Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przenikająca paryskie i nowojorskie oblicze mody z lat 40. Wybrzmiewająca rodzinnymi tajemnicami, które muskają kolejne pokolenia. Emanująca kobiecą siłą, uporem i zuchwałością w spełnianiu największych marzeń.

„Dziewczyna z Siódmej Alei” to powieść obyczajowa rozpisana na fundamencie dwóch przestrzeni czasowych, a więc czule tkanym splotem kompilująca teraźniejszość z bolesnymi odmętami wojennych realiów. Rozplatając zawiłe nici historii dwóch kobiet, babci i wnuczki, eksponuje na tle ich barwnych portretów niezależność, swoistą brawurę w dążeniu do upragnionego celu, niezmąconą radość pasji, ale i istotę miłości. To kreacja niewątpliwie głęboko zanurzona w goryczy, dotykająca rozdzierającej serce straty, która bez względu na okoliczności zawsze doskwiera z taką samą intensywnością, w końcu obnażająca trudne decyzje utrwalające się na dnie serca z wyczuwalnym cierpieniem. I przywołująca na swoje karty zdarzenia zaistniałe w rzeczywistości – wstrząsające, druzgocące czytelnicze zmysły, na wskroś poruszające wizją ludzkiego okrucieństwa. To właśnie one stały się impulsem pobudzającym wyobraźnie autorki, inspiracją do skomponowania historii o żądnym kreatywności świecie mody, dramatycznych sekretach determinowanych obietnicami, o oswajaniu traumatycznych doświadczeń, którymi los obdarowuje z obfitością. Bez względu na czas, kontynent i wymiar odczuwalnej miłości romantycznej.

Trudno odmówić tej odsłonie obezwładniającej pasji oraz emocjonującego, a wręcz fascynującego wydźwięku w zobrazowanej tu klasie i szyku! Tworzona moda stanowi wymowny przekaz, staje się synonimem refleksji nad życiem, zarazem źródłem odwagi, a nawet nadziei. To literacka kompozycja wręcz przesiąknięta trendami wśród fasonów, wzorów i kolorów z lat 40., ale i niesiona nowatorskim spojrzeniem na nowe wizje ubioru w czasach przecież tak niepewnych, spowitym lękiem i toczącymi się tuż za granicami pracowni tragediami. Z zauważalną namiętnością i ożywieniem, Natasha Lester odmalowuje obraz mody jako finezyjnej sztuki, nie kobiecej fanaberii, ale twórczego kunsztu. Ze złotej jedwabnej tkaniny czyni symbol hartu ducha, wplata w miłość do krawiectwa i projektowania emocje, przekonujące zdarzenia i skomplikowane relacje, mimowolnie oferując odbiorcy książkę wielowarstwową, nietuzinkową w swoim fabularnym ujęciu, ewidentnie niezapomnianą i akcentującą cenne wartości. Wznosi ze słów historię o przeżyciach odbierających oddech, ale z pewnością możliwych do przetrwania i przezwyciężenia, o rozstaniach przyćmiewających i tak ukradkowo wyrywane życiu szczęście, ale finalnie niezatracających umysł w nieprzerwanej rozpaczy. O podnoszeniu się z kolan, kiedy bezwzględny los podrzuca na ścieżkę codzienności przeszkody, o które tak łatwo zawadzić, o kroczeniu do przodu – z determinacją, uniesioną dumnie głową i błyskiem w oku. Piękna i wyjątkowa, wręcz elegancka i szykowna niczym suknia Estelli Bissette, aranżacja kobiecej wytrwałości!

Przenikająca paryskie i nowojorskie oblicze mody z lat 40. Wybrzmiewająca rodzinnymi tajemnicami, które muskają kolejne pokolenia. Emanująca kobiecą siłą, uporem i zuchwałością w spełnianiu największych marzeń.

„Dziewczyna z Siódmej Alei” to powieść obyczajowa rozpisana na fundamencie dwóch przestrzeni czasowych, a więc czule tkanym splotem kompilująca teraźniejszość z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Upleciona z nitek kobiecych pragnień o aranżowaniu swojej codzienności z niezależnością. Snuta z wyczuwalnym posmakiem determinacji, zuchwałości i odwagi, które piętnowano w zobrazowanych realiach. Będąca słodko-gorzką refleksją nad tkwiącą w duszy motywacją, by nigdy się nie poddawać.

„Koronczarki. Klątwa rodziny Flores” to powieść spisana melancholijnym, artystycznym piórem literatury pięknej, wybrzmiewająca obyczajowymi tonami oraz osadzona w historycznych sceneriach brazylijskiego patriarchatu z początków XX wieku, ale swoją fabularną odsłoną muskająca również feministyczną wizję teraźniejszości. Trudno odmówić tej sadze charakterności, swoistej butności, a nawet awanturniczej wymowy, które skrywają się nie tylko w prozatorskim przekazie, ale przede wszystkim w odmalowanych barwnie portretach kobiet. To opowieść skrojona z siedmiu pokoleń rodziny, w której męski ród spowija zatrważająca klątwa, a więc wyraźnie stworzona z życiorysów pań – jednych wyeksponowanych wyrazistym splotem, innych zaledwie fragmentarycznie wspomnianych. Jednak newralgiczne dla kompleksowego ujęcia stają się też kobiety, których z Floresównami nie łączą więzy krwi. I to właśnie zanurzone w esencji dramatyzmu i okraszone pasją losy jednej z nich szczelnie otula zaklęty w koronach sekret.

W wypełnionym gwarem pomieszczeniu powstaje istny artyzm, ale i krystalizuje się podstępna wizja ucieczki spod jarzma, do którego najbliżsi zmuszają młode dziewczęta – do małżeństwa bez miłości, w imię prestiżu i bogactwa. Do mariażu, w którym posłuszeństwo, uległość i codzienny marazm nie są czymś zaskakującym, a przemoc czymś zakazanym. Zabroniona bowiem staje się swoboda w decydowaniu o swoim ciele, o swoich potrzebach, w końcu o każdym aspekcie egzystencji. Kiedy okrutna rzeczywistość przybiera kształt śnionego na jawie koszmaru jednej z koronczarek, rozpoczyna się przesiąknięty ryzykiem spektakl intryg, szalonych planów, niewinnych kłamstw i zgubnej świadomości swoich możliwości. Wpleciony w materiał koronkowy szyfr mimowolnie staje się z kolei nośnikiem płomiennej ofensywny, w której młoda małżonka dopatruje się szansy na wyrwanie się z okowów brutalnej prozy dnia, a igła i nici to jej niemy krzyk, a zarazem głos odebrany nie tylko jej, ale też innym niewiastom cierpiącym w tym bezwzględnym układzie. Wszak niepowodzenie nie oznacza porażki, przegranym może bowiem czuć się tylko ten, kto milczał i nie spróbował zawalczyć.

Ta opowieść eksploruje istotę kobiecej siły, nakreśla piękno przyjaźni i siostrzanego oddania, któremu nie trzeba nawet spoiwa rodzinnych powiązań, z czułością i wyczuciem obrazuje niezłomność w iluzorycznej kruchości i bezbronności. Lawirując między przebrzmiałymi nutami historii brazylijskich kobiet i wciąż współcześnie żywą niesprawiedliwością ucisku w obliczu płci, Angelica Lopes podkreśla hart ducha drzemiący w płci pięknej – z pewnością objawiający się na przestrzeni lat w odmienny sposób, ale bezsprzecznie dostrzegalny w każdej epoce. To literacka odsłona symbolicznych kontrastów, które najmocniej wizualizują się w delikatności pokrytej koronkami twórczości, w cierpliwości i skupieniu, których domaga się ta wysublimowana sztuka, stająca się finalnie realną definicją nieokiełznanej brawury. Nie sposób nie dostrzec w tej kreacji eteryczności, sensualności i subtelności, a zarazem intensywności w traktowaniu o pragnieniu nieskrępowanej wolności, marzeniu o niezależności nieznającej obawy o przyszłość, o zbytki, w końcu nawet o życie. To bez wątpienia książka, która zachwyca i swoim magnetyzmem utrwala się w pamięci, osadzając płynące z niej emocje na dnie serca odbiorcy – misterna i wyrafinowana niczym utkana na tle bogactwa brazylijskiego klimatu mantylka.

Upleciona z nitek kobiecych pragnień o aranżowaniu swojej codzienności z niezależnością. Snuta z wyczuwalnym posmakiem determinacji, zuchwałości i odwagi, które piętnowano w zobrazowanych realiach. Będąca słodko-gorzką refleksją nad tkwiącą w duszy motywacją, by nigdy się nie poddawać.

„Koronczarki. Klątwa rodziny Flores” to powieść spisana melancholijnym, artystycznym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niespiesznie przenikająca skomplikowane meandry dorastania w przytłaczającej rzeczywistości. Z czułością traktująca o codzienności niebanalnej nastolatki o bujnej wyobraźni. Wzbudzająca w sercu swoistą nostalgię za powidokiem młodzieńczych lat.

„Tajni dyrygenci chmur” to powieść nakreślona powłóczystym piórem literatury pięknej, fragmentarycznie z prostotą eksponująca przebrzmiałą już codzienność, momentami z wyczuwalnym liryzmem eksplorująca emocje dojrzewającej dziewczynki. I taka właśnie staje się cała ta kreacja – niebanalna, choć zanurzona w prozaiczności, niewymownie bliska, choć zainscenizowana w odmętach późnego socjalizmu. Dla dorosłego odbiorcy będąca sentymentalnym powrotem do przeszłości, melancholijną refleksją nad własnymi doświadczeniami z lat dzieciństwa. Tak przecież tożsamymi z oddanymi na kartach tej książki kadrami, w których przywołano utrwalone w pamięci relikty tamtego okresu. Z wyraźną wrażliwością i prozatorskim kunsztem traktowania o sprawach błahych z istotną głębią, Pani Wioletta Grzegorzewska roztacza przed czytelnikiem minione realia, które wciąż zalegają na dnie serca, a teraz, jakby znów żywe, wizualizują się ostro jak fotografia przed oczami.

Ten jakże ujmujący tytuł podkreśla scenerie przesiąknięte dojmującą biedą i niedostatkiem, osnute na tle kryzysu gospodarczego z lat 80., a przy tym sportretowane barwami robotniczo-chłopskiej familii. Sugestywnie oddano tu głos kilkunastoletniej Loli – dziewczynce skrytej, zauważalnie otulonej samotnością, sensorycznie pojmującej naturę, emocjonalnie kruchej, łaknącej bliskości. I choć jej codzienność odmalowano szarymi, posępnymi odcieniami, to jej egzystencja obfituje w iście jaskrawe niczym barwy tej okładki wydarzenia. Muska ona bowiem bogactwo oferowane przez słowa zaklęte na papierze, wymyka się rodzinnej kurateli i pośród wakacyjnej aury doznaje pierwszych miłostek oraz zaznajamia się ze swoją cielesnością, poznaje też gorycz strachu, w końcu usilnie przedziera się przez przemilczane tajemnice z przeszłości. Jednak też śmiało zaczyna marzyć o innej przyszłości, o tożsamości wyzutej z nędzy – wszak wystarczyły tylko dwa tygodnie, by zakorzenić w Loli wstyd przed swoją matnią dnia i zarazem umocnić wciąż tlącą się miłość do znanego otoczenia, a jednocześnie zainicjować chęć przemiany, która determinuje potrzebę walki o lepszy byt. By zauważyć nieustanne obcowanie ze śmiercią, która cichutko przycupnęła w kącie śląskiej chałupy i spogląda zuchwale na każdy krok dziecka. Która obserwuje enigmatycznego dziadka, charakterną babcię, pogrążoną w smutku matkę i wesołkowatego oraz miłującego osobliwą pasję ojca, zarazem niestroniącego od zamkniętych w butelce uciech. I zerka, i duma, i roztrząsa skłonności dziewczynki do zatracania się w swoim wnętrzu, do bolesnego i niełatwego do okiełznania krzywdzenia samej siebie. Zdecydowanie trudno o bardziej rozdzierającą wizję małoletniego wyobcowania.

