Jako nastolatka buszując w bibliotece szkolnej trafiłam „Władce Pierścieni”. Nie znałam autora ale zachęcił mnie opis. Książkę pochłonęłam i całkowicie mnie zauroczyła. Stworzony świat, historia, to było coś pięknego. Całość przeczytałam aż trzy razy. Do tej pory lubię wracać do tej historii, czy w książce czy filmie. Przeczytałam też sporo dzieł Tolkiena. Jedne były świetne inne mniej.
Jednak tej książki nie znałam. Jest to „Opowieść o Kullervo” wydana przez Wydawnictwo Prószyński i Spółka. Sama okładka przyciąga wzrok. Obrazek został bowiem namalowany przez samego autora.
A co zawiera wnętrze?
Tolkien będąc na studiach zainteresował się zbiorem pieśni fińskich. Na tyle go to zainteresowało i pochłonęło, że próbował nawet nauczyć się tego języka by przy przeczytać w oryginale. Niestety próba nauczenia się spełzła na niczym, bowiem język ten jest ciężki do przyswojenia. Jednak Tolkien będąc dalej pod urokiem pieśni zaczyna sam tworzyć.
W ten sposób powstaje „Opowieść o Kullervo” która była jedną z pierwszych prób stworzenia dzieła tragicznego. Zostaje też źródłem powstania takiego dzieła jak „Silmarilion”. Oraz w pewien sposób jest też podstawą do „ Dzieci Hurina”. Niejednokrotnie więc stanowiło natchnienie dla autora, który stworzył tak wiele świetnych dzieł.
Same dzieło zawiera około trzydziestu stron opowiadania. W środku znajdziemy takie ciekawostki jak np. zdjęcia z manuskryptu mistrza.
Dla tych co lubią czytać po angielsku czeka nie lada gratka, część książki mamy w języku angielskim. Oczywiście mamy następnie tłumaczenie na nasz język jednak jest to interesujący zabieg.
Książkę polecam fanom autora. Dla osoby, która chce dopiero zacząć przygodę z autorem odradzam.
Dziękuję bardzo wydawnictwu za egzemplarz książki do recenzji w ramach współpracy barterowej.