Noc zombie Brian Keene 6,5
ocenił(a) na 61 tydz. temu O obu tomach duologii (naprawdę jest takie słowo?) mam do powiedzenia to samo: solidne rzemiosło, które od znanej mi konkurencji odróżniają dwie cechy.
Pierwszą jest bardzo konsekwentna brutalność w traktowaniu bohaterów (chociaż nie czytelników, którym szczęśliwie oszczędza się skrajnie naturalistycznych obrazów),połączona z beznamiętnością opisu kolejnych „odejść ze sceny”. Niestety niewiele z tego wynika, bo człek szybko zaczyna się przyzwyczajać do tych ponurych żniw, po prostu nie przywiązuje się do postaci i w końcu traktuje jak bezimienne pionki na szachownicy. W jakiś przewrotny i oczywiście niedosłowny sposób potwierdza się myśl przypisywana zdaje się Stalinowi, iż tragedią jest śmierć jednostki, a śmierć milionów jest już tylko statystyką.
Drugą cechą szczególną tych powieści jest rysunek nieumarłych (cwane bestie, inteligentne, na równi z żywymi posługujące się zdobyczami techniki) i pomysł na ich pochodzenie (alians starożytnych mitów i nauki nie wirusologicznej). I znowu tak naprawdę niczego to zmienia. Ot, zombiaki nie są zombiakami w czystej postaci, raczej mutacją zombiaków z wampirami w wydaniu niezwierzęcym. A czyż mało było wampirycznych historii na modłę Draculi spisanych?
Do wyróżników tego mini cyklu nie da się natomiast zaliczyć fabuły. Ta niczym istotnym nie różni się od setek innych fabuł z kręgu grozy i walki o przetrwanie Armagedonu. Aby ocaleć i przy okazji być może uratować cały świat, należy przejść z punktu A do odległego punktu B, zmagając się z wrogiem głównym i pomniejszymi. Zmagając się z użyciem oręża, podstępu oraz – oczywiście – męstwa, wytrwałości i poświęcenia. Wiem rzecz jasna, że to schemat należący do filarów literatury, jeszcze Homerycki, że sam w sobie nie jest wadą, że korzystanie z niego jest nie tylko prawem pisarzy, ale niekiedy nawet obowiązkiem. Tyle, że Autor nijak go nie „zniuansował”, nie ukrył, nie ozdobił swoistymi detalami. Na tym ten wątek zakończę, bo kto zechce mnie zrozumieć, ten zrozumie.
O co chodzi z solidnym rzemiosłem, wyjaśniał nie będę. To samotłumacząca się kwestia.
W rezultacie powstało konwencjonalne dzieło popliteratury z mocnym warsztatowo szkieletem. Abstrahując od wszelkich punków odniesienia należałoby je uznać za co najwyżej średnie, ale ja zwykłem brać pod uwagę także tło w postaci dokonań większości współczesnych twórców literatury popularnej. I uwzględniwszy to tło daję szósteczkę z przekonaniem, że na pewno nie jest to ocena zawyżona :)