowo mogło się wydawać.
Po pierwsze: sprawdzona autorka. Przeczytałam wszystkie książki od Elizabeth wydane w Polsce i tylko jedna z nich była dla mnie słabsza, ale i tak pochłonęła mnie, nawet nie...
2024-05-12
O ile w pierwszą książkę autorki jakoś nie potrafiłam się wkręcić, tak "Utracony" kupił mnie od pierwszych zdań. Ta historia jest wręcz hipnotyzująca. Zagarnęła moje myśli, nie pozwoliła oderwać się od fabuly. Ta była pozornie przeciętna: kobieta wychowana przez ojca, mająca kochającego wujka i rodzinny wyrzutek, połączeni przez przypadkowe spotkanie po latach.
Coś mi nie pasowało. Gdzieś w tym wszystkim autorka podsuwała subtelne znaki świadczące o tym, że za historia Tess nie jest tak prosta, że za fasadą idealnej córki burmistrza kryje się coś więcej. Snułam pewne domysły, powiem tylko jedno. Nie zawiodłam się.
Kreacja Micaha to złoto. Poznajemy go dosyć dobrze w pierwszej części. Już wtedy mamy świadomość, że pod fasadą cwaniaka skrywa się chłopiec doświadczony przez przeszłość. Dorosły Micah mimo zajęcia, którym się trudzi (walki za pieniądze) ma wielkie serce dla swoich dwóch sióstr oraz dla kuzynów, którzy są dla niego jak bracia.
Śmiem rzec, że ta część jest bardziej dopieszczona przez autorkę. Tak jakby Cora celowo faworyzowała Micaha bardziej niż Gage'a. I mimo tego, że w moich oczach wątek z nienawiści do miłości ciut zbyt szybko przewodził się w piękną miłość to nie ujmuje to tej książce, bo każdy inny aspekt był świetny. Końcówkę czytałam z zapartym tchem. Pękło mi serce, a główny bohater zaplusował swoją niezłomnością. Nie poddał się, był prawdziwym wojownikiem.
Czekam na ostatnią część, choć z drugiej strony na samą myśl, że to już koniec, pęka serce.
O ile w pierwszą książkę autorki jakoś nie potrafiłam się wkręcić, tak "Utracony" kupił mnie od pierwszych zdań. Ta historia jest wręcz hipnotyzująca. Zagarnęła moje myśli, nie pozwoliła oderwać się od fabuly. Ta była pozornie przeciętna: kobieta wychowana przez ojca, mająca kochającego wujka i rodzinny wyrzutek, połączeni przez przypadkowe spotkanie po latach.
Coś mi nie...
2024-05-10
2024-05-03
2024-05-05
„Times new romans” kusiła mnie już za czasów, gdzie dostępna była tylko na wattpadzie. Wiele o niej czytałam, tak samo jak o innych książkach autorki i w zdecydowanej większości było to bardzo pochlebne, wręcz pełne zachwytu opinie. Możecie się domyślać, że moje oczekiwania względem książki Julii były wysokie.
Do początku podeszłam dość zachowawczo. Szybko okazało się, że autorka ma naprawdę świetny styl. Przez kolejne akapity płynęłam. Sam zamysł na fabułę przypadł mi do gustu: Ellie i Theo łączy wspólna przeszłość i tragedia, która poróżniła ich na zawsze. Ale czy aby napewno? Czy rozchwytywany autor romansów, dziwnym trafem pojawiający się na tych samych galach, co poczytna pisarka kryminałów zdołał wyrzucić dziewczynę z głowy?
Byłam ZACHWYCONA. Sama dziwiłam się, jakim cudem tak długo zwlekałam, bo wierzcie mi, jeśli nie znacie książek autorki, to kawał swietnie napisanej powieści. TNR nie należy do cienkich książek, to ponad 500 stron dopieszczanej, przepełnionej emocjami, iskrami i skrajnymi nastrojami dobroci. Kolejnym plusem był fakt, ze autorka nie odkryła wszystkich kart od razu. Stopniowo, chwilami wręcz leniwie wprowadzała nas w myśli, poczynania i zamiary bohaterów.
