Trylogia rzymska Mika Waltari 7,6
ocenił(a) na 88 tyg. temu Nie znałem Waltariego wcześniej i początek (Tajemnica Królestwa) nieco mnie zmęczył. Nie, żeby było to niedobre, ale Wrogowie Rodzaju Ludzkiego są lepsi.
Na szczęście nie dałem się zniechęcić i dotrwałem do końca, poznając Minutusa Manilianusa i jego wspomnienia.
Jest to człowiek rozsądny, mimo swojej (pozornej?) ciapowatości w kontaktach z kobietami, nawigujący z powodzeniem meandry rzymskiego życia ludzi na poziomie w, co tu dużo mówić, niezbyt bezpiecznych czasach Nerona.
Pozornej, bo nigdy nie wychodzi na swoich gorących miłościach znowu tak źle. I czy autentyczna jest jego wiara w to, że "mądra i cnotliwa" Agrypina życzliwie pomoże mu w jego związku z Klaudią czy też ma onej Klaudii już dość...
Nie ma wrogów, za to mnóstwo rozsądnych inwestycji. Kiedy trzeba doniesie na współspiskowców (jest przecież przyjacielem Nerona) a kiedy trzeba wyśle, jako organizator igrzysk, swego nieślubnego syna na arenę.
No ale nie do końca świadomie (bo przecież ciężko znać każdego skazańca, który na arenie kończy) a poza tym nie było innego wyjścia: konieczność polityczna.
Co prawda Tygellin umieszcza go w końcu na listach proskrypcyjnych, ale to również konieczność polityczna, nic osobistego. Na szczęście dzieje się to już wtedy, gdy wiatry zmieniają kierunek, fart Nerona się skończył i owe listy raczej bezzębne są.
Poza tym Minutus rozsądnie w tym czasie przebywa na Bliskim Wschodzie, gdzie (nie zapominając o swoim, nader niewygórowanym, procencie ze złupienia Świątyni) angażuje się we wsparcie nowego Cezara.
A że Duch wieje kędy chce, jednak rozsądek go ostatecznie zawodzi i zostaje, jak zwykle nie do końca świadomie, chrześcijańskim męczennikiem. Nie z powodu jakiegoś szczególnego pociągu do nowej wiary, ale z powodu chwilowego zaniku rozsądku właśnie: nie dla siebie, ale dla syna pożądając cesarkiej przyszłości...
Subtelny, fantastyczny humor, brak złudzeń, uniwersalne mechanizmy władzy i karierowiczowstwa. Zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po pozostałe powieści autora, choć ponoć te same wątki się powtarzają w różnych sztafażach historycznych. Trzeba się przekonać czy to prawda, jedna czy dwie tego typu powieści więcej szkody ni znudzenia przynieść nie mogą.
Na koniec ciekawostka: Neron w swojej wszechwładzy "poślubił" niewolnika Sporusa, który ponoć podobny był do Poppei, którą Neron niezwykle miłował a którą nieszczęśliwie stracił (co to za nieszczęśliwe okoliczności, można sobie wyguglać).
W dobie obecnej zidiocenie doszło do tego stopnia, że angielskojęzyczna Wikipedia dumnie i ze śmiertelną powagą owego Sporusa wymienia na liście małżonek (małżonkxów? osób małżeńskich?) Nerona. Bo przecież miłość nie wyklucza...