Urodziła się w Człuchowie na Pomorzu. Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa. Szalej to jej debiut prozatorski. Fragment powieści ukazał się w 2018 roku w niemieckim piśmie literackim „Sinn und Form” w tłumaczeniu Bernharda Hartmanna.
Magiczna. Smutna, chwytajaca za serce, ale nie zalewająca niepokojem. Prawdziwa do bólu. Mam wrażenie, że w pełni zrozumiała dla osób, które wychowały się na wsi, wtedy czuje się ją najlepiej. Także poprzez doświadczenie bliskości z przyrodą, specyficzny sposób obcowania że starością i śmiercią. Książka o naszych babkach i matkach. Niestety także trochę o nas. W moim odczuciu dającą nadzieję na to, że jako młode kobiety mamy w ręku potężna broń, jaką jest wiedza, świadomość i dawanie sobie przyzwolenia na bycie i czucie. Łatwo można było tę książkę zepsuć, ale napisano ją z ogromnym wyczuciem i nie mam jej absolutnie nic do zarzucenia. Piękna.
Na pewno wiele kobiet zidentyfikuje się z bohaterką tej powieści i całymi pokoleniami przygniecionych prozą życia, niemogących liczyć na sukcesy bijące dziś od instagramowych influencerek i mających poczucie, że zmarnowały te wszystkie lata, a winne temu są nawet nie one same, ale czasy i wychowanie, nie pozwalające na rozwinięcie skrzydeł. Monika Drzazgowska ukazała to w dwunastu zgrabnie zatytułowanych partykułami rozdziałach. Dobry to debiut. Proza jest mocna, mięsista, autorka nie ucieka od turpizmu, od brzydkich scen, opisywania tego, co wielu z nas być może chowa pod korcem, co wielu z nas dolega. Spostrzeżenia są celne, dosadne. Jednocześnie Drzazgowska potrafi być mocno poetycka zwłaszcza tam, gdzie pisarka dotyka przyrody i tej wiejskiej sielskości, której już dziś coraz mniej zostało. Świetnie pasuje do tego tytuł książki.