Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Bryan Caplan
4
7,0/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
60 przeczytało książki autora
240 chce przeczytać książki autora
3fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Otwarte granice. Co nauka i etyka mówią nam o imigracji
Bryan Caplan, Zach Weinersmith
6,8 z 16 ocen
46 czytelników 4 opinie
2021
Najnowsze opinie o książkach autora
Egoistyczne powody, żeby mieć więcej dzieci Bryan Caplan
6,6
Egoistyczne powody, żeby mieć więcej dzieci, to kolejna po Edukacji pod lupą i Otwartych granicach znakomita książka amerykańskiego ekonomisty Bryana Caplana wydana w języku polskim.
Wbrew temu, co może sugerować tytuł, książka nie skupia się na demografii i na argumentacji typu „musisz rodzić więcej dzieci dla narodu”, „kto będzie pracować na nasze emerytury?”, „kto poda ci szklankę wody na starość?”. Te wątki pojawiają się gdzieś na chwilę w książce, ale nie są jej główną osią i raczej przytoczone są z chęci nakreślenia jak najszerszego obrazu przez autora.
Najważniejsza wiadomość od Caplana do czytelników brzmi: mądre wychowanie dzieci nie stanowi tak dużego kosztu czasowego, jak ci się wydaje, więc zastanów się raz jeszcze, ile chcesz mieć potomków, bo może zechcesz mieć ich więcej. Autor opiera swoje przekonanie na badaniach przeprowadzonych na reprezentatywnej próbie bliźniąt jednojajowych, z których jedno żyło z biologicznymi rodzicami, a drugie z rodzicami adopcyjnymi. Każde pytanie badawcze zadane było z dużą ostrożnością i z uwzględnieniem różnych sytuacji, czasów i środków. Badaniami zajmowali się lekarze, psychologowie, ekonomiści, socjologowie i inni. Zgromadzili ogromny i przede wszystkim spójny zasób wiedzy na temat podobieństwa rodzinnego i wyniki nie pozastawiają złudzeń. O ile małe dzieci są podobne i do rodziców adopcyjnych i biologicznych, tak w większości przypadków, gdy dzieci dorastają, tracą podobieństwo do rodziny adopcyjnej. Mowa oczywiście nie o wyglądzie, ale o charakterze, temperamencie, inteligencji, różnych talentach, wykształceniu, zarobkach, poczuciu szczęścia i poczuciu własnej wartości, a nawet światopoglądzie.
Trzeba zaznaczyć, że wyniki badań dotyczą tylko dzieci z krajów rozwiniętych, a rodziny adopcyjne muszą reprezentować jakiś poziom materialny i kulturowy, by otrzymać prawa do opieki nad dzieckiem. Być może, gdyby nie porównywano bliźniąt, z których i jedno, i drugie mieszka w Szwecji, a zbadano by przypadki, gdy jeden z bliźniaków wychowuje się w USA, a drugi na Haiti, to różnice byłyby większe.
Jeśli chcesz, by Twoje dziecko wyrosło na porządnego człowieka, to… prawdopodobnie zrobiłeś już najważniejsze i przekazałeś mu swoje geny. Nie ma potrzeby, by rodzic, kolokwialnie mówiąc, biegał wokół dziecka, chuchał, dmuchał i woził je na milion zajęć dodatkowych. Niektórych dodatkowych aktywności twoje dziecko może nawet nie lubi i nigdy nie będzie w nich dobre. Nie musisz też przesadnie dbać o bezpieczeństwo dziecka poza domem. Rodzice ulegają iluzji, że jest więcej napaści, kradzieży, pedofilii czy narkomanii, bo częściej o tym słyszą we współczesnych i łatwo dostępnych mediach, nastawionych na wzbudzanie silnych emocji. Caplan przekonuje, że statystyki policyjne jasno mówią, że dziś jest o wiele bezpieczniej niż kiedyś. Ma oczywiście na myśli USA, ale w Polsce to stwierdzenie też jest prawdziwe.
Każde zawożenie dziecka na zbędne zajęcia np. niesprawiające mu przyjemności, czy niepotrzebne odprowadzanie go do szkoły, podczas gdy trafiłoby do niej samo, to czas tracony przez rodzica. W 1965 roku amerykańskie, niepracujące gospodynie domowe poświęcały swoim dzieciom 10 godzin tygodniowo. Mowa tu o pełnym zaangażowaniu typu czytanie dziecku – czytanie samemu na kanapie, podczas gdy dzieci obok bawią się klockami, nie jest tu wliczane. W 2002 roku to zaangażowanie bezrobotnych kobiet wyniosło już 13 godzin tygodniowo. Z kolei pracujące zwiększyły zaangażowanie z sześciu godzin w 1975 r. do 11 godzin w 2000 r. Jednocześnie rodzice w 2000 roku spędzali ze sobą 25% mniej czasu niż w 1975 r., co z pewnością nie pozostało bez wpływu na jakość ich związków i rosnącą liczbę rozwodów.
