A California native,[clarification needed] de la Peña received his BA from University of the Pacific which he attended on a basketball scholarship. He then received his MFA in creative writing from San Diego State University. To date, de la Peña has written four young adult books and one children's book, as well as short fiction published in various journals. He currently resides in Brooklyn where he teaches creative writing courses at New York University.[1]
"Podaruj mi miłość" była tym dziwnym prezentem pod choinkę, który idealnie trafił w moje ówczesne czytelnicze gusta, a mimo to przez sześć lat stał nietknięty na półce, pokrywając się coraz grubszą warstwą kurzu i czekając na odpowiedni Moment. Niespodziewanie, Moment nadszedł tuż przed tegorocznym Bożym Narodzeniem, kiedy to desperacko potrzebowałam przenieść się w czasie do bardziej beztroskich, nastoletnich lat.
Jako całość, zbiór opowiadań nie zachwycił mnie tak, jak bym tego oczekiwała. Wiele tekstów było nudnych/niedopracowanych/niewnoszących do mojego życia niczego (włącznie z duchem Świąt). Być może jest to kwestia wieku - te kilka lat wcześniej erotyczne wątki i denerwujące bohaterki pewnie by mnie tak nie irytowały. Wśród dwunastu znalazło się jednak kilka opowiadań, które rozlały się w moim sercu jak pyszna, gorąca czekolady (i to doprawiona cynamonem):
"Witamy w Christmas w Kalifornii", Kiersten White 10/10
"Dziewczyna, która obudziła Śniącego", Laini Taylor 10/10
"Gwiazda Betlejemska", Ally Carter 10/10
"Dama i Lis", Kelly Link 8/10
Jestem absolutnie zakochana, zamierzam wracać do nich co roku. A gdy będę miała 70 lat, każde będę znała na pamięć.
@papierowa.julia
"Podaruj mi miłość" to zbiór dwunastu opowiadań w klimacie zimowo-świątecznym. Z jednej strony lubię je czytać, bo to aż dwanaście różnych, przede wszystkim krótkich historii. Jeśli jedna nie będzie mi się podobać, to szybko się skończy i przejdę do kolejnej. Z drugiej jednak strony ciężko jest ocenić taką książkę, bo niektórym opowiadaniom dałabym dwie gwiazdki, a niektórym osiem.
Niestety, tutaj tych historii, których oczekiwałam końca, było znacznie więcej niż tych, które mi się spodobały. Zachwyciły mnie dokładnie trzy - "Jezus malusieńki leży wśród wojenki", "Witamy w Christmas w Kalifornii" oraz "Gwiazda Betlejemska". One trochę uratowały całą książkę, chociaż wynik trzy na dwanaście nie brzmi dobrze. Pozostałe albo były w miarę, do zaakceptowania, albo w ogóle mi się nie podobały. Jeśli mam być szczera, to już nie pamiętam nawet czego dotyczyły, od razu zapomniałam, co czytałam.
Istnieje wakacyjna wersja tych opowiadań i ona wypadła zdecydowanie lepiej. Dla tych trzech opowiadań nie warto jednak sięgać po tę książkę, bo to po prostu za mało. Gdyby chociaż połowa była w porządku...