Polska ilustratorka, autorka książek dla dzieci, związana z Poznaniem. W 2010 roku ukończyła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. W swoim dorobku ma 36 książek dla dzieci, jako autor lub współautor. Należy do ścisłej czołówki ilustratorów polskich młodego pokolenia.http://emiliaszewczyk.blogspot.com/
"Szpinakowa Staruszka" to przepięknie ilustrowana opowieść o stracie, przyjaźni i emocjach, z którymi często nie potrafią poradzić sobie nawet dorośli. Czasem nie jest łatwo zaprosić do swojego serca wiosnę ale warto zdać się na pomoc innych. Mówi się, że las i przyroda mogą pełnić funkcję terapeutyczną i właśnie ta książka pokazuje to najlepiej.
Mnie oczarowała już sama okładka, a zaglądając do wnętrza książki przenosimy się prosto w piękną, choć nie łatwą historię. Taka historia może dotyczyć każdego z nas, może mamy w swoim otoczeniu osoby pełne gniewu i warto się zastanowić czy za maską złości nie skrywa się coś więcej.
Nie większa od dłoni, w przywdzianym kapeluszu w odcieniu ciemnej zieleni, dzierżąc w dłoni jałowcowy kijek, z grymasem na twarzy kroczyła przez dąbrowę. Szpinakowa Staruszka... Na jej widok wszystkie leśne zwierzęta uciekały w popłochu, a pierwsze rośliny zwiastujące wiosnę zwieszały nad ziemią swe kwiaty. Zrzędliwa Staruszka nienawidziła lata, jesieni, a najbardziej wiosny, gdy świat budził się do życia. W jej sercu królowała zima, a przeraźliwy chłód niemal snuł się za nią niczym cień.
Nadszedł jednak dzień, który wywrócił jej życie do góry nogami, a to wszystko za sprawą chłopca spacerującego z mamą po leśnych ścieżkach. Mama zachwycała się naturą i świeżym zapachem, on natomiast nie podzielał jej entuzjazmu, tylko kroczył rozgniewany kilka metrów za nią do czasu, aż dostrzegł małą istotkę Szpinakową Staruszkę.
To spotkanie pokazało, że za kurtyną złością kryje się smutek przeplatany żalem i tęsknotą. Złość była wyłącznie mechanizmem obronnym, ale przed czym? Przed otaczającymi ich istotami, przed toczącym się życiem, przed całym światem? Gdy cała prawda wyszła na jaw, wystarczyła jedna jedyna sytuacja, by w ich sercach na nowo zaczęło kiełkować zapomniane uczucie i wdzięczność...
Twórczość Emilii Dziubak od dawna przykuwa moją uwagę. Jej charakterystyczne ilustracje mają w sobie jakąś nutkę magii, dzięki czemu z powodzeniem oczarowuje nimi czytelników i ja ten zachwyt szczerze podzielam. Gra światłem jest mistrzowska, ale i warstwa literacka jest równie piękna.
Ta nieco metaforyczna opowieść udowadnia, że nawet po najdłuższej zimie w końcu nadchodzi wiosna, czas rozkwitu i wszelkich zmian. W książce możemy dostrzec nie tylko niesamowitą siłę przyjaźni zbudowanej na zrozumieniu i życzliwości, ale także potęgę natury, która daje przestrzeń na refleksję i odnalezienie spokoju ducha.
Córka słuchała tej historii z zapartym tchem, przeżywając emocje bohaterów i uśmiechając się przy pełnym nadziei zakończeniu. Bardzo nam się ta książka spodobała, więc polecamy dalej!