Trzcina, która wyginała się sto razy, będzie bardziej giętka niż młoda gałązka, która musi się dopiero uczyć, jak nie pęknąć '.
Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Erwin Mortier
1
7,6/10
Pisze książki: literatura piękna, czasopisma
Urodzony: 28.11.1965
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://www.erwinmortier.be/
7,6/10średnia ocena książek autora
93 przeczytało książki autora
161 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Czuję czasem w środku, że powoli przekształcam się w ten czy inny matowy, bezbarwny metal, który słabo rezonuje. Coś jak cynk albo cyna, rów...
Czuję czasem w środku, że powoli przekształcam się w ten czy inny matowy, bezbarwny metal, który słabo rezonuje. Coś jak cynk albo cyna, równie solidne co szare'.
3 osoby to lubiąCzy dzisiaj tak mocno wieje, czy to moje myśli?
2 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Pieśni bełkotu Erwin Mortier
7,6
Piękna i wzruszająca opowieść o chorobie, przemijaniu, miłości i rodzinie. Napisana w sposób bardzo poetycki, bezpretensjonalny i niesamowicie smutny. Na próżno szukać w "Pieśni bełkotu" radosnych momentów. To opowieść nostalgiczna, osobista i bardzo subtelna. Bardzo dobra książka, o której długo będę pamiętał.
Pieśni bełkotu Erwin Mortier
7,6
"Jakie to uczucie, kiedy widzisz, że otaczający cię świat traci kontury, cała sieć języka i pamięci języka, zawieszona nad rzeczami tak niepozornie, iż dostrzegamy ją dopiero, gdy pojawiają się w niej dziury? Czy wszystko zachodzi wtedy mgłą, czy przeciwnie, wyostrza się, kiedy to co niewypowiedziane, rośnie w siłę?"
Erwin Mortier uraczył nas niezwykle intymną, bolesną opowieścią o chorobie, która zabrała mu matkę, jeszcze za jej życia. To zapis chwil będących symptomami postępującego Alzheimera, to zapis codziennych zdarzeń, które autor wychwytywał, z bólem serca, zdając sobie sprawę, jak niewiele pozostało z dawnej duszy jego matki. W tej osobistej opowieści autor zastanawia się również nad swoją osobą, nad tym jak choroba jego matki wpłynęła na niego samego, jakie myśli odblokowała w jego głowie. "Pieśni bełkotu" więc, to historia bólu, wewnętrznej walki całej rodziny, w której to każdy z osobna przeżywa swój własny dramat. Tu każde ze słów ma swoją moc, ponieważ jest ich w rzeczywistości tak niewiele. Mamy ciarki na plecach, łzy w oczach, mimo że w samym tekście nie dzieje się wiele. Autor jest oszczędny w słowach - wydaje się, że te emocje wzbudza to jego milczenie, słowa proste, ale o mocnym przekazie, doskonale obrazujące cały dramat. Tu dużo dzieje się gdzieś pod tekstem, między słowami - czujemy jak ciężkie słowa wypadają z ust, ledwo przebijając się przez gulę tkwiącą w gardle. Erwin Mortier nie unika mocnych słów, potrafi nazwać rzeczy takimi jakie są, dlatego też ta lektura nie jest lekka w odbiorze. Musimy nastawić się na dawkę gorzkiej prawdy, o której autor mówi głośno, choć to nie jest łatwe zadanie.
Wraz z tą odwagą w wypowiedziach idzie w parze urzekający, pełen poetyckości język autora. I to jest coś, co od razu rzuciło mi się w oczy i oczarowało moje serce. Tu niemal każde zdanie jest piękne - choć tak jak zaznaczałam, autor nie boi się mocniejszych słów. I tu tkwi wyjątkowość, bo niełatwo jest w byciu dosłownym, zachować subtelność, złożyć myśl tak by mogła służyć za cytat chętnie powtarzany przez innych.
A w tej lekturze chciałoby się dosłownie oznaczyć cały tekst, bo tu gdzie nie zajrzą twoje oczy, tam piękno, tam głębia, tam krótka myśl, która powoduje masę refleksji.
Autor chcąc zobrazować nam proces zachodzący w umyśle matki, stosuje wiele nieoczekiwanych metafor, porównań, co bardzo ubarwia tekst, jeszcze mocniej zbliża nas emocjonalnie.
Czuć ten ból, który aż pali, gdy patrzysz jak znika to co było dotąd oczywiste.
Czuć bezradność wobec choroby, która ogołaca ze słów, ze wspomnień, z uzbieranego doświadczenia.
Czuć natłok wspomnień, które wywołują jeszcze większe rozczarowanie, że to co było, zniknęło na zawsze.
Czuć obawę przed tym co przyniosą kolejne dni, co przyniesie przyszłość.
Czuć wstyd, że chciałoby się to zakończyć, już nie widzieć tego wszystkiego, nie musieć z tym żyć każdego dnia.
Czuć pustkę - za życia.
To już moje drugie literackie spotkanie z chorobą Alzheimera. Znów dotkliwe, znów budzące masę pytań, bez odpowiedzi. Wyobraźcie sobie, jak okrutna to choroba - która zabiera to co najdroższe w naszym życiu, to co budowaliśmy latami, to co miało być trwałe, to czego nikt patrząc logicznie zabrać nam nie może.
A jednak... wszystko może runąć niczym domek z kart.
Człowiek bez historii. Nie ma znajomych twarzy, nie ma znajomych miejsc. Ziejąca pustka, której już nic nigdy nie wypełni.