-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-27
Co powiecie na młodzieżowy horror?
Nie lubię horrorów, wiele lat temu czytałam sporo książek z tego gatunku, filmów również wiele obejrzałam i nie ruszały mnie. Obecnie boję się własnego cienia, dlatego omijam wszystkie książki, które mogą być straszne. Mam nadzieję, że po lekturze “Grzechotu” to się zmieni i w końcu znów będę sięgać po powieści grozy.
Jednak książka, którą chcę wam przedstawić, jest wizualnie przepiękna, dopracowana w każdym szczególe i przyznaję, że nie tylko pięknie będzie się prezentować na półce ale również wciągnie w swoją historię już od pierwszej strony. “Grzechót” Macieja Lewandowskiego został wydany nakładem wydawnictwa Mięta, książka otrzymała barwione brzegi wraz z twardą oprawą, która po prostu zachwyca.
Jest to historia o dziecięcej ciekawości, o leniwym lecie, które zamienia się w walkę o przetrwanie, jest to również historia o przyjaźni, która postawiona przed obliczem śmierci, tylko się bardziej umacnia.
Tajemnica sprzed lat, upalne lato i ciekawość nudzącego się młodego chłopaka imieniem Jakub, doprowadziła go do starej szopy, w której znajduje się bardzo stare i zniszczone auto. Auto owiane wieloma tajemnicami i legendami, auto, którym było straszone nie jedno dziecko. Czarna Wołga stoi w szopie, bez kół, otoczona dziwną aurą i zapachem. Jakub przez przypadek rani się, a jedna kropla krwi budzi do życia dawno zapomniane upiory, które po raz kolejny, chcą siać strach w okolicy. Jakub nie wie, że ta jedna kropla krwi i ta jedna pamiątka z tej szopy, może doprowadzić go do walki o swoje życie. To, co obudził, nie nasyciło się jego krwią, chce jej więcej i nie nasyci się nią tak szybko, dlatego wyrusza na polowanie.
Jak byłam małym brzdącem, to straszono mnie różnymi historiami, bylebym tylko była grzeczna, czy to Babą Jagą, czy złą czarownicą, a nawet Czarną Wołgą bez klamek, która mnie porwie, jak nie będę siedziała spokojnie. Jednak powiedzmy sobie szczerze, co byśmy zrobili, jakby te historie okazały się prawdziwe?
Maciej Lewandowski właśnie jedną z tych historii opowiadanych przy rodzinnych stołach na Kaszubach, wskrzesił i opowiedział w całkiem nowy i ciekawy sposób. Nie chcę wam za dużo zdradzać, jednak nie mogę nie wspomnieć, że to historia o upiorach żądnych krwi, mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że w tej powieści występują swego rodzaju wampiry. A jak wiecie, lub nie, ja kocham historie o wampirach i właśnie w taki sposób odbieram tę historię. Jakbym miała w głowie cały czas “Horror” pewnie ciężko byłoby mi ją skończyć, jednak myśląc o niej, jako o książce fantastycznej o wampirach, już miałam inne podejście do niej.
Autor w genialny sposób buduje napięcie, udało mu się kilka razy przyprawić mnie o dreszcz niepokoju. Zazdroszczę wszystkim nastolatkom, którzy będą mogli po raz pierwszy wejść w ten świat z dreszczykiem. Co do tego dreszczyku, spodziewałam się czegoś bardziej porażającego. Po pierwszych stronach, które mnie wciągnęły i doprowadziły do kilku dreszczy, które przeszły po kręgosłupie, doszłam do tego, że już nie wzbudzała we mnie aż takich emocji ta historia. A szkoda, bo miała potencjał na naprawdę dobry horror. Jednak nie mogę powiedzieć, że była zła, była dobra i wciągająca, świetnie się przy niej bawiłam i chcę więcej takich historii.
Jeśli zastanawiacie się, czym jest tytułowy Grzechot, to polecam wam sięgnąć po książkę, ponieważ już na samym początku autor to wyjaśnia, a że nazwa pochodzi z kaszubskiego, to mogę się pochwalić, że jako rodowita Kaszubka nauczyłam się nowego słowa :)
Myślę, że mogę zakwalifikować książkę jako historię z dreszczykiem, idealną na letnią lekturę, którą można później opowiadać podczas ogniska w lesie, czyli w skrócie historia opowiedziana przez autora jest bardzo klimatyczna, a okładka i barwione brzegi to tylko świetny dodatek do niej. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta za książkę.
Co powiecie na młodzieżowy horror?
Nie lubię horrorów, wiele lat temu czytałam sporo książek z tego gatunku, filmów również wiele obejrzałam i nie ruszały mnie. Obecnie boję się własnego cienia, dlatego omijam wszystkie książki, które mogą być straszne. Mam nadzieję, że po lekturze “Grzechotu” to się zmieni i w końcu znów będę sięgać po powieści grozy.
Jednak książka, którą...
2024-05-17
Góry czy morze?
U mnie zawsze wygrywa morze, ponieważ to nad nim się wychowałam. W każdej wolnej chwili mogłam przejść się z rodziną nad zatokę lub nad morze. Najmilsze wspomnienia z dzieciństwa to zawsze jest szum wzburzonego morza.
Dlatego nie mogłam przejść obok cyklu Pajęczyna czasu Jagny Rolskiej, nie tylko ze względu na morze ale również na wspomniane miejscowości w nim. Półwysep Helski na zawsze pozostanie w moim sercu, a teraz po lekturze dwóch tomów tego cyklu, jestem pewna, że spacery po plaży będą miały swoją tajemniczą i magiczną otoczkę. Nie będę w stanie patrzeć tak samo na Jastarnię, Hel, czy Kuźnicę, mam zamiar z babcią porozmawiać o “Klątwie Kani” i “Śpiewie Morzycy”, ponieważ autorka zawarła w nich wiele faktów z historii Półwyspu, ubierając je w magiczna otoczkę.
Gina ucieka ze średniowiecznego Helu dosłownie w ostatniej chwili. Nie powraca do swoich czasów, jednak przenosi się do 1899 roku. Dla Giny, która dobrze zna historię Helu, odnalezienie się w tych czasach nie przysparza większego problemu, jednak Markus, który przemierzył czas wraz z ukochaną, zna tylko średniowiecze i to jemu jest ciężej się odnaleźć. Role się odwracają, to Gina zajmuje się walecznym piratem i to ona pokazuje mu Hel i okoliczne miejsca. Hel staje się coraz bardziej znany, a wszystko przez nadmorskie uzdrowisko, które przyciąga wiele zamożnych osób, z różnych zakątków Polski. Młoda podróżniczka w czasie wraz ze swoim piratem zamierza ukryć się w Krusfeldzie, by zebrać się w sobie i obmyślić plan co teraz zrobić. Los stawia na ich ścieżce księdza z Jastarni, który oferuje im swoją pomoc i pracę dla Giny. Jednak letnie sztormy przyniosły nie tylko wiatr i wzburzone morze, przywiały również kłopoty.
Pamiętam jak rok temu zachwycałam się pierwszym tomem cyklu Pajęczyna czasu “Klątwa kani” Jagny Rolskiej. Nie mogłam się doczekać chwili, w której będę mogła się zatopić w kontynuacji tej historii. W chwili, gdy dostałam “Śpiew morzycy” w swoje ręce nie mogłam przestać się ekscytować i wyczekiwałam chwili, by zacząć ją czytać. Szczerze nie interesowałam się informacjami, jakie krążyły wokół książki, ponieważ chciałam sama do wszystkiego dojść i odkryć, dlatego teraz, świeżo po lekturze, jestem bardzo zadowolona ale również i lekko skołowana. W tym tomie było tak dużo informacji podanych, że aby nic nie przegapić, powracałam do niektórych rozdziałów i czytałam je po raz drugi.
Żałuję jednego, że nie robiłam notatek, jednak nie będę rozpaczać, przed premierą trzeciego tomu, będzie sposobność przeczytać ten wspaniały cykl po raz kolejny.
Robicie notatki podczas czytania?
Po pierwszym tomie spodziewałam się ekscytującego romansu z podróżami w czasie w tle, jednak po tym tomie, jestem pewna, że autorka chce nam o wiele więcej przekazać i nie jest to tylko historia Półwyspu Helskiego. Historia, wierzenia, podania, legendy, wszystko zostało w mistrzowski sposób zmieszane z pomysłem na fabułę i świetnie wykreowanym romansem i genialnymi bohaterami. A po wymieszaniu tego wszystkiego otrzymałam przejmująca i ekscytująca lekturę, przy której się świetnie bawiłam.
Bohaterowie tej książki to prawdziwe perełki, dosłownie każdy z nich jest kimś, kogo warto poznać i zapamiętać, każdy ma swoją historię, która w jakiś sposób łączy się z historią innych, dając nam wskazówki, by odkryć prawdę. Jednak wydaje mi się, ona tak zawiła, że nie uda mi się ją odkryć tak szybko.