Ostatnie 100 stron było dla mnie jednak rozczarowujące. Dlaczego? Nie powiem wam. Powiedzmy, że zachowanie głównego bohatera bardzo mnie zirytowało, na tyle, ze miałam ochotę odłożyć książkę, a szkoda, bo niemal przez cała powieść w moich oczach nie schodził z piedestału. Pewna scena po prostu nie pasowała mi do całości. Nie rozumiałam tez zamysłu wrzucania pewnych rozdziałów w trzeciej osobie, skoro większość książki pisana była naprzemiennie z perspektywy Theo i Ellie.
Czy ostatnie parę rozdziałów zaważyło na odbiorze książki?
Nie do końca, byłabym hipokrytką obniżając drastycznie ocenę tej powieści. Finalnie musze przyznać, ze wszyscy, którzy namawiali mnie na książki Julii mieli racje: są godne polecenia.
„Times new romans” kusiła mnie już za czasów, gdzie dostępna była tylko na wattpadzie. Wiele o niej czytałam, tak samo jak o innych książkach autorki i w zdecydowanej większości było to bardzo pochlebne, wręcz pełne zachwytu opinie. Możecie się domyślać, że moje oczekiwania względem książki Julii były wysokie.
Do początku podeszłam dość zachowawczo. Szybko okazało się,...
2024-04-30
"Fighting Hard For Me" była dla mnie komfortową książką, idealną drogą od przyjaźni do miłości. Już od pierwszych stron dałam wciągnąć się w tą historię: ona zdołała się w nim odkochać, a on, na przekór, właśnie wtedy postanowił wyznać jej swoje uczucia. Sophie oferuje pomoc Cole'owi, przejdzie razem z nim przez 12 kroków do odkochania, które sama stworzyła. Tylko czy taki zabieg spełni swoją rolę? A może podziała na odwrót?
To kompletnie przeciętna historia, taka jak wiele innych. Nie przeszkadza to jednak w pozytywnym odbiorze. Bianca Iosivoni stworzyła świetnych bohaterów. Obydwoje, Sophie i Cole, bardzo szybko zaskarbili sobie moją sympatię. Nie da się ukryć, że sam motyw "odkochania" się głównej bohaterki był dość absurdalny, i miałam poczucie, że jej uczucia wcale nie przeszły, ale wspólnie spędzony czas z Colem przybliżył ich do siebie i pokazał, jak dobrze moze im byc razem. Rozczulały mnie chwile odwiedzin Sophie w domu rodzinnym chłopaka. Było czuć jej emocje i to, że świetnie odnajduje się w tym miejscu.
Lubię ostatnio sięgać właśnie po takie historie: nieskomplikowane, proste, urzekające. Bez zbędnych dramatów i niepotrzebnych kłótni. Ogromnym plusem jest obecność bohaterów poprzednich części. Muszę również docenić przyjaźń, która łączy całą paczkę przyjaciół. To mój ulubiony typ serii, każdy tom opowiadań o innych bohaterach, a ich losy przeplatają się.
"Fighting Hard For Me" była dla mnie komfortową książką, idealną drogą od przyjaźni do miłości. Już od pierwszych stron dałam wciągnąć się w tą historię: ona zdołała się w nim odkochać, a on, na przekór, właśnie wtedy postanowił wyznać jej swoje uczucia. Sophie oferuje pomoc Cole'owi, przejdzie razem z nim przez 12 kroków do odkochania, które sama stworzyła. Tylko czy taki...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Whiskey in a teacup" to historia opowiadająca losy młodej Charlaine, która przez swoją ciekawość i zrządzenie losu trafia pod pracownię Aryana: niewiele starszego, jednak doskonale rokującego artystę. Dziewczynie dopisze szczęście: syn rektora będzie jej winien przysługę a ona dość szybko będzie chciała ją wykorzystać.
