Amerykański rysownik komiksowy aktywny zawodowo od ćwierć wieku. Na łamach komiksów Marvela zadebiutował w roku 1991, rysując przygody Avengers. Tworzył je przez trzy lata, by potem przenieść się do tytułów poświęconym mutantom Marvela. Opuścił wydawnictwo na przełomie wieków, by po kilku latach powrócić i współtworzyć jeden z najważniejszych marvelowskich komiksów ostatniej dekady - Kapitana Amerykę do scenariuszy Eda Brubakera. Potem na łamach "Fantastic Four" zaczął współpracę z Jonathanem Hickmanem, której ukoronowaniem jest album "New Avengers: Wszystko umiera".http://www.steveepting.blogspot.com/
„Kapitan Ameryka. Zimowy Żołnierz” to komiks, który dostarczył mi mnóstwa niespodzianek. Po album ze scenariuszem Eda Brubakera i rysunkami Steva Eptinga, Michaela Larka, Johna Paula Leona, Toma Palmera i Mike’a Perkinsa sięgnęłam z powodu mojej miłości do produkcji filmowych z uniwersum Marvela i ogromnego głodu, który odczuwam, czekając na pojawienia się kolejnych ekranizacji. Tym razem postanowiłam, że okres oczekiwania na nowe filmy poświęcę na poznanie komiksowych pierwowzorów przygód moich ulubionych bohaterów. Okazało się, historia przedstawiona w komiksie „Kapitan Ameryka i Zimowy Żołnierz” znacząco różni się od opowieści ukazanej w ekranizacji o tym samym tytule.
Kapitan Ameryka w towarzystwie Agentki 13, Nicka Fury’ego i okazjonalnej pomocy ze strony Falcona oraz Iron Mana musi zmierzyć się z wrogiem, który uzyskał dostęp do kosmicznej kostki i za jej pomocą zaczyna mącić głównemu bohaterowi w głowie. Główną opowieść przeplatają wspomnienia Steve’a z okresu II wojny światowej, kiedy u boku młodego Buckiego Barnesa walczył z agentami Hydry i Red Skullem.
Lektura „Zimowego Żołnierza” była dla mnie ciekawym doświadczeniem, głównie ze względu na to, że poznałam inną - niż przedstawioną w filmie - historię tytułowych bohaterów. Największym zaskoczeniem okazała się dla mnie kreacja Buckiego, którego czytelnik poznaje jako gorliwego i utalentowanego w walce nastolatka, który trafił pod skrzydła Kapitana dopiero po odbyciu szkolenia wojskowego. W komiksie o wiele dokładniej wyjaśniono również proces stworzenia Zimowego Żołnierza. Dużą niespodzianką był dla mnie fakt, że we fragmentach przedstawiających retrospekcje wojenne u boku Rogersa walczyli również inni bohaterowie należący do uniwersum Marvela. W tytule pojawiło się wiele intrygujących postaci, o których w filmach nie było wzmianki. Lektura komiksu pozwoliła mi odkryć całkiem nową historię Kapitana i Buckiego.
Nigdy nie byłam fanką amerykańskich komiksów o superbohaterach, ale historia Steve’a i jego towarzyszy rozbudziła moją ciekawość i chętnie dowiem się, jak potoczy się dalej, może będę miała również okazję przekonać się, jakie wątki z komiksów zostały przeniesione na duży ekran.
O ile pierwszy tom przygód Fantastycznej Czwórki autorstwa Jonathana Hickmana składał się przede wszystkim z ustawiania pionków na planszy, to w drugim tomie zarówno autor jak i postacie zaczynają grać i pokazują nam swoje zamiary. Historia w końcu nabiera tempa oraz dynamiki; jest tutaj przestrzeń na głupiutką przygodę w sklepie z ożywionymi zabawkami jak i na podwodną wojnę domową i TED talki super złych naukowców. W końcu czuję Hickmana, którego znam i lubię. Czekam na trzeci tom. Nie uważam jednak, aby Fantastyczna Czwórka tego autora była dobrym punktem wejścia dla nowych czytelników, jak głoszą niektóre głosy w internecie.