Był już księgarzem, wydawcą, redaktorem i recenzentem. W 2008 roku założył wydawnictwo Abiekt.pl specjalizujące się w literaturze gejowskiej i lesbijskiej. W latach 2012–2019 kierował założonym przez siebie Wydawnictwem Komiksowym. Publikuje na blogu (Zdaniem Szota) i w prasie. Miłośnik archiwów, bibliotek, kwerend i długich spacerów z psem.
Krzysztof Gawronkiewicz to polski artysta komiksowy najbardziej znany z takich tytułów jak „Achtung Zelig”, „Mikropolis” czy „Przebiegłe dochodzenie Otto i Watsona”. Ostatnio jednak autor skupił się bardziej na pracy przy różnych wystawach, a jego albumy nie są już tak często wznawiane. Dlatego też warto sobie przypomnieć jego twórczość w albumie „Krzesło w piekle”.
Album rozpoczyna się od przeglądu krótkich zamkniętych form tego autora. Najlepiej wypadają tutaj historie z bardzo abstrakcyjnym humorem jak „Miasto, masa, mięso” czy „Bardzo ostro”. Zdecydowanie mniej przemówiły do mnie motywy obyczajowe w „Webtrip. Lena” czy dziwna metafizyka w „Aby wszystkie żywe istoty pogubiły się we własnych snach”. Tytułami z zupełnie innej beczki były dla mnie „Sto lat Kisiela” i „Pomysławek”. Pierwszy to lekkie historyczne historyjki przedstawiające różne epizody z życia Stefana Kisielewskiego, a drugie to opowiastki dla dzieci, które jednak raczej nie trafią do dorosłego czytelnika.
Następnie są przedstawione fragmenty najbardziej znanych dzieł autora. Udało się na szczęście w większości wybrać takie elementy, które powinny zachęcić czytelnika do sięgnięcia po pełną wersję. Dla mnie największą niespodzianką była „Burza” przedstawiająca alternatywną wersję historii, w której nie wybuchła II wojna światowa – wielka szkoda, że ten fragment nigdy nie został rozwinięty w wersji albumowej.
Poza tym album zawiera też liczne ilustracje i projekty autora. Szkoda jednak, że poza tytułem nie udało się zawrzeć informacji, gdzie dana praca była wcześniej wykorzystana. Czasem niestety nie ma nawet tytułu.
Już przeglądając ten album można zauważyć jak różnorodna jest kreska autora. Można tutaj zobaczyć zarówno karykaturalne postacie, jak i zaskakująco realistyczne sceny. Inne z kolei sceny przywodzą na myśl niesamowity horror i mogłyby się nadawać na oddzielne plakaty.
Nie wszystkie też teksty opisujące dany etap prac artysty dobrze się czyta. Chyba najlepiej wypadają teksty wyjaśniające kontekst danego utworu i kulisy jego powstania jak chociażby artykuł Macieja Parowskiego o „Burzy”. Moim zdaniem trochę zbyt przeintelektualizowany jest tekst Jakuba Woynarowskiego otwierający album.
Ten tom jest idealnym kompendium najważniejszych cech twórczości Krzystofa Gawronkiewicza. Nadaje się zarówno dla osób znających jego prace, jak i też chcących nadrobić jego twórczość. Cieszę się, że mogłem poznać utwory, których nie znałem.
Ależ ta książka mnie rozczarowała. A właściwie nie książka tylko autor. Jak można było napisać o tak niebanalnej i nietuzinkowej postaci tak nijaką publikację? Napisać o tym, że to zmarnowany potencjał to nie napisać nic.
Zofia Sadowska – jak podają źródła - była w Imperium Rosyjskim pierwszą polską lekarką z doktoratem. A do tego dodać trzeba: bizneswoman, społeczniczka, filantropka, naukowiec, fanka motoryzacji, feministka, automobilistka biorąca udział w wyścigach samochodowych. Kobieta, która zdecydowanie wyprzedzała swój czas, kobieta o śmiałych, czasem radykalnych poglądach, odważna, szczera, ambitna, która nie bała się przeciwstawić męskiemu spojrzeniu na świat, która nie dała się zamknąć klamrami żadnego stereotypu, która śmiało wyłamywała drzwi zamykane jej przed nosem tylko dlatego, że była kobietą. A mimo to najbardziej znana była ze skandalu obyczajowego jaki wywołała jej orientacja, mianowicie Zofia Sadowska była lesbijką. A tego ówczesna Polska, z ówczesnymi brukowcami darować jej nie mogła, wieszając na niej psy, odżegnując od czci i wiary, krytykując jawnie i ukrycie i zarzucając, że szarga wszelkie możliwe świętości. Sadowska urosła do swoistego kuriozum wytykanego palcami, w którym nikt nie umiał i nie chciał zobaczyć po prostu człowieka.
I to wszystko Wojciech Szot przedstawił w jałowy, beznamiętny i nudny sposób. Jako biografia jest to jakiś wybrakowany twór, pełen cytatów, cytatami bowiem czytelnik jest w „Pannie doktór Sadowskiej”. Paradoksalnie – to cytowane fragmenty są tu najlepsze. Bo kiedy autor sili się na coś od siebie wypada to nijako, blado i bez żadnego polotu.
Nie polecam.