Zaskakująca, soczysta powieść. Początkowo drażni słownictwem. Oczy bolą od czytania przekleństw wyzwisk, tym bardziej, że wypowiadane są lekko przez dziewczynkę, nastolatkę. Określa się mianem, i co tu wpisać, jak zacytuję admin usunie za słownictwo, dziwki tylko dosłowniej, konkretniej. I wydaje nam się że ma rację, że jest taka jak twierdzi. Pod koniec historii już ta pewność znika nie wiadomo gdzie i kiedy. Okazuje się że w gruncie rzeczy robimy rzeczy na co dzień równie złe jak ona, jeśli nie gorsze. Zaprzedajemy siebie za pieniądze, przyjemności, spokój i tak jak ona łakniemy miłościi wciąz jesteśmy sami...
Plusem tej książki jest niecodzienna bohaterka, która jest naprawdę inna niż wszystkie. Bezkompromisowa, dbająca tylko o siebie, mająca naprawdę szalone pomysły. Jednak to za mało by uratować tą książkę.
Przez większość czasu była niesamowicie nudna. Mało co w niej się działo. Głównie dostawaliśmy filozoficzne przemyślenia Violetty, które były okropne. Ale najgorsze w tym wszystkim było to jak ona mówiła! Co chwilę w teksie widziałam teksty: "co nie?, "no nie?', "kumasz", "czaisz?"... jakbym słuchała osoby, która mówi przy okazji żując głośno gumę. Mega denerwujące.