Pierwszy tom był pełen wartkiej akcji, nadając tempo fabule, za to w drugim tomie odrobinę zwolniliśmy, jednak nie za bardzo, by nie zanudzić czytelnika. Autorka skupiła się bardziej we wprowadzenie go w ten magiczny aspekt książki. Odkryjemy kilka tajemnic, znów staniemy oko w oko z czarną morzycą, kania znów zamiesza w czasie, a Szaliniec będzie znów chciał rządzić morzem, a temu wszystkiemu będzie się przyglądała Gina, lecz nie tylko przyglądała, tym razem wkroczy do akcji i stawi czoło temu wszystkiemu.
Jestem zachwycona pomysłem i wykonaniem tej książki i już z utęsknieniem wyczekuję kolejnego tomu, nie wiem, jak uda mi się wytrwać kolejne miesiące bez informacji o trzecim tomie. Za możliwość poznania tej historii dziękuję bardzo wydawnictwu MIęta.
Góry czy morze?
U mnie zawsze wygrywa morze, ponieważ to nad nim się wychowałam. W każdej wolnej chwili mogłam przejść się z rodziną nad zatokę lub nad morze. Najmilsze wspomnienia z dzieciństwa to zawsze jest szum wzburzonego morza.
Dlatego nie mogłam przejść obok cyklu Pajęczyna czasu Jagny Rolskiej, nie tylko ze względu na morze ale również na wspomniane miejscowości w...
2024-05-13
Zauważyłam, że ostatnio zrobiły się modne książki o smokach, co myślicie na ten temat ?
Uwielbiam smoki w książkach, a wszystko się zaczęło od pewnej wywerny, która zawsze gościła w mojej wyobraźni jako Szczerbatka z bajki "Jak wytresować smoka". Co powiecie na smoki, które mogą zmieniać swoją postać, w jednej chwili są potężna i krwiożerczą bestią, a za chwilę zamieniają się w ludzką postać? Ja jestem jak najbardziej na tak. Dlatego sięgnęłam ostatnio po ostatni tom cyklu Słowodzicielka, czyli "Słowalkiria" Anny Szumacher.
Autorka przygotowała nam prawdziwy rollercoaster emocji, nie będziecie się przy niej nudzić, to jest pewne, praktycznie cały czas akcja pędzi, nawet jak tylko towarzyszymy bohaterom w ich wędrówce. Cały czas coś się dzieje, a bohaterowie próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Cyjan już nie jest tylko autorką powieści, w której się właśnie znajduje, jest również świeżo poślubioną..... Wdową, do tego .... Królową?
Ciężko połapać się we wszystkim, jednak na ratunek pędzi nam sama autorka, która przygotowała krótki spis postaci, który z tomu na tom się powiększa, oraz dostajemy spis najważniejszych rzeczy, które działy się do tej pory w poprzednich tomach. Do akcji wkraczamy dosłownie od razu, autorka bez żadnej przerwy wrzuca nas tam, gdzie skończyliśmy poprzedni tom. Cyjan wędruje po krainie, którą sama stworzyła, pisząc swoją książkę, jest zła, zrozpaczona, roztrzęsiona i zdeterminowana.
Cały czas rozmyśla jakim cudem znalazła się w tym miejscu, w którym jest, jakim cudem to ona jest teraz królem. Wędruje w znanym sobie kierunku, jednak nie wie, że inni bohaterowie jej powieści, również zmierzają w pewnym kierunku, kto wie, może okaże się, że w końcu znów ich drogi się skrzyżują. Na horyzoncie znów pojawia się Hidra, który okazuje się całkiem "dobrym" towarzyszem podróży. Jednak to właśnie on, tyle razy próbował ją zgładzić, przez co ciężko jej zaufać skrytobójcy. Po tym tomie, w końcu się wszystko wyjaśni i dowiemy się, czy Cyjan w końcu znajdzie drogę do domu.
Przez ostatnie kilka dni czasu na książkę miałam jak na lekarstwo, dlatego tak opornie idzie mi czytanie, jednak po wyleczeniu kaca książkowego, każda kolejna powieść mnie wciągała w swoje odmęty. Byłam pewna, że nie jestem jeszcze gotowa na wielowątkową historię, jednak się myliłam, to właśnie ta wielowątkowa historia pozwoliła mi nabrać “wiatru w żagle”, a mowa tu o “Słowalkirii” Anny Szumacher.
Wolicie wielowątkowe książki, czy jednak wolicie śledzić jeden a konkretny wątek w książce?
U mnie jest to różnie, niekiedy wolę książkę, na której muszę się skupić bardziej i wtedy śledzę z przyjemnością każdy wątek. Jednak zdarzają się mi takie dni, że nie mam sił na skupianie się na poczynania wielu bohaterów i wybieram jednowątkowe książki.
W drugim tomie Słowotwórczyni trochę się gubiłam w śledzeniu poczynań tylu bohaterów. Jednak to trzeci tom pozwolił mi rozeznać się, dokładnie kto jest kim i gdzie każdy zmierza.
Nie podobało mi się jedynie jak mało Agniego i Jorda było, ich zakończenie też było dość oschłe, jednak naprawdę liczę, że autorka pisząc słowo koNIEc w ten sposób, dała nam znak, ze może coś jeszcze kiedyś powstanie. Może dowiemy się gdzie trafiła Cyjan,albo jak żyje się naszemu ulubionemu zabójcy. Kto wie, co przyniesie przyszłość.
Nie mogę zapomnieć o humorze, który po raz kolejny dominował w tej historii, uwielbiam autorkę za niego. Ta książka nie tylko poprawiała mi humor, ale również dzięki niej miałam ochotę na kolejne, co ostatnio nie zdarzało mi się za często.
Jeśli macie ochotę na kawał świetnej, fantastycznej historii, to Słowodzicielka jest dla was. Nietuzinkowy pomysł na fabułę to nie jedyny plus tego cyklu, spora dawka humoru i smoki, oj tak smoki to coś, co jest ogromnym plusem tej historii. Jak widzicie, plusów jest sporo, więc nie powinniście tracić czasu, sięgnijcie po książki Anny Szumacher i dajcie się porwać przygodzie. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta, za możliwość poznania tej niesamowitej historii.
Zauważyłam, że ostatnio zrobiły się modne książki o smokach, co myślicie na ten temat ?
Uwielbiam smoki w książkach, a wszystko się zaczęło od pewnej wywerny, która zawsze gościła w mojej wyobraźni jako Szczerbatka z bajki "Jak wytresować smoka". Co powiecie na smoki, które mogą zmieniać swoją postać, w jednej chwili są potężna i krwiożerczą bestią, a za chwilę zamieniają...
2024-05-08
Ile dajecie szansy danej serii?
Porzucajcie serię już po pierwszym tomie?
Czy może czytacie kolejne, by sprawdzić, czy coś się zmieniło?
Ja zdecydowanie daje kolejną szansę, ponieważ jestem dość upartym człowiekiem i muszę dokończyć historię, którą już zaczęłam. Tak właśnie było z Sagą o złotej niewolnicy Raven Kennedy. Pierwszy tom nie przypadł mi do gustu, wydawało mi się, że nie był to czas na nią, jednak z perspektywy czasu, raczej chodziło mi o samą Auren, strasznie irytowała mnie swoim zachowaniem. W drugim tomie było już o niebo lepiej, Auren spuszczona ze smyczy była bardziej znośną postacią, dlatego niezwłocznie sięgnęłam po trzeci tom, czyli "Gleam". Po tej książce utwierdziłam się w przekonaniu, że niekiedy warto dążyć do końca, ponieważ może być niekiedy tylko lepiej i lepiej. A im bardziej Auren zaczyna pokazywać pazurki, tym bardziej się wciągam w historię.
Książkę rozpoczynamy dokładnie w tym samym momencie, w której zostaliśmy pozostawieni na końcu "Glint". Autorka od razu wrzuca nas w wir wydarzeń, jednak nie czułam się w nim zagubiona, od razu załapałam, gdzie jestem i co się wydarzyło. Auren dowiaduje się prawdy o królu Czwartego królestwa, boli ją bardzo, że kolejna osoba ją okłamała, przez to co udało się zbudować w ich relacji, rozpada się, jednak Auren musi się zmierzyć z kolejnym problemem, jakim jest Midas, znów chciał ją zamknąć w klatce, znów chciał ją pozbawić wolności "dla jej dobra", znów umiejętnie lawirował wśród słów, by wpędzić ja w poczucie winy. Jednak Midas nie wie, że Auren w końcu obudziła się pewniejsza siebie, że chce walczyć "dla siebie", że nie może już tak łatwo nią manipulować, że nie ma nad nią już władzy. Jednak czy aby na pewno?
