Pozaziemskie oceany. Poszukiwanie życia w głębinach kosmosu Peter Hand 8,3
DNA, RNA, ATP – trzy słowa, a tak naprawdę zlepki wyrazowe składające się z dużych, specyficzne dobranych do siebie liter. W każdym z tych słów, po trzy litery na jedno, litery łączą się finalnie w teoretycznie nic nieznaczące dla laika określenia. W ich chaotyczności i bardzo ,,upakowanym” brzmieniu, bez żadnej harmonii przypisanej do nadzwyczajnie prezentującego się ,,niby-wyrazu", tkwi sedno tego, co w kontekście przemian biologiczno-chemicznych na Ziemi, w tym obserwacji nas samych, jak i wielu różnych gatunków organizmów żywych, ich środowisk, bio i ekosystemów nazywamy po prostu życiem. W tych ,,dużo-literowych” skrótach zawiera się cała nadrzędność, z której kodu korzysta ewolucyjny cykl życia. Kwas deoksyrybonukleinowy, rybonukleinowy, adenozyno trójfosforan - trzy związki chemiczne, których znaczenia dla biochemii na naszej planecie nie da się ukategoryzować i opisać żadnymi słowami i licznymi cudownymi określeniami. Stanowią one wszelakie chemiczne ucieleśnienia, odnośniki i synonimy tego, co my ludzie nazywamy życiem; tak, one są życiem – tą 100%-ową jego podstawą, symetrią i być może cząstką superdeterministycznego planu inteligentnego stwórcy, który jak widać spełnia się znakomicie. A kto wie, być może w otwartej przestrzeni kosmicznej, w naszym Układzie i daleko, daleko poza nim, z realizacją superplanu kreacji życia i jego rozsiewania, jest tylko lepiej.
Zjawisko, które kocha chyba każdy biolog funkcjonuje według określonego modelu. Mimo iż jesteśmy coraz bardziej obeznani z budową DNA prawie na każdym podłożu, w każdej skali, rozszyfrowując o nim coraz więcej i więcej informacji, wciąż zdaje się nie jesteśmy stanie zrozumieć choćby o 1% więcej z wiedzy w zakresie rozumienia w wielu aspektach naukowych istoty życia. Choć wiele gałęzi współczesnej nauki, w tym medycyny, inżynierii molekularnej opiera się na DNA, nawet i za 10, 20 lub 50 lat nie dokopiemy się w żaden empiryczny sposób do iście fundamentalnych podstaw dotyczących budowy i pochodzenia DNA: po prostu ,,jak i dlaczego DNA pojawiło się akurat na Ziemi?". Czy taka forma biologicznego nośnika informacji o organizmach żywych działała (i być może działa nadal) kiedyś poza Ziemią? Życie to zjawisko abstrakcyjne - definiuje cały globalny ekosystem na trzeciej planecie od Słońca, definiuje nas samych, zmusza ludzkość do refleksji, a refleksja do działań praktycznych. Najdziwniejsze jest to, że stawiając sobie bardzo praktyczne pytania w stylu: ,,czy DNA jest czymś uniwersalnym; czy jest jednym z głębokich filarów stanowiących fundament licznych stałych i kodu tworzącego Kosmos; co z życiem, jego fizycznym przekazem, którym są wspomniane DNA, RNA, ATP – czy znajdziemy je w planetach Układu Słonecznego lub w planetach pochodzenia pozaukładowego? Bardzo dobrym suplementem popularnonaukowym w obrębie tematu paradoksu życia na Ziemi i jego ewentualnych akcentów poza naszą planetą, będzie książka "Pozaziemskie oceany" autorstwa Kevina Petera Handa z bardzo dobrego zresztą, z mocną dozą samej wiedzy, jej surowości, merytoryczności i dociekliwości cyklu książkowego wydawnictwa "Copernicus Center Press", które na rynku polskim realizuje się od wielu lat.