Weronika Schmidt stworzyła świetną historię, w której dwoje ludzi odkryje nie tylko siebie ale i miłość. Pokochałam zamysł na fabułę: szkoła artystyczna, majestatyczna biblioteka, wspólne malowanie obrazów, masa emocji i skrytych uczuć. Aryan od małego był kreowany na wzór swojego ojca: obdartego z emocji, nieczułego gbura. Podobało mi się to, że Charlaine widziała więcej niż inni: czuła, że za jego oschłością kryje się coś więcej. Przenikała przez pancerz ochronny mężczyzny, budowany przez lata, widziała prawdziwego jego a nie kreację dla ogółu.
Początkowa niechęć i pozorna nienawiść powoli, chwilami wręcz leniwie będzie przeradzać się budowanie zaufania, które niestety nie raz zostanie zawiedzione.
Mam małe zastrzeżenie, główny bohater nieustannie powtarza, że jest obdarty z uczuć, że nie czuje. To błąd! On czuł, aż za bardzo, a przez wychowanie blokował emocje. Miał wielkie serce, otwarte dla najblizszych i gotowe na miłość, która już kiedyś go zawiodła.
Nie skłamię, jeśli powiem, że to moja ulubiona historia od Weroniki. Chcę więcej takich, osadzonych w szkole artystycznej, podszytej sztuką i wielkimi emocjami. Może teraz czas na cześć o siostrze głównego bohatera? 🤭
"Whiskey in a teacup" to historia opowiadająca losy młodej Charlaine, która przez swoją ciekawość i zrządzenie losu trafia pod pracownię Aryana: niewiele starszego, jednak doskonale rokującego artystę. Dziewczynie dopisze szczęście: syn rektora będzie jej winien przysługę a ona dość szybko będzie chciała ją wykorzystać.
Weronika Schmidt stworzyła świetną historię, w...
2024-04-29
Zabieram się za „Say You swear”. To druga książka od Meagan Brandy, którą dane będzie mi czytać. Podchodzę ze sceptyzmem, bo nasze pierwsze spotkanie bulo beznadziejne.
Po drodze kolejny zgrzyt: zapowiada się motyw trojkata emocjonalnego, którego tak bardzo nie lubię… 500 stron, drobny druk nie zachęcają do czytania. Cóż. Egzemplarz recenzencki, im szybciej zacznę tym szybciej skończę.
Nie wiem, czy jakikolwiek inny tytuł przeszedł tak długą (i wyboistą) drogę moich emocji. Początkowa niechęć i złość na siebie (ze w ogóle wzięłam ten tytuł po innym niewypale od autorki) przerodziła się w zachwyt.
Mam wrażenie, że „Złodzieja mojego serca” napisała inna Meagan Brandy niż „Say You Swear” bo tutaj nie było chaotycznej fabuły. Nie było luk, dziwnych bohaterów. Za to były emocje, piękne uczucia, zagubienie, poszukiwanie drogi. Była niepowtarzalna wieź matki i syna. Były wspaniałe rodziny trzymające się ze sobą mimo wszystko, grupa przyjaciół będących ze sobą od zawsze, za zawsze.
I był on. Noah. Ja wiem, że znów robię fokus na główną męska postać, ale tego mężczyznę musicie poznać i przekonać się na własnej skórze, jak fenomenalnie został wykreowany, może nawet zbyt idealnie. Zbyt altruistycznie. Bo ile człowiek może znieść i nie załamać się pod ciężarem życia? Choroba bliskiej osoby, świadomość, że może być się tym drugim, wykorzystywanym. Moment, w którym ukochana osoba cię nie poznaje. Dzięki niemałej objętości wszystkie te emocje zostały fenomenalnie oddane. WSZYSCY bohaterowie byli swietnie wykreowani, jednak Noah i Ari o jakieś cudo. Wahania dziewczyny, jej rozterki zostały oddane perfekcyjnie.