Miałam ostatnio mały zastój czytelniczy, dosłownie męczyłam się czytaniem, próbując wydusić z dnia choćby kilka minut na czytanie. Jednak, gdy sięgnęłam po "Gleam" nie zauważyłam kiedy ją skończyłam, a mówię wam, jest to bardzo przyjemny grubasek. Oczywiście miałam od razu ochotę na więcej, jednak w kolejce czekają kolejne świetne historie. Jak widać, dobrą książką może wyrwać z największego zastoju, nawet jak brak czasu na książkę. Spotkaliście się kiedyś, z tym że książka, wyrwała was z zastoju czytelniczego, mimo że nie wierzyliście w nią?
Nie spodziewałam się, że historia, która od samego początku wzbudzała we mnie różne emocje i nie mogłam się zdecydować, czy podoba mi się, czy raczej nie za bardzo, tak bardzo mnie wciągnie i wyrwie mnie z zastoju. Jak widać, niekiedy warto dać szansę książkom, które nie porwały nas od samego początku.
Wiecie, co wyróżnia ten tom od poprzednich? Przemiana Auren, w końcu dziewczyna pokazuje pazurki, w końcu znajduje w sobie siłę, by sprzeciwić się Midasowi i w końcu znajduje kogoś, kto jest w stanie stanąć ramię w ramię z nią do walki. Trochę długo zajęła ta przemiana Auren, jednak jak się dokonała, to była spektakularna. Od ślepo zakochanej, zranionej dziewczyny, po pewną siebie i swoich wyborów kobietę, taką drogę przeszła Auren.
Ten tom Sagi o złotej niewolnicy był o niebo lepszy niż poprzednie, nie tylko za sprawą Auren, którą w końcu można lubić ale też dzięki Ripowi, który skradł moje serce. Uwielbiam jak zachowuje się wobec “Złotej rybki”, zostawia jej przestrzeń, możliwość podejmowania własnych decyzji, a zarazem chroni ją.
Dostaliśmy całe rozdziały z różnych perspektyw, dzięki nim możemy spojrzeć całościowo na całą historię. Zagłębiamy się również w przeszłość Auren, autorka ukazuje nam, jak była ona ciężka i przez co tak bardzo się związała i dosłownie uzależniła od Midasa.
Jestem bardzo ciekawa kolejnego tomu i nie mogę się go doczekać. Dziękuję bardzo wydawnictwu Muza za możliwość dalszego towarzyszenia Złotej niewolnicy w jej drodze do wolności.
Ile dajecie szansy danej serii?
Porzucajcie serię już po pierwszym tomie?
Czy może czytacie kolejne, by sprawdzić, czy coś się zmieniło?
Ja zdecydowanie daje kolejną szansę, ponieważ jestem dość upartym człowiekiem i muszę dokończyć historię, którą już zaczęłam. Tak właśnie było z Sagą o złotej niewolnicy Raven Kennedy. Pierwszy tom nie przypadł mi do gustu, wydawało mi...
2024-05-06
Lubicie historie o wampirach?
A może wolicie historie o wiedźmach?
A co powiecie na połączenie historii tych dwóch magicznych postaci?
Ja jestem bardzo na tak, dlatego sięgnęłam po "Opowieści z bagien. Zaśpiewaj dla mnie" Magdaleny Kwiecień. Ta historia jest niesamowita, z muzyką w tle, z magią i wampirami, które są przedstawione w tak inny sposób, niż do tej pory zostało nam przedstawione. Potężne klany wiedźm, które praktycznie trzymają cały świat magiczny w ryzach, a na pewno już trzymają wampiry z dala od swoich osad i klanów. Autorka miała genialny pomysł na ukazanie nowo przemienieni onego wampira, tak zwanego Odmieńca jako słabą istotę, która bez pomocy nie poradzi sobie z przemianą. Pokazała nam też, jak silne są wiedźmy, ich magia jest potężna i młody wampir nie jest dla nich żadnym zagrożeniem. Wątek walki wiedźm z wampirami został trochę potraktowany po macoszemu, trochę omówiony, jednak brakowało mi większego rozwinięcia tego wątku, a najlepiej by było, jakby została przedstawiona jakaś epicka walka między wiedźmami a wampirami. Mam dużą nadzieję, że to jeszcze otrzymamy w kolejnym tomie. Walkę dostaliśmy, jednak to była walka między wiedźmami, może i spektakularna, jednak liczyłam na coś więcej.
Głównymi bohaterami tej historii jest Dawid i Kostroma. On to gwiazda rocka, szalony, rozchwytywany, sławny i lubiący kobiety i używki tak bardzo jak muzykę. Ona to wiedźma, która odbiega od kanonu piękna, ruda, puszysta, do tego wiedźma, która żyje na uboczu, starając się pomagać ludziom. Pewnie zastanawiacie się, jak mogły się zetknąć ich drogi. Ani mogły, nie wiadomo czy to za sprawą przeczucia, czy przeznaczenia, jednak doszło do ich spotkania, jednak było one tak przerażające i tragiczne w skutkach, że pozostanie ono na długo w pamięci. Życie, które znał do tej pory Dawid, się skończyło, teraz pozostaje mu egzystować na łasce Kostromy.
Sięgacie po książki z polecenia znajomych? Ja mam kilka osób, które znają mnie na wylot i zawsze polecają mi książki, które trafiają w moje gusta. Tak było i tym razem, Luiza vaconafa poleciła mi “Opowieści z bagien. Zaśpiewaj dla mnie” Magdaleny Kwiecień i jak zawsze sięgnęłam po nią w ciemno. Może już wiecie, że nie czytam opisów, więc można powiedzieć, że ufam Luizie bezgranicznie, ponieważ nie wiedziałam czego się spodziewać. Jednak szybko się przekonałam, że książka jest stworzona dla mnie, uwielbiam wampiry i historie o wiedźmach.
A wiecie, co jeszcze lubię? Książki z głębszym sensem. Niekiedy ciężko mi go znaleźć, jednak w przypadku tej książki, po lekkim naprowadzeniu, wiem, że siła, moc i potęga wiedźm nie jest przypadkowa. Autorka ukazała nam wiedźmy jako niezwyciężone istoty, które nie lękają się niczego, które są w stanie wytrzymać naprawdę wiele. Za to wampiry są ukazane w całkiem odmienny sposób. Przyzwyczaiłam się, że to one są bardziej mordercze i niezwyciężone, dlatego na początku nie mogłam zrozumieć, czemu autorka przedstawia ich w taki sposób. Jednak po głębszym przemyśleniu, wydaje mi się, że chciała nam pokazać siłę kobiet, że to w nich drzemie prawdziwa, pierwotna moc.
Książka jest oparta nie tylko na wątku fantastycznym, jest jeszcze wątek romantyczny, który wydaje mi się bardzo istotny w książce. Z przyjemnością obserwowałam rodzące się uczucie głównych bohaterów i bardzo mi się podobało, że to właśnie jakaś nić przeznaczenia ich powiązała, by razem mogli stworzyć coś wielkiego.
Trochę przeszkadzało mi tempo wydarzeń pod koniec książki. Czułam się jak w rollercoasterze, nie tylko emocjonalnym, bo muszę przyznać, odczuwałam naprawdę wiele pod koniec, ale też czułam się wciągnięta w wir wydarzeń, który pędził i przeskakiwał.
Świat, który stworzyła autorka, jest dopracowany w każdym szczególe, wszystko się klarownie wytłumaczone, nie można czuć się zagubionym. Hierarchia wśród wiedźm jest przedstawiona w bardzo przejrzysty sposób, tak samo jak proces przemiany Odmieńca w wampira. Ułatwia to czytelnikowi rozeznanie w nowej historii.
Dziękuję bardzo wydawnictwu Vibe za możliwość poznania tej niesamowitej historii.
Lubicie historie o wampirach?
A może wolicie historie o wiedźmach?
A co powiecie na połączenie historii tych dwóch magicznych postaci?
Ja jestem bardzo na tak, dlatego sięgnęłam po "Opowieści z bagien. Zaśpiewaj dla mnie" Magdaleny Kwiecień. Ta historia jest niesamowita, z muzyką w tle, z magią i wampirami, które są przedstawione w tak inny sposób, niż do tej pory...
2024-04-30
Kocham koty! To jedno zdanie powtarzam najczęściej, jak ktoś się mnie pyta co lubię. Mimo że to bardzo charakterne stworzenia, to nie wyobrażam sobie słodszych zwierzaków, nawet jak syczą, czy mnie gonią, by ugryźć. W podstawówce uwielbiałam rysować ołówkiem, jakieś 15 lat temu ostatni raz bawiłam się węglem i coś tam narysowałam, jednak ciągle mi było brak tych brudnych palców od węgla i ołówka, zazdrościłam znajomym, że nadal rysują i się rozwijają, dlatego zdecydowałam się, że z przyjemnością sięgnę po poradnik dotyczący rysunku. Dokładnie chodzi mi o poradnik od Wydawnictwa Publicat “Koty Kawaii. Naucz się rysować krok po kroku” Olive Yong, miałam zamiar połączyć chęć powrotu do rysowania i miłość do kotów.
