Biały statek Czingiz Ajtmatow 7,7
ocenił(a) na 75 tyg. temu "Miał takie ulubione dwie bajki.
Jedną własną, o której nikt nie wiedział. Drugą opowiadał mu dziadek.
Potem nie miał już żadnej.
O tym właśnie będzie mowa".
Księga ludzkich uczuć pisana po raz kolejny językiem Ajtmatowa.
Bardzo rzadko się zdarza, aby i początek, i koniec książki, zachwyciły mnie swoim zdaniami a tutaj tak jest, powyższy cytat otwiera tę opowieść a zakończenie..., o tym za chwilę.
To moja kolejna styczność z prozą tego autora.
Czytam jego książki i odkrywam kolejne horyzonty ludzkich wnętrz i opisujących je słów.
Czytam i myślę sobie, że Ajtmatow wie, co w ludzkiej duszy gra.
Zna nasze zhańbienia, zawinienia, tęsknoty i boleści. Udręczonej duszy zew.
Pisarz ujmuje w słowa to, co czasem jedynie przemyka nam przez głowę i umyka po szerszym otwarciu oczy.
"Można położyć się na plecach i patrzeć w niebo. Z początku przez łzy prawie nic nie widać. (...) Obłoki wiedzą, że teraz źle jest chłopcu, że chciałby pójść gdzieś albo polecieć, żeby nikt go nie znalazł".
Mały chłopiec, porzucony przez rodziców, wychowywany przez bliską rodzinę oraz dziadka - jedyną osobę, która naprawdę go kocha, i której na nim zależy.
Mieszkają w maleńkiej leśniczówce, na kirgistańskiej ziemi, otoczeni przez lasy, góry i skały.
Zamknięci w swoim ciasnym kręgu osób, zamknięci w swojej roli i niedoli ciężkiego i prostego życia nie umieją zaopiekować się tym żywym i inteligentnym chłopcem. Nie umieją sprostać jego chęci i potrzebie nauki, i rozwijania się.
Życie tego ośmiolatka to czas spędzany pośród natury, czystego nieba i... marzeń. Chłopiec ma bardzo bujną wyobraźnię, która pomaga mu uporać się z trudnym życiem, z kwestiami, z którymi małe dziecko nie powinno się borykać.
Często oddaje się on rozmyślaniom a jednym z jego pragnień jest zostanie rybą - bo kiedy się w nią zamieni, dostanie się na biały statek, oglądany z oddali, na którym według niego znajduje się jego tata...
Delikatna psychika dziecka, brak miłości rodziców, którzy go porzucili i oddawanie się fantazjom spowoduje, że malec zacznie coraz bardziej oddalać się w sferę swoich fantazji i marzeń, aż stanie u progu granicy, zza której nie ma już powrotu.
"(...) Jakie to proste nagle poczuć się szczęśliwym i komuś dać szczęście. Żeby to zawsze tak żyć! Jak teraz, jak w tej chwili. Ale życie nie jest takie - obok szczęścia czyha, wkrada się do serca, do życia, niedola stałe towarzyszącą człowiekowi, wieczna, niedostępna".
Z dużym rozżaleniem i złością czyta się o tym, jak dziadek malca jest traktowany przez kilka najbliższych mu osób, w tym przez swojego zięcia.
"Biały statek" to książka napisana w 1972 roku, niby niedawno, ale są tu pewne wątki, które dziś już zupełnie nie przystają do naszej rzeczywistości.
Minęły czasy, kiedy uważano, że kobieta bez męża jest nic nie warta, a bita przez niego nieustannie, bo nie jest wstanie urodzić mu dziecka, za zupełnie zwyczajną kwestię. Sporo tu, mimo tak niewielkich rozmiarów książki, momentów, kiedy zaciskamy ze złości dłonie a na usta cisna się słowa obelgi. A niechby tak temu w końcu chciało się odjechać i zostawić rodzinę w spokoju...
Ale nie, niestety.
Za sprawą tego tyrana jeszcze jedna świętości zostanie zgładzona...
Ta książka to wręcz przypowiastka, krótka historia, która ma w sobie jednak bardzo duży ładunek emocjonalny.
Chwilami miałam wrażenie, że stoję na skraju lasu i przyglądam się życiu tej rodziny z boku. Niby tak blisko a jednak tak daleko od siebie. Surowe warunki życia, otoczenia i równie surowe relacje. Niezrozumiałe decyzje, wsparcie rozumiane na opak. Ile w tym bólu, niesprawiedliwości i trudnego życia.
Trudnego, bo takie miejsce, bo tacy ludzie wokół, bo jeszcze takie czasy...
Trudna dola kobiet, które nic nie znaczą bez mężczyzn a z nimi jeszcze cięższy los je spotyka. Trudny los starszego, życzliwego, i o wielkim sercu mężczyzny, który tak kocha swojego wnuka, że jest wstanie zrobić dla niego wszystko.
Wreszcie tragiczny los dziecka, które dostaje zbyt mało od ludzi, którzy powinni się o niego troszczyć a sami nie czują zbyt dużo.
No i zakończenie.
Ajtmatow nie szczędzi nam żalu.
Nie próbuje utulić dobrym zakończeniem. Niczego nam nie obiecywał, ponad to, że na chwilę zatrzymany się przy małym chłopcu. Chłopcu, który marzył tylko o tym, aby stać się rybą i znaleźć swojego ojca, by opowiedzieć mu całe swoje życie.
Bajka to, czy nie bajka.
Na pewno ma jedno z najpiękniejszych ostatnich akapitów i ostatnich zdań, jakie do tej pory miałam okazję przeczytać.
"Nie słyszałeś już (...) pieśni. Odpłynąłeś, mój mały, do swojej bajki. (...) Jedno tylko mogę teraz powiedzieć: odrzuciłeś to, z czym nie godziła się Twoja dziecięca dusza. (...) Sumienie dziecka w duszy człowieka jest jak zalążek w ziarnie - bez zalążka ziarno nie wyrasta. (...) Żegnam Cię, mój mały, i powtarzam twoje słowa: >>Witaj biały statku, to ja!<<".
...