Jeśli chcesz więc poprawić jakość swojego życia i swojej rodziny, nie musisz rezygnować z pierwszego czy kolejnego dziecka. Musisz przede wszystkim się uspokoić i pozwolić sobie i dzieciom na więcej swobody. Przekonanie, że musisz poświęcać dzieciom jak najwięcej czasu, jest częścią współczesnej mitologii na temat wychowania, obecnej powszechnie w popkulturze i świadomości zbiorowej. Często przytacza się różne badania, jakoby posiadanie dziecka obniżało zadowolenie z życia. Przykładowo spytano ludzi, jak spędzili dzień i jak każda z wymienionych rzeczy wpłynęła na ich samopoczucie. Na 16 aktywności wychowanie dzieci było dopiero na 12 miejscu, co miało pokazać, że decydowanie się na dziecko to jakieś szaleństwo, ale spędzaniu czasu z dziećmi i tak było wyżej, niż prace domowe i praca zawodowa czy lwia część dnia. To, że ludziom większą przyjemność od siedzenia z dzieckiem sprawia współżycie albo jedzenie, to nie znaczy, że opieka nad dziećmi jest czymś strasznym.
Inne badanie przytaczane przez Caplana pokazuje, że pierwsze dziecko obniża poczucie szczęścia rodzica średnio o 5,6 punktów procentowych. Kolejne dużo mniej, bo zaledwie o 0,6 punktu procentowego, ale wciąż obniża. Tymczasem małżeństwo statystycznie zwiększa poczucie szczęścia aż o 18 p. p., więc statystyczne małżeństwo z dziećmi jest bardziej zadowolone z życia, niż bezdzietni single. W innym badaniu zapytano rodziców wprost, czy gdyby mogli przeżyć jeszcze raz swoje życie, to czy zdecydowaliby się na dzieci. 91% rodziców odpowiedziało twierdząco, zaś 7% przecząco. Z kolei aż 2/3 czterdziestolatków bezdzietnych z wyboru przyznało, że żałuje swojej decyzji.
Warto zaznaczyć, że autor adresuje książkę do ludzi przynajmniej zastanawiających się, czy chcą mieć dzieci. Nie ma na celu przekonać ludzi pewnych swoich planów, a jedynie namówić już częściowo przekonanych do rodzicielstwa, by mieli więcej dzieci. Nie narzuca nikomu swojego światopoglądu i nie twierdzi, że każdy powinien mieć dzieci. Ale jeśli choć trochę się zastanawiasz nad kwestią poszerzenia rodziny, to Caplan chce ci pomóc podjąć racjonalny, zgodny z faktami wybór. Dlatego też kilkakrotnie przestrzega w swoim dziele przed błędem myślenia o rodzicielstwie w kontekście tylko i wyłącznie pierwszych lat życia syna czy córki. Gdy idziesz do sklepu na zakupy, to musisz ich wielkość zaplanować tak, by starczyło ci produktów do momentu, gdy będziesz mógł/będziesz chciał iść do sklepu ponownie. Nie możesz podejmować decyzji zakupowych tylko na podstawie tego, że 10 minut temu zjadłeś obiad i nie jesteś już głodny – wyjście ze sklepu z pustymi torbami tylko i wyłącznie na podstawie twojej aktualnej sytości byłoby irracjonalne. Tak samo nie możesz planować liczby dzieci, kierując się aktualnym „przesytem” w kwestii ich płaczu czy psocenia. Gdy osiągną wiek nastoletni, będziesz żałować, że nie mają dla ciebie więcej czasu, a jak dorosną i się wyprowadzą, to z utęsknieniem będziesz oczekiwać telefonów i wizyt. Innymi słowy „najlepsza dla ciebie liczba dzieci” zmienia się z czasem. Dwa biegające maluchy mogą się wydawać wystarczające, gdy masz trzydziestkę, ale sklep z naszego porównania może potem być nieczynny albo możesz nie mieć czasu na zakupy.
Oprócz tej przeprawy po wynikach różnych badań i przemyśleniach autora na temat rodzicielstwa, książka zawiera też poradnik „jak mieć więcej wnuków” oraz rozdział poświęcony różnym sposobom leczenia bezpłodności (niestety dość infantylny, nie rozumiejący w ogóle na czym polegają kontrowersje z np. in vitro i sprowadzające całą bioetykę do religii). Całość publikacji podsumowana jest ciekawym zabiegiem w postaci czterech fikcyjnych dialogów, pomagających utrwalić zdobytą przez czytelnika wiedzę.
Edukacja pod lupą Bryan Caplan
7,2
Dzień dobry, dziś kolejna książka od wydawnictwa @Fijorr publishing, „Edukacja pod lupą” autorstwa Bryana Caplana. Wydawnictwu serdecznie dziękuję za przysłanie książki do recenzji. Już teraz do rzeczy.