Znacie określenie Kawaii? W języku japońskim oznacza “słodycz”, właśnie takie jest 75 kotków, które możecie się nauczyć się rysować dzięki temu poradnikowi. Mam kilka swoich ulubieńców i jeden był dla mnie wyzwaniem, ponieważ nie był pokazany każdy krok jak go narysować. A wiecie czemu? Ponieważ był jedną z grafik oddzielającą kategorie kotków. A jakie można znaleźć kategorie? Mamy tu: Smacznego! Czyli kotki ukryte pod postacią pysznego jedzonka, mamy również kocie przebieranki i kocia ciekawość. Jednak oprócz całych kotków w stylu kawaii, mamy krótkie i przejrzyste poradniki jak pokolorować kotki albo dopasować minkę lub emocję do kotka. Na ostatnich stronach znajdziecie kolorowanki, pewnie znajdzie się niejeden fan kolorowanek.
Ja trochę rysowałam w swoim życiu, raz lepiej, raz gorzej, jednak przyznaję, że ten poradnik stał się hitem moich dzieci, od samego początku podkradali mi książkę, by narysować swoje ulubione kotki i były bardzo zawiedzione, że nie ma tu, wystarczającej ilości podobizn naszego Rudego :) Polecam ten poradnik, jako odskocznię od szarego życia, w którym brak trochę słodyczy, polecam ją dzieciom i dorosłym, polecam ją przede wszystkim fanom kotów i kawaii, jest to idealne połączenie. Poradnik jest stworzony w bardzo przejrzysty i przystępny sposób, a jego format pozwala go zabrać do torebki, czy plecaka. Pewnie jeszcze nieraz go użyję i będę rysować słodkie kotki razem z moimi dziećmi. Dziękuję bardzo wydawnictwu Publicat za możliwość zrecenzowania tego poradnika.
Kocham koty! To jedno zdanie powtarzam najczęściej, jak ktoś się mnie pyta co lubię. Mimo że to bardzo charakterne stworzenia, to nie wyobrażam sobie słodszych zwierzaków, nawet jak syczą, czy mnie gonią, by ugryźć. W podstawówce uwielbiałam rysować ołówkiem, jakieś 15 lat temu ostatni raz bawiłam się węglem i coś tam narysowałam, jednak ciągle mi było brak tych brudnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-30
Niektóre historie są z nami przez długi czas, są nam bliskie i nie chcemy ich kończyć. Jednak w końcu przychodzi koniec historii, którą się pokochało. Jak sobie z tym rozdarciem czujecie? Cieszycie się, że kolejna seria za wami? A może rozpaczacie po zakończeniu, bo nie chcieliście się rozstawać z ulubionymi bohaterami?
Ja nie rozpaczam, czekam na sposobność, by znów powrócić do ulubionych bohaterów.
“Foul Heart Huntsman. Nikczemny Myśliwy” Chloe Gong to ostatnia książka z cyklu Foul Lady Fortune i ostatnia z cyklu Secret Shanghai. Przygoda z tymi książkami była bardzo wyboista, ponieważ podczas lektury pierwszej książki autorki z tego cyklu, nie potrafiłam zrozumieć jej fenomenu, była dobra ale nie potrafiłam jej nazwać genialną. Jednak zagłębiając się w kolejne tomu i w kolejne historie, odnalazłam fenomen tej książki i z przyjemnością będę do niej powracać. Oprócz świetnej historii o szpiegach, o nieszczęśliwej i niemożliwej miłości, o dążeniu do celu po trupach, otrzymałam przepiękną oprawę graficzną tej powieści. Z każdej strony jest ona piękną, od grzbietów, które wyróżniają się na tle biblioteczki, po okładki, które zachwycają każdym szczegółem. Jedyne czego mi brak to drukowane brzegi. Pięknie by dopełniły całości, wtedy dopiero miałabym dylemat jak ustawić książki na półce.
Jest rok 1932, nastała zima, a do Szanghaju, z siłą tornada, zbliża się inwazja japońska. Główna bohaterka tej książki, Lady Fortune, już nie musi się ukrywać, wszyscy znają jej tożsamość i wszyscy są jej ciekawi. Rosalind bunkruje się w swojej sypialni, uciekając przed reporterami koczującymi pod jej oknami, ale też otacza się murem, z powodu Oriona. Oriona, który był tylko jej partnerem na misji, który tylko udawał jej męża, tego, który został porwany i który zapomniał o Rosalind. Lady Fortune w końcu wchodzi ze swojej sypialni, ma zostać nową twarzą sprawy, która ma na celu pozyskać poparcie na prowincji. Jednak nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli i nasza bohaterka musi po raz kolejny zmierzyć się z przeszłością.
.
Na co zwracacie uwagę podczas czytania danej książki? Na bohaterów, ciekawą fabułę, interesujących bohaterów? Ja oczywiście na wszystko zwracam uwagę, ale największą na bohaterów. Jeśli jest to pierwszy tom, to zważam uwagę na to, jaka chemia się dzieje między nimi, jeśli to kolejny tom z serii to lubię gdy bohaterowie przechodzą przemianę na lepsze. Właśnie tak było z Rosalind w “Foul Heart Huntsman. Nikczemny myśliwy” Chloe Gong. Z przyjemnością śledziłam przemianę i rozwój nie tylko jej postaci, również bardzo mi się spodobało to, że autorka w tej części zakończyła rozpoczęte wątki i dopięła wszystko na ostatni guzik, dając nam genialne zakończenie. Przez całą serię przewinęło się bardzo dużo bohaterów i bardzo dużo wątków, autorka za to wszytko sprawnie spięła w całość i dała nam godne zakończenie.
Epilog w tej książce był jak dla mnie za krótki, był co prawda taką “kropką nad i”, jednak tak bardzo się z bohaterami zżyłam, że, nawet gdyby epilog miał kilkaset stron, to byłoby mi mało. Nie mogę zapomnieć również o akcencie politycznym i zaczerpnięciu inspiracji z prawdziwych wydarzeń, które działy się w 1932 w Szanghaju. Cała seria się na polityce opiera w jakimś stopniu i nie można o tym zapomnieć. Jest to powieść, która wymaga od nas pełnego skupienia, ponieważ nie powinno się przegapić nawet najdrobniejszych szczegółów, by nie odebrać sobie zabawy z lektury tej książki, jak i całego cyklu. Dlatego ostrzegam, nie jest to lekka historia, jednak jest bardzo przyjemna. Autorka genialnie operuje swoim piórem, przekazując nam wiele informacji. Lawiruje między różnymi gatunkami, dając nam naprawdę dobrą lekturę. Zachęcam was do zapoznania się z twórczością Chloe Gong, a jeśli już ją znacie, to trzymajcie ze mną kciuki, by autorka uraczyła nas czymś jeszcze. Za książkę w ramach współpracy barterowej dziękuję bardzo wydawnictwu Jaguar.
Niektóre historie są z nami przez długi czas, są nam bliskie i nie chcemy ich kończyć. Jednak w końcu przychodzi koniec historii, którą się pokochało. Jak sobie z tym rozdarciem czujecie? Cieszycie się, że kolejna seria za wami? A może rozpaczacie po zakończeniu, bo nie chcieliście się rozstawać z ulubionymi bohaterami?
Ja nie rozpaczam, czekam na sposobność, by znów...
2024-04-27
Lubicie historie dystopijne? Ja uwielbiam i zawsze jak sięgam po nową historię dystopijną, to mam w pamięci te wszystkie książki, po które sięgałam lata temu. Pamiętacie Igrzyska śmierci, Niezgodną czy Mroczne umysły? Dwie pierwsze powieści znam i uwielbiam, a żałuję, że wcześniej nie poznałam Mrocznych umysłów, jednak nie ma co płakać, wydawnictwo Jaguar śpieszy z pomocą i wydaje właśnie tę powieść dystopijną w nowych okładkach. Jednak to nie wszystko, wydawnictwo postarało się o wydanie czwartego tomu historii o dzieciach PSI. Powiem wam szczerze, że nie interesowałam się jakoś szczególnie tą historią. Przeczytałam trzy poprzednie tomy i byłam pewna, że to historia zakończona i zakończenie, które było słodko-gorzkie mi wystarczy. Cóż bardziej mylnego. Kilka lat temu autorka napisała czwarty tom, jednak główna bohaterką już nie jest Ruby, tylko Suzume. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ bardzo ją polubiłam w poprzednich częściach i bardzo brakowało mi rozwinięcia jej historii. Do tego nie zapominajmy, że ciężko pogodzić się z końcem serii, która była naprawdę dobra. Dlatego zapraszam was na recenzje “Mrocznego dziedzictwa” Alexandry Bracken.