Przed podejściem do omawianej i recenzowanej literatury pana Handa, bez bicia przyznaję: miałem delikatne, ale jednak takowe było, wrażenie, że skoro temat pochodzenia życia na Ziemi, obecności jego odłamów, innych form daleko, daleko poza Ziemią, na przestrzeni lat jest wałkowany praktycznie w co drugiej książce popularnonaukowej, to istnieje duża realność iż w tej publikacji właśnie nie dostanę nic konkretnego, czego mógłbym się więcej dowiedzieć, ewentualnie uraczono by mnie jako czytelnika: delikatnym rozwinięciem takiego tematu z wypełnieniem ponad 300 stron jakimiś danymi, żeby… tylko dokończyć zawartość fizyczną pracy. Podobne obawy miałem przy okazji ostatnio czytanej i opisywanej lektury z tego wydawnictwa, "Ukryte Siły Natury". W przypadku pracy Briana Coxa, jak i wobec książki znanego Astrobiologa Kevina Petera Handa, obawy te okazały się jedynie złudzeniem i niepotrzebną ,,bolączką geekowskiej intuicji”. Dodam również, iż porównując te dwie prace, dostrzegłem jedno: jakość i merytoryczność treści obu dzieł jest na bardzo podobnym, dość wysokim jak na standard popularyzacji nauk fizyczno-przyrodniczych poziomie; Cox pisze jednak z bardziej wyszukanym, pełnym miękkości i większej fantazji stylu niż Hand, który próbuje niekiedy pisać powieść niż prowadzić ciągłość zaciekawiania nauką, przedstawiania faktów, inspirowania laików jak i profesjonalnych odbiorców.
W "Pozaziemskich oceanach" mamy jednak trochę zaskoczeń. Jak sama nazwa książki Handa wskazuje, chodzi o aspekt rozwoju życia, jego różnorodności poza Ziemią, na której to życie zaczęło się nie inaczej jak tylko w rozpuszczalniku jakim jest woda: w Oceanie. Strumień energii naukowej tej pracy wzbudzającej mą ciekawość, zaczął wtłaczać się w moje jestestwo, gdy autor zaczął rozważać planety Układu Słoneczego, których księżyce skrywają w sobie być może duże obszary zapełnione jakąś cieczą, w której kto wie, być może… istnieje albo właśnie zaczyna się ono rozwijać i adaptować: życie. W tak zwanych ,,Oceanach” według Handa może zawierać się dość ciężki skład chemiczny, nie bazujący na ,,typowej” ziemskiej wodzie słonej i słodkiej. Czytelnik być może o tym nie wie (ja, co przyznam, miałem problemy z kojarzeniem tych faktów aż do teraz),że oceany życiodajnej wody, o których mowa, znajdują się w jakimś stopniu prawdopodobieństwa m.in. na Europie, Ganimedesie, Kallisto – księżycach Jowisza – a także Tytanie, Enceladusie – satelitach Saturna. W grę wchodzą również ,,ewentualności” w tym temacie (ewentualności, gdyż nikt z branży astrofizyki i nauk współpracujących nie ma pewności, jak takie oceany na tych ciałach niebieskich mogły by składnikowo i gęstościowo funkcjonować, i czy życie na tej bazie chemicznej było by możliwe) pokroju Trytona od planety Neptun oraz Ariel i Miranda od Urana. Faktycznie, podanie takich danych, pobudza i intryguje. Wygląda to na dobrze przemyślany sposób procesu bombardowania wiedzą czytelnika – to jest ten aspekt profesjonalizmu w branży, za który ceni się takich popularyzatorów nauk jak K. P. Hand.
