W szczelinach czasu. Intymnie o PRL-u Krystyna Kofta 6,8
ocenił(a) na 823 tyg. temu „W szczelinach czasu. Intymnie o PRL – u”. Jest to moje drugie spotkanie z Krystyną Koftą. Tym razem zabrała mnie w podróż do Poznania czasów PRL – u. Podróż w pewnym sensie była dla mnie trochę sentymentalna. W dzieciństwie byłam związana z tym miastem, chociaż nie były to czasy PRL – u, a początek XXI wieku. Mimo to Poznań wydał mi się bliski i zrozumiały.
Jako filolożka zwróciłam uwagę na warstwę językową, którą zaprezentowała Kofta. Jest to wierne oddanie mowy poznaniaków w PRL – u. Sztender, szabel, eintopf, haferfloki to tylko niektóre wyrazy typowe dla gwary wielkopolskiej, na które zwróciłam uwagę i które zanotowałam. „W szczelinach czasu. Intymnie o PRL – u” to też przedstawienie języka, którego wówczas się używało, a który współcześnie może być już charakteryzowany jako archaizm. Myślę tu na przykład o „łapaniu oczek”, czyli naprawie rajstop. Czynność ta sama w sobie jest już przeszłością, a już na pewno jeśli chodzi o punkty usługowe. Kofta wymienia także czasopisma wówczas czytane takie jak: „Głos Wielkopolski”, „Gazeta Poznańska”, „Życie Warszawy”.
Kofta zaznacza, że w czasie PRL – u wychowanie opierało się na 3 filarach, to jest: rodzina, szkoła i kościół. Jeśli chodzi o ostatnią instytucję, wydaje się, że straciła ona swój charakter wychowawczy. Jednak wszystkie 3 filary w PRL – u, mimo swoich różnic ideologicznych i strukturalnych, starały się dbać o młode pokolenie.
W nauczanie historii mocno był zaangażowany dom. Każda rodzina, bowiem ma swoją historię, bo jest po wojnie okaleczona, co nadal rezonowało (i rezonuje) na wychowanie i życie ludzi. Mowa tutaj na przykład o dziadku, który służył w Wermachcie. Warto jednak wspomnieć, że było to „indywidualne, alternatywne nauczanie”. Kofta zauważa, że z jednej strony, historia w szkole była zakłamywana (na przykład o Katyniu czy powstaniu warszawskim),a z drugiej, rodzice bali się mówić.
„W szczelinach czasu. Intymnie o PRL – u” to opowieść przepełniona strachem. Snuje się cały czas widmo powrotu heinemedinę, wojny oraz osobistym lekiem o ojca chorującego na serce. Co więcej, ludzi ciągle prześladuje niedostatek. Niejednokrotnie, bieda. W tym wszystkim autorka potrafi jednak dostrzec radość życia – pierwszą miłością (Włodkiem) oraz mężem (Mirkiem). Kofta zapisuje SWOJE doświadczenia. Na drugim planie (a może nawet trzecim) znajdują się, bowiem wspomnienia o rodzeństwie: brat Mietek (latający na szybowcach) oraz siostra Basia (pracująca w poznańskim Zjednoczeniu).
Autorka pisze bez krępacji o seksie, macierzyństwie oraz o swoich niepowodzeniach - naprawdę są to intymne wspomnienia. Trochę nie rozumiem w jakim celu autorka wspomina katastrofę smoleńską.