Koszmar dzieci PSI skończył się pięć lat temu, obozy zostały zlikwidowane, dzieci miały wybór, mogły powrócić do rodziców albo pozostać wolne, w końcu były wysłuchane i otrzymywały wsparcie. Suzume stała tak jakby twarzą tych wszystkich skrzywdzonych dzieci. Jeździ po kraju i występuje w ich imieniu, jednak czuje ona, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. Coraz częściej słychać słowa poparcia dla tego co było, coraz częściej czuć napięcie, które jest skierowane na dzieci z mocami psionicznymi. Coraz więcej zakazów zostaje nałożonych na nich, coraz częściej słychać słowa obowiązkowego wcielenia dzieci do obrony kraju, by znów móc je wykorzystać. Dochodzi do zamachu, w którym ginie kilkoro ludzi, jeszcze więcej zostaje rannych, a winą za niego zostaje obarczona Zu, która za wszelką cenę chce oczyścić swoje dobre imię. Na jej drodze postawionych zostaje dwoje młodych ludzi, którzy starają się pozyskać zaufanie Zu. Czy uda się jej oczyścić swoje imię? Kim są jej tajemniczy towarzysze? Co się dzieje u Pulpeta, Liama i Ruby?
Proszę was o polecenie jakiejś dobrej dystopii, sięgając po “Mroczne dziedzictwo” Alexandry Bracken, znów poczułam przemożną chęć na dystopijne książki.
Wiecie co najbardziej mi się spodobało w historii Suzume? Autorka genialnie pokazała nam, że historia lubi się powtarzać. Pokazała nam również, że naprędce podjęte działania wobec dzieci PSI, tak naprawdę nie są działaniami na ich korzyść. Gdy do gry wkracza polityka i walka o stanowisko, obecna tymczasowa prezydent Cruz robi wszystko, tylko nie to, co oczekują dzieci.
Brakowało mi większej ilości wspomnień z minionych pięciu lat, ponieważ bardzo polubiłam całą ekipę. Oczywiście autorka zadbała, byśmy o nich nie zapomnieli, jednak jak dla mnie było ich za mało.
Tak jak pisałam, cała historia opiera się na postaci Suzume i bardzo mi się to spodobało, ponieważ bohaterka, której głosu do tej pory tak dużo nie słyszeliśmy, odzyskała go i przekazała nam wiele ważnych informacji. Przemiana Zu też bardzo mi się spodobała, w końcu nabrała odwagi, siły i pokazała nam, że nie można się poddawać, nawet będąc w najczarniejszej chwili w swoim życiu.
Autorka trzyma poziom w każdej kolejnej swojej książce, choć Mroczne dziedzictwo podobało mi się najbardziej. Akcja nie dawała nam chwili wytchnienia i bardzo mi to odpowiadało. Nawet kolejne podróże czy ucieczki bohaterów mnie nie nudziły, ponieważ były pełne energii, zdradzały wiele tajemnic i wprowadzały nas w zło, jakie po raz kolejny dorośli chcą zapewnić dzieciakom.
Najważniejszym przesłaniem tego cyklu jest to, że rodziną można nazwać całkiem obce nam osoby, ponieważ rodzina, z którą łączy nas krew, może okazać się naszym oprawcą, a całkiem obca osoba, może wyciągnąć do nas pomocną dłoń w najgorszej chwili.
Polecam wam ten tytuł, tak samo jak cały cykl Mrocznych umysłów, ponieważ jest to świetna historia, która daje nam dużo do myślenia.
Dziękuję bardzo za książkę wydawnictwu Jaguar.
Lubicie historie dystopijne? Ja uwielbiam i zawsze jak sięgam po nową historię dystopijną, to mam w pamięci te wszystkie książki, po które sięgałam lata temu. Pamiętacie Igrzyska śmierci, Niezgodną czy Mroczne umysły? Dwie pierwsze powieści znam i uwielbiam, a żałuję, że wcześniej nie poznałam Mrocznych umysłów, jednak nie ma co płakać, wydawnictwo Jaguar śpieszy z pomocą i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-20
Motyw akademii, internatu i szkoły bardzo mi przypadł do gustu. Ostatnio sięgałam często po książki z motywem dark Academia, jednak brakowało mi obyczajówki ze szkołą w tle.
Czytacie książki z motywem internatu, czy szkoły średniej? Jeśli tak, to jest to częściej obyczajówka, czy może jakaś mroczna, magiczna szkoła?
Nie zwracam uwagi, jaka to jest szkoła, ponieważ jest to dość znany motyw w książkach, jak nie liceum, to są to studia, niekiedy zdarza się nawet i szkoła dla dzieciaków, ale takiej książki to od dawna nie czytałam, chyba czas wrócić do Harry’ego Pottera.
Jednak dodajmy coś do tej szkoły i internatu, ponieważ sama szkoła może się nam wydawać oklepanym pomysłem. Wpuśćmy do niej nastolatki z bogatych rodzin, które trafiły tam nie tylko ze względu na fakt, że szkoła ma naprawdę dobry poziom nauczania. Większość z tych dzieciaków trafiła tam, ponieważ rodzice nie mieli co z nimi zrobić. Jedni gdzieś wyjechali i nie mieli porządnej opieki dla swoich dzieci, inni nie mogli dosłownie na swoje dzieci patrzeć, więc wysłali ich do szkoły, która miała im zapewnić nie tylko wiedzę i przyszłość, ale również bezpieczeństwo i opiekę, czyli coś, co każdy rodzic powinien sam zapewnić swojemu dziecku. Zainteresowałam was? To zapraszam was na recenzje pierwszego tomu cyklu Mulberry Tales “The Paper Dolls” Natalii Grzegrzółka.
Charmaine Wallace jest jednym z tych porzuconych przez rodziców dzieciakiem, odesłanym do szkoły Mulberry Heighs. Internat, do którego się przeniosła, znajduje się dosłownie pośrodku lasu i jest odcięty od świata zewnętrznego. Lista zakazów i nakazów, jakie obowiązują w murach tej szkoły, jest tak długa, że ciężko ją spamiętać. Jednak Char nie ma wyboru, jej matka wybrała się na wakacje, które potrwają kilka tygodni, a z ojcem nie ma dobrego kontaktu, więc zostaje jej tajemnicza szkoła. Co prawda Char już pierwszej nocy planuje ucieczkę, jednak na jej drodze staje ktoś, kto okaże się jej wybawieniem, jej katem, jej szczęściem i jej koszmarem.
Macie problemy z ocenianiem książek?
Ja miałam duży przy “The Paper Dolls” Natalii Grzegrzółka i jakby ktoś się mnie spytał, co było takie problematyczne, to nie wiedziałabym, co odpowiedzieć. Książka jest dobrze napisana, trochę na początku czułam mały chaos, jednak szybko minął i ostatecznie bardzo spodobał mi się styl autorki. Jednak największy problem miałam z toksycznością zachowania bohaterów, od tych głównych po pobocznych. Dosłownie każdy miał coś za uszami, każdy zachowywał się toksycznie i dosłownie każdy nadawał się na długą terapię u psychologa. Tu nie chodziło tylko o uczucie, które się rodziło w Charmaine do chłopaka, który był bad boyem, ten chłopak był manipulantem, który bez skrupułów pchnąłby swoich przyjaciół i swoją ukochaną do najgorszego, by tylko zobaczyć, jak zareaguje. Potrafił obrać sobie cel i szedł do niego po trupach. Jednak nie mogę zapomnieć o tym co ten chłopak przeszedł w życiu. To, co go spotykało od najmłodszych lat, tak go ukształtowało. Im więcej było odkrywanych szczegółów z jego życia, tym bardziej mu współczułam. Ostatecznie doszłam do wniosku, że on jest tylko dzieckiem, które szukało przez całe swoje życie odrobiny miłości. A nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że oni wszyscy byli takimi dzieciakami, chcieli tylko trochę uwagi i uczucia.
Właśnie tu mam problem z tą historią, to co robią, jest karygodne, jednak im współczułam i chyba właśnie te skrajne emocje, które wywołuje we mnie ta książka, spowodowały, że ta wysoko ją oceniłam. Ciężko było mi ją odłożyć, ciężko było mi przestać o nie myśleć, ciężko było mi się pogodzić z faktem, że nie mam kolejnego tomu w posiadaniu, ponieważ chciałam się dowiedzieć, jak zakończy się ta cała sprawa.
Mam ostatnio szczęście do dobrych młodzieżówek, które wstrząsają mną i powodują u mnie gonitwę myśli. Po raz kolejny spotkałam się z książką, która pokazuje, że pieniądz rządzi światem, że miłość rodzica do dziecka jest fundamentem, który ukształtuje później to dziecko. Po raz kolejny oceniam dość wysoko i mam nadzieję, że kolejny tom, będzie również tak dobry i zaskakujący. Wam polecam wyrobić swoją własną opinię, ponieważ nie jest to książka dla każdego. Liczne TW wypisane w książce o tym świadczą. Ja polecam i dziękuję Wydawnictwu Jaguar za możliwość poznania tej historii.
Motyw akademii, internatu i szkoły bardzo mi przypadł do gustu. Ostatnio sięgałam często po książki z motywem dark Academia, jednak brakowało mi obyczajówki ze szkołą w tle.