Bryan Caplan jest amerykańskim ekonomistą behawioralnym i autorem. Caplan jest profesorem ekonomii na George Mason University, pracownikiem naukowym Mercatus Center, adiunktem w Cato Institute i byłym współautorem bloga Freakonomics; publikuje również własnego bloga EconLog.
Swoją książkę opisuje w następujący sposób, że nauka nie musi być użyteczna. Nie musi być inspirująca. Jednak, kiedy nie jest ani użyteczna, ani inspirująca, jak nie nazwać jej marnotrawstwem?
Autor kieruje swoje słowa przede wszystkim do studentów, ale także do absolwentów uczelni.
Zaletą książki moim zdaniem jest to, że ktoś poruszył niewygodny temat edukacji od wczesno szkolnej do nauki studenckiej. W publikacji jest sporo odzwierciedleni graficznych w postaci wykresów porównujące różne grupy społeczne, mające zróżnicowane wykształcenie, a także podział na płeć. Jakoś tak dziwnie jest na tym świecie, że mężczyźni na tym samym stanowisku zarabiają więcej, co kobiety.
W książce jak sam tytuł mówi poruszany jest temat edukacji. Autor, mimo, iż jest wykładowcą pisze o tym, iż system szkolnictwa nie do końca jest dobry. Niestety muszę autorowi przyznać rację. Szkoła uczy nas przede wszystkim jak być dobrym pracownikiem. I w moim przekonaniu, choć od ostatniego dzwonka w szkole minęło już ponad dekadę nic się od tego czasu nie zmieniło, po za tym, że w dobie dzisiejszych czasów zajęcia odbywają się zdalnie. Pamiętasz pewnie bardzo dobrze napominania ze strony rodziców „synu/córko ucz się”. Narzucano nam materiał, który po za byciem naukowcem np. biologii czy fizyki na nic ¾ zdobytej wiedzy się nie przydaje. Autor podkreśla oczywiście, żeby nie rezygnować z edukacji na poziomie podstawowym. Im wyższy tytuł, tym bardziej przekłada się on na nasze zarobki. Czyż tak nie jest? Oczywiście, że tak jest. Szkoła czy to średnia czy wyższa nie przygotowuje nas w żadnym stopniu do życia. Dopiero po opuszczeniu murów szkolnych dotykamy rzeczywistości, a wiedza na temat cyklu rozwoju paprotnika nie jest ci dziś do niczego potrzebna. Nie mniej im więcej nie potrzebnej wiedzy nabywasz, tym bardziej stajesz się atrakcyjny na rynku pracy. Pracodawcy lubią prymusów, choć często nie do końca sami byli wzorowymi uczniami.
„Studenci zapoznają się z próbkami kultury wysokiej, gdyż od tego zależą ich stopnie. Lecz gdy napiszą już egzaminy końcowe, olbrzymia ich większość pędem wraca do swej niskich lotów strefy komfortu” Przekładając to na życie, można to zinterpretować w myśl zasady 3 razy Z:
Zakuć, zdać, zapomnieć. Gdyż tak naprawdę przedmiot albo nas nie interesuje, albo wiedza jest bezużyteczna. Skupiamy się tylko i wyłącznie na tym, żeby zaliczyć egzamin, a często na następny dzień po egzaminie mamy pustkę na temat, który pisaliśmy wczoraj pracę
„Każdy, kto pomyśli o własnych doświadczeniach, doszuka się szlachetnych wyjątków od reguły. Znam wielu ochoczych uczniów i pełnych pasji nauczycieli, Są oni solą tej ziemi” Sam miałem w Technikum takiego nauczyciela, który naprawdę z pasją uprawiał swoje rzemiosło. Z zachwytem i zainteresowaniem zapalał nas do informatyki i programowania. Potrafił w prosty i jasny sposób przekazać swoją wiedzę. Każda jego lekcja była pełna wiedzy, inspiracji i ciekawostek na ten czas, gdyż branża IT przeżywała prawdziwe rozwój. Życzę każdemu takiego nauczyciela. Czy to w szkole, czy na studiach.
Jeszcze jedna kwestia: „Fani edukacji zawodowej uwielbiają porównywać wziętych hydraulików, elektryków i mechaników do zadłużonych barmanów z dyplomem z anglistyki” Fach w ręku ważniejszy od tytułu? Czy dobry hydraulik czy elektryk może zarabiać więcej od pracownika umysłowego? Tak. Lata doświadczenia zawodowego i precyzja wykonanej pracy jak najbardziej przekłada się na dochody rzemieślnika. Tymczasem będziemy się kierować do podsumowania.
Po lekturze tej książki cofniesz się w czasie i przypomnisz sobie lata swojej edukacji. Powrócą wspomnienia tych zarwanych nad podręcznikami nocy, których zawartości i nabytej wiedzy i tak już dziś nie pamiętasz. Książkę oczywiście polecam do poczytania. Ocena, jaką daję to mocne 8 na 10. Wydawnictwu jeszcze raz dziękuję za egzemplarz.