To literacka kompozycja mimowolnie wypełniająca serce smutkiem, ale przy tym kojąca i otulająca, w której należy się rozsmakować, której należy się oddać wszystkimi zmysłami. Nakreślone z artyzmem ujęcie skomplikowanej prozy dnia, z pewnością pozbawionej kuszącego kolorytu życia i zaakcentowanej z iluzorycznie nieistotnymi, ale finalnie solidnie budującymi młodzieńczą wrażliwością detalami, wręcz zachwyca, emocjonuje i intencjonalnie zdziera kurz z literacko zapomnianego świata chłopów śląskich i ich rodzin. To opowieść piękna, o narracji iście czarującej, o fabule mało klarownej i niełatwej do zdefiniowania, a tak zniuansowanej emocjami. Dla mnie bezsprzecznie zachwycająca i magnetyzująca swoją nieoczywistością, choć tak przecież wysublimowanie życiowa i autentyczna, a przy tym uniwersalna i wielowarstwowa. Ewidentnie sielska i oblepiająca słodyczą beztroski, ale i wybrzmiewająca równie głośno dziecięcym niepokojem w czasach PRL-u.

Niespiesznie przenikająca skomplikowane meandry dorastania w przytłaczającej rzeczywistości. Z czułością traktująca o codzienności niebanalnej nastolatki o bujnej wyobraźni. Wzbudzająca w sercu swoistą nostalgię za powidokiem młodzieńczych lat.

„Tajni dyrygenci chmur” to powieść nakreślona powłóczystym piórem literatury pięknej, fragmentarycznie z prostotą eksponująca...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Osnuta nieprzeniknioną magią, której źródło tkwi w bogactwie natury i osobliwych wierzeniach nordyckich. Kompilująca w swojej fabularnej odsłonie charakterność kolców róży i mrok śmierci w barwie fiołków. Z czułością obrazująca barwny portret przyjaźni, która zacieśnia się w murach szkolnego zamczyska.

„Róże i fiołki” to pierwszy tom trylogii o narracji ulokowanej w przestrzeni równie intrygującej, co przerażającej – spektakularnej w wizualnym ujęciu elitarnej Akademii Rosenholm. Miejscu nauki dla nastolatków o wyjątkowych umiejętnościach korelacji ze swoistą magią. Trudno o bardziej klimatyczną aranżację ponurych korytarzy, którą odmalowano piórem ze słów z wyczuwalnym niepokojem. Z permanentnym poczuciem pęczniejącego zagrożenia, które coraz intensywniej emanuje ze stron książki. Niewątpliwie to osnowa tkana przez autorkę z sugestywną powłóczystością, intencjonalnie eksplorująca wykreowany z nici wyobraźni świat, a przy tym z drobiazgowością w oddaniu meandrów nauki w tak nietuzinkowym wydaniu, którą u uczniów sprawdza się w równie niekonwencjonalny sposób. Ta duńska mozaika gatunkowa wikła jednak w swoją tajemniczą aurę od samego początku – mariaż młodzieżowego fantasy z soczystą kroplą niebezpiecznego thrillera już w samej wymowie brzmi przecież niebanalnie!

Cztery wyraźnie kontrastujące ze sobą charakterologicznym kadrem młodzieńcze dusze – niektóre naszkicowane już z pogłębioną warstwą psychologiczną, inne zaledwie muśnięte i stanowiące mimowolną obietnicę obnażenia ich sekretów w kolejnych tytułach. Z pewnością to literackie kreacje, które nie mogłyby się bardziej różnić, ale w finalnej inscenizacji nie sposób nie doszukać się w nich harmonii wizualizującej się w trwałych więzach przyjaźni. Dzielą ich życiowe doświadczenia, ale teraźniejszość plącze ich przyszłe ścieżki dramatycznych incydentem z przeszłości – okrytym kurzem zapomnienia, domagającym się znegliżowania prawdy i ukojenia mary błąkającej się w realiach wciąż żyjących. To kompozycja niezwykle sensoryczna w nakreślonych wydarzeniach, zamierzenie eskalująca coraz bardziej odczuwalnym oddechem zła, zanurzona w odmętach zbrodni sprzed lat, która pragnie kolejnej ofiary. Dreszcze na skórze to nieodłączny element podczas jej lektury!

Zakazane porywy serca, pomroczona okrutnymi i zatrważającymi tradycjami mitologia nordycka, a przy tym dojmujące rozterki dojrzewania i poszukiwania swojej tożsamości, przybierające mimo pradawnego nastroju scenerii iście współczesnego wydźwięku, to zmyślne i oddane z pasją tło dla newralgicznej osi fabularnej. Tu solidnym filarem staje się ilustracja dziewczęcej przyjaźni, zainicjowanej przypadkowo, ale jakby podszytej niewytłumaczalnym przeznaczeniem. Ich wystawiana na próbę relacja, przytłaczana codziennością szkolnej prozaiczności, nieustannie się wzmacnia oraz akcentuje siłę, która tkwi w czeluści stosunków opartych na wzajemnym zaufaniu, oddaniu i wsparciu. Bezsprzecznie to atut tak skonstruowanej historii, stroniącej od nadmiernej ekspozycji miłosnych tonów, oscylującej wokół zażyłości znacznie pewniejszej, naznaczonej wspólnym celem i doznaniami skąpanymi w grozie. To opowieść uzależniająca swoją magiczną aurą wyzutą z urokliwości i infantylności, nie da się też bowiem ukryć, że w czterech jej gałęziach można dostrzec nie tylko szlachetne fluidy. I zarazem ożywczo ekscytująca, elektryzująca wątpliwymi moralnie intencjami – istna panorama osobliwych portretów zdarzeń i uczuć, którą nie da się nasycić po pierwszym tomie!

Osnuta nieprzeniknioną magią, której źródło tkwi w bogactwie natury i osobliwych wierzeniach nordyckich. Kompilująca w swojej fabularnej odsłonie charakterność kolców róży i mrok śmierci w barwie fiołków. Z czułością obrazująca barwny portret przyjaźni, która zacieśnia się w murach szkolnego zamczyska.

„Róże i fiołki” to pierwszy tom trylogii o narracji ulokowanej w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponownie porywająca w wir niebezpiecznych starć z potężnym wrogiem. Rozgrzewająca emocje kanonadą ekspresyjnych walk i intrygujących misji. Kontynuująca fascynującą podróż do zamierzonego celu – do rozległego Askiru.

„Wyspy ogniste” to już piąta odsłona znakomitej serii high fantasy, która utrwala się w pamięci dynamiczną narracją, scenami zaaranżowanymi z zauważalnymi tonami sensacji, ale i panoramą nietuzinkowych kreacji. Na kartach tej barwnej, w obliczu zobrazowanego świata wypełnionej niuansami i przemyślanej kompozycji literackiej, Richard Schwartz sprawnie snuje refleksje i zarazem humorystyczne treści, w tym ujęciu pochyla się nad sensem istnienia, o którym traktuje ustami Havalda, istotnego protagonisty tego cyklu. Nie stroni przy tym od żartobliwych uszczypliwości czy rubasznych podtekstów, tworząc tym samym treść pochłaniającą wszystkie zmysły, absorbującą, ale i zadziwiająco lekką – z pewnością nieprzytłaczającą przy tak pokaźnej objętości rozpisanej fabuły. Kreśląc ten tytuł, ponownie ożywia zanurzoną w spiskach, toczonych często walkach i uczuciach przygodę, na dobre porzucając już scenerie skwarnego i owianego piachem Besarajnu na rzecz morskich bitew i zgłębianych wnikliwie sztuk obrony oraz tytułowych Wysp Ognistych, na których z jeszcze większą intensywnością przenika problematykę niewolnictwa, a także praw kobiet. Aż chciałoby się zakrzyknąć – ahoj, przygodo!

Ten tom dostarcza całkiem nowych doznań, jeszcze bardziej uzależnia, oferuje kolejne przepowiednie i oblicza magii, które frapują i jednocześnie zatrważają. I w ten sposób autor udowadnia, że dla jego prozy nie ma przestrzeni, której twórczo by nie poskromił – okutanej lodem i klaustrofobicznej, otulanej bogactwami i przesyconej gorącem czy morskiej i zdradliwej pod względem kapryśnej pogody. Choć z pewnością to jeszcze nie finalne ujęcie jego możliwości literackich! Surowe, pozbawione zbytku pokłady statków i miejsce będące azylem dla pirackich nikczemników – tym razem niesiona na falach brawury i niezłomności banda śmiałków, których ścieżki przecięły się w gospodzie, wyrusza w końcu w dalszą wędrówkę. Jednak pióro Richarda Schwartza to zawsze synonim przekorności, zatem nie może być to wyprawa pozbawiona ryzykownych starć, ucieczek i pościgów, ale i nawiązywania relacji korzystnych dla osiągnięcia celu. Rozdziela po raz kolejny grupę przyjaciół, z determinacją odmalowuje portrety kolejnych osobliwych wizerunków na mapie królestw oraz obnaża piętrzące się tajemnice, które skrywają wspomniane już Wyspy Ogniste. I czyni to z niebywałą łatwością, nie popada w schematyczność i swoistą powtarzalność – komponuje osiadające na dnie duszy serca bohaterów przeżycia, doświadcza ich z ewidentną pasją i wystawia na liczne moralne próby. Mimo że nadal wyczuwa się zbyt wyraźną świadomość umknięcia większości postaci ze wszystkich pułapek bez żadnego szwanku, to i tak w duszy odbiorcy nieśmiało wybrzmiewa ta nuta niepewności co do rozwoju zdarzeń – zwłaszcza po druzgoczącym incydencie z zakończenia czwartej części tej serii. To magnetyzująca, emocjonująca i iście elektryzująca obietnica jeszcze dosadniejszych wrażeń, której nie sposób nie zawierzyć!

Ponownie porywająca w wir niebezpiecznych starć z potężnym wrogiem. Rozgrzewająca emocje kanonadą ekspresyjnych walk i intrygujących misji. Kontynuująca fascynującą podróż do zamierzonego celu – do rozległego Askiru.