Czytacie książki z motywem internatu, czy szkoły średniej? Jeśli tak, to jest to częściej obyczajówka, czy może jakaś mroczna, magiczna szkoła?
Nie zwracam uwagi, jaka to jest szkoła, ponieważ jest to...
2024-04-15
Znacie Monę Kasten, autorkę świetnego cyklu Begin Again, Maxton Hall czy dylogii Scarlet Luck? Moje pierwsze kroki w powrocie do mojej największej pasji, jaką jest czytanie książek, skierowałam na romanse i fantastykę. Wiedziałam, że z tymi gatunkami najlepiej się czuję. Mona Kasten po raz pierwszy połączyła oba te gatunki i wydała “Fallen Princess”. Zauważyłam, że akurat o tym tytule jest dość głośno ostatnio, nie dziwię się, ponieważ wydanie tej książki jest tak piękne, że nie można koło niej przejść obojętnie. Dzięki wydawnictwu Jaguar po raz kolejny otrzymaliśmy książkę Mony Kasten w twardej oprawie, z barwionymi brzegami. Jednak te brzegi nie są tylko pomalowane na jeden kolor, jak to było przy dylogii Scarlet Luck, “Fallen Princess” otrzymała przepiękną grafikę na brzegach. Pewnie zapytacie “A środek, jak?”, już wam mówię. Ta książka to świetne romantasy, które jak wiemy, ma wielu swoich fanów. Autorka już nam pokazała, że romans wychodzi jej bardzo dobrze, ba, wspaniale, teraz pokazała, że ma jeszcze w zanadrzu wiele do powiedzenia. Ja jestem kupiona, nie tylko pięknym wydaniem ale również historią.
Zoe King to “złota” dziewczyna, miss Everfall, jedna z najlepszych uczennic, piękna, zdolna, zaradna, pierworodna jednej z członkiń Rady. Jednego jednak jej jeszcze brakuje, jej magia się nie obudziła. Jako potomkini bogów liczy na moc uzdrawiania, taką samą moc, jaką posiada jej matka. Wszystko się jednak zmienia, w chwili, gdy owa moc się obudziła. Nie jest taką, jaką sobie wymarzyła Zoe. Nie jest świetlista i przynosząca ulgę, jest mroczna, jest Banshee. Jej świetlana przyszłość nagle legła w gruzach, nie może już oczekiwać, że jej zadaniem będzie leczenie, a w późniejszym czasie stołek w Radzie. Teraz jej przyszłość zapowiada się nie tylko mrocznie, jej przyszłość to służenie rodzinie członka Rady i rozwijanie swojej nowej mocy. Jej moc, to przepowiadanie śmierci, a w przyszłości jej zadaniem będzie chronienie członków rady przed śmiercią, którą im przepowie.
Proszę się mi tu przyznać. Kto kupuje książki z barwionymi brzegami, dla samego faktu posiadania takiej pięknej książki? Mnie się jeszcze to nie zdarzyło i słowem kluczowym jest właśnie słowo “jeszcze”. Kilka książek na mojej półeczce jest już ustawiona brzegami, bym mogła je podziwiać w każdej chwili. Cieszę się, że wydawnictwa wyszły nam naprzeciw i stworzyły nową grupę, już nie tylko “okładkowe sroki” będą szturmować księgarnie, ale również fani drukowanych brzegów (jest już jakieś określenie na nas?)
Pióro Mony Kasten za każdym razem mnie zachwyca i porywa. Jak dla mnie autorka jest mistrzynią romansów, a jeśli chodzi o fantastykę, to jej pierwsze kroki w tym gatunku wypadły naprawdę dobrze. Pewnie coś więcej będę mogła powiedzieć, po lekturze kolejnych tomów tego cyklu. “Fallen Princess” to pierwszy tom cyklu Everfall Academy, który powoli nas wprowadza w swój magiczny świat. Przyznaję, jest on dość mocno rozbudowany i jeszcze trochę się gubię w tych wszystkich bogach, jednak pomysł na mroczne moce, które są rozwijane w szkole, tuż obok tych “świetlistych”, jest genialny i z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy.
Ostatnio modne jest przedstawianie motywów w książkach, więc w tej książce otrzymamy motyw dark academia, jeden z moich ulubionych, jednak zapewniający odrobinę mniej ekscytujący rodzaj fantastyki. Mamy tu również mitologię celtycką, romans, ale wiecie, taki slow-burn, który jak w końcu zapłonie to będzie gorąco. Mona jest świetna w poruszaniu serc czytelników, po raz kolejny uroniłam łzę, śmiałam się i wściekałam na bohaterów.
Bałam się głównej bohaterki, ponieważ nie lubię takich “złotych” dziewczyn, zawsze wydają mi się zarozumiałe i zbyt pewne siebie, jednak Zoe jest twarda i silna, nie poddała się, gdy jej świat wywrócił się do góry nogami. Dylan za to, to prawdziwe cudo, takich bohaterów lubię. Mroczny, przystojny, tajemniczy, niby oschły, jednak jeśli mu na kimś zależy to skoczy za tą osobą w ogień. Nie mogę zapomnieć o tym, że jest Żniwiarzem, przeprowadza dusze zmarłych na “drugą stronę”. Trochę brakowało mi opisów jego mocy, jednak to, co dostałam na początek, mi wystarczyło, jednak mam dość duże oczekiwania co do kolejnego tomu. Polecam wam bardzo “Fallen Princess” Mony Kasten, myślę, że ta książka zgarnie niezłe grono fanów, jak nie fantastyki, to romansów, albo barwionych brzegów. Oby było nas jak najwięcej, ponieważ Mona Kasten pisze świetne książki. Dziękuję bardzo wydawnictwu Jaguar za możliwość poznania tej historii.
Znacie Monę Kasten, autorkę świetnego cyklu Begin Again, Maxton Hall czy dylogii Scarlet Luck? Moje pierwsze kroki w powrocie do mojej największej pasji, jaką jest czytanie książek, skierowałam na romanse i fantastykę. Wiedziałam, że z tymi gatunkami najlepiej się czuję. Mona Kasten po raz pierwszy połączyła oba te gatunki i wydała “Fallen Princess”. Zauważyłam, że akurat o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czytaliście kiedyś książkę, w której to zły bohater opowiada nam historię ze swojego punktu widzenia?
Nie raz mi się to zdarzyło, raz nawet cała fabuła była tak poprowadzona, że główny bohater do samego końca udawał tego dobrego.
Niejednokrotnie starałam się usprawiedliwiać działania tego “złego”, jednak podczas lektury “Bojkot” Agnieszki Kulbat, nie wiedziałam, co kieruje główną bohaterką. Trochę mi jej działania rozjaśniła karteczka dodana do książki przez wydawnictwo, była tam krótka analiza psychologiczna Nastki, która ukazywała nam osobę narcystyczną, zdolną do wszystkiego manipulantkę. Jakie było podłoże takiego działania Nastki? Do tej pory zastanawiam się, czy jest coś, co mogło ją nakierować na takie działanie, czy była to tylko obsesja, a może jest ona wyrachowaną manipulantką, przed którą nie ma żadnej świętości, która jest w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel. Zawsze staram się doszukiwać dobrych cech w bohaterach, tych “złych” tym bardziej, jednak postać Nastki, jest tak bardzo skomplikowana, że nie potrafiłam się tego “dobra” doszukać. Może wam się uda, dlatego zachęcam was do lektury “Bojkotu”, ta książka zostaje na długo w głowie.
Nastka, a dokładniej Anastazja Branicka, jest zdolną uczennicą najlepszej szkoły w kraju, chodzą do niej osoby, które są dziećmi polityków, najznamienitszych osobistości, lekarzy, prezesów firm, influencerów. Nic jej nie brakuje, nauka przychodzi jej bez problemu, ojciec zapisuje ją na kolejne zajęcia dodatkowe, by móc nazwać ją swoim “skarbem”, którym będzie mógł się chwalić przed znajomymi. Jest jednak jeden problem, Nastka nie jest szczęśliwa. Od dawna jest zakochana w swoim najlepszym przyjacielu Igorze, który spotyka się z kimś innym. Jedna chwila, jedna iskra to wszystko zmienia i Nastka może mieć swojego ukochanego w ramionach, ponieważ okazuje się, że on również ją kocha. Jednak wszystko nie może być takie proste, wiele rzeczy dzieje się w życiu Igora, które nie pozwalają im być razem, nie pozwalają być im szczęśliwie zakochanymi. Do czego posunie się Nastka, by pomścić swojego ukochanego, by być znów w jego ramionach, by Igor był wolny od swoich demonów?
Lubicie książki, po których musicie sobie przemyśleć różne sprawy?