Odbiorcę wprawi w dobry nastrój specyficzny sposób nazywania odmian życia przez autora – przynajmniej ja tak to spostrzegłem. Przykładowo według Handa istnieje ,,dziwne życie” albo nazywa też dane obszary pozaziemskie ,,zamieszkiwalnymi”, ucząc nas w ten sposób odróżniać je od tych zamieszkanych, jak Ziemia, czy niezamieszkanych jak Wenus lub Merkury. W ,,zamieszkiwalnych" ciałach niebieskich działa prawdopodobnie (z naciskiem mocnego podkreślenie na ,,prawdopodobnie"!) ten rodzaj egzystencji, który nie wykorzystuje wody i węgla jako swoich podstawowych pomocników czy też inkubatorów, w których ono się ,,zapoczątkuje”: odpowiednio są nimi rozpuszczalnik i budulec, który z możliwości rozpuszczalnika, znane nam pojęcie życia korzysta. I tu wchodzi analogia i wniosek – Hand zabiera nas w podróż, co młodzież lubi nazywać, pełną ,,rozkmin”. Jednak w jego przypadku nie jest to jedno, czy dwa zdania: wątek tego, co może zastąpić wodę i węgiel na innych światach poza Ziemią, rozciąga na dość znaczną ilość stron, przyjmując bardzo szerokie warianty; to nie nudzi czytelnika, to ma prawo tylko zastanawiać, wzmacniać dobrego ducha naukowej ciekawości i chęci poznawania nauki. Hand jest przekonywujący, nie sypie miałkimi niby-faktami, ale solidnymi dowodami, które mają podkreślić jak w skali kosmicznej z punktu widzenia gatunku ludzkiego życie jest bardzo wysmakowanym i wyjątkowym fenomenem, pełnym paradoksów i niepewności. Co istotne, ważnym punktem w "Pozaziemskich oceanach" w tej kwestii jest przekonanie autora z czym nie można się nie zgodzić do - co nazywam - ,,szerokości życia” w Kosmosie, które nie opierałoby się wyłącznie na Ziemi, a przede wszystkimi na, co wspomniałem wyżej, istnieniu i funkcjonowaniu księżyców Układu Słonecznego, a także planetach poza-słonecznych, w których różne warianty ,,sfery złotowłosej" dają możliwości zaistnienia życia, które było by ,,szerokie” w ten sposób, że opierało by się na chemosyntezie, którą na Ziemi jak podaje Hand odkryto pod koniec lat 70-tych XX wieku. Gdyby nie to odkrycie, gdyby nie te zjawiskowo egzystujące na kilometrach pod powierzchnią oceanu kominy hydrotermalne, nie można by obecnie o ,,pozaziemskich oceanach" myśleć i czytać w ogóle tą książkę; nie można by debatować na sympozjach astrofizyków i konwentach NASA i ESA, o tym, że gigantyczne baseny wody, skrytej zapewne pod wielokilometrowej grubości skorupą, jak te na Europie i księżycach Saturna i Neptuna, mogą skrywać w sobie po prostu życie. Zjawiska pływowe, kąt nachylenia osi obrotu naszych układowych planet, także ich księżyców, wszystko to również podaje autor w tej książce, w tym kontekście, iż potwierdza to, że takie i temu podobne procesy dają bardzo prawdopodobną możliwość zaistnienia życia poza Ziemią. Skoro autor najpierw wykłada nam czynniki, które muszą być spełnione, aby procesy chemiczne, być może genetyczne lub temu podobne, biologiczne nadały bieg istocie życia, to zgodnie z logiką takiego wnioskowania wykłada nam hipotezy tego, jak wyglądała i funkcjonowała by od jednostki do zbiorowości cywilizacja żyjąca w przepastnych oceanach różnych planet lub ich księżyców: czy i jaką miała by technologię, czy stworzyła by elektryczność, wznieciła by ogień? Jakie zmysły potrzebne byłyby jej przedstawicielom do komunikacji, realizacji zadań, rozwoju społeczności? Jakie stopnie zaawansowania technologicznego (Skala Kardaszowa) taka specyficzna meta-zbiorowość by osiągnęła? Te futurologizmy, te bliskie popkulturze gdybania, to jedna z najlepszych małych części tej książki – z pewnością ucieszy każdego geeka. W końcowych 100 stronach pozycji jest tylko lepiej: nutka optymizmu nie pozbawiona lekkiego posmaku ostrożności. Bo jeśli życie uwielbia kominy hydrotermalne, wręcz kocha tarzać się w ich związkach chemicznych, a jak wiemy życiodajne substancje (mamy tego dowody po analizie spektroskopowej księżyców Układu Słonecznego) są powszechne, to na Europie, Enceladusie czy metanowym Tytanie życie musi zaistnieć. Innej możliwości nie ma. Czyż ta książka nie zakrawa na fenomem? Coś w tym jest, czyż nie?
"Pozaziemskim oceanom" bardzo blisko jest do seriali dokumentalnych produkcji BBC lub Discovery, i to takich, które pełne są malowniczych wizualizacji i długich ujęć pełnych konkretnych, ale krótkich dialogów prezenterów. Jak na mój gust, pan Hand jako narrator takowego serialu, który mógłby nazywać się tak samo jak omawiana niniejszym jego książka, poradziłby sobie z tym zadaniem w miarę zadowalająco – widziałbym go stanowczo w tej roli; skoro z książką poradził sobie wybornie, wymaganiom widzów kochających seriale przyrodniczo-naukowe też by sprostał.