Czytam zdecydowanie za dużo... książek. Po wypowiedzi noblistki { której nie czytam}
pozwoliłem sobie na samokrytykę. A co, nie stać mnie jako ograniczonego czytelnika do 30 pozycji rocznie. Od miesiąca mamy wakacje. Nie są takie same jak zwykle. Wojna, gaz, węgiel, drewno, inflacja zima... więc postanowiłem zapomnieć o troskach i wziąłem urlop. Wydawnictwo PRÓBY niedawno wydało świetny "Apetyt na Paryż", a że rozpoczynał się Tour de France który namiętnie rokrocznie oglądam, to książka wydała mi się w sam raz. Na początku lipca przeczytałem, przyznaję że przez nieuwagę, wywiad z prof Friszke. Dodam do tego że profesora nie ceniłem. Był, a może dalej jest, jakiś flegmatyczny i przeintelektualizowany { przepraszam za słowo !}
Po prostu nic konkretnego. No więc gdy przeczytałem wywiad to... natychmiast książkę zamówiłem. Coś w tym tekście mnie zadziwiło a może nawet zafascynowało. Może to była szczerość, jakaś rzadko spotykana autentyczność. A przecież to "tylko historyk". O życiu naukowca, o swoich książkach i o wielu ludziach których spotkał na swojej drodze. O redakcji "Więzi" i Tygodnika Solidarność. O ludziach KORu i podziemia którymi zajmował się naukowo. Chociaż były chwile w których nie podzielałem zdania profesora, to czym dłużej czytałem tym bardziej tekst mnie zajmował. Kilkaset bardzo ciekawych stron o historii Polski która zawsze potrafi zająć umysł i zdenerwować. Zastanawia mnie, czy będzie to tekst tylko dla bardzo niewielkiego grona. Bardzo chciałbym żeby tak nie było. Teraz jednak został mi drugi m-c wakacji i na przekór "naszej noblistce"... i oczywiście sobie wezmę coś mniej mądrego do przeczytania. A "... Paryż " zostawię na jesień.
Bardzo dobra praca, monografia historyczna warta polecenia zainteresowanym dziejami lewicy, choć siłą rzeczy jest to również opowieść o mozolnym odradzaniu się państwa polskiego i jego struktur po latach niewoli. Już na samym wstępie autor słusznie konstatuje, że popularna ostatnimi laty narracja historyczna (ta płynąca z kręgów władzy i ze środowisk z nimi związanych)znacząco zniekształciła prawidłowe rozumienie historii i zachodzących w niej procesów. Dzięki tej właśnie narracji (popularnie określanej nieszczęśliwym mianem "polityki historycznej") i przy coraz bardziej rozpowszechnionej bierności intelektualnej naszych czasów Piłsudski uchodzić może za państwowego i konfesyjnego konserwatystę (sam słyszałem kilka wypowiedzi na temat jego rzekomo głębokiej religijności),a dzieje się tak dlatego, że lewicowość jego starannie ukryto za obrazem pogromcy bolszewików, który dla celów propagandowych, co tu kryć, nadaje się zdecydowanie lepiej. Pamiętając o tym,że - jak mawiał nie(świętej) pamięci prokurator generalny Związku Sowieckiego Andriej Wyszynski - "historia jest polityką projektowaną wstecz", warto o pewnych sprawach myśleć wbrew wyuczonym i wpajanym nam schematom i nie opowiadać się po stronie uproszczeń tam, gdzie widoczne są złożoność i skomplikowanie.
Nie jest to jednak książka o Piłsudskim, choć tu i ówdzie postać Marszałka wybija się na pierwszy plan. Zgodnie z tym, co zostało już napisane, jest to historia ruchu lewicowego w różnych jego odłamach. Czytelnik otrzymuje w miarę pełny obraz tworzenia się polskiej lewicy w jej odmianie niepodległościowej i reformistycznej (PPS - Frakcja Rewolucyjna) oraz komunistycznej i rewolucyjnej (SDKPiL, PPS - Lewica). Z konieczności trochę tu powtórzeń, zwłaszcza z Leszka Kołakowskiego. Nie sposób jednak napisać na nowo historię lewicy nie posiłkując się "Głównymi nurtami marksizmu" tego ostatniego, które dla pragnących zrozumieć świat polityki powinny być lekturą obowiązkową. Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne na kartach tej książki gości raczej rzadko i to głównie w kontekście jego stosunku do Żydów i Rosji. Rzecz jest dobrze napisana, także pomimo dość trudnego i wymagającego tematu czyta się ją stosunkowo łatwo. Polecam spragnionym prawdziwej wiedzy historycznej. Zagorzali sympatycy twórczości niejakiego Piotra Zychowicza będą zawiedzeni, choć oni po taką książkę i tak pewnie nie sięgną.