“Bojkot” Agnieszki Kulbat powinien być przeczytany przez każdego rodzica. Cieszę się bardzo, że natrafiłam na ten tytuł, ponieważ otworzył mi nieco oczy i sporo musiałam sobie przemyśleć po niej. Może mnie i moją nastolatkę nie dotyczą takie problemy, jakie zostały poruszone w “Bojkocie”, jednak to, co zostało poruszone w książce, nie jest aż tak wyolbrzymione i boję się, że kiedyś może to spotkać moją córkę, czy syna. To, co przedstawiła autorka, wdaje się z jednej strony nierealne, a z drugiej, dla zwykłego szarego człowieka szkoła dla elit jest czymś nieosiągalnym, więc może tak naprawdę nie mamy pojęcia co się może dziać w takiej szkole, gdzie pieniądze i koneksje rządzą dosłownie wszystkim.
Tak, jest to historia również o pieniądzach, koneksjach, układach, manipulacjach i brudnych zagrywkach, a wszystko przedstawione jest przez młodych ludzi, którzy dopiero wkraczają w dorosłość. Którzy uczyli się wszystkiego, co złe od dorosłych, od swoich rodziców ale również od swoich nauczycieli, którzy jakby nie patrząc, powinni raczej świecić przykładem.
Kolejnym aspektem tej książki, który bardzo mnie poruszył, są skrzywdzone dzieci. To, co zgotowali rodzice bohaterom tej książki, jest przerażające i pokazujące, że pieniądze nie dają pełnego szczęścia. Mogą być też źródłem bólu i cierpienia.
Mamy również pokrótce opisaną sytuację z perspektywy osoby, która nie żyje w luksusie, która jest również skrzywdzona przez rodziców, jak jej przyjaciele. Jednak ta osoba nie posiada takiego majątku, jak jej przyjaciele, nie może się obronić jak oni, więc robi wszystko, co w jej mocy, by móc w końcu zaznać odrobiny spokoju. Autorka przepięknie pokazała nie tylko różnice klasowe ale również ukazała nam kilka prawd, że to pieniądz rządzi światem i to się nie zmieni, jednak mimo tej władzy nie można sobie zapewnić od tak szczęścia czy miłości.
Z całego serca polecam wam “Bojkot” Agnieszki Kulbat. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta za książkę ramach współpracy barterowej.
Czytaliście kiedyś książkę, w której to zły bohater opowiada nam historię ze swojego punktu widzenia?
Nie raz mi się to zdarzyło, raz nawet cała fabuła była tak poprowadzona, że główny bohater do samego końca udawał tego dobrego.
Niejednokrotnie starałam się usprawiedliwiać działania tego “złego”, jednak podczas lektury “Bojkot” Agnieszki Kulbat, nie wiedziałam, co...
2024-03-31
Kto z was wierzy w klątwę drugiego tomu?
Niejednokrotnie spotkałam się z taką klątwą, tyle wspaniałych historii, tak po prostu popsuło się w drugim tomie. Wchodziła nuda, brak pomysłu na pociągnięcie dalszej fabuły, bądź niekiedy powtarzalność. DLatego do drugich tomów podchodzę z lekkim dystansem i nie oczekuję od nich tak wiele jak kiedyś. Tak samo miałam, gdy sięgnęłam po “Słowiedźmę” Anny Szumacher, byłam pewna, że mimo świetnego początku, coś mi się nie spodoba w kolejnym tomie. I wiecie co, się okazało? Ten tom był równie dobry jak poprzednik, może nie było tyle scen z moimi ulubieńcami, niżbym chciała, jednak całość bardzo mi się podobała. Autorka postawiła na większą ilość bohaterów, co było świetnym posunięciem. Poznaliśmy ich tyle, że niekiedy można było się pogubić, jednak nawet słuchając książki w audiobooku, można w końcu się rozeznać, kto jest kim i jaki jest cel wprowadzenia tej postaci do tej historii. Jak widzicie, klątwa drugiego tomu ominęła całkowicie cykl Słowotwórczyni Anny Szumacher i z czystym sumieniem mogę wam polecić i ten tom.
Cyan po raz kolejny utknęła, tym razem nie tylko w powieści, którą sama napisała, lecz w ciele głównego bohatera swojej powieści. Tym samym zapewniła sobie kolejnego wroga, który chce ją usunąć nie tylko z tej powieści, ale też całkowicie ją wyeliminować. Jednak Cyan nie jest głupia i potrafi o siebie zadbać, nawet będąc w nie swoim ciele. Agni, Jord i Hidra rozdzielają się, nie koniecznie chcieli tego, ale fabuła popchnęła ich w różnych kierunkach. Kierunek Cyan zostaje obrany przez Aneaia, nic dziwnego, w końcu to jego ciało. Zdecydował się na poszukiwania mitycznego głosu, który ma zapewnić mu koronę i władzę. Jednak nie jest jedyną osobą, która wpadła na ten sam pomysł. Konkurencję ma dość sporą. Kto przejmie władzę i zasiądzie na tronie?
Spotkaliście się kiedyś, że na początku książki, osoba autorska przypomina nam w skrócie, co działo się w poprzednim tomie?
Spotkałam się z tym pierwszy raz i już mogę wam powiedzieć, że jest to genialne posunięcie. Mimo tego, że nie minęło dużo czasu między lekturą pierwszego tomu Słowotwórczyni a lekturą drugiego, to takie przypomnienie było świetnym posunięciem. Chcę tego w każdej książce, niekiedy czekając kilka miesięcy, a nawet lat, zapomina się, co działo się w poprzednim tomie i często czujemy się zagubieni. Takie krótkie streszczenie nie tylko przypominamy sobie, co się działo, ale również w ciekawy sposób wprowadza nas z powrotem w historię. Anna Szumacher zadbała o swoich czytelników i uraczyła nas krótkim streszczeniem “Słowodzicielki”, dlatego w “Słowiedźmę” wkroczyłam pewna siebie jak sam Hidra.
Właśnie, Hidra, ten bohater jest specyficzny i ciężko go polubić, za to Agni to taki słodziak, że zwyczajnie zauroczyłam się nim. Jak pisałam, autorka zadbała tym razem o szeroką gamę bohaterów. Dzięki nim możemy trochę bardziej poznać otaczającą Cyan fabułę, ponieważ przyznajmy się szczerze, ta dziewczyna już nie wie, co się dzieje w jej książce. Każdy z kolejnych bohaterów, wprowadzanych przez autorkę, wprowadzał do książki różne wątki. Trochę liznęliśmy temat kobiet w rodzinie królewskie. Akurat ten temat był ciekawy i zgadzam się, że bycie tylko osobą do rodzenia przyszłych następców tronu, nie jest wymarzoną przyszłością większości księżniczek. Sama wolę, jak są waleczne, pyskate, a najbardziej lubię, jak stają się potężnymi królowymi, które potrafią rządzić mądrze swoimi poddanymi.
Samo zakończenie to, po raz kolejny, takie wielkie zaskoczenie, że ja nie wiem jakim cudem ja jeszcze nie chodzę po ścianach. Mam nadzieję, że już niedługo ostatni, trzeci tom Słowotwóczyni, będzie w moich rękach i będę mogła uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytania, które krążą mi po głowie. Za możliwość zapoznania się z tą świetną historią, dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta.
Kto z was wierzy w klątwę drugiego tomu?
Niejednokrotnie spotkałam się z taką klątwą, tyle wspaniałych historii, tak po prostu popsuło się w drugim tomie. Wchodziła nuda, brak pomysłu na pociągnięcie dalszej fabuły, bądź niekiedy powtarzalność. DLatego do drugich tomów podchodzę z lekkim dystansem i nie oczekuję od nich tak wiele jak kiedyś. Tak samo miałam, gdy sięgnęłam...
2024-03-27
“Nightbane” Alex Aster to świetna historia, wydana nakładem wydawnictwa Jaguar, jednak mam mały problem z nią. Ciężko było mi się w nią wkręcić, ponieważ poprzedni tom był wydany 1,5 roku temu i zwyczajnie pozapominałam co nieco z “Lightlark”.
Zdarza wam się to? Jak sobie z tym radzicie?
Ja nie miałam czasu zrobić reread poprzedniego tomu, ponieważ trochę terminy mnie gonią i zwyczajnie okres przedświąteczny był u mnie dość gorący, dlatego zdecydowałam się zacząć od przeczytania swojej recenzji, a potem kilku innych, także tych spoilerowych, by jak najwięcej sobie przypomnieć. Z czasem udało mi się w nią wkręcić i potem już poszło z górki. Ciężko było mi się od niej oderwać.
Mimo tego, że książka była dobra, przyznaję, że była również troszkę chaotyczna. Autorka chciała nam wiele przekazać, jednak nagłe przeskoki we wspomnienia Isly, wyrywały mnie z totalnego skupienia i nie mogłam niekiedy ogarnąć co się tu dzieje. W końcu jednak się do tego przyzwyczaiłam i dalej już leciałam z lekturą.
Ogólnie lubię takie przeskoki z przeszłości w teraźniejszość, jednak były one szybkie i niespodziewane, co wprowadzało mały chaos na samym początku.