Nie zarwała dla niej nocy. Kulturalnie odłożyłam przy łóżku o 22, ale przy porannej kawie musiałam zabrać się za jej kontynuację.
Czy polecam? Tak. To piękna, emocjonalna historia o czystej, ciut zagmatwanej miłości.
Zabieram się za „Say You swear”. To druga książka od Meagan Brandy, którą dane będzie mi czytać. Podchodzę ze sceptyzmem, bo nasze pierwsze spotkanie bulo beznadziejne.
Po drodze kolejny zgrzyt: zapowiada się motyw trojkata emocjonalnego, którego tak bardzo nie lubię… 500 stron, drobny druk nie zachęcają do czytania. Cóż. Egzemplarz recenzencki, im szybciej zacznę tym...
2024-04-27
Pragnęłam poznać bohaterów, którym choć daleko do perfekcji swoją autentycznością wkradną się w moje serce.
Marzyłam o tym, by jakaś książka, być może nieidealna, wnikliwie się głęboko pod moją skórę udowadniając, że mogę się jeszcze zakochać w jakiejś historii, od której nie oczekuje zbyt wiele.
„Spotkasz mnie nad jeziorem” zachwyciła mnie. Była rozwleczona, jednak czytało mi się ją przyjemnie, nawet bardzo. Dwie strefy czasowe -dziesięć lat temu i dziś- do tego listy mamy Fern komponowały się idealnie.
Bohaterowie chwilami postępowali irracjonalnie (zakochanie się po jednym dniu, mimo iż jest się w związkach, brak szczerych rozmów, niespełniona obietnica zobaczenia się za rok) ale mieli w sobie to coś. Jakiś magnetyzm, wyższą siłę, która z każdym kolejnym akapitem coraz bardziej wciągała mnie w fabułę. A ta była w moim odczuciu świetna. Tajemnica, która wlekla się za bohaterami, pytanie „dlaczego on wtedy nie przyjechał”, które nieustannie dźwięczał w głowie Fern, rozmowy Willa, które ukrywał przed partnerką, jego osobowość. Na deser ośrodek, w
Z którym główna bohaterka nie wiązała swojej przyszłości, a przez niespodziewaną smierć mamy musiała się nim zająć.
„Spotkasz mnie nad jeziorem”, choć nie jest idealną książką urzekła mnie. Nie pytajcie dlaczego, nie mam pojęcia. Czasem są takie historie, które poruszają jakieś czułe struny mojego serca i to właśnie ta się do nich zalicza. Brakło mi rozwinięcia paru wątków, między innymi trochę więcej faktów z przeszłości, ale całość wprowadziła mnie w stan melancholii. Zapach chleba na zakwasie, malowniczy pomost nad jeziorem, rodzinny ośrodek wypoczynkowy.
Czytajcie.
Pragnęłam poznać bohaterów, którym choć daleko do perfekcji swoją autentycznością wkradną się w moje serce.
Marzyłam o tym, by jakaś książka, być może nieidealna, wnikliwie się głęboko pod moją skórę udowadniając, że mogę się jeszcze zakochać w jakiejś historii, od której nie oczekuje zbyt wiele.
„Spotkasz mnie nad jeziorem” zachwyciła mnie. Była rozwleczona, jednak...
2024-02-23
„Zostań moim bohaterem” to dość specyficzna książka. Nie da się zaprzeczyć, że jest to fikcja literacka i nie każde wydarzenie w niej zawarte musi mieć swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Już pierwsza scena jest dość osobliwa: nastoletni Patrick, za sprawą wiedźmy, której wybił okno będzie miał wizję, zobaczy w niej miłość swojego życia. Bratnią duszę.
Tyle, że pełnoletni Pick nadal nie spotkał na swojej drodze Tej Jedynej, na domiar złego jego przyjaciółka nazwała swoje dziecko imieniem syna, którego miał mu urodzić Dzwoneczek…
Patrick nie miał lekkiej przeszłości, ale to zawsze na nim każdy mógł polegać. Aktualnie łączy ze sobą dwa etaty, po powrocie do domu zajmuje się Julianem, dla którego jest jedynym kochającym rodzicem. W końcu los będzie dl niego łaskawy. Na jego horyzoncie pojawi się słońce.
Evę znacie już z pierwszej części. Nie wzbudzała we mnie ciepłych odczuć. Zarozumiała, cwana, pewna siebie blondynka, niestroniąca od alkoholu, imprez stanie się samotną matką. Jej postać przeszła ogromną przemianę. Może nie straciła swojego ognia, dalej plecie to, co ślina na język przyniesie nie bacząc na konsekwencje, ale dzięki pewnemu wytatuowanemu mężczyźnie, z jego wsparciem odkryje prawdziwą siebie. Jej wszystkie obawy będą bezpodstawne, a moment przyjścia na świat córki rozwieje wszelkie burzowe chmury nad jej głową.
Przepadłam.
„Cena pocałunku” to historia, którą czytałam parokrotnie.
„Do pani profesor” mimo abstrakcyjnych momentów urzekła mnie.
„Zostań moim bohaterem” spełniła marzenie- bo objęcie patronatem trzeciej książki serii, którą się kocha właśnie tym jest.
W tej historii znajdziecie niejedną idiotyczną scenę, będziecie czuć złość, smutek… ale będzie tez radość, ukojenie; długa, kręta, wyboista droga do odnalezienia siebie. W moim odczuciu Linga Kage podołała i stworzyła pełną emocji piękną historię o niezłomnym uczuciu między dwójką młodych, pokiereszowanych ludzi.
Pochylicie się bliżej nad kreacją Patricka. Nie skłamie, jeśli powiem, ze go pokochałam. Jego serce było wielkie, gotowe na miłość, której nie doświadczył. Jego wygląd i przeszłość go nie definiowały. A osoba tak doświadczona jak Eva MUSIAŁA trafić na mężczyznę tak dobrego jak Pick. Uzupełniali się idealnie.
Kocham, polecam, pewnie wrócę nie raz, nie dwa.
„Zostań moim bohaterem” to dość specyficzna książka. Nie da się zaprzeczyć, że jest to fikcja literacka i nie każde wydarzenie w niej zawarte musi mieć swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Już pierwsza scena jest dość osobliwa: nastoletni Patrick, za sprawą wiedźmy, której wybił okno będzie miał wizję, zobaczy w niej miłość swojego życia. Bratnią duszę.
Tyle, że...
2024-04-21
Publikując na stories, że będę recenzować kolejną książkę Angeliki Waszkiewicz, wiele z was pisało mi, ze jej debiut był świetny. Nie czytałam go, więc „Trofeum” miało być moją pierwszą książką od autorki, ale przez wasze wiadomości poprzeczka oczekiwań momentalnie podskoczyła do góry.
Przede wszystkim jest to romans mafijny, który zaczyna się od zabójstwa rodziny głównej bohaterki. Ta by przeżyć zmuszona jest porzucić wszystko i uciec do kuzyna. Wychowana w złotej klatce z trudem porusza się pociągami, na szczęście trafia na ludzi chętnych pomocy. Pomoże jej także nowo poznany Cosimo: zaoferuje nowe ubrania, porządny posiłek. W mojej głowie od razu zrodziła się myśl, czy dwudziestosiedmiolatek napewno jest tym, za kogo się podaje.
Całość wypada naprawdę dobrze. Książkę czyta się ekspresowo, styl Angeliki jest przyjemny w odbiorze, dobrze wyważony. Swietnie oddaje emocje bohaterów, ich myśli, rozterki, pragnienia. Fabuła również była niczego sobie: dawno nie czytałam romansu mafijnego, wiec ten nadarzył się w idealnym momencie. Mam jednak niewielkie zarzuty: chwilami postępowanie bohaterów, miałam wrażenie, było nielogiczne. Dalia powierza swój los nowo poznanemu mężczyźnie, idzie z nim do hotelu. Wsiada w samochód z zupełnie nieznanymi osobami. Zastanawia mnie, dlaczego nie zaświeciła się w jej głowie żadna czerwona lampka? Poniekąd tłumaczyłam to faktem, ze ojciec zamknął ją w rezydencji, dziewczyna niemal nie opuszczała murów, wiec może myślała, że to „normalne”.
Mogłabym doczepić się także do późniejszej relacji bohaterów. Brakowało mi tam momentu, w którym faktycznie zakochali się w sobie, jakiejś autentyczności ich uczucia. Leciały iskry, ich zbliżenia były dynamiczne, ale Cosimo w moich oczach czasem traktował partnerkę zbyt rzeczowo.
Podsumowując, muszę przyznać, że bawiłam się naprawdę dobrze. Może nie jest po pozycja bez wad, jednak te nie przyćmiły całości. Po kolejną ksiazkę od od Angeliki z pewnością sięgnę!
Publikując na stories, że będę recenzować kolejną książkę Angeliki Waszkiewicz, wiele z was pisało mi, ze jej debiut był świetny. Nie czytałam go, więc „Trofeum” miało być moją pierwszą książką od autorki, ale przez wasze wiadomości poprzeczka oczekiwań momentalnie podskoczyła do góry.
Przede wszystkim jest to romans mafijny, który zaczyna się od zabójstwa rodziny...
2023-10-30
Główną bohaterkę "The Right Move" poznajemy w pierwszej części serii Windy City. Indi już wtedy pokazała się od dobrej strony udowadniając, że jest świetną przyjaciółką, pełną empatii, zrozumienia. W tym tomie widzimy jak bardzo zdrada wpłynęła ja jej samoocenę, do tego jak były partner kształtował ją, a raczej chciał, by Indie robiła wszystko pod jego dyktando. Momenty zmagań zdrowotnych głównej bohaterki łamały mi serce. Z całego serca serca kibicowałam jej i życzyłam wszystkiego co najlepsze.
Ryana również dane nam było poznać. Muszę przyznać, że ten zamknięty w sobie, introwertyczny mężczyzna zyskiwał w moich oczach w przy każdej kolejnej stronie. Pomagał odkrywać siebie swojej współlokatorce. Wspólne pierwsze chwile nie były dla nich zbyt łaskawe, wręcz przeciwnie! Czasem mialam wrażenie, że reagował zbyt mocno na pewnie wydarzenia, jednak później wynagradzał to Ind innymi, słodkimi występkami. A ta nie pozostawała mu dłużna, wykazała się niebywałą cierpliwością i pomagała Rayanowi wychodzić ze swojej skorupy.
Liz Tomforde stworzyła piękną historię miłosną, w której można się zakochać. Połączyła ze sobą dwoje różnych ludzi udowadniając, że kompromis znajdzie się w niemal każdej sytuacji, jeśli tylko tego się pragnie. Obydwoje byli w przeszłości zranieni, on tkwił w swojej zamkniętej bajce bojąc się komukolwiek zaufać, a ona nie planowała wkroczyć w żaden związek, bo pierwsze musiała sama się je odkryć na nowo. Z resztą pedantyczny współlokator skutecznie jej w tym pomagał.
Objętościowo książka nie zawodzi, to niemal 600 stron dobrze napisanego, chwilami pikantnego romansu stewardessy i fenomenalnego zawodnika koszykówki. Podobała mi się nawet bardziej niż pierwsza część. Szczerze polecam.
Główną bohaterkę "The Right Move" poznajemy w pierwszej części serii Windy City. Indi już wtedy pokazała się od dobrej strony udowadniając, że jest świetną przyjaciółką, pełną empatii, zrozumienia. W tym tomie widzimy jak bardzo zdrada wpłynęła ja jej samoocenę, do tego jak były partner kształtował ją, a raczej chciał, by Indie robiła wszystko pod jego dyktando. Momenty...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to