„Wyspy ogniste” to już piąta odsłona znakomitej serii high fantasy, która utrwala się w pamięci dynamiczną narracją, scenami zaaranżowanymi z zauważalnymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wybrzmiewająca melodią marzeń, pragnień i nieskrępowanej afirmacji życia, które rezonują na dnie nieposkromionych dusz. Wdzięcznie portretująca trwałe więzy przypadkowo utkanych przyjaźni. Z fascynującym realizmem odmalowująca scenerie odbudowywanych w powojennej rzeczywistości szczecińskich zakątków.

„Niepokorni” to barwnie nakreślona powieść historyczna, która umiejętnie kompiluje obyczajowe i sensacyjne tony. To swoista podróż w realia pokryte literackim kurzem zapomnienia, które Agnieszka Gładzik solidnie omiata swoim piórem. Trudno o bardziej przesiąknięty nadzieją okres w dziejach ludzkości, który zarazem przyćmiewa ostrożność, niepewność i permanentnie odczuwalna obawa o godny byt w wolnym, ale jednak wciąż osnutym niemieckim duchem mieście. W miejscu mianowanym polskim Dzikim Zachodem, w przestrzeni dla jednych będącą zaledwie przystankiem w śmiałym aranżowaniu życia z dala od bolesnej przeszłości, dla innych upragnioną obietnicą sprawiedliwej codzienności, a nawet azylem dla pragnących wzbogacenia się na swej wątpliwej moralności.

Z wyczuwalną prozatorską świeżością i głębokim przekazem, autorka ujmuje mozaikę wizerunków społecznych, a tym samym zakorzenione w ludziach doświadczenia, potrzeby i priorytety, w sposób niewątpliwie nietuzinkowy i wolny od wielokrotnie powielanej już w tym gatunku banalności. Stroni od uwypuklenia nowych początków ogarniętych traumami wojennej pożogi rodzin i jednostek, odważnie bowiem akcentuje niejako kontynuowanie egzystencji. Intencjonalnie oddaje zuchwałą narrację młodzieńczym, pełnym pasji, imaginacji i charakterności kreacjom, które z brawurą mierzą się z losem, balansując na pograniczu awanturniczości i nieufności do świata. Zarazem na ich fundamencie Agnieszka Gładzik eksponuje panoramę nastrojów, które przepełniają mieszkańców Szczecina, tworząc tym samym istny tygiel ludzkich postaw i poglądów. Pogłębienie portretów psychologicznych grupy przyjaciół, których ścieżki zaskakująco się przecinają, stanowi zatem szerszą perspektywę na wgląd w cały ten okres historyczny – tak zmyślnym zabiegiem pisarka opowiada nie tylko o fikcyjnych odmętach przeszłości, ale też mimochodem przybliża autentycznie przebrzmiałe losy przesiedleńców z całej Polski.

Ta opowieść to kwintesencja ożywionego na kartach książki pejzażu pierwotnie rabowanej, a kolejno podnoszącej się usilnie z kolan miejscowości. Jednak to również piękny malunek wystawionej na próby przyjaźni, ukradkowo tlących się uczuć naznaczonych romantyzmem, w końcu idei i przekonań, które zmąci podszyty niebezpieczeństwem podstęp, zaplanowana z bezwzględnością rozgrywka – naszkicowany z wyczuwalnym przywiązaniem i miłością do szczecińskich krajobrazów, z esencjonalną inspiracją jego zaułkami, z podkreśleniem dynamicznych i intrygujących incydentów. To odsłona zanurzona w walorze edukacyjnym, a przy tym eksplorująca młode spojrzenie na miejsce obce, zdecydowanie niebliskie sercu, uważane jako tymczasowe i okazjonalnie przydatne do nielegalnych wyzwań. Agnieszka Gładzik komponuje prozę, w której ambicje i plany konfrontują się z ponurą prozą dnia, referuje o przestrzeni doskonałej w tamtych latach do walki o swoją tożsamości, do pielęgnowania relacji, ale zarazem mamiącej w czeluść pomroczonej niezaprzeczalnym złem szansy na odbicie się od dna, na które spychano człowieka podczas wojennej zawieruchy. Szczecin, symboliczne miasto chaosu, stał się tu nośnikiem kuszącej, choć ryzykownej oferty, gdzie przestało liczyć się pochodzenie, a istotne znaczenie zaczęły mieć spryt, entuzjazm, niezłomność w swoich działaniach i tytułowa niepokorność. To kanonada nieprzeniknionych doznań, które wikłają odbiorcę w słodko-gorzkiej treści o niezaprzeczalnie porażającym i nieprzewidywalnym zakończeniu!

Wybrzmiewająca melodią marzeń, pragnień i nieskrępowanej afirmacji życia, które rezonują na dnie nieposkromionych dusz. Wdzięcznie portretująca trwałe więzy przypadkowo utkanych przyjaźni. Z fascynującym realizmem odmalowująca scenerie odbudowywanych w powojennej rzeczywistości szczecińskich zakątków.

„Niepokorni” to barwnie nakreślona powieść historyczna, która umiejętnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Obrazująca kryminalne oblicze południowej Anglii z fascynujących, choć wciąż spowitych konwenansami lat 50. Swoim klasycznym ujęciem wikłająca w sieć enigmatycznych zdarzeń ze zbrodnią w tle. Będąca doskonałą alternatywą literackiej adrenaliny, która pozwala na odetchnięcie od mocniejszej odsłony tego gatunku.

„Morderstwo o poranku” to powieść stanowiąca nastrojową podróż do sensorycznie oddanych scenerii Kornwalii z wybornym towarzystwem u boku – charakterną, zdeterminowaną i rezolutną właścicielką księgarni oraz jej powściągliwym znajomym, autorem dosadnych kryminałów. Ten wymowny tytuł oferuje już trzecią historię, w której charyzmatyczna Flora Steele mimowolnie wciela się w rolę detektywa-amatora. Wszak ma się wrażenie, że to postać, która niczym magnes przyciąga kłopoty, nawet gdy celem jej przygody miały być początkowo niewinne wakacje i potrzeba oderwania się od dramatycznych zdarzeń rozegranych w poprzednich tomach. Jednak bez obaw, to bowiem tak zmyślnie skonstruowana narracja, że swobodnie można odkrywać malownicze zakątki Kornwalii bez znajomości poprzednio zaaranżowanych przez autorkę śledztw.

To iście intrygująca ekspozycja zatrważającego przestępstwa, ale naszkicowana z wyczuwalnym ciepłem, dająca odczuć literacki komfort, a przy tym nieustannie frapująca nie tylko rozwojem i wyjaśnieniem zagadki kryminalnej, której rozwiązanie skrywa się w odmętach przebrzmiałego kilkanaście lat wcześniej światowego konfliktu zbrojnego, ale także wizją ukradkowo kiełkującego uczucia. Relacji z pewnością oddanej nienachlanie, wybrzmiewającej w tle i bez przyćmiewania newralgicznej osi fabularnej, ale jednak dostrzegalnie, przyjemnie otulająco i rozgrzewająco serce – w końcu przyjaźń to solidny fundament każdych tkanych więzi międzyludzkich. Wdzięcznie, ujmująco, a przede wszystkim absorbująco, Merryn Allingham tworzy panoramę kryminalnych incydentów, niebanalnych portretów ze swoimi barwnymi historiami do opowiedzenia, ale też sukcesywnie obnaża uwierającą w duszy tajemnicę z przeszłości, która kładzie się ponurym cieniem na życiu wielu osób. Śmiało komponuje na kartach swojej powieści również swoiście magiczną aurę, którą tchnięto w kreację nieprzeniknionej szeptuchy, idealnie wpasowującej się w sekretne pejzaże, obyczajowość i urokliwą architekturę tego zachwycającego miejsca. Bez wątpienia to literacki obraz cosy crime w najlepszym wydaniu, odmalowany czarującym, lekkim i humorystycznym piórem ze słów!

Obrazująca kryminalne oblicze południowej Anglii z fascynujących, choć wciąż spowitych konwenansami lat 50. Swoim klasycznym ujęciem wikłająca w sieć enigmatycznych zdarzeń ze zbrodnią w tle. Będąca doskonałą alternatywą literackiej adrenaliny, która pozwala na odetchnięcie od mocniejszej odsłony tego gatunku.

„Morderstwo o poranku” to powieść stanowiąca nastrojową podróż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Otulona kojącym, wyciszającym i zanurzonym w melancholii klimacie wsi. Z ujmującym realizmem i wiarygodnością odkrywająca tkwiące na dnie duszy jej mieszkańców pragnienia. Fascynująca kompilacją rzeczywistości i wyczuwalnej aury obecności, którą nie sposób dostrzec wzrokiem.

„Skradzione dni” to kontynuacja powieści obyczajowej osnutej w scenerii iście idyllicznej, oswajającej traumy i lęki bujną naturą, w której dociekające sąsiedzkie oko nie stanowi o potrzebie powielania plotek, ale o szczerej trosce. I zarazem to historia odmalowująca kobiece portrety, bo to właśnie panie i ich emocjonalne doświadczenia budują fundament tej fabuły. Życiorysy dwóch z nich nakreślono bardziej wyrazistymi barwami, a ich losy spleciono we wspólną ścieżkę, po której zaczynają razem kroczyć, a przy tym w duecie tworzyć swoją codzienność. Pomiędzy nimi uwypukla się tajemnica z przeszłości, podszyta obawą jej obnażenia, ale też emanująca nadzieją – na bliskość, na bezpieczeństwo, na świadomość, że ma się tuż obok źródło siły i wsparcia. Że można w końcu na kogoś bezwarunkowo liczyć, że nareszcie ktoś w ciebie bezgranicznie wierzy.

Piękno tej kreacji dostrzega się nie tylko w zaakcentowanych uczuciach, ale również w nietuzinkowej narracji, która fragmentarycznie eksponuje prozę dnia z wyczuwalną swojskością, a momentami lirycznie przenika bolesne odmęty egzystencji. Piórem niezwykle obrazowym, czułym i przesiąkniętym wrażliwością, ale i subtelnie humorystycznym, Grażyna Jeromin-Gałuszka w realia współczesnej polskiej wsi przemyca tragiczne ludzkie historie, traktując o nich z wyczuciem, owiewając swoistą magią, przywołując raniące dla wielu wspomnienia. Ustanawia Rogoże miejscem schronienia dla zagubionych i niepewnych jutra, w którym odnaleźć można upragniony azyl, swoje wymarzone szczęście, w którym nawet dźwięk dręczących problemów wybrzmiewa znacznie ciszej i nie tak złowieszczo. Tu miłość do życia staje się łatwiejsza, demony z przeszłości, choć uwierające wciąż pod skórą, możliwe do uśpienia, a fabularna przeszłość i teraźniejszość już nie tak przytłaczające. To ujmująca gawęda, prozaicznie, ale też i wzniośle opowiadająca o nowych szansach, o zakorzenionych w sercu obawach przed samotnością, wreszcie o więzach, których nie nadwątli nawet upływający nieubłaganie czas.

Nie tylko Rogoże stanowią w tej prozie symbol ucieczki od szalonego świata, także Charlie przybiera postać tymczasowej opoki, czasowego rozwiązania trudnej dla dwóch kobiet sytuacji. I wyjątkowość tego ratunku przejawia się w tożsamości tej pomocy, Charlie to bowiem kamper, a przy tym namacalny impuls dla Kiry do odnalezienia prawdy wygrywanej nutami wyjątkowej i niepowtarzalnej kołysanki z dzieciństwa. I zarazem spoiwo do połączenia jej odrębnej historii z doświadczeniami enigmatycznej Marii, do scalenia ich w jedną nierozerwalną, dogłębnie poruszającą i zdzierającą warstwę niedopowiedzeń. To opowieść utrwalająca się zobrazowanymi emocjami, prawdziwa, autentyczna, słodko-gorzka i niestroniąca od eksploracji najtrudniejszych dla człowieka uczuć. Zgłębiająca cenne mądrości, podkreślająca kapryśność losu i istotę doceniania drobnych radości, które wdzięcznie tworzą definicje szczęścia i ciepła, ale również pojęcia domu oraz rodziny. Żyć, być, właśnie teraz, właśnie tu. Można skraść lato, które odmieni wszystko i sprowokuje do zaglądnięcia w czeluść swoich tłumionych doznań. Można też kraść dni, jeden po drugim, wsłuchiwać się w podszepty podświadomości, rozkoszować każdą chwilą, z uśmiechem kroczyć zuchwale do przodu, zwyczajnie trwać i życzliwie traktować ludzi. Można wszystko, jeżeli tylko się chce.

Otulona kojącym, wyciszającym i zanurzonym w melancholii klimacie wsi. Z ujmującym realizmem i wiarygodnością odkrywająca tkwiące na dnie duszy jej mieszkańców pragnienia. Fascynująca kompilacją rzeczywistości i wyczuwalnej aury obecności, którą nie sposób dostrzec wzrokiem.

„Skradzione dni” to kontynuacja powieści obyczajowej osnutej w scenerii iście idyllicznej,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Spleciona zawiłymi nićmi uczuć, które wdzięcznie tkają historię o solidnej przyjaźni. Rozpisana w humorystycznym tonie, ale przenikająca istotne poszukiwanie swojego miejsca na świecie. Z wrażliwością akcentująca, że człowiek to kompletna całość, a nie połówka poszukująca swojej drugiej części.

„Funny Story” to słodko-gorzki romans obyczajowy, który magnetyzuje zabawnym ujęciem narracji, sugerowanym już przecież przez sam tytuł, ale także zauważalnie rozbudowaną warstwą psychologiczną, którą wnikliwie eksploruje. Pod lekką i nieco szaloną kreacją, która kalejdoskopem nieokiełznanych zdarzeń i błyskotliwymi dialogami niejednokrotnie wznieca szczery uśmiech na twarzy, skrywa się bowiem nie tyle opowieść o obezwładniającej zmysły miłości do drugiego człowieka, choć to również jej fabularny fundament, ale przede wszystkim do samego siebie. To historia o niezatracaniu swojego „ja” w obliczu tworzenia miłosnej relacji, o niewłaściwym porzucaniu dotychczasowego życia, znajomości i tożsamości, by przesiąknąć narzuconą codziennością partnera – wyzbywając się wszystkiego, co nam bliskie, finalnie opuszczeni… pozostajemy z niczym. Trudno o fabułę bardziej czułą i zarazem dosadnie zniuansowaną konkretnymi obrazami, która otwiera zaślepione uczuciem oczy, uświadamiając tę bolesną prawdę.

Zainicjowana druzgocącymi rozstaniami i bezduszną, natychmiastową zmianą prozy dnia, która brutalnie odziera z marzeń o szczęśliwej przyszłości u boku ukochanych, treść mimo pokaźnego ładunku emocjonalnego dostarcza mnóstwa pozytywnej energii i elektryzujących, letnich doznań. Nie stroni od zwariowanych sytuacji, nie skąpi zabawnych uszczypliwości, zarazem wielokrotnie otula melancholią i refleksjami. Z pewnością nie jest to komedia romantyczna, która mimowolnie zaciera się w pamięci, wręcz przeciwnie – mocno się w niej utrwala, może nawet ożywia wspomnienia, a nawet jeszcze śmielej, klaruje przemyślenia, które zdeterminują odważne posunięcia w rzeczywistości. To ekspozycja uczuć, które tłamszą wciąż zakorzenione pod skórą raniące demony z dzieciństwa, a więc niesiona ostrożnością i obawą przed ponownym zranieniem, ale jednocześnie budowanych na najbardziej pewnym filarze – na nieśmiało rodzącej się przyjaźni.

Z wyczuciem i dostrzegalną empatią, Emily Henry traktuje o zawiłych meandrach miłości i namiętnym pożądaniu, ale portretuje także trudne stosunki rodzinne. Obnaża oddziałujące na dorosłą egzystencję i komponowane relacje międzyludzkie doświadczenia z lat dziecięcych, bez wątpienia rozdzierające serce, ale i podkreślające tym samym bezcenne wartości, za którymi należy zawsze podążać. To książka o konsekwencjach poczucia opuszczenia, niewystarczania i lęku przed byciem dla innych rozczarowaniem, ale i o zdrowym egoizmie, tak często nierespektowanym, o nierezygnowaniu z siebie, swoich pragnień, pasji i choćby najbardziej błahych potrzeb – przedzierająca się przez skomplikowane odmęty ludzkich losów nakreślonych przekonująco, z wiarygodnością i autentyzmem. Także o tym, że esencja słowa „my” zbyt często przesyca klasyczne ujęcie romansu, a przecież powtarzana przez większość osób opowieść o poszukiwaniu swojej drugiej połówki to iście FUNNY STORY. Bo każdy stanowi całość, a druga osoba to tylko nasze uzupełnienie, a nie nasza brakująca część. I cóż, ta powieść zdecydowanie udowadnia, że przeciwieństwa najmocniej się przyciągają – w tym akurat tkwi wyłącznie sama prawda.

Spleciona zawiłymi nićmi uczuć, które wdzięcznie tkają historię o solidnej przyjaźni. Rozpisana w humorystycznym tonie, ale przenikająca istotne poszukiwanie swojego miejsca na świecie. Z wrażliwością akcentująca, że człowiek to kompletna całość, a nie połówka poszukująca swojej drugiej części.

„Funny Story” to słodko-gorzki romans obyczajowy, który magnetyzuje zabawnym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wybrzmiewająca rozkoszną melodią utrwalonej w pamięci młodzieńczej miłości. Osnuta wśród kojących scenerii wakacyjnej idylli, która wdzięcznie otula upragnionym spokojem. Przenikająca niepokorną naturę uczuć, które niekiedy prowadzą do zguby.

„Lato o smaku miłości” to powieść obyczajowa z nutami romansu, która swoim ożywczym klimatem ciepłych dni sensorycznie oddziałuje na zmysły. Spowija fascynującym lokalnym kolorytem Lubomierza, aromatami regionalnych potraw i dźwiękami melancholijnych utworów Janusza Radka, wycisza niespiesznym ujęciem czule afirmowanej codzienności, w końcu emocjonuje splotem impulsywnie podejmowanych decyzji. Wyborów niewątpliwie determinowanych porywczym nurtem uczuć i doskwierającej latami tęsknoty, tak wyraźnie stroniących od szepczącego nieśmiało głosu rozumu. Wszak Edyta Świętek z wyczuciem muska w podjętej opowieści impresję bezsprzecznie szaloną, niemożliwą do pokrycia kurzem zapomnienia, trudną do okiełznania rozsądkiem, często pozostawiającą po sobie emocjonalne zgliszcza – eksploruje bowiem oblicze pierwszej, inicjacyjnej miłości, świadomie eksponując jej wielowarstwowość w życiu każdego człowieka. To historia zauważalnie współczesna, obrazująca zawiłe meandry zakochania, poszukiwania swojego miejsca w pędzącym świecie, zarazem zgłębiania swojej tożsamości oraz pasji, nabierania pewności siebie w obliczu posiadanej niepełnosprawności, ale i podążania za tkwiącymi na dnie duszy pragnieniami. Wrażliwie definiująca moralność, oswajająca uwierającą samotność, która inicjuje pochopne planowanie przyszłości, finalnie uświadamiająca, że nigdy nie jest za późno na rozpoczęcie wszystkiego od nowa, na naprawienie błędów, a przede wszystkim na zatracenie się w smaku szczęścia.

Z właściwą swojej twórczości ujmującą estetyką słowa, Edyta Świętek barwnie odmalowuje trzy kobiece portrety, które spaja rodzinnymi więzami, na ich płótnie oddając nieprzewidywalność tych pierwszych, kolejnych, a nawet ostatnich romantycznych uniesień. Bliżej przypatruje się doświadczeniom babci i miłosnym zawirowaniom wnuczki, ale fundamentem do zaakcentowania nieprzemyślanych uczuciowych doznań mimowolnie ustanawia także kochliwe i niezdecydowane serce matki. Tworzy tym samym panoramę spontanicznych zdarzeń, niewinnych intryg, jak również podstępnych incydentów, umiejscowioną wśród sielskich, letnich krajobrazów, która wznieca w odbiorcy całą paletę wizualizujących się ostro niczym fotografia wspomnień. To proza nakreślona z lekkością, pozwalającą odetchnąć od niezbędnej niekiedy podczas lektury uważności, ale i podszyta nostalgią, która zakorzenia się w człowieku po zetknięciu się z rozpędzoną karuzelą intensywnej w odczuciu bliskości ciał i dusz. I przy tym to kompozycja będąca niejako literacką wariacją słów księdza Jana Twardowskiego, który słusznie wskazał, iż „nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości, czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą”. To słodko-gorzka opowieść o nieodłącznej każdemu porywowi serca naiwności i nabywanej w obliczu bolesnych rozczarowań dojrzałości, stanowiąca konfrontację z zawodnym echem pamięci.

Wybrzmiewająca rozkoszną melodią utrwalonej w pamięci młodzieńczej miłości. Osnuta wśród kojących scenerii wakacyjnej idylli, która wdzięcznie otula upragnionym spokojem. Przenikająca niepokorną naturę uczuć, które niekiedy prowadzą do zguby.

„Lato o smaku miłości” to powieść obyczajowa z nutami romansu, która swoim ożywczym klimatem ciepłych dni sensorycznie oddziałuje na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z ujmującą czułością muskająca meandry relacji międzyludzkich. Z pozorną lekkością i iluzoryczną banalnością przenikająca uwierające na dnie duszy refleksje. Rozkosznie szczerze zgłębiająca dysonans poznawczy między dwoma etapami egzystencji – młodością i starością.

„Idealny czas na smuteczek” to niezwykła powieść niesiona prostą narracją, ale pod tą prozaiczną warstwą skrywająca bezkres głębokich emocji. Uczuć, które należy wyłuskać, których w tej skąpej i zauważalnie kameralnej prozie azjatyckiej należy się samodzielnie doszukać. To literacka kreacja, z którą bez wątpienia nie obcuje się zbyt długo, ale obnażane jej warstwy swoim wdzięcznym przekazem utrwalają się w pamięci bezterminowo. Fragmentarycznie liryczna i eteryczna, momentami boleśnie dosłowna w ekspozycji życiowych prawd, innym razem niestroniąca od humoru, zniuansowana zwyczajną codziennością czy otulona nieodgadnioną, wręcz enigmatyczną melodią przesłania – trudno odmówić temu finezyjnemu ujęciu wielowymiarowości, swoistej intymności, a finalnie niezaprzeczalnego kunsztu w skomponowaniu radości i smutków o tylu odcieniach.

Na tle wpisanych w istnienie świata, zmieniających się pór roku, które zarazem stają się symbolem nieuchronnego upływu czasu i przemijania, Nanae Aoyama kreśli swoim nietuzinkowym piórem ze słów portrety dwóch kobiet. Odmalowuje na ich płótnie nieuniknione dla każdego bolesne pożegnania, te całkiem świadome, ale i niezależne od własnych intencji, a przy traktuje o samotności osiadającej na dnie serca i tej zaskakująco kojącej, w końcu z optymizmem referuje o doświadczeniach, z których należy czerpać mądrość, które pozwolą na śmiałe dążenie do akceptacji rzeczywistości. Co najważniejsze, konfrontuje z wyraźnym kontrastem pełnię życia i afirmację codzienności w obliczu starości ze zrezygnowaniem, niepewnością i rozczarowaniem tkwiącymi w młodzieńczym umyśle – akcentuje, że nie wiek, a postrzeganie prozy dnia świadczy o szczęściu i jakości bytu, zarazem negliżuje międzypokoleniowe bariery, interpretacyjnie zestawiając życie i śmierć.

Wątłe rodzinne więzy, utracone miłości, wyobcowanie pośród tokijskiego tłumu – to panorama doznań, które stają się impulsem do nawiązania relacji niewątpliwie nieplanowanej, ekscentrycznej, powstającej ukradkowo, ale i mimowolnie. Snutej drobnymi gestami troski, a nawet urokliwą złośliwością, za którą skrywa się niewinna zazdrość. To eksploracja emocji, które należy dostrzec w krótkich scenach, w nieskomplikowanych, ulotnych dialogach, w nieświadomych wyborach starszej i młodszej kobiety. Obfita w symbolikę i metafory, treść zanurza odbiorcę w swojej kuriozalności, by zainspirować go do wnikliwego przedzierania się przez te efemeryczne kadry wspólnego życia dwóch bohaterek. To opowieść rozpisana z nietuzinkowością literatury pięknej, intencjonalnie chaotyczna w swoim fabularnym zarysie, ale przy tym sensorycznie oddziałująca na zmysły i sugestywnie podkreślająca piękno każdego człowieka. Będąca nośnikiem wyswobadzania się z oplatających pnączy młodości, ale i odnajdywania się w nadchodzących rozstaniach – pewnych dla każdego niczym wspomnienia zaklęte w przywłaszczonych przedmiotach, zakorzenionych w ludzkiej naturze jak zdjęcia kotów na półce, które wstawiono w ramki. To tytuł dla czytelników, którzy wymagają od literatury… więcej i głębiej. Których satysfakcjonuje przesiąknięcie melancholią, którzy całą duszą chłoną nostalgię, których fascynuje spędzony z książką czas na smuteczku. Powieść surowa, ale poruszająca, utkana z dwóch opowiadań niespieszna refleksja i zaduma nad życiem.

Z ujmującą czułością muskająca meandry relacji międzyludzkich. Z pozorną lekkością i iluzoryczną banalnością przenikająca uwierające na dnie duszy refleksje. Rozkosznie szczerze zgłębiająca dysonans poznawczy między dwoma etapami egzystencji – młodością i starością.

„Idealny czas na smuteczek” to niezwykła powieść niesiona prostą narracją, ale pod tą prozaiczną warstwą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Czternaście nocy Margaret Atwood, Joseph Cassara, Sylvia June Day, Emma Donoghue, Diana Gabaldon, Tess Gerritsen, John Grisham, Mira Jacob, Erica Jong, Celeste Ng, Mary Pope Osborne, Douglas Preston, Alice Randall, Ishmael Reed, Nafissa Thompson-Spires, Meg Wolitzer
Ocena 8,1
Czternaście nocy Margaret Atwood, Jo...

Na półkach:

Eksplorująca ludzkie doświadczenia opakowane w barwne, porywające i emocjonujące historie. Splatająca sąsiedzkie losy panoramą różnorodnych opowieści snutych pandemicznymi wieczorami. Stanowiąca niezapomnianą podróż w świat refleksyjnego przekazu niesionego gawędziarską narracją.

„Czternaście nocy” to nowatorskie, zauważalnie niekonwencjonalne ujęcie powieści szkatułkowej, którą wspólnie nakreśliło aż trzydziestu sześciu twórców. Trudno odmówić zatem tej kompozycji wielowarstwowości oraz oryginalnego wydźwięku, który wybrzmiewa w oddanej wyrazistym wielogłosem gatunkowej mozaice skrywającej całą paletę doznań. Od opowieści otulających nadzieją i wzniecających radość w sercu struchlałym w obliczu zatrważającej rzeczywistości, przez przejmujące i dogłębnie poruszające, po mrożące krew w żyłach i szokujące, ale też nieistotne, wręcz prozaiczne. Nie sposób nie odnaleźć w tej artystycznej konstrukcji opowiadania dla siebie, nie zachwycić się choćby jednym, nie wzruszyć choć raz, a finalnie nie pozostać z niemym pytaniem na ustach, które klaruje się po zrozumieniu końcowych wydarzeń. Nie ma możliwości nie dostrzec tym samym tkwiących w nich emocji dryfujących wokół życia i śmierci, miłości i nienawiści, a przede wszystkim wokół bezkresu wszystkiego, co lawiruje pomiędzy.

Klaustrofobiczna sceneria, której fundamentem ustanowiono dach nowojorskiego, podupadającego budynku, realia świata przymuszonego do bezwzględnej izolacji, a przy tym zanurzonego w permanentnym strachu i nieustannej niepewności co do wiarygodności informacji, grupa lokatorów oraz spajająca ich wizerunki postać zarządczyni. To fabularna przestrzeń pozornie nieskomplikowana, ale oferująca wiele pomniejszych historii, które stają się nośnikiem bogactwa wrażeń eksponujących solidność utkanych pod wieczornym niebem więzów oraz trwałość tych relacji w obliczu wspólnej utraty wolności i dzielonej traumy. To narracja fragmentarycznie humorystyczna, momentami z powagą traktująca o życiu, innym razem zwyczajnie obrazująca codzienność – niezaprzeczalnie ekscentryczna i osobliwa w swojej aranżacji, zarazem prosta do udaremnienia jej wyjątkowości, ryzykująca jawne przerysowanie. I właśnie w tym tkwi cały jej fenomen, wręcz swoista wyjątkowość! Tu bowiem z chaosu wyłania się sugestywna harmonia, a uporządkowany kunszt literacki tak okazałego grona pisarskiego wdzięcznie ze sobą koreluje, nie dając odczuć, że to książka utkana ze skrawków odrębnych dzieł literackich.

Istota tego oszałamiającego tytułu skrywa się w zdefiniowaniu opowieści – zgłębianiu jej estymy, kojącego wymiaru, ożywiającej natury, trudności w uchwyceniu wszystkich znaczeń i wpływu na emocjonalność człowieka. Zniuansowana historiami treść w kompleksowym kadrze intencjonalnie akcentuje ich znamienitość, wzniosłość i ważkość. Czułość, którą się niekiedy otulają, obnażającą otwartość, do której prowokują, przekazywaną mądrość, ale i afirmację chwilowego oderwania się od uwierających w duszy trosk – one stanowią początek i koniec każdej egzystencji, mimowolnie łączą wręcz magicznymi nićmi szczerości i zaufania opowiadającego i słuchającego, piszącego i czytającego. Nie ma bowiem nic bardziej fascynującego niż słowa, utrwalone na papierze czy niesione dźwiękiem. Słowa, które budują zdania, a te następnie opowieści wzbudzające emocje przechowywane na dnie serca. Jakby się nad tym zastanowić, to niezwykle magnetyzujące zjawisko, prawda? Tylko dwa tygodnie, tytułowe czternaście nocy, a tyle słodko-gorzkich refleksji o przemijaniu i samotności, które kształtują się w ulotny miraż wypowiadanych wśród kanonady odgłosów walki o życie wspomnień. To wnikliwa kontemplacja nad świadomością, że nieprzekazane dalej opowieści bezpowrotnie znikają.

Eksplorująca ludzkie doświadczenia opakowane w barwne, porywające i emocjonujące historie. Splatająca sąsiedzkie losy panoramą różnorodnych opowieści snutych pandemicznymi wieczorami. Stanowiąca niezapomnianą podróż w świat refleksyjnego przekazu niesionego gawędziarską narracją.

„Czternaście nocy” to nowatorskie, zauważalnie niekonwencjonalne ujęcie powieści szkatułkowej,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Spowita klaustrofobicznym niepokojem, który wyczuwalnie emanuje z dynamicznie zaaranżowanych zdarzeń. Dokonująca wiwisekcji obezwładnionych psychodelicznymi poglądami umysłów. Eksponująca nastoletnie, ale utkane z solidnych więzów uczucie.

„Skrzywdzona” to wznowienie w nowej szacie graficznej thrillera młodzieżowego spod pióra niezaprzeczalnej królowej tego gatunku, który tym razem zanurzono w otchłani intrygującego romansu. Mrok przenika w tym fabularnym ujęciu rodzinne tajemnice, które sukcesywnie obnażane coraz mocniej szokują i zatrważają. Trudna do pojęcia prawda skrywa się w utraconych wspomnieniach, które trauma wypiera z pamięci czterolatki. Ożywione impulsem zagrożenia życia, trudne do klarownego uchwycenia przebłyski z rozegranego przed laty płonącego dramatu stają się nagle znów ostre niczym fotografia i dostrzegalne, a powidoki tragicznego incydentu niespiesznie formują się w pozbawioną już enigmatyczności całość. I choć z wyraźną intencją, Natasha Preston zbyt długo nie utrzymuje mgły niedopowiedzeń, którą otulono newralgiczną oś fabularną, to zainscenizowany spektakl wydarzeń, emocji, i ekspresyjnej narracji bezsprzecznie wikła w scenerie klaustrofobicznych przestrzeni. Może fragmentarycznie nieco przekoloryzowany, momentami nawet infantylny czy nierzeczywisty w obliczu zbyt szybko zacieśniającej się miłosnej relacji, ale bez wątpienia porywający w odmęty wykreowanej zagadki.

Intensyfikujący się ze strony na stronę fetor ludzkiego szaleństwa, korelującego z obłędem tkwiącym w przeświadczeniu o swojej nieomylności, zuchwale przenika słodki aromat młodzieńczej miłości. Tej pierwszej, spowitej niepewnością, ale finalnie również nieokiełznaną zdolnością do największych poświęceń – tak odmalowany portret romantyzmu doskonale współgra z drugą odsłoną tej historii, tak szczelnie pomroczoną złem i bezwzględnością, na które nie ma usprawiedliwienia. Z właściwą swojej twórczości nieprzewidywalnością przebiegu zdarzeń, autorka kreśli panoramę oddziałujących na siebie elementów – zainicjowane dziecięcą amnezją sekrety, podstępny plan prowadzący do zdrady i utraty resztek zaufania, w końcu ucieczkę od utrwalonego w umyśle ludzkim iluzorycznego przeznaczenia. Strach i paraliżujący lęk przed nabierającym przerażającej wymowy odliczaniem do siedmiu staje się zarazem nośnikiem odwagi, brawury i zaryzykowania wszystkiego, by ocalić życie – nie należy odkrywać tu zbyt wiele, a przy tym odbierać innym poczucia zaskoczenia z nieprzewidzianego zwrotu narracji, skoro nawet zarys i okładka nie sugerują zbyt wiele. To kompozycja znacznie głębiej eksplorująca warstwę psychologiczną, niż mogłoby się wydawać, dotykająca opowieści o hermetycznym światopoglądzie, który zatruwa logikę i rozsądek. Może finał nie do końca elektryzuje spektakularnością konstrukcji, którą można zaobserwować w pozostałej twórczości Preston, ale niewątpliwie emocjonuje, pęcznieje od napięcia i magnetyzuje obliczem okrutnej manipulacji i kłamstw. Miłość i nienawiść – czy można pokusić się o bardziej solidny fundament do zaakcentowania słabości człowieka? Zdecydowanie nie – Natasha Preston doskonale wie, jak z prostotą i lekkością przywołać na karty powieści duszny i gęsty klimat obsesji.

Spowita klaustrofobicznym niepokojem, który wyczuwalnie emanuje z dynamicznie zaaranżowanych zdarzeń. Dokonująca wiwisekcji obezwładnionych psychodelicznymi poglądami umysłów. Eksponująca nastoletnie, ale utkane z solidnych więzów uczucie.

„Skrzywdzona” to wznowienie w nowej szacie graficznej thrillera młodzieżowego spod pióra niezaprzeczalnej królowej tego gatunku, który...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przenikająca dwoiste oblicze wciąż zakorzenionych pod skórą wojennych cierni – wzrastających z cichą nadzieją zakwitnięcia nowym życiem oraz boleśnie wbijających się świadomą rezygnacją z lepszego losu. Obnażająca nieśmiałe marzenia młodzieńczych dusz w rzeczywistości osnutej ograniczeniami. Z czułością wybrzmiewająca nutami wielkich miłości o różnych tonach.

„Odlecieć jak najdalej” to powieść, która emocjonująco splata literacką fikcję z barwnymi wizjami przeszłości – eksploruje warszawskie realia lat 60., przywołując na karty książki wielkie nazwiska, autentyczne wydarzenia oraz kulturowe i polityczne meandry, które w kompilacji ukazują fascynujące tło fabularne. Zbudowany z realizmu fundament to doskonały twór do sportretowania ludzkich emocji, społecznych nastrojów, ściśle korelujących ze sobą traumatycznej przeszłości i tak ulotnej teraźniejszości. Z właściwymi swojej twórczości prostotą i trafnością w eksponowaniu uczuć, ale również z uwikłanym w narracji głębokim liryzmem rezonującego w myślach przekazu, Ałbena Grabowska wnikliwie przedziera się przez tłamszone w sercu pragnienia starszych i młodszych, sensorycznie uchwycając wyczuwalnie rewolucyjny klimat tamtych lat. Z wrażliwością muska wciąż żywe strach, niepewność i niemożliwe do pokrycia kurzem zapomnienia wojenne cierpienie naocznych świadków okrutnej pożogi, ale i akcentuje potrzebę wolności kolejnych pokoleń, którą niczym całun powleka cień rodzinnych wspomnień i doświadczeń. Ale przecież tak bardzo chciałoby się odlecieć. Na przekór panującym nakazom i zakazom, mimo sprzeciwu bliskich, porzucając dotychczasową prozę dnia odlecieć jak najdalej.

Babcia i wnuczka, a między nimi otulona milczeniem postać matki – trzy kobiece portrety utkane z bezkresnych tajemnic i kłamstw w imię miłości, ale i zapewnienia tym drugim bezpieczeństwa, o które przecież wciąż tak trudno, bo wojna stała się mętnym powidokiem, ale swoboda życia to nadal tylko iluzja. I tak wiele w tej opowieści uskrzydlających młodą dziewczynę marzeń – o spełnionych ambicjach, o godnym bycie na Zachodzie, o romantycznych porywach i zarazem spokoju codzienności. Marzeń usilnie zagłuszanych, zanurzonych w ryzyku, przemilczanych, bo w obliczu władzy niebezpiecznie niewygodnych. Emocjonalnie i poruszająco, autorka odmalowuje obraz nastoletnich osób pełnych pasji, skorych do maturalnej nauki, ale też śmiało czerpiących z uroków swojej jeszcze nie do końca spowitej obowiązkami dorosłości egzystencji. Akcentuje piękną przyjaźń, porywczą miłość, zdradzone zaufanie, w końcu rozdzierające rozczarowanie. Z prozatorską dojrzałością, ale i swoistym artyzmem, autorka kreśli historię o ludziach w pewnym okresie czasowym, tak zwyczajnie i z podkreśleniem ich trudów każdego dnia. O społecznych różnicach, o aspiracjach i pogodzeniu się z tu i teraz, o szaleństwie oferowanym przez specyfikę lat 60. i ostrożności determinowanej przez nieustannie obserwujące każdy krok organy bezpieczeństwa. Operuje słowami przejmująco i delikatnie, ale zarazem z intencją intensyfikuje doznania wkomponowanymi w treść listami nieprzeznaczonymi dla postronnych spojrzeń oraz zatrważającymi notatkami, które posiadają znamiona donosu. I właśnie w tej kreacji tkwi ta największa tajemnica, która przez całą lekturę dogłębnie frapuje, a znegliżowana szokuje tak samo, jak finalnie ujęcie tej powieści – niebanalne, jakże wymowne, tak charakterystycznie nietuzinkowe w przypadku pióra pisarki. To kolejna odsłona, która autentyzmem oddanych emocji i wyrazistością scenerii mimowolnie utrwala się w pamięci, wzrusza i refleksyjnie koi, wręcz inspiruje do śmiało i odwagi, by odlecieć. By odlecieć jak najdalej.

Przenikająca dwoiste oblicze wciąż zakorzenionych pod skórą wojennych cierni – wzrastających z cichą nadzieją zakwitnięcia nowym życiem oraz boleśnie wbijających się świadomą rezygnacją z lepszego losu. Obnażająca nieśmiałe marzenia młodzieńczych dusz w rzeczywistości osnutej ograniczeniami. Z czułością wybrzmiewająca nutami wielkich miłości o różnych tonach.

„Odlecieć jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z prozatorską wrażliwością przenikająca traumatyczne doznania, które dosłownie i w przenośni unieruchamiają w matni życia. Z ujmującą czułością eksplorująca zawiłe relacje międzyludzkie będące fundamentem każdej egzystencji. Z zauważalnym wyczuciem kompilująca humorystyczną narrację i bolesny realizm treści.

„Nie jesteś sama, Meredith” to słodko-gorzka powieść rozpisana samotnością, melancholią, niejednokrotnie rozdzierająca serce dramatyzmem przytoczonym zdarzeń, ale zarazem inspirująca, otulona wymownym ciepłem, kojąca empatycznym obrazem izolacji z wyboru, niosąca nadzieję na odnalezienie iskierki światła w pomroczonej smutkiem czeluści prozy dnia. To właśnie intencjonalne odseparowanie się od świata, podyktowane traumatycznym incydentem, który nieustannie pęcznieje w odmętach pamięci, staje się fabularnym fundamentem do wybrzmienia tej historii. Gdzie okno przybiera synonim wyczekiwanym zmian scenerii, gdzie koci przyjaciel oswaja uczucie paniki, gdzie układanie puzzli można przyrównać do znamiennej rozrywki, gdzie dom mimowolnie traci utartą definicję azylu, a nabiera znamion bezpiecznego, ale jednak więzienia. Zaskakujące relacje, odnowione rodzinne więzy, ale przede wszystkim tkane niespiesznie nici przyjaźni zaowocują impulsem do otworzenia drzwi, do postawienia kroku i finalnie emocjonalnego skonfrontowania się z teraźniejszością, ale i dojmującymi demonami z przeszłości. Do odnalezienia uzdrowienia w drugim człowieku.

To odmalowany barwami lęków, wspomnień, tęsknot i tkwiącego uwierająco pod skórą żalu portret czterdziestoletniej kobiety, zagubionej, iluzorycznie radzącej sobie z troskami za pomocą rutyny oraz odosobnienia. To również malunek skrytej na dnie jej duszy małej, nieszczęśliwej, pragnącej miłości i bliskości dziewczynki. To emocje dziecka i nastolatki, które ze wzruszającą subtelnością, Claire Alexander przywołuje w treści, snując poruszające retrospekcje, dokonując delikatnej wiwisekcji doświadczeń tworzących obecną mozaikę wielowarstwowej osobowości tytułowej Meredith. Muskając najgłębszą jej intymność, dotykając raniących ją doznań, ale i eksponując te wydarte przez nią życiu ulotne fragmenty radości, autorka tworzy opowieść niezaprzeczalnie uniwersalną, a przy tym współczesną, najprościej ujmując – na miarę naszych czasów. Dryfuje na falach zanurzających odbiorcę w nostalgii, ale i w esencji pokrzepienia, obnaża bowiem zakorzenione w społeczeństwie, a dla wielu wciąż wstydliwe, okryte nadal całunem tabu, obawy zmierzenia się z kryjącym się za drzwiami domu otoczeniem. To książka niewątpliwie wymagająca wyczucia i mądrości, by trafnie oddać jej istotę, by zbyt mocno nie przesycić tak ważkiej tematyki nutami humoru – Claire Alexander w swojej debiutanckiej odsłonie uczyniła to z niebanalną lekkością i łatwością. Operuje wyrafinowanie feerią doznań, mimo osadzenia fabuły w klaustrofobicznej przestrzeni, mimowolnie komponując prawdziwą, wiarygodną i przekonującą refleksję nad swoistością aktualnych realiów życia. Ułożyła literackie puzzle Meredith w zapierających dech obraz, który mocno utrwala się w pamięci!

Z prozatorską wrażliwością przenikająca traumatyczne doznania, które dosłownie i w przenośni unieruchamiają w matni życia. Z ujmującą czułością eksplorująca zawiłe relacje międzyludzkie będące fundamentem każdej egzystencji. Z zauważalnym wyczuciem kompilująca humorystyczną narrację i bolesny realizm treści.

„Nie jesteś sama, Meredith” to słodko-gorzka powieść rozpisana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Osnuta dławiącymi oparami emocjonalnie druzgocącej straty. Splątana nici tajemnic, które tkają poruszające płótno prawdy. Odmalowująca z czułością cztery barwne portrety skrzywdzonych kobiet.

„Miejsce cudów” to powieść obyczajowa rozpisana niespieszną, ale za to zachwycająco wnikliwą i intensywnie emocjonalną, a fragmentarycznie nawet nieco liryczną, wręcz wyrafinowaną narracją. Prozą z wrażliwością eksplorującą dojmującą utratę, która brutalnie wdziera się w codzienność, oraz towarzyszące jej widmo żałoby determinujące zanurzone w refleksjach pytania, pozostające jednak bez kojących zmysły odpowiedzi. Spowita skrzętnie skrywanymi sekretami dramatyczna przeszłość, rozdzierająca nieprzygotowane na pożegnanie serce teraźniejszość oraz tląca się nieśmiałą nadzieją na szczęście przyszłość – z melancholią, w eterycznym kadrze, Barbara O’Neal tworzy mozaikę uczuć, rozterek oraz emanujących między paniami żalu i tęsknoty za człowiekiem, który opuścił je już po raz ostatni. To iście kobieca panorama doznań, niezaprzeczalnie oddana z dojrzałością i realizmem życiowych trosk, która stanowi podróż w czeluść własnej, tłumionej tożsamości.

Cztery kreacje naszkicowane wieloma odcieniami, które wizualizują kompleksowe obrazy ich osobowości. W pełni pogłębione, ujęte z wyraźnie podkreśloną warstwą psychologiczną, opowiadające swoimi historiami o miłości i różnych obliczach nałogu – wszak od drugiej osoby też można się swoiście uzależnić. Godząca się na upokorzenia, bo wciąż kochająca, była żona, obok nieumiejąca otulić kurzem zapomnienia emocjonalnej krzywdy z lat dzieciństwa córka, naprzeciwko oddana i hołubiąca przybranego ojca pasierbica, a tuż za nimi kochanka, która zatraca swoje ambicje na rzecz kuszącej wizji luksusu. I on, mężczyzna, któremu ciężko się oprzeć, który magnetyzuje płeć piękną niezależnie od wieku – utalentowany kucharz, który po swojej śmieci pozostawia uczuciowe zgliszcza u czterech bliskich mu kobiet. Pęczniejący w nich gniew, eskalujący smutek i wzbierające traumy, które wciąż pulsują pod skórą, stają się finalnie impulsem do skonfrontowania się z tkwiącymi w duszy demonami, do wybaczenia, a w końcu do próby ułożenia sobie życia na nowo. Już w samotności, bez niego – by kolejny raz zdefiniować swoje miejsce cudów.

W wyeksponowanych impresjach tej literackiej uczy, tak wyczuwalnie owianej aromatycznymi zapachami potraw, których chce się zasmakować, można wręcz utonąć, w głębokim przekazie można wciąż i wciąż na nowo się nużyć, by jeszcze mocniej utrwalić w pamięci skomponowane tu egzystencjonalne doświadczenia. Nie sposób określić jej nietuzinkową, odkrywczą w swojej fabularnej formie czy niekonwencjonalną w przekroczeniu gatunkowych ram, ale w twórczości autorki doszukać się można trudnej do wyartykułowania wyjątkowości. Zauważalna niekiedy prostota i sensualność podbijają kontemplacyjne tony, a trafne pióro akcentuje istotę autentyzmu, którym tę opowieść podszyto. Choć także z łatwością dostrzec można wielowymiarowość w literackim malunku emocji – oscylujących przecież wokół jednej eksperiencji, a mianowicie niepewnego obcowania z utratą najważniejszej osoby, a oddanej w tak rozległy, przejmujący i rezonujący w odbiorcy sposób. To nie lada talent tak harmonijnie i zarazem esencjonalnie muskać struny wrażliwości czytelnika powłóczyście i czarująco niesioną treścią, a bez wątpienia Barbara O’Neal opanowała tę sztukę do perfekcji. We mnie ta powieść będzie wybrzmiewać jeszcze długo! Piękna i korelująca z rozczulającą intymnością, którą przesiąknięto subtelnymi nutami enigmatycznych zdarzeń.

Osnuta dławiącymi oparami emocjonalnie druzgocącej straty. Splątana nici tajemnic, które tkają poruszające płótno prawdy. Odmalowująca z czułością cztery barwne portrety skrzywdzonych kobiet.

„Miejsce cudów” to powieść obyczajowa rozpisana niespieszną, ale za to zachwycająco wnikliwą i intensywnie emocjonalną, a fragmentarycznie nawet nieco liryczną, wręcz wyrafinowaną...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabularnie umiejscowiona w bałkańskim kotle nieprzewidywalnych zdarzeń, osobliwych kreacji i szczerych emocji. Z żartobliwym wydźwiękiem przybliżająca męski światek na tle portretu jednej rodziny. Będąca swoistą podróżą w nieoczywiste chorwackie pejzaże, które stały się fundamentem dla inscenizacji tygla dynamicznych incydentów.

„Cud w Dolinie Poskoków” to powieść z pewnością niepozorna w obliczu swojej objętości, ale skrywająca na swoich kartach istną kanonadę elementów – wyczuwalnie satyryczną narrację, emocjonujące sensacyjne tony, błyskotliwą rozprawę o rzeczywistości pozostawionych samym sobie pięciu nieporadnych mężczyzn uwikłanych w matni stworzonego patriarchatu, a nawet ujmujące nuty romansu, relacje damsko-męskie i celną analizę społecznych zachowań. Tak skomponowaną mozaikę fabularną z wdziękiem i łatwością Ante Tomić osnuł na tle prowincjonalnej, a tym samym obcej dla większości osób Chorwacji, ale co najbardziej istotne dla tej kuriozalnej ekspozycji prozy – okrasił szczodrze esencją animuszu, ale i humoru. Niewątpliwie dla niektórych odbiorców zbyt prostego i banalnego, wybrzmiewającego z dosłownością i uszczypliwym sarkazmem, dla mnie jednak w pełni satysfakcjonującego, który niejednokrotnie podciągał kąciki moich ust ku górze. Trudno bowiem odmówić tej historii niekonwencjonalnego ujęcia, bo w tej absurdalnej aranżacji z intencją, ale pewnie też mimochodem, utkano opowieść o miłości, a zaczynając lekturę, zdecydowanie nie tego się czytelnik po niej spodziewa!

Tak, to właśnie to uczucie, choć niezaprzeczalnie podszyte pragmatycznym celem, staje się impulsem do opuszczenia przez jednego z braci osadzonej na górskim terenie Doliny Poskoków. Poszukiwanie wybranki serca, a przy tym żony, która zadba o utrzymanie tlącego się ogniska domowego całej męskiej części familii, zdeterminuje panoramę doświadczeń, których nie powstydziłoby się dobre kino akcji. Strzelaniny, wybuchy, ucieczki i porwania, pościgi i intrygi w nietypowym przebraniu oczywiście obfito spowito humorem, a nieustannie intensyfikowane emocje, pospiesznie zmieniające się fabularne przestrzenie oraz irracjonalne, ale bawiące dialogi nie pozwalają na głębsze złapanie oddechu. To nieustanna eksploracja czytelniczych wrażeń podyktowana niegasnącym przez kilkanaście lat uczuciem, które nieodwracalnie zmieni codzienność niepokornego, niosącego wśród społeczności strach męskiego rodu Poskoków, a obcującego z tą ekscentryczną treścią odbiorcę porwie w czeluść lawiny absorbującej, a nawet awanturniczej odsłony literackiej chryi. To bez wątpienia książka niesztampowa, incydentalnie żartobliwa, nieznająca świętości, groteskowo przenikająca naznaczone testosteronem sceny, dlatego też właśnie tak niezwykle intrygująca, wymykająca się utartym ramom gatunkowym, a tym samym wyróżniająca się na obecnym rynku literackim nie tylko farsową okładką, ale i szaloną zawartością tego wydania. Salwy śmiechu przez całe popołudnie z tą pozycją są wręcz zagwarantowane!

Fabularnie umiejscowiona w bałkańskim kotle nieprzewidywalnych zdarzeń, osobliwych kreacji i szczerych emocji. Z żartobliwym wydźwiękiem przybliżająca męski światek na tle portretu jednej rodziny. Będąca swoistą podróżą w nieoczywiste chorwackie pejzaże, które stały się fundamentem dla inscenizacji tygla dynamicznych incydentów.

„Cud w Dolinie Poskoków” to powieść z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Emanująca słodkim romantyzmem poruszających porywów serca, a zarazem rozdzierająca zmysły goryczą bolesnych doświadczeń. Przenikająca młodzieńcze pasje, ale też traumy, dramaty i przesiąknięte oparami tragizmu wydarzenia z przeszłości. Urzekająco i z wrażliwością obrazująca zawiłe meandry licealnej codzienności.

„Gra o serce” to powieść młodzieżowa osnuta iście miłosnymi tonami, które tak wdzięcznie i z szaleństwem wybrzmiewają w obliczu inicjacyjnej melodii uczuć – tego nieokiełznanego w wyborze nut na pięciolinii zakochania. Trudno o bardziej uroczą i lekką w nakreślonej narracji odsłonę tego gatunku, a jednocześnie tak głęboko zanurzoną w odmętach bolesnych doznań, które zakorzeniają się pod skórą dorastających osób. Nie sposób odmówić tej kompozycji błyskotliwości, ujmującej dozy ożywczego humoru czy wymownie pozytywnej infantylności, tkwiącej przecież w każdej małoletniej duszy, choć również nieco przewidywalności w newralgicznym kadrze fabularnym, który nabiera zaskakującego wymiaru dopiero w dalszej narracji. W treści można doszukać się też naiwności, którą niechybnie wraz z przekroczeniem granic dorosłości się bezpowrotnie traci, ale zarazem to odsłona dojrzałości w aranżacji przyszłości i konfrontowania się ze szkolną codziennością oraz delikatności w budowaniu relacji – wyczucia, którym nie każdy już potrafi się wykazać.

Ta historia to swoista wirtuozeria sensorycznych, otulających i ciepłych doznań! Przywołująca kojący aksamit, którego nastoletni chłopak doszukuje się w czekoladowym głosie pierwszy raz usłyszanej dziewczyny, w dotąd niezauważonym blasku świateł, który igra w jej lekkich jak dmuchawce lokach, w wyczuwalnym zapachu bzu roztaczanego przez jej skórę. I to zaledwie preludium barwnych, soczystych, wręcz kwiecistych porównań, które klarują się w głowie licealnej gwiazdy, tak zaskakująco rażonej sycylijskim piorunem miłości. Matematyczna pomyłka zapoczątkuje panoramę zabawnych, zwariowanych, ale i przejmujących incydentów, które wypełni ukradkowość gestów, niezrozumiałych odtrąceń, w końcu troski tak rozczulającej na tle niepewnych intencji. To spektakl przyciągania i odpychania swoich emocji, naznaczony ostrożnością determinowaną tajemniczymi przeżyciami, fragmentarycznie zajmująco zabawny, innym razem dogłębnie wzruszający. I mimowolnie eksponujący na fundamencie tytułowej gry o serce egzystencjalne wartości, ale i nie zawsze utrwalaną w tej gatunkowej przestrzeni dojrzałość.

To powieść niesiona wręcz poetyckim głosem chłopaka usychającego z tęsknoty i pragnącego skryć w ramionach bezpieczeństwa swoją ukochaną, Skylera Gardenera, oraz nakreślonymi w formie pamiętnika rozważaniami… Skylar Gardiner. Nie, to zdecydowanie nie pomyłka! Zbieżność prawie identycznych personaliów staje się bowiem na kartach książki przyczyną kilkutygodniowej walki o względy dziewczyny oraz usilnych starań, które zagadkowo naznacza dojmujący szelest motylich skrzydeł. Pięknie, czule, z prostotą i zarazem bogactwem bujnych metafor, Katarzyna Białkowska tworzy mozaikę solidnej przyjaźni, rodzinnej bliskości, bezwzględnej rzeczywistości w szkolnych murach, śmiałych marzeń i aspiracji. I być może kompleksowo nieco schematyczną, ale na swój sposób wyjątkową i nietuzinkową. Stroni bowiem od nieskrępowanej beztroski lat młodzieńczych, ale podszywa fabułę subtelną niefrasobliwością, która jednak nie staje się synonimem lekkomyślności – całość staje się fabularnie wyważona i przemyślana. Z łatwością balansuje między tkwiącą w młodych ludziach odpowiedzialnością a nieujarzmioną potrzebą elektryzujących uczuć. Podstępnie zaostrza apetyt na kolejne sensualne doznania prozatorskie, nie do końca rozwiewając mgłę sekretów i nie rozplątując wszystkich nici niedopowiedzeń, co więcej, spowija finalne ujęcie pierwszego tomu iście esencjonalnymi emocjami. W tej wizualizacji pierwszej miłości można zatracić się tak bardzo, jak… Sky w oczach Sky!

Emanująca słodkim romantyzmem poruszających porywów serca, a zarazem rozdzierająca zmysły goryczą bolesnych doświadczeń. Przenikająca młodzieńcze pasje, ale też traumy, dramaty i przesiąknięte oparami tragizmu wydarzenia z przeszłości. Urzekająco i z wrażliwością obrazująca zawiłe meandry licealnej codzienności.

„Gra o serce” to powieść młodzieżowa osnuta iście miłosnymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Będąca fascynującą podróżą w otulone blichtrem i bogactwem scenerie z okresu Złotej Ery Hollywood. Portretująca wizerunek zapomnianej gwiazdy, która odcisnęła swój aktorski ślad na obliczu kina niemego. Z pasją i namiętnością oddająca gwałtowne, wyzwolone uczucia i skomplikowane relacje.

„Niepokorna dama” to powieść historyczna inspirowana barwnym, odwzorowanym w zbeletryzowanym wydaniu życiorysem kontrowersyjnej, ale z pewnością legendarnej aktorki, tak niewdzięcznie owianej kurzem zapomnienia – Ałły Nazimowej. Z finezją i wyraźną kreatywnością, Caroline Lamond opowiada o burzliwym, wypełnionym dramatyzmem i zaledwie ulotnym, wręcz powierzchownym szczęściem życiu kobiety, w to fabularne płótno autentyczności wplatając nici literackiej fikcji. Tym samym tworzy kompozycję osnutą na dwóch liniach czasowych, które się przenikają, zmyślnie ze sobą korelują i zapętlają. Tka historie o dwóch zagubionych duszach, w których w jednej Nazimowa stanowi fundament narracji, a w drugiej tło do wizualizacji losów wykreowanej wyobraźnią egzystencji dziewczyny z prowincjonalnego miasteczka, która tłamsi w sobie rodzinne sekrety, Maybelle. To panorama zakazanych miłosnych tonów, pragnienia sukcesu, poszukiwania swojej tożsamości i odkrywania seksualności, osobliwych znajomości i niegrzecznych spotkań – naszkicowana na filarze wielkich nazwisk z legendarnych i szalonych lat dwudziestych oraz wybrzmiewająca realiami ich splendoru.

Traumatyczne dzieciństwo, które kształtuje dorosłe, często nieprzemyślane wybory, odważne dążenie do spełniania marzeń w okresie dorastania, bogactwo romansów obciążających emocjonalnie serce, wątpliwa reputacja, śmiałe artykułowanie głośno swoich potrzeb oraz tak szokujących w obliczu tamtejszej epoki uczuć. Nakreślona z czułością i wrażliwością wizja Ałły Nazimowej, która mimowolnie stała się królową queerowej rzeczywistości, to mozaika iście porywających doznań czytelniczych. To mieszanina smutku, radości, tęsknoty, żalu, chwilowych uciech, prób wyzwolenia się spod jarzma konwenansów i spod potępiającego wzroku społecznego ostracyzmu. Niezaprzeczalnie to kobieta o duszy wizjonerki, która ze swoich bolesnych doświadczeń uczyniła siłę, także postać inspirująca do walki o swoje życie wbrew przyjętym powszechnie zasadom, wręcz ikona nie tylko kina, ale i brawury oraz charakterności. Choć z pewnością również ucieleśnienie zagubienia i samotności w tłumie ludzi, nie do końca zasmakowujący niczym nieskrępowanego szczęścia krzyk o bliskość i troskę. Ożywienie jej okrytego całunem tajemnic, niepokornego i fantazyjnego oblicza na kartach książki stanowi należny hołd za jej osiągnięcia – za nieugięcie się, za wytrwałość, za talent, za trwanie w blasku hedonistycznych czasów.

Jednak w te skandaliczne kadry, niestroniące od intencjonalnych prowokacji, które eksponowano nie tylko na teatralnej scenie, ale i za kulisami oraz za zamkniętymi drzwiami rezydencji, Caroline Lamond sugestywnie przemyca nieautentyczną, ale równie intrygującą i przekonującą historię niepewnej siebie dziewczyny. Spotkanie zainicjowane przypadkiem losu, a może przeznaczeniem, kto wie, staje się dla niej zaproszeniem do wkroczenia do świata dekadenckich zachowań, niebanalnego zgiełku buńczucznej i łamiącej zasady bohemy artystycznej, za nic mającej moralne wartości propagowane przez społeczeństwo. Jej postać również przesycono sekretami, które pozwalają jej przeniknąć ze śmiałością w miraż niekończącej się zabawy bez konsekwencji, w ten naznaczony pokusami wir doznań, nie tak odległych przecież od emocji skrywanych na dnie jej serca. To odsłona poruszająca, choć fragmentarycznie wywołująca ambiwalentne odczucia, eksplorująca wszystko to, co w tamtych czasach uchodziło za niegodne, odstręczające i bezbożne – a przecież żadna miłość to nie wstyd. I właśnie o tym traktuje ten tytuł, zarazem ujmująco i wnikliwie obrazuje awanturnicze, ale tym samym istotne i warte przypomnienia życie nie tylko Ałły Nazimowej, ale wielu osób tamtej epoki, które wyrażono w odmalowanym z pietyzmem obrazie Maybelle.

Będąca fascynującą podróżą w otulone blichtrem i bogactwem scenerie z okresu Złotej Ery Hollywood. Portretująca wizerunek zapomnianej gwiazdy, która odcisnęła swój aktorski ślad na obliczu kina niemego. Z pasją i namiętnością oddająca gwałtowne, wyzwolone uczucia i skomplikowane relacje.

„Niepokorna dama” to powieść historyczna inspirowana barwnym, odwzorowanym w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozpisana zagadkami i łamigłówkami, które tworzą iście fascynującą szaradę fabularną. Osnuta intrygującymi tajemnicami rodzinnymi, wyraźnie spowitymi fasadą bogactwa skrywającą zatrważającą prawdę. Obrazująca bezcenną przyjaźń, która staje się remedium na najbardziej dojmującą samotność dorastania.

„Polowanie na fortunę Rosewoodów” to powieść intencjonalnie skierowana do nastoletniego czytelnika, ale bez wątpienia będąca zarazem doskonałą, bezpretensjonalną rozrywką literacką i źródłem refleksji dla dorosłego odbiorcy – zainscenizowany spektakl dynamicznie nakreślonych zdarzeń przypomina bowiem podróż w otchłań egzystencjonalnych wartości. Nie sposób odmówić tej konstrukcji fabularnej wielowymiarowości, która akcentuje istotę relacji, wsparcia i zaufania oraz trwałości familijnych więzów. Ta pasjonująca, ekscytująca i intensywnie emocjonująca, ale też niezaprzeczalnie mroczna pogoń za znalezieniem tytułowej fortuny mimowolnie staje się tłem, na którego obliczu autorka afirmuje to, co najcenniejsze. To zarazem elektryzujące starcie między ożywczymi ambicjami a chciwością, między potrzebą rozwoju pasji a altruizmem, w końcu nieco schematycznie, ale ujmująco i poruszająco – zwyczajnie między dobrem a złem. Panorama sensacyjnych scen, charakternych kreacji i szczerych uczuć tworzy uzależniającą, wręcz wybuchową mieszankę doznań, która skrywa się w bujnej gatunkowo kompilacji.

Zanurzona w tęsknocie i uwierającym poczuciu opuszczenia, utkana z enigmatycznych zagadek nakreślonych w nietuzinkowy sposób na karteczkach, mapie i w listach, wreszcie wybrzmiewająca druzgocącą melodią zdrady – to proza pełna niewiadomych, które inspirują i pobudzają do pracy szare komórki, wdzięcznie portretująca przyjaźń i miłość o wielu odcieniach. Osadzająca porywającą kanonadę zdarzeń w barwnych sceneriach, niesiona nurtem niepokojącego ryzyka, z brawurą eksponująca przygodową wymowę, a finalnie zaskakująca kierunkiem narracji, ale i przy tym satysfakcjonująca takim niekonwencjonalnym rozwiązaniem. To historia przenikająca skomplikowane relacje, splatająca wysublimowaną i błyskotliwą zabawę słowami, niuansami oraz skojarzeniami z młodzieńczymi dramatami struchlałego serca. Niewątpliwie przejmująca z intymnością przybliżoną stratą, która zakorzenia się w czeluści kształtującej się tożsamości, która boleśnie zamyka dotąd niedokończone rozdziały życia, ale i podejmuje opowieść całkiem nowej historii, może nawet znacznie lepszej i obiecującej. Bo rodzina to definicja, która charakteryzuje się pojęciowym bogactwem, a sama fortuna też przecież wyróżnia się wielowarstwowością. Powieść nieoczywista w przebiegu zwizualizowanych incydentów, stosunków międzyludzkich i kontemplacji, która otula ciepłem, przyjemnie koi, zachwyca pomysłową aranżacją, klimatycznie nastraja subtelnym humorem, ale i swoim szaleństwem pobudza zmysły – nawiązanie do kwiatów nie nabiera tu przypadkowości, ona bowiem niczym bluszcz oplata mądrością swojego niebanalnego przekazu. I wręcz prosi się o odtworzenie jej na szklanym ekranie, to wręcz gotowy scenariusz filmowy w literackim wydaniu!

Rozpisana zagadkami i łamigłówkami, które tworzą iście fascynującą szaradę fabularną. Osnuta intrygującymi tajemnicami rodzinnymi, wyraźnie spowitymi fasadą bogactwa skrywającą zatrważającą prawdę. Obrazująca bezcenną przyjaźń, która staje się remedium na najbardziej dojmującą samotność dorastania.

„Polowanie na fortunę Rosewoodów” to powieść intencjonalnie skierowana do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to