Pierwszy tom był genialny, wątek klątwy, to jeden z moich ulubionych wątków, zaraz obok zemsty. Tym razem Isla po zdjęciu klątwy z Lightlarku, musi zająć się odblokowaniem własnej mocy, ponieważ bardzo jej się przyda na jej nowym stanowisku. Teraz będzie rządzić dwoma królestwami, oba są bardzo wyniszczone i nie tak liczne jak kiedyś. Isla powinna być ich nadzieją, jednak większość z mieszkańców Lightlarku widzi w niej zagrożenie, wroga i dochodzą do wniosku, że taka władczyni nie ma racji bytu i chcą ją usunąć. Mimo że w jej sercu rodzi się nowe, całkiem dotąd nieznane uczucie, to jej myśli krążą wokół niebezpiecznego Grimshawa, który nie tylko zawładnął jej wspomnieniami, ale wydaje się, że również i sercem.
Jeśli autor stawia przed wami Przystojnego, dobrodusznego blondyna i ciemnowłosego, owianego złą sławą, mrocznego bohatera, to który jest wam bliższy?
Wiadomo, każda z nas ma swój typ mężczyzny, jednak jestem pewna, że większość prędzej obejrzy się za tym łobuzem. Nie odbiegam od schematu i gdy poznaję kolejnego “Książkowego męża” to zawsze jest to jeden konkretny typ. W “Nightbane” otrzymaliśmy dwóch kandydatów, do serca głównej bohaterki, nie zdradzę wam, do którego biło jej serce bardziej, jednak powiem wam, że męczą mnie już trochę te trójkąty miłosne. Ja wiem, że one wprowadzają trochę ekscytacji i niepewności do fabuły, jednak ostatnio chyba za dużo książek czytałam właśnie z wątkiem trójkąta miłosnego.
Bardzo spodobała mi się przemiana Isli, w końcu z niepewnej i zagubionej dziewczyny, przemieniła się w silną kobietę, która jest w stanie poświęcić wiele dla swojego ludu. Przestała być naiwna, jednak nie ma co się jej dziwić, została już tyle razy zdradzona.
Pisząc tę recenzję, czuję się mało obiektywna, wobec tego tytułu, ponieważ pomysł na fabułę, jest tym, co uwielbiam. Dostałam w niej wszystko, co lubię i mimo kilku rzeczy, które mnie denerwują, nadal wysoko oceniam ten tytuł. Dlatego obiecuję sobie, że przed premierą trzeciego tomu, który potrzebuję na CITO, przeczytam jeszcze raz wszystkie tomy. Chaotyczny styl pisania autorki, to chyba jej znak rozpoznawczy, ponieważ wydaje mi się, że nie radzi sobie ona za dobrze z przejściem z czasu teraźniejszego w przeszły. Jednak przymykając oko na te kilka niedoskonałości, otrzymujemy całkiem przyjemną historię, może nie będzie ona moją ulubioną i najukochańszą, która porywa mnie w niezapomnianą podróż, lecz będzie to ciekawa i na pewno pełna akcji przygoda, do której w przyszłości chętnie wrócę. Samo pióro autorki też jest dość przyjemne, czytało mi się książkę dość szybko i na pewno przyjemnie. Spowodowane to jest nie tylko stylem autorki, ale również pięknie wydaną książka. Dziękuję bardzo wydawnictwu Jaguar za książkę w ramach współpracy barterowej.
“Nightbane” Alex Aster to świetna historia, wydana nakładem wydawnictwa Jaguar, jednak mam mały problem z nią. Ciężko było mi się w nią wkręcić, ponieważ poprzedni tom był wydany 1,5 roku temu i zwyczajnie pozapominałam co nieco z “Lightlark”.
Zdarza wam się to? Jak sobie z tym radzicie?
Ja nie miałam czasu zrobić reread poprzedniego tomu, ponieważ trochę terminy mnie...
2024-01-03
2024-01-05
2024-01-07
2024-01-20
2024-02-08
2024-03-08
Kiedyś się zastanawiałam, czy mam swój typ “ulubionego bohatera książki”, już wtedy obstawiałabym wszelkiego typu “babcie”. Wiecie, chodzi mi o miłe i kochane starsze panie, które potrafią swoim ciętym językiem postawić do pionu najgorszego bandytę. Taka do rany przyłóż i “pokaż, któremu mam przyłożyć”. Dlatego po przeczytaniu opisu najnowsze książki Marty Kisiel “Mała draka w fińskiej dzielnicy”, wiedziałam, że nie oprę się tej książce. Uwielbiam humor autorki, a że miałam wiele spraw na głowie, przez które się bardzo stresowałam, komedia spod pióra autorki to był strzał w dziesiątkę. Ile ja się przy niej śmiałam, ile razy biegłam do mamy opowiedzieć kolejny śmieszny fragment książki, a nawet otarłam jedną łezkę na samym końcu. Od razu mogę wam powiedzieć, że jeśli potrzebujecie książki, która oderwie was od życia codziennego, która wciągnie was i zapewni wam świetną zabawę podczas lektury, to jest to książka dla was.
Nie mamy do czynienia tym razem z komedia kryminalną, lecz z komedią z wątkami fantastycznymi, nie będę wam za dużo zdradzać, ale myślę, że nie zawiedziecie się i to, co można oczekiwać od takiej lekkiej historii, to otrzymacie.
Kto może skrywać najwięcej tajemnic? Oczywiście, że babcie!
Sława Żmijan wraca do rodzinnego miasteczka, do dzielnicy, w które spędziła wiele szczęśliwych lat jako dziecko, w otoczeniu ukochanej babci i przyjaciół. Nie czuje się dobrze z faktem, że wraca do domu rodzinnego, ponieważ nie wraca z powodów, które napawałyby ją dumą. Czuje, że jedyne co udało się jej w życiu to nie upaść po kolejnych porażkach, które ją spotkały. Dlatego wraca do domu z jednym plecakiem do Starego Deszczna, do fińskiej dzielnicy, do babci.
No nie tak do końca do babci, bo jest jedna sprawa, która wydaje się Sławie niepojęta. Przyjaciele z dzieciństwa próbują Sławie wmówić, że jej ukochana babcia nie żyje, ale to nie może być prawda, przecież z nią rozmawiała, prawda?
Rosół z lubczykiem, czy bez?
Czy krwiożercze kiwi, może być niebezpieczne?
Czy gadający chodnik, to powód do udania się do psychiatry?
A co powiecie na babcie, które nie żyją, lecz gotują bigos?
Na te wszystkie pytania znajdziecie odpowiedź w najnowszej książce Marty Kisiel “Mała draka w fińskiej dzielnicy”. Pomysł na połączenie komedii z elementami fantastyki to był genialny ruch ze strony autorki. Mam ogromną ochotę na kolejny tom z tej serii, jednak autorka zakończyła książkę w taki sposób, że nie wiem, czy mogę na coś liczyć.
Długo przekonywałam się do twórczości naszych rodzimych autorów, jednak gdy się przełamałam i zaczęłam sięgać po kolejne książki, to nie zawiodłam się na nich i byłam wciągana w kolejne fantastyczne historie. Do tego muszę przyznać, że jeśli chodzi o komedie, to Marta Kisiel wiedzie prym w tym gatunku, bo kto mógłby wymyślić historię o pięciu babciach, które w dobrzej wierze, założyły Sabat. A za krwiożercze kurduple to mogłabym ukochać autorkę, uwielbiam je, no ludzie, to super pomysł był, by je dodać. Małe, dzikie, niebezpieczne kiwi.
Mam jednak jeden problem z tym tytułem. Czemu on się skończył? Ja chcę więcej.
A tak na poważnie, nie mam do czego się przyczepić. Historia-złoto, poziom humoru-genialny, bohaterowie-świetnie wykreowani. Czego by chcieć więcej?
Pod otoczką humoru, dostaliśmy jeszcze wiele wartościowych przesłanek. Widzimy, jak silna może być przyjaźń, nawet w obliczu straty kochanych osób. Autorka też poruszyła temat dorosłości i tego jak może ona być trudna dla niektórych, jak może przytłaczać i tłamsić. Wszystko ze sobą idealnie współgra i powoduje, że historia otula nas niczym kocyk, rozbawiając czytelnika tak często, że może od tego rozboleć brzuch.
Bardzo wam polecam ten tytuł i zachęcam do sięgnięcia też po audiobook, ponieważ jest to kolejny poziom odczuwania tego wszystkiego, co ta książka w sobie skrywa. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta za książkę i zapraszam was na rozdanie, ponieważ dzięki uprzejmości wydawnictwa, mam jeden egzemplarz dla was.
Kiedyś się zastanawiałam, czy mam swój typ “ulubionego bohatera książki”, już wtedy obstawiałabym wszelkiego typu “babcie”. Wiecie, chodzi mi o miłe i kochane starsze panie, które potrafią swoim ciętym językiem postawić do pionu najgorszego bandytę. Taka do rany przyłóż i “pokaż, któremu mam przyłożyć”. Dlatego po przeczytaniu opisu najnowsze książki Marty Kisiel